Pierwsza kadrowa „Przeglądowa”

Z gadziej perspektywy

Na początku było Słowo. O tym każdy czytający wiedzieć powinien. Potem ludzie byli po słowie. I tak od słowa do słowa narodzili się piszący. Wśród nich najbardziej popularną populacją są felietoniści cotygodniowi. Ludzie przelewający słowa na papier za pomocą nośników mechanicznych lub w przestrzeń za pomocą elektroniki. Za pierwszej komuny felietoniści cotygodniowi pisali wstępniaki ukrywane przez czujnych redaktorów na stronach ostatnich. Kiedy przyszły czasy niewidzialnej ręki wolnego rynku, felietoniści rozplenili się po różnych stronach.
W języku węgierskim, w mowie naszych bratanków dziennikarz zwie się, piszę fonetycznie, „ujszagiro”, czyli pisarz gazetowy. W naszym kraju cotygodniowy felietonista jest takim pół-pisarzem, literatem kieszonkowym, jak kiedyś niemieckie pancerniki. Po 1989 r. pojawił się nowy typ felietonistów. Dwuzawodowiec. Niczym za pierwszej komuny chłoporobotnik, to teraz felietonistoposeł. Albo posłofelietonista.
Pierwszym tygodnikiem, który odkrywał talenty pisarzy gazetowych wśród rządzących, był markokrólowy „Wprost”. Redaktor Król, znany z rewolucyjnej czujności, od razu odkrywał felietonowe talenty u aktualnie rządzących. Pisarzem gazetowym we „Wprost” był prezydent Wałęsa. Tryskał erupcją talentu wicepremier Janusz Tomaszewski. Brylował poseł, minister Piotr Nowina-Konopka. Surowe, oszczędne w felietonowym bąblowaniu teksty zamieszczał sam Leszek Balcerowicz. Gościli u Króla pan poseł Czesław Bielecki i, dla przeciwwagi, Tomasz Nałęcz. Tak się dziwnie u red. Króla plotło, że talent i słowotok felietonisty cotygodniowego tam zatrudnionego, poza Nałęczem, zawiązany był z pełnioną, wysoką funkcją państwową. Kiedy felietonista siedział na stołku państwowo-administracyjnym, muza go trącała i felietonami porażał. Jak tylko zły los, a zwłaszcza źli koledzy pinkowali go, jak mawiał premier Buzek, na dymisjonowanie podwładnych, to talent wysychał niczym ręką odjął.
Felietonoposłowie byli obecni we wszystkich klubach parlamentarnych. Ryszard Czarnecki z AWS, ZChN, na koniec AWSP, obskakiwał przynajmniej trzy dolnośląskie redakcje. Aleksander Hall przynajmniej jedną, ale dużą, „Gazetę Wyborczą”. Ludwik Dorn błyszczy w „Nowym Państwie”. Miała i posłofelietonistów „Trybuna”, i rzecz jasna „NIE”. Ale to wszystko nie umywa się do zagłębia posłofelietonistów redaktora Domańskiego. W redagowanym przez niego „Przeglądzie”, czyli produkcie medialnym, którzy Czytelnicy trzymają właśnie w rękach.
Przez redakcję wspomnianego wyżej Redaktora, który podobno nerwusem jest i krzyczy na pracowników okropnie, przewinęła się fala felietonistoposłów i posłofelietonistów. Wiernych mu. Może dlatego, że kontaktujących się z nim za pomocą e-maila czy faksu, czyli środków przekazu tłumiących dźwięki. Tak czy siak, gdyby policzyć tych posłujących i piszących, to aktualnie w parlamencie są, lub być mogą: Aleksander Małachowski, Katarzyna Maria Piekarska, Marek Wagner, Agnieszka Pasternak. Pisywali Ryszard Kalisz, Andrzej Piłat, Barbara Blida. Do tej paczki trzeba dołożyć także mnie.
Pięć sztuk stałych posłofelietonistów to już koło poselskie. Każdy z nas jest w parlamencie także dzięki naszemu Słowu. To optymistyczne, że ludzie, którzy głosują, najpierw coś przeczytają.

 

Wydanie: 2001, 40/2001

Kategorie: Blog

Komentarze

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy