Klasizm nasz powszedni

Klasizm nasz powszedni

Te same zjawiska społeczne mają różne oblicza i odmienne nazwy. Wszystko zależy od tego, kogo dotyczą. Język używany na co dzień w mediach, oficjalnych informacjach i potocznych rozmowach zawiera mnóstwo uprzedzeń i stereotypów. Kiedy słyszymy w mediach lub w rozmowie o biednej dzielnicy, od razu pojawia się ciąg skojarzeń – dzielnica patologiczna, zamieszkana przez alkoholików, rozbite rodziny i taka, do której lepiej nie wchodzić wieczorową porą. Bieda to patologia – podpowiadają kapitalistyczna moralność i kultura rynkowa.

Uśmiechnięte twarze z reklam, które wyznaczają obowiązujące trendy, zazwyczaj symbolizują przynależność do klasy średniej. To ona jest bohaterem naszych czasów. To wzory i zachowania klasy średniej są drogowskazami dla całej reszty. I to w końcu do niej aspiruje większość społeczeństwa. Nośnikami największych cnót społeczeństwa realnego kapitalizmu są oczywiście bohaterscy przodownicy klasy średniej – uosabiają elastyczność, przedsiębiorczość, asertywność, kreatywność, innowacyjność i inne cechy ze słownika nowomowy obecnego porządku.
To samo zachowanie może mieć zupełnie inną etykietkę i może być poddawane różnej ocenie opinii publicznej w zależności od kontekstu klasowego. Jeśli sprawa dotyczy niepoukładanej sytuacji w życiu prywatnym ludzi z klas niższych, zazwyczaj słyszymy o rozbitych rodzinach i konkubinatach. W przypadku osób z klasy średniej lub wyższej słyszymy o wolnych związkach partnerskich.
Wykształcona, wielkomiejska, samotna przedstawicielka klasy średniej to po prostu singielka. Jej odpowiedniczka z klasy niższej niemająca stałego partnera to zwyczajna stara panna.
Znany aktor, dziennikarz, piosenkarz ze skłonnościami homoseksualnymi to wielkomiejski gej. Homoseksualista będący robotnikiem lub bezrobotnym to zwykły pedał. Gej okazuje się w praktyce nie tylko określeniem orientacji seksualnej, lecz także oznaczeniem stylu życia, pozycji społecznej i przynależności klasowej. Homoseksualista z klasy niższej nie bywa w modnych klubach wielkomiejskiej klasy średniej ani nie kupuje markowych ciuchów. Nie może więc zyskać statusu geja. Pozostaje pedalska dola.
Wybicie szyby w sklepie przez nastolatka z klasy średniej to wyłącznie wybryk okresu dojrzewania, który próbuje się na różne sposoby zracjonalizować (a może cierpi na ADHD? a może miał zły dzień w szkole?). To samo zachowanie dzieciaka z biednej rodziny to tylko potwierdzenie jego patologicznego pochodzenia i problemów wychowawczych, które – „jak wiadomo” – są powszechne w tym środowisku.
Prawo z całą surowością karze wszelkie występki mieszkańców gorszych dzielnic, którzy niemal genetycznie są obciążeni skłonnościami do zachowań przestępczych. Działania, które przynoszą często o wiele większe szkody i są prowadzone na wielką skalę, nie bywają nawet określane mianem zachowań przestępczych. W ten sposób jedni zyskują status złodziei i przestępców, drudzy są kreatywnymi przedsiębiorcami, którzy znajdują luki w prawie. Oszustwa na wielką skalę są tak abstrakcyjne, że nie można znaleźć na nie paragrafów. Za to ci, którzy ich dokonują, zyskują pozycję szanowanych biznesmenów.
Ma sporo racji Slavoj Žižek, kiedy zauważa, że również w przypadku aktywności kobiecej stygmatyzacja klasowa ma duże znaczenie. Słuchając przedstawicielek Kongresu Kobiet w stylu Henryki Bochniarz i oglądając je, można zgodzić się z opinią Žižka, że aktywność feministyczna „może funkcjonować jako ideologiczne narzędzie dla wyższej klasy średniej potwierdzające jej wyższość nad »patriarchalnymi i nietolerancyjnymi« klasami niższymi”. Wtedy z jednej strony będziemy mieć wykształcone, z bardzo dobrymi dochodami i wysoką pozycją społeczną działaczki kobiece, a z drugiej strony roszczeniowe baby z klasy niższej. Coś w tym jest, że w mediach trudno zobaczyć kobietę z klasy niższej, o gorszym wykształceniu, która nazywałaby się feministką. W polskich warunkach to pojęcie zostało zarezerwowane dla wielkomiejskich, niezależnych, wykształconych, często ze środowisk akademickich fanek gender studies.
Z tego powodu gniew klasowy w Polsce często wyrażany jest językiem – o czym pisał David Ost – niechęci wobec odmiennych grup kulturowych i tożsamościowych. Wówczas wrogiem jest nie kapitalista, lecz Niemiec, Żyd, feministka czy gej z klasy średniej. Feministki i geje mają przerąbane podwójnie. W konserwatywnym społeczeństwie nie lubi się odmieńców, ale jeszcze bardziej nie lubi się w biednym społeczeństwie nadętych ważniaków z klasy wyższej – a z tym kojarzą się polskie feministki i obrońcy praw gejów.
Choć w Polsce na poziomie mediów czy debat politycznych nie używa się określeń nawiązujących do pozycji klasowych, uprzedzeń o charakterze klasowym mamy mnóstwo. Klasizm to kulturowa forma rasizmu – niechęć już nie do odmiennych rasowo, ale właśnie klasowo. Mamy w Polsce antysemityzm bez Żydów, rasizm bez kolorowej ludności oraz ukryty klasizm bez obecności klasowego języka w debacie publicznej. Co wcale nie znaczy, że żyjemy w społeczeństwie bezklasowym. Wręcz przeciwnie: gra w klasy toczy się każdego dnia.

Wydanie: 11/2012, 2012

Kategorie: Felietony, Piotr Żuk
Tagi: Piotr Żuk

Komentarze

  1. Adacta
    Adacta 14 marca, 2012, 11:58

    Patologiczna dzielnica, patologiczne rodziny – to siedliska zła i przestępczości z którymi należy bezwzględnie walczyć i się walczy. Do upadłego. Jak zwyciężać mamy dał nam przykład Rudolph Giuliani. To legendarny burmistrz Nowego Jorku. Zasłynął z akcji „zero tolerancji”, która doprowadziła do radykalnego zmniejszenia przestępczości w amerykańskiej metropolii. Ma w maju pojawić się w Łodzi, aby odebrać doktorat honoris causa UŁ. Giuliani jest drugą, po Margaret Thatcher, tak znakomitą postacią w ten sposób wyróżnioną przez UŁ. A co o „zerze tolerancji” w wywiadzie do książki „Ameryka zbuntowana” mówi jeden z najwybitniejszych znawców tej tematyki, wykładowca na Uniwersytecie w Berkeley – Loic Wacquant. „Skuteczność >zero tolerancji< to największy mit, jaki stworzono wokół tej metody. Żadne badania nie potwierdzają, że spadek przestępczości był wynikiem represyjnych działań policji. Faktycznie przestępczość w latach 90-tych zaczęła spadać w Nowym Jorku, ale i w całej Ameryce. Zadziałało tu kilka czynników. Ameryka wtedy przeżywała boom gospodarczy i wielu ludzi wróciło do pracy. Względy demograficzne: zmniejszyła się populacja młodzieży 16-25 lat, co samo to redukuje liczbę przestępstw o ok. 20%. W latach dziewięćdziesiątych gangi narkotykowe podzieliły rynek, nie było więc tyle walk o wpływy i towarzyszącej takiej walce przemocy. Oficjalnie pomija się wysiłek kampanii prewencyjnych podjętych (ale) przez wspólnoty gett i innych biednych dzielnic. …(skróty)” Ponadto. Spadek przestępczości w Nowym Jorku (z powodów wymienionych wyżej) rozpoczął się już dobre trzy lata przed Giulianim. Inny podany przykład. W San Francisco, gdzie nie było żadnego „zera” przestępczość spadła o 1/3. Miasto organizowało np. szkolenia i doradztwo dla młodocianych przestępców, współpracowało ze wspólnotami mieszkańców (czyt. getta, biedne dzielnice). Wacquant drwi też, że teoria „zbitej szyby”, nie znajdująca żadnego potwierdzenia, wtedy była jeszcze nie znana. Nękanie żebraków początkowo ukrywane i nagle po czasie wykorzystano teorię, żeby wytłumaczyć wyborcom bezwzględność policji. No a w pracy „O manipulacji …” pod redakcją Joanny Aksman napotkałem takie coś. „Otóż wykazano, iż w latach, kiedy Giuliani zyskał uznanie za obniżenie stopy zabójstw w Nowym Jorku, przypadki śmierci kwalifikowane przez policję jako samobójstwa wzrosły tam o 40%, podczas gdy w tym samym czasie sprawozdania policji wykazywały spadek zabójstw??? Profesor Wacquant stwierdza też, że Giuliani i jego…, „zdołali uwieść część opinii publicznej. Giuliani zreformował policję, dostała ogromne środki kosztem wydatków socjalnych. W dekadzie zwiększono liczbę policjantów o połowę. Nie ma jednak żadnych dowodów, aby strategia policji wpłynęła na zmniejszenie przestępczości”. Dodać by jeszcze, że spośród 2,1 miliona wszystkich więźniów (w USA), 1 milion do Afroamerykanie. Krążą miedzy więzieniem i gettem. Z tekstu Redaktora wynika równe, czytać proporcjonalnie do statusu, traktowanie Polaków. Pojawiło się więc i u nas „zero tolerancji”, dla biednych. Zero tolerancji dla biedy jednak nie przyjdzie. Ale to już było. Teraz by nawet szkodziło gospodarce. Dzięki występowaniu tego „społecznego marginesu”, możemy się zapytać. Chcesz tam się znaleźć? I przebiera nogami jak może. Słówka nie piśnie, na chorobowe nie pójdzie, wolnych związków nie utworzy. I ludzie żyją dostatniej. Wybrani. Janina Sadulak

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Adacta
    Adacta 14 marca, 2012, 20:45

    Do wpisu „Patologiczna dzielnica” w niezrozumiały dla mnie sposób wkradł się błąd. Prawdą natomiast jest, że senat uczelni tytuł Giulianiemu zatwierdził 6.12.2010r. (to wg informacji z „Dziennika Łódzkiego), a w maju 2011r. miał przyjechać do Łodzi. Express Ilustrowany z 2011-05-18 doniósł, że Rudolph Giuliani nie odbierze w najbliższym czasie tytułu. W każdym bądź razie, niesamowite „przekojarzenie” o rok. Przepraszam. J.S.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy