Pierwsza (taka) Dama Ameryki

Pierwsza (taka) Dama Ameryki

Barack Obama nieprzypadkowo nazywa ją Szefową

Michelle Obama, od zwycięskich wyborów prezydenckich jej męża 4 listopada ub.r., jest w centrum uwagi w Stanach Zjednoczonych. To zainteresowanie nasiliło się jeszcze bardziej po wprowadzeniu się pary prezydenckiej do Białego Domu 20 stycznia br. Analizuje się jej poglądy, komentuje kreacje oraz zachowanie. Wszak Pierwsza Dama Ameryki jest osobą najbliżej ucha prezydenta i ma wpływ na kształtowanie poglądów męża, zwłaszcza że Michelle jest partnerem Baracka i nieprzypadkowo nazywa on ją Szefową (Boss).
Michelle jest niedługo w Białym Domu, a już ukazało się w USA kilka książek na jej temat, m.in. biografia zatytułowana „Michelle” pióra Lizy Mundy, publicystki „Washington Post”. Autorka przeprowadziła wywiady nie tylko z bohaterką, ale także z ponad setką osób, które przewinęły się przez życie Michelle LaVaughn Robinson, bo takie jest jej panieńskie nazwisko. Wśród osób, z którymi autorka rozmawiała, znalazła się najbliższa rodzina Michelle, koleżanki ze szkoły i ze studiów, koledzy z pracy, sąsiedzi itp. Nie wszystkie zebrane przez Lizę Mundy opinie o Michelle pokrywały się, ale różnorodność tych stwierdzeń, a także bogactwo zebranych faktów złożyły się na interesującą i biografię, i sylwetkę obecnej Pierwszej Damy, zanim zdobyła ten tytuł.
Michelle Robinson przyszła na świat 17 stycznia 1964 r. w Chicago jako drugie dziecko Frasera i Marian Shields Robinsonów. Drugie imię, LaVaughn, otrzymała po babci ze strony ojca. Miała starszego o półtora roku brata Craiga, który później zrobił karierę jako koszykarz. Urodziła się w środowisku robotniczym. Ojciec pracował w wodociągach miejskich i był lokalnym działaczem chicagowskiej tzw. maszyny Partii Demokratycznej.
Jako dziewczyna murzyńska na własne oczy widziała segregację i stykała się z przejawami rasizmu. Sześć miesięcy po jej narodzinach w 1964 r. prezydent Lyndon Johnson podpisał ustawę o prawach obywatelskich, która

zakazywała dyskryminacji rasowej

w miejscach publicznych i budynkach należących do instytucji publicznych.
Matka wspomina, że Michelle od dziecka była samodzielna i kiedy w weekendy rodzina grała w warcaby albo w monopoly, Michelle nie lubiła przegrywać. Gdy starszy brat zabierał ją na mecz koszykówki i jego drużyna przegrywała, Michelle tak przeżywała porażkę, że opuszczała halę przed zakończeniem spotkania.
Władze chicagowskie w celu sprostania ustawom desegregacyjnym tworzyły szkoły mieszane i jako nastolatka Michelle uczęszczała do takiej szkoły. Jej koleżanki wspominają, że pochodząc z getta murzyńskiego, Michelle szybko dostosowała się do nowych warunków i dobrze się czuła w mieszanym rasowo towarzystwie.
Rodzice Michelle uważali, że ich dzieci mogą mieć lepszą przyszłość, jeżeli zdobędą dobre wykształcenie. Dlatego posłali i syna, i córkę do dobrej szkoły Whitney Young, która przyjmowała tylko zdolną młodzież. Michelle mile wspomina najlepsze koleżanki z tej szkoły, Christy Niezgodzki i Julie Wachowski – sądząc z nazwisk, Amerykanki polskiego pochodzenia.
Kiedy przyszło do wyboru uczelni, rodzice poradzili dzieciom: wybierajcie najlepszy uniwersytet i nie martwcie się o pieniądze. Craig wybrał znakomity uniwersytet Princeton, który zaoferował mu jako koszykarzowi stypendium sportowe. Michelle poszła w jego ślady i też wybrała Princeton. Matka, aby umożliwić kosztowne studia, zatrudniła się jako sekretarka.
Kiedy Michelle rozpoczęła w lecie 1981 r. studia w Princeton, murzyńscy studenci stanowili mniej niż 10%. Michelle otrzymała pokój w domu akademickim razem z białą studentką Catherine Donnelly z Nowego Orleanu. Kiedy matka Catherine dowiedziała się, że jej córka mieszka z murzyńską koleżanką, zażądała od władz uczelni zmiany współmieszkanki córki.
Michelle przyznaje, że pobyt w Princeton „uczynił mnie bardziej świadomą, że jestem Murzynką, aniżeli kiedykolwiek wcześniej”. W Princeton „byłam zawsze najpierw Murzynką, a dopiero po tym studentką”, pisała w pracy dyplomowej.
Po ukończeniu nauki na uniwersytecie w Princeton 21-letnia Michelle postanowiła jesienią 1985 r. rozpocząć studia prawnicze na najlepszej uczelni w USA, Uniwersytecie Harvarda. Już w czasie studiów otrzymała ofertę pracy w chicagowskiej kancelarii prawniczej Sidley Austin. Po studiach w 1987 r. rozpoczęła tam pracę z roczną pensją 65 tys. dol.
W kancelarii Sidley Austin pewnego dnia w 1989 r. pojawił się student Barack Obama, który ukończył pierwszy rok studiów na Harvardzie i zamierzał odbyć praktykę wakacyjną. Michelle wspomina, że zrobił na niej złe wrażenie. „Jedliśmy lunch. On miał na sobie brzydką sportową marynarkę i z ust zwisał mu papieros”. Szef firmy zobowiązał ją do fachowej opieki nad przyszłym prawnikiem.
Michelle wpadła w oko Obamie, który zaczął się do niej zalecać. Ona początkowo odrzucała jego zaloty, nie przyjmowała jego zaproszeń, a nawet przedstawiała go innym kobietom. W końcu przyjęła jego zaproszenie do kina.

Zaczęli się spotykać.

„W czasie naszych randek – wspomina Michelle – nie rozmawialiśmy o polityce, mówiliśmy jednak o problemach kraju”.
Barack powrócił do Harvardu na studia i przez następne trzy lata utrzymywali romans na odległość. Kiedy wrócił do Chicago, przekonywał ją, że małżeństwo jest przestarzałą instytucją, najważniejsze są uczucia między dwojgiem ludzi. Im bardziej on ją o tym przekonywał, tym mocniej ona nalegała na małżeństwo. Pewnego wieczoru Barack zaprosił Michelle na kolację do eleganckiej chicagowskiej restauracji. Ona ponownie nalegała na małżeństwo. On wygłaszał swoje tezy przeciwko małżeństwu. Kiedy doszło do deseru, kelner przyniósł na tacy pudełko i podał jej. W pudełku był pierścionek zaręczynowy. „To cię uspokoi, nieprawdaż?”, powiedział Barack. „Byłam zaszokowana i zakłopotana – wspomina Michelle – ponieważ w ten sposób

kazał mi się zamknąć”.

Ślub odbył się w 1992 r. i udzielał go kontrowersyjny dziś pastor Jeremiah Wright, który później zbulwersował Amerykanów, kończąc kazanie nie tradycyjnym „Boże, błogosław Amerykę”, ale „Boże, potęp Amerykę”. W podróż poślubną młoda para udała się na Zachodnie Wybrzeże.
Barack miał ambicje polityczne. W 1995 r. jako 33-latek postanowił ubiegać się o stanowisko senatora stanowego w Illinois. Kiedy zwierzył się z tych planów żonie, stanowczo zaoponowała. Michelle nie lubiła polityki i polityków. Obawiała się, że źle to wpłynie na trwałość ich małżeństwa. W końcu nie tylko ustąpiła, ale aktywnie zaangażowała się w kampanię wyborczą. To ona pochodząc z dzielnicy chicagowskiej South Side, przedstawiała go wpływowym osobistościom w mieście. Kiedy murzyńscy rywale Obamy zarzucali mu, że nie jest „dostatecznie czarny”, bo ma białą matkę, odpowiadała im, że jest on równie czarny jak ona.
W 2001 r. Michelle dostała dobrze płatną pracę w szpitalu University of Chicago i była odpowiedzialna za utrzymanie więzi między szpitalem a społecznością chicagowską. W 1998 r. urodziła się pierwsza córka Malia, a trzy lata później druga – Sasha. Stać ją teraz było na stałą pomoc domową.
Michelle przyznaje, że coraz bardziej była przekonana o wyjątkowym talencie jej męża i jego dążeniu do autentycznej „zmiany” w polityce amerykańskiej. Kiedy w 2004 r. Barack postanowił się ubiegać o miejsce w Senacie Stanów Zjednoczonych, mówiła mu, że nie stać ich na to. Będą musieli utrzymywać dwa domy, jeden w Chicago i drugi w Waszyngtonie, że mają

do spłacenia pożyczki

zaciągnięte w czasie studiów, muszą opłacać czesne za naukę córek i odkładać pieniądze na ich przyszłe studia. W końcu jednak nie tylko zgodziła się, by Barack kandydował do Senatu, ale aktywnie uczestniczyła w kampanii. Postawiła jednak warunek: w czasie kampanii wyborczej jeden dzień w tygodniu należy wyłącznie do rodziny.
Po zwycięskiej kampanii córka Malia spytała ojca: „Czy będziesz kandydował na prezydenta?”. Autorka książki nie podaje, jakiej odpowiedzi udzielił córce ojciec, ale takie samo pytanie zadawało wówczas wiele osób w USA. 5 lutego 2007 r. Obama oświadczył, że będzie się ubiegał o prezydenturę. Tym razem Michelle nie oponowała, ale obawiała się o bezpieczeństwo męża. Prasa podawała, że Alma Powell, żona znanego murzyńskiego polityka i generała Colina Powella, przekonała męża, aby zrezygnował z kandydowania na fotel prezydenta „z powodu jakiegoś szaleńca z bronią”. Michelle postawiła twardo jeden warunek: „Musisz rzucić palenie” i prosiła wszystkich członków sztabu wyborczego, aby mieli oko na męża, czy dotrzymuje obietnicy. Michelle przyznaje się do zazdrości o męża. Mówi, że nawet najbrzydsi mężczyźni, ale sprawujący władzę, przyciągają uwagę kobiet, a jej mąż jest bardzo przystojny.
W czasie kampanii wyborczej Michelle wygłosiła setki przemówień. Mówiła zazwyczaj o sobie jako dziewczynie z biednej dzielnicy South Side w Chicago, o tym, jak rodzice ciężko pracowali, by zapewnić jej i bratu dobre wykształcenie. Dużo mówiła też o Baracku, jakim jest mężem, ojcem, a przede wszystkim jak jest wrażliwy na problemy trapiące miliony Amerykanów. Przekonywała wyborców, że Barack Obama dąży do autentycznej zmiany w polityce wewnętrznej i zagranicznej USA.
Aby opinie o mężu nie brzmiały zbyt cukierkowo, mówiła również o ludzkich słabościach męża, że jest bałaganiarzem, że w przeciwieństwie do córek nie ściele łóżka, nie odkłada masła na miejsce, rozrzuca skarpetki, nie przywiązuje wagi do ubioru itp. Niektóre jej uwagi o mężu nie były dobrze przyjęte, np. wówczas gdy powiedziała, jak córeczki często przybiegają rano do sypialni rodziców i robią uwagi, że tata „chrapie i cuchnie”.
Michelle nie uniknęła błędów w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej. Np. w lutym 2008 r. powiedziała: „Po raz pierwszy w moim dorosłym życiu jestem dumna ze swojego kraju, ponieważ powraca wreszcie nadzieja”. Republikanie oskarżyli ją o brak patriotyzmu, a Cindy McCain, żona republikańskiego rywala Obamy, powtarzała, że zawsze była dumna ze swego kraju. Oskarżano Michelle o murzyński rasizm, o nazywanie białych Amerykanów „białasami”, czemu przyszła Pierwsza Dama zaprzeczała.
Liza Mundy charakteryzuje Michelle jako kobietę sympatyczną, przyjazną ludziom i czującą się dobrze w różnych środowiskach. Książka kończy się przed wprowadzeniem się państwa Obamów do Białego Domu. Ponieważ każda Pierwsza Dama wybiera sobie pole społecznej działalności, wszystko wskazuje na to, że Michelle Obama będzie zajmować się sytuacją pracujących matek z małymi dziećmi i będzie się opiekować żonami żołnierzy przebywających za granicą. Podobnie jak jej poprzedniczki Michelle stała się już wyrocznią mody damskiej. Jako druga w historii żona prezydenta (pierwszą była Hillary Clinton) znalazła się na okładce magazynu mody „Vogue”, i to zaledwie miesiąc po wprowadzeniu się do Białego Domu.

Liza Mundy, Michelle. A Biography, Simon and Schuster, New York 2008

Wydanie: 10/2009, 2009

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy