Pogoda dla bogaczy albo kapitalizm po polsku

Pogoda dla bogaczy albo kapitalizm po polsku

Komercjalizacja życia społecznego następuje w Polsce w zabójczym tempie. Wszystko staje się towarem, za który trzeba płacić. Państwo nie chce dawać obywatelom nawet pozorów darmowych usług publicznych. Służba zdrowia już dawno została de facto sprywatyzowana na poziomie indywidualnym – szybka wizyta u lekarza specjalisty po prostu musi być płatna. Na darmową pomoc takiego lekarza trzeba czekać tygodniami, a nierzadko miesiącami.
Ostatnio Ministerstwo Infrastruktury ogłosiło stawki opłat, które będą obowiązywać na „rządowych” odcinkach autostrad – ok. 20 gr za kilometr oznacza, że za przejazd z Wrocławia do Gliwic i z powrotem zapłacimy ponad 60 zł, a ze Śląska do Gdańska 200 zł w jedną stronę. Rządowi urzędnicy tłumaczą się, że to nie jest dużo, w dodatku sporo mniej niż na odcinkach zarządzanych przez prywatne konsorcja. Rzeczywiście, opłata za przejazd kawałkiem autostrady należącej do Jana Kulczyka i innych tego typu osobników będzie wyższa niż ta płacona ministrowi Grabarczykowi. Ale to żadne pocieszenie. Najgorsze, że nikogo to nie oburza. Drogi budowane za pieniądze podatników, utrzymywane z pieniędzy wszystkich obywateli i tak nie będą powszechnie dostępne. Jeśli już płacić, to z pewnością mniej i w innej formie. Budowa bramek jest kosztowna i powoli odchodzi do przeszłości. Kiedy Europa będzie się żegnała z bramkami autostradowymi, w Polsce będą one dopiero powstawać. Może pomysł ministra Pola z winietami nie był taki zły? Wówczas Donald Tusk jako opozycyjny poseł wyśmiewał Marka Pola, nazywając go „Winnietou”. Co dziś sam może powiedzieć rodakom, którym każe płacić 400 zł za przejazd w obie strony z południa kraju nad polskie morze? Że zbiera haracz na rozwój Polski? Żałosne.
O niemieckich, holenderskich, duńskich czy fińskich darmowych autostradach nawet nie warto wspominać w tym kontekście. Ale można przypomnieć, jak to wygląda u naszych południowych sąsiadów. W Czechach: winieta 10-dniowa – 250 koron (40 zł), miesięczna – 350 koron (56 zł), roczna – 1,2 tys. koron (192 zł). W Austrii: winieta 10-dniowa – 7,9 euro (31 zł), dwumiesięczna – 22,9 euro (89 zł), roczna – 76,2 euro (297 zł). Czy tam panuje socjalizm? A może kapitalizm z ludzką twarzą? Jeśli tak, to jaką gębę ma polski kapitalizm?
Paweł Demirski i Monika Strzępka, tegoroczni laureaci Paszportów „Polityki” w dziedzinie teatru, słusznie zauważają, że w Polsce następuje również prywatyzacja teatrów – tnie się dotacje na teatry, promuje teatry prywatne, nieobciążające budżetu. Tutaj również słyszymy znaną od 20 lat mantrę o przewadze sektora prywatnego nad publicznym – prywatne nie są obciążone etatami, ZUS, drogą infrastrukturą, mają opinię tanich i elastycznych. A że grają zazwyczaj tanie i łatwe w konsumpcji komedie, unikając poważniejszych tematów? Nieważne. Liczy się zysk.
Zdzisław Pietrasik na łamach „Polityki” (nr 7) ubolewa nad triumfem w polskim kinie głupkowatych filmideł zwanych u nas komediami. To, że te produkty są płytkie i banalne, a grające w nich pseudogwiazdki niczego sobą nie prezentują, wie każdy, kto ceni dobre i niekomercyjne kino. O czym świadczy w polskich warunkach frekwencyjna przewaga „Weekendu” i „Och, Karol 2” nad np. filmami Kena Loacha? Te pierwsze mają masową reklamę i zapewnioną dobrą dystrybucję. Te drugie ogląda garstka inteligenckiej publiczności, a duża część powstających w świecie dobrych filmów zazwyczaj nie trafia w ogóle do dystrybucji w Polsce. Zdzisław Pietrasik pisze o „komedii pomyłek”. To chyba nie pomyłka filmowa, ale raczej pomyłka systemowa, która zachodzi na bardziej ogólnym poziomie – wyraz panującej w różnych wymiarach życia zbiorowego prostackiej logiki, w której jedynym kryterium oceny czegokolwiek pozostaje zysk.
Okazuje się, że cenzura rynku i kontrola pieniądza są gorsze niż polityczne ograniczenia twórczości. Represje polityczne wobec pewnych artystów i twórców w okresie PRL, paradoksalnie budowały ich kariery i czyniły osobami znanymi również poza granicami Polski. Dziś logika zysku nie dopuszcza do głosu niekomercyjnych poglądów na świat.
Obecne kapitalistyczne państwo nie chce już za nic odpowiadać. „Niech rynek sam rozwiąże wszelkie problemy”, powtarzają politycy, którzy nie potrafią sami niczego zaoferować. Ani kultura, ani drogi, ani służba zdrowia ich nie interesują. Za wszystko trzeba płacić. Jeśli kogoś nie stać, to trudno. Również do budowy mieszkań państwo nie chce dokładać – niech budują deweloperzy i ściągają haracz z ludzi. Obywatel z kredytem na głowie to dobry, bo posłuszny obywatel. Czysto komercyjne zasady wchodzą też powoli do szkół wyższych – nowelizacja szkolnictwa wyższego, która narzuca uczelniom korporacyjne zasady działania, przeszła bez większego echa. Politycy i media wolą się zajmować Smoleńskiem i innymi histerycznymi sporami. To również lepiej się sprzedaje niż trudne, złożone i wymagające troszkę myślenia analizy systemowe.
Mówiąc krótko: jedyne relacje społeczne, jakie pozostały, to reguły czysto handlowe. Prosta ekonomiczna zasada podaży i popytu. A jak coś (lub ktoś) nie jest dobrze się sprzedającym towarem, to znaczy, że jest słabe i niefunkcjonalne. Darwinizm w czystej postaci. Pani Ilona Łepkowska, scenarzystka tak wybitnych dzieł jak „M jak miłość”, „Barwy szczęścia” czy „Och, Karol 2”, mówi coś o możliwości wyboru i pluralizmie kulturowym – według niej każdy ogląda, co chce. Jeśli nie jest to przejaw cynizmu, to z pewnością mamy do czynienia z naiwnym i nieprawdziwym poglądem. Pomijając fakt, że w społeczeństwie rynkowym wolność konsumpcyjna należy się tylko tym, którzy mają środki finansowe, to wybór spośród podobnych produktów, pod presją reklamy i wszechogarniającego zalewu przemysłu kultury popularnej, nie jest żadnym wyborem. A to, że Łepkowska może na takiej sytuacji nieźle zarabiać, nie świadczy o jej geniuszu, raczej o nędzy kulturowej polskiego społeczeństwa i ubóstwie umysłowym konsumentów produktów filmopodobnych.

Wydanie: 08/2011, 2011

Kategorie: Felietony, Piotr Żuk
Tagi: Piotr Żuk

Komentarze

  1. Jacek Glinka
    Jacek Glinka 23 lutego, 2011, 18:18

    cd.Nie moge sie własciwie dobrze nachwalic tego co robi Pan Zuk.Ten typ lewicowosci powinien byc jak najszerzejpropagowny przez Przeglad . To jest ta odpowiedz na prawicowy neoliberalny matrix niemiłosciwie na siłe nam panujacy.Słuczam od czasu do czasu wypowiedzi pana Zuka też w radio Wrocław.Mam pełna satysfakcje jak znakomicie daje odpór temu czesto bełkotowi prawicowemu.Dlaczego tego jezyka tych argumentów nie stosuja tacy ludzie jak Napieralski Ilejniczak bo o Milerze nie wspomne czy Kwasniewskim.dla mnie to w Przegladzie kontynuacja intelektu nieodżałowanego KTT.wrazliwosc socjologiczna i kulturalna Pana Zuka godna pozazdroszczenia.Zycze jak najwiekszej karyjery politycznej bo tylko po tych felietonach mam najwieksze poczucie ze non omnis moriar. POWODZENIA

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. chrobotek46
    chrobotek46 27 lutego, 2011, 20:40

    Wybitne dzieła , takie jak „Prosto w serce”- aktualny serial TVN stają się wyznacznikiem kulturowego dna w Polsce.Bylejakość treści, aktorstwa w tym serialu poraża.Serial o treści dna…. Nie dziwi to w kraju, w którym słynny piewca wolnego rynku, sławny finansowy geniusz finansowy, budowniczy nowoczesnej gospodarki wolnorynkowej trzyma się głównie pracy w jednostkach państwowych.

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. adacta
    adacta 18 kwietnia, 2011, 00:12

    W pełni solidaryzując się z podtytułem: „Pogoda dla bogaczy albo kapitalizm po polsku”, prześlę panu Piotrowi Żukowi, czy też czytelnikom „Przeglądu” rozwiązanie zadania nr 4 z kwietniowej „Rewii Rozrywki”. Zanim jednak rozwiązanie to parę słów goryczy. Trochę już lat minęło, jak Władysław Gomółka miał powiedzieć (jakoś tak), że ustrój socjalistyczny rozwalą robotnicy własnymi rękoma. Można by znów powiedzieć: „prorok czy co”, jak w dowcipie rzekł taki co podrzynał gałąź na której sam siedział (wiadomo, ze spadł, ale to „prorok czy co” to powiedział o tym, który go ostrzegał, że zaraz spadnie). Zostawmy proroka, lecz na dalszą analizę tu nie ma miejsca , analizę w zasadzie prostą – zmierzającą do tego, że silny zawsze pokona i przekona słabszych, a jak słabszych to przeważnie mniej roztropnych. A teraz po kropce będzie rozwiązanie. DEMOKRACJA TO CZTERY WILKI I OWCA GŁOSUJĄCE O OBIEDZIE.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy