Pineiro oskarża Kaczyńskich

Pierwszą ofiarą filmu TVP jest zastępca szefa kontrwywiadu WSI. Czy będą następne?

– To profesjonalna robota, zręcznie zaplanowana operacja socjotechniczna – mówił na konferencji prasowej Jarosław Kaczyński. A wcześniej zapowiedział: – Wytoczymy proces cywilny TVP. I skierujemy do sądu prywatny akt oskarżenia przeciwko szefowi TVP, Robertowi Kwiatkowskiemu.
Emitowany przez publiczną telewizję film „Dramat w trzech odsłonach” wywołał burzę. Jego bohater, Janusz Heathcliff Iwanowski Pineiro twierdzi, że przekazywał pieniądze pochodzące z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (w sumie 2,6 mln dolarów) politykom PC.

Wątek WSI
Pierwszą ofiarę „Dramatu w trzech odsłonach” mieliśmy już w poniedziałek, 18 czerwca, dzień po emisji pierwszej części filmu. Był nią Zenon Klamecki, zastępca szefa Kontrwywiadu Wojskowych Służb Informacyjnych, jedna z osób przedstawianych przez bohaterów „Dramatu” jako uczestnik operacji FOZZ. Klamecki w poniedziałek rano został zawieszony w czynnościach.
Gdy na początku 1989 r. powstawał FOZZ, struktura, która tajnie i nielegalnie miała skupować nasze długi, to właśnie wywiad wojskowy został wyznaczony do prowadzenia tego przedsięwzięcia.
– Oficerowie wywiadu wojskowego, firmy wojskowe, to wszystko pracowało dla FOZZ – mówi jeden z naszych rozmówców. – Szefem FOZZ był Grzegorz Żemek, oficer II Wydziału Sztabu Generalnego. A część transakcji realizowano poprzez Impexmetal, centralę ściśle związaną z wojskiem.
„Dramat w trzech odsłonach” uderzył pośrednio w WSI. Do tej pory służbom wojskowym udawało się trzymać z dala od polityki, skupiać się na sprawach biznesu i obsadzania kluczowych stanowisk. Teraz film postawił ich w świetle reflektorów.
Innym „wojskowym” wątkiem okazała się sprawa tajnej grupy, działającej w V Departamencie Biura Bezpieczeństwa Narodowego, mającej – według słów Jerzego Klemby, byłego oficera WSI – inwigilować przeciwników Kaczyńskich. – Nie było takiej grupy – oponował Witold Marczuk, były szef V Departamentu, obecnie szef policji celnej. Czy ma rację? To akurat można łatwo sprawdzić: jeżeli w grupie pracowali oficerowie WSI, można ich zapytać, jakie otrzymywali zadania.

Początki PC
Kaczyńscy twardo zaprzeczają, by brali jakieś pieniądze od Pineiro czy też od jego wspólnika. By wykorzystywali piastowane stanowiska do zbijania osobistych fortun. Patrząc na ich dalsze polityczne kariery, wypada im wierzyć. Ale nie znaczy to, że ich partia, Porozumienie Centrum, powstała i utrzymywała się ze składek członkowskich. To wyglądało – a za sprawą filmu znów zaczęto o tym mówić – trochę inaczej.
Spółka Telegraf, mająca organizować pieniądze dla PC, została utworzona z kapitałem zakładowym 250 mln starych zł i w ciągu pół roku zwiększyła swój kapitał do ponad 21 mld starych zł, tj. 2 mln dolarów. A to za sprawą transferów pieniędzy z państwowego Banku Przemysłowo-Handlowego w Krakowie i centrali Budimex, w której większość udziałów posiadał skarb państwa. W sprawie BPH prokuratura prowadziła postępowanie pod zarzutem niegospodarności, które później umorzono.
Prokuratura stawiała również zarzuty w sprawie pożyczki, jakiej w roku 1991 Fundacja Prasowa „Solidarność” udzieliła PC. Fundację założyło kilku działaczy PC – m.in. Kaczyński, Maciej Zalewski i Sławomir Siwek – by kupić za 16 mld starych zł od Komisji Likwidacyjnej RSW „Express Wieczorny”. Faktycznie, biorąc pod uwagę ówczesne realia, była to darowizna. PC uczyniło z „Expressu” swój nieformalny organ prasowy, a także pożyczało od wydawcy pieniądze na kampanię wyborczą (8 mld starych zł). W 1994 r. Fundacja sprzedała z zyskiem tracącą czytelników gazetę szwajcarskiemu koncernowi Marquarda.
Wyciąganie tego wszystkiego na światło dzienne jest oczywiście szalenie niewygodne dla Kaczyńskich. Bo trudno uwierzyć, by kierując partią, nie wiedzieli, skąd bierze ona pieniądze. Zresztą w rozmowie z Teresą Torańską w książce „My” Jarosław Kaczyński jasno wyłożył swoją filozofię dotyczącą owego brania:
„- Na gazety trzeba mieć pieniądze! A my tych pieniędzy nie mieliśmy! Dlatego założyliśmy spółkę Telegraf (…). Podniósł się wrzask, obsmarowano nas w prasie, że wzięliśmy forsę od różnych komunistycznych firm.
– Bo wzięliście.
– Oni kupili akcje zgodnie z prawem. Bo widzisz, na tym polega polski fenomen, że pieniądze, duże pieniądze, mają tylko oni.
– Ale jak się kooperuje z Tuderkiem, byłym aktywistą PZPR-u, nie krzyczy się o dekomunizacji!
– A dlaczego nie?”.
Podobnie Kaczyński argumentuje i dziś. Pytany przez dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, czy nie przeszkadza mu, że, głosząc walkę z kapitalizmem politycznym, zawiera sojusz z Wiesławem Walendziakiem, który stworzył za pieniądze kontrolowanych przez prawicę firm państwowych Telewizję Puls, odpowiada: „A w jaki sposób powstały w Polsce niemal wszystkie większe fortuny? Dlatego, że pan X był genialnym wynalazcą? (…) Twórcom Telewizji Puls nie można niczego zarzucić. Stworzyli telewizję, by zmniejszyć oczywistą dysproporcję w mediach elektronicznych”.

Kto zyskał?
Kłopoty Kaczyńskich cieszą ich przeciwników. W Sejmie, mimo oficjalnego oburzenia na program TVP, politycy nie ukrywali zadowolenia, że Kaczyńscy mają problemy. Ich partia, Prawo i Sprawiedliwość, zaczęła mieć niezłe wyniki w sondażach, wyprzedzając AWSP i goniąc Platformę Obywatelską. Kaczyńscy stali się dla liderów prawicy naprawdę groźni.
Poza tym, nie są lubiani, bo niemal każdemu zdążyli już przypiąć łatkę. Na przykład ostatnio Lech Kaczyński, urzędujący minister sprawiedliwości, nazwał Pineiro wielokrotnym przestępcą (potem tłumaczył, że się przejęzyczył). Podobnie przestępcą nazwał byłego prezydenta, Lecha Wałęsę. Były wicepremier Janusz Tomaszewski to dla Jarosława Kaczyńskiego „kulturalniejsza wachowszczyzna”. – Według tego, co wiem, niektórzy politycy SLD mają styczność ze światem przestępczym – deklaruje Jarosław, nie podając żadnych dowodów poza tym, że zaobserwował u posłów SLD „nerwowe reakcje”.

Co dalej?
Pineiro został aresztowany na trzy miesiące. W tym czasie będzie miał okazję wyjaśnić, skąd wziął pieniądze FOZZ i jakimi sposobami płacił na PC. Będzie miał również okazję opowiedzieć coś o swej znajomości z liderami PC. Jarosław Kaczyński twierdzi, że widział go tylko raz. – Widziałem się z Kaczyńskim wielokrotnie i mam na to świadków – odpowiada Pineiro.
Sprawa Pineiro-Kaczyńscy jest więc w rękach prokuratora. Czy znajdzie się w sądzie?

Wydanie: 2001, 26/2001

Kategorie: Wydarzenia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy