Piłkarska gorączka w afrykańskiej zimie

Piłkarska gorączka w afrykańskiej zimie

Dziewiętnaste wielkie granie. Najbardziej zwariowane?

To już naprawdę duża liczba. Mistrzostwa świata w piłce nożnej odbędą się po raz 19. Za to pierwszy raz w Afryce.
Dokładnie w Republice Południowej Afryki, co oznacza wiele tajemnic i niedogodności. Dla nas, kiedy włączymy telewizory, plusem jest ta sama strefa czasowa, ale na większość spośród 32 drużyn i ich kibiców czyha szereg pułapek. Wystarczy zdać sobie sprawę, jak „trudnym” krajem jest RPA. Wygląda na to, że areny turnieju będą swego rodzaju cywilizacyjnymi enklawami, w których o bezpieczeństwo i porządek zadbają ogromne siły. Od dawna globtroterów szykujących się do wyjazdu na World Cup 2010 przestrzega się przed wytykaniem nosa poza ściśle oznaczone rejony.
No, ale skoro Szwajcar Sepp Blatter, szef FIFA, czyli władca światowego futbolu, obiecał Afryce mistrzostwa i widzi w tym rozwój, trzeba będzie się zmierzyć z anomaliami.

Zmorą różnica wysokości?

Zmagania wirtuozów potrwają od 11 czerwca do 11 lipca, zatem od schyłku jesieni na półkuli południowej do pełni zimy. W górskim Johannesburgu, centrum turnieju (tam rozegranych będzie 15 z 64 meczów), temperatura za dnia wahać się ma wokół 20 stopni, nocą potrafi spaść do zera. Mecze zaczynają się o 16.00 i 20.30, a w fazie grupowej ponadto o 13.30. Przy dzisiejszym poziomie sportowych laboratoriów przygotowanie do takich pór i temperatur nie powinno nastręczać kłopotów. Mogą się one natomiast pojawić w aspekcie wysokościowym.
W 1970 i 1986 r. mistrzostwa świata rozgrywano w Meksyku, głównie na sporych wysokościach. I naprawdę były problemy z aklimatyzacją i regeneracją. Od tamtej pory świat poszedł naprzód, ale między ulokowanymi w dziewięciu miastach dziesięcioma (dwa w Johannesburgu) stadionami – arenami turnieju zdarzają się spore różnice wysokości. Nie tylko na ogół wysoko, jak w Meksyku, lecz… wysoko, nisko, wysoko, nisko.
Johannesburg leży 1750 m nad poziomem morza, Rustenburg 1500, Bloemfontein 1400, stołeczna Pretoria 1370, Polokwane 1300, Nelspruit 660, natomiast Kapsztad (nad Oceanem Atlantyckim) i Durban oraz Port Elizabeth (nad Indyjskim) to poziom zero.
I teraz weźmy choćby grupę D i terminarz Niemców. Pierwszy mecz w Durbanie, drugi w Port Elizabeth, ale trzeci? Nagła wspinaczka do Johannesburga. A widomo, że na czerwone ciałka krwi, na wydolność korzystnie wpływa taki przeskok, ale wyłącznie w kierunku odwrotnym. I właśnie „schodki” w dół mają na przykład Nigeryjczycy – Johannesburg, Bloemfontein, Durban. Meksykanie w grupie nie zejdą poniżej 1300 m, więc to dla nich bajka, biorąc pod uwagę to, że są przyzwyczajeni.

Wojna dwóch kontynentów

Niemniej jednak nietypowe bez wątpienia warunki klimatyczne, jak i inne, wynikające ze specyfiki RPA, nie powinny naruszyć utrwalanego przez lata układu sił w światowym futbolu. Nawet te koszmarne trąbki – wuwuzele – raczej nie przestraszą faworytów.
Delegacja Afryki jest najliczniejsza w historii, aż sześciozespołowa, gospodarzom ściany ponoć pomagają. Wybrzeże Kości Słoniowej ma megagwiazdę w osobie Didiera Drogby, w barwach Chelsea już dwukrotnego króla strzelców ligi angielskiej. Na czele Kamerunu stoi Samuel Eto’o, w 2006 i 2009 r. triumfator Ligi Mistrzów z Barceloną, teraz z Interem Mediolan. Jednak ich kunszt to o wiele za mało, by Czarny Ląd mógł naprawdę zamieszać, jeśli turniej przebiegnie w miarę normalnie.
Piłkarskie mistrzostwa świata to od zarania wojna dwóch kontynentów. Europa po złoty medal sięgała dziewięć razy – dzięki Włochom, Niemcom, Anglii i Francji, Ameryka Południowa również dziewięć – za sprawą Brazylii, Urugwaju oraz Argentyny.
Ten remis jest jednak mylący. Na 18 bowiem aż 10 finałowych imprez odbyło się w Europie, cztery w Ameryce Południowej, dwie w Ameryce Środkowej, po jednej w Ameryce Północnej i Azji. I Europie ani razu nie udało się wygrać poza Europą, natomiast w Europie raz jednak triumfowała nie-Europa, konkretnie Brazylia z Pelem i Garrinchą w roku 1958. A przecież Europa zawsze ma liczniejszą reprezentację drużyn na mistrzostwach globu.
I wreszcie chciałaby wygrać poza własnym terytorium, chociaż na neutralnym, bo w jaskini lwa może to nastąpić dopiero w roku 2014, jako że wtedy mundial odbędzie się w Brazylii.

Utytułowana siódemka

Tradycyjnie do faworytów wypada zaliczyć dotychczasowych mistrzów świata, do tegorocznych zmagań zakwalifikowała się cała siódemka. Prześledźmy, jak drużyny z tego grona wpisywały się na zaszczytną listę.
Jako pierwszy zrobił to Urugwaj, w roku 1930. Po czterech latach dołączyły Włochy, po następnych 20, ale tylko trzy turnieje dalej (przerwa wynikała z II wojny światowej), na najwyższym podium stanęli piłkarze RFN. Kolejne mistrzostwa, cztery lata później, w roku 1958, po raz pierwszy wygrała Brazylia, a osiem lat później doszło do jedynego triumfu Anglii. Minęło 12 lat i mieliśmy szóstego mistrza świata – zespół Argentyny. Potem dwie dekady regularnych batalii, co cztery lata, i na pożegnanie XX w. złoto dla Francji.
Działo się to w roku 1998. Krajów w tej elicie jest siedem, tytułów rozdzielono już 18, bo tylko Anglia i Francja wygrały po razie. Urugwaj i Argentyna po dwa razy, Niemcy trzykrotnie, broniące prymatu Włochy czterokrotnie, a Brazylia razy pięć. Stąd określenie: pentacampeones.
Brazylijczycy pod trenerską wodzą Dungi, kapitana mistrzów świata 1994, mogą grać równie mało atrakcyjnie jak za czasów jego dyrygentury na boisku. Dunga nie zabrał kilku artystów, bo zbyt rozkapryszeni i niesforni – przykładowo Adriano i Ronaldinho. Z kolei nieopierzony jako selekcjoner Diego Maradona do kadry Argentyny nie powołał myślących trochę inaczej niż on, ale jeśli wszystko inteligentnie ułoży wokół genialnego Lionela Messiego – to… kto wie!
Możliwe, że niczym czołgi do strefy medalowej przetoczą się tzw. turniejowe zespoły Włoch i Niemiec, choć ten ostatni został mocno przetrącony przez kontuzje, w tym wyrazistego lidera, Michaela Ballacka. Urugwaj ostatnie mistrzostwo świata zdobył w roku 1950 i nie jest teraz traktowany poważnie, jednak przebłyski pięknej gry w eliminacjach plus świetna w ligowym sezonie 2009-2010 postawa bombardierów Diega Forlana z Atletico Madryt i Luisa Suáreza z Ajaksu Amsterdam pozwalają na marzenia.
Niesamowicie zdeterminowani są Anglicy, żelazną ręką prowadzeni przez Włocha Fabia Capella. Doskonałemu napastnikowi Wayne’owi Rooneyowi nie towarzyszy jednak ktoś bardzo dobry w bramce, a to już powód do niepokoju. Personalnie dość mocni są Francuzi, ale ich selekcjoner – Raymond Domenech, cokolwiek szalony, więc nie wiadomo, w jakim to pójdzie kierunku.

Drabinkowy scenariusz

To ta złota siódemka, ale już 12 lat minęło od doszlusowania Francji, mamy trzecie mistrzostwa świata w obecnym stuleciu. Może więc najwyższy czas na jakieś ożywcze prądy? Jaki kraj zatem ma szansę zostać ósmym laureatem?
Holandia? Trener Bert van Marwijk dochował się magicznego kwartetu (Wesley Sneijder, Arjen Robben, Robin van Persie, Rafael van der Vaart), żeby tylko podopieczni się nie… zagryźli, jak często na ważnych turniejach bywało. Portugalia ma Cristiana Ronalda, ale nawet jeśli znowu zacznie mu dobrze iść w drużynie narodowej, partnerzy muszą się wznieść na 200% swych możliwości.
Serbowie potrafią grać pięknie, ale są nieobliczalni. Do ścisłej czołówki faworytów należą Hiszpanie, panujący mistrzowie Europy. Jednak oni już nie mają z czego czerpać kolejnych atutów, trener Vicente del Bosque wycisnął ze swych pupili chyba maksimum, a świat te patenty rozszyfrował. Drużyna zwana Czerwoną Furią może więc paść od jakiejś metodycznej i pomysłowej taktyki rywali.
Tym bardziej że turniejową drabinkę Hiszpania ma trudną, bo jeśli wyjdzie z grupy, a w skomunikowanej nie będzie sensacji, już w 1/8 finału trafi na Brazylię lub Portugalię. Te drużyny też z tego powodu nie ukrywają strachu.
Podobne zderzenie może zaistnieć w konfiguracjach: Francja i Urugwaj kontra Argentyna oraz Niemcy i Serbia kontra Anglia. Tylko Holandia i Włochy mogą popracować nad tym, by w swej ćwiartce drugiej rundy się minąć.
Z 1/8 finału do ćwierćfinału przechodzi osiem drużyn. Co najmniej trzech spośród moich 11 faworytów musi najdalej w 1/8 odpaść, ale pozostała ósemka może w komplecie stworzyć cztery pary 1/4 finału. Taki scenariusz oznaczałby, że turniej przebiega harmonijnie, bez niespodzianek, przy czym o pierwszą czwórkę powalczą już naprawdę najlepsi.

Szalę przechylą indywidualności

Na tym etapie, ćwierćfinałowym, nie byłoby w takim przypadku pewniaków. Decydowałyby takie niuanse jak dyspozycja dnia oraz indywidualności, potrafiące przechylić szalę na korzyść swojej drużyny. Jak Pelé w 1958 r., Garrincha w 1962 r., Gerd Müller w 1974 r., Mario Kempes w 1978 r., Paolo Rossi w 1982 r., Diego Maradona w 1986 r., Zinedine Zidane w 1998 r. czy Ronaldo w 2002 r.
No to sięgam po najlepsze za rok 2009 dziesiątki piłkarzy świata w trzech najbardziej prestiżowych plebiscytach – magazynu „France Football”, FIFA i magazynu „World Soccer”. Wyłuskuję przedstawicieli analizowanych tutaj zespołów z grona potentatów.
Najwyższe notowania w podsumowaniach A.D. 2009 mieli: Lionel Messi (Argentyna), Cristiano Ronaldo (Portugalia), Xavi, Andrés Iniesta, Fernando Torres i David Villa (Hiszpania), Kaká (Brazylia), Wayne Rooney i Steven Gerrard (Anglia) oraz Diego Forlán (Urugwaj).
Od nich będzie zależeć bardzo wiele, zarówno w sensie wzlotów, jak i upadków. Jednak dużo zależeć będzie także od tych, którzy zechcą tym asom dorównać lub wręcz ich zdystansować.
To muszą być ciekawe mistrzostwa świata. Szkoda, że pierwszy raz w XXI w. bez biało-czerwonych, ale… Reklamacje proszę kierować pod adresem dwóch panów B. – Artura Boruca i Leo Beenhakkera.

_______________________________

Matthäus jeszcze spokojny

Najwięcej meczów w finałach mistrzostw świata rozegrał Lothar Matthäus (RFN) – 25. Drugi jest Paolo Maldini (Włochy) – 23, dalej plasują się: Diego Maradona (Argentyna), Uwe Seeler (RFN) i Władysław Żmuda (Polska) – po 21 oraz Cafu (Brazylia) i Grzegorz Lato (Polska) – po 20.
Najwięcej spośród zgłoszonych do XIX MŚ mają Fabio Cannavaro (Włochy) i Thierry Henry (Francja) – po 15. Nawet jeśli jednak ich drużyny dotrą do pierwszej czwórki, co oznacza, że rozegrają w RPA po siedem meczów, obaj gwiazdorzy mogą swój dorobek wyśrubować do maksimum 22.

Mirek ze Sławięcic

Najwięcej goli w finałowych turniejach mistrzostw świata strzelili: Ronaldo (Brazylia) – 15 goli, Gerd Müller (RFN) – 14, Just Fontaine (Francja) – 13, Pelé (Brazylia) – 12, Jürgen Klinsmann (RFN) i Sándor Kocsis (Węgry) – po 11, Gabriel Batistuta (Argentyna), Teófilo Cubillas (Peru), Miroslav Klose (RFN), Grzegorz Lato (Polska), Gary Lineker (Anglia) i Helmut Rahn (RFN) – po 10.
Z tego grona tylko Klose może zagrać w RPA. Zagrozi „Grubasowi” Ronaldo, jeśli podtrzyma swą snajperską normę z dwóch poprzednich turniejów. W roku 2002 pochodzącemu ze Sławięcic (peryferie Kędzierzyna-Koźla) napastnikowi pięć goli wystarczyło do tytułu wicekróla strzelców, cztery lata później z identycznym dorobkiem był już królem.

18 laurów dla siedmiu nacji

1930 Urugwaj
1934 Włochy
1938 Włochy
1950 Urugwaj
1954 RFN
1958 Brazylia
1962 Brazylia
1966 Anglia
1970 Brazylia
1974 RFN
1978 Argentyna
1982 Włochy
1986 Argentyna
1990 RFN
1994 Brazylia
1998 Francja
2002 Brazylia
2006 Włochy

Scenariusz i reżyseria: 32 selekcjonerów

W RPA zagrają 32 reprezentacje, więc trenerów selekcjonerów jest też 32. To bardzo ciekawe towarzystwo. 12 drużynami dowodzą cudzoziemcy. Do tego grona już w tym roku, po Pucharze Narodów Afryki, doskoczyło dwóch Szwedów. Lars Lagerbäck zaopiekował się kadrą Nigerii, a Sven-Göran Eriksson ekipą Wybrzeża Kości Słoniowej.
Pozostali szkoleniowcy z importu to: Argentyńczycy Marcelo Bielsa (Chile) i Gerardo Martino (Paragwaj), Niemcy Otto Rehhagel (Grecja) i Ottmar Hitzfeld (Szwajcaria), Brazylijczyk Carlos Alberto Parreira (RPA), Francuz Paul Le Guen (Kamerun), Holender Pim Verbeek (Australia), Kolumbijczyk Reinaldo Rueda (Honduras), Serb Milovan Rajevac (Ghana) i Włoch Fabio Capello (Anglia).
Zatem najliczniejszą delegację ma trenerska myśl z Argentyny i Niemiec, po trzech fachowców, tamtejszymi ekipami bowiem kierują rodzimi selekcjonerzy – Diego Maradona i Joachim Löw.
Już w fazie grupowej dojdzie do konfrontacji rodaków. Dokładnie 13 czerwca Ghana Rajevaca zmierzy się z Serbią Radomira Anticia.
Jako zawodnik i główny trener w mistrzostwach świata startował jedynie Duńczyk Morten Olsen. Natomiast tylko jako zawodnicy udział brali: wspomniani Capello i Maradona, a także Javier Aguirre (Meksyk), Dunga (Brazylia), Huh Jung-Moo (Korea Południowa) i Vladimir Weiss (Słowacja). Ponieważ Maradona (1986) i Dunga (1994) wywalczyli mistrzostwo świata, stoją teraz przed szansą dołączenia do dwóch sław, które triumfowały w obu rolach. Mario Zagalo w latach 1958 i 1962 na boisku zdobywał złoty medal dla Brazylii, a w 1970 dla niej jako trener. Z kolei Niemiec Franz Beckenbauer – w roku 1974 w roli zawodnika, a w 1990 na ławce.
Dla odmiany wyłącznie selekcjonerskie doświadczenia z mistrzostw świata mają: przywołani już Bielsa (z Argentyną), Eriksson (z Anglią) i Lagerbäck (ze Szwecją), a ponadto Oscar Tabárez (wtedy i teraz Urugwaj), Raymond Domenech (wtedy i teraz Francja), Marecello Lippi (Włochy i Włochy), Rabah Saadane (wciąż Algieria), Takeshi Okada (ponownie Japonia) oraz najciekawszy w tym gronie – Brazylijczyk Carlos Alberto Parreira.
W roku 1982 dowodził on reprezentantami Kuwejtu, w 1990 r. Zjednoczonych Emiratów Arabskich, w latach 1994 i 2006 drużyną swojej Brazylii, a w 1998 r. – Arabii Saudyjskiej. Teraz pracuje z kadrą RPA. Będzie zatem mógł się poszczycić prowadzeniem aż pięciu różnych krajów (jak w latach 1986-2002 Serb Velibor Milutinović) na mistrzostwach świata i aż sześcioma startami w nich (absolutny rekord).
Te starty dały łącznie 20 meczów na trenerskiej ławce, by jednak Parreira dogonił lidera tej klasyfikacji, Niemca Helmuta Schöna (25), musiałby teraz z RPA dotrzeć do ćwierćfinału. Trudne zadanie, nawet dla gospodarzy World Cup 2010. Nikt w każdym razie nie zabierze Parreirze trenerskiego triumfu na czele Brazylii w roku 1994.
W stawce jest jeszcze tylko jeden trenerski mistrz świata, notabene ten panujący. I Włoch Marcello Lippi ma z pewnością więcej szans na poprowadzenie swoich rodaków do złota niż Parreira zespołu RPA. Jeśliby Lippi obronił tytuł, stałby się dopiero drugim takim selekcjonerem, po swym rodaku Vittorio Pozzo (1934, 1938). Obrona prymatu udała się jeszcze w roku 1962 Brazylii, ale szkoleniowiec był inny niż w 1958 r.
W RPA pokaże się również, znowu z ekipą Francji, rywal Lippiego z berlińskiego finału A.D. 2006 – Raymond Domenech.

Wydanie: 2010, 23/2010

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy