PiS chwalić i zarazem *****

PiS chwalić i zarazem *****

Być może najbardziej wskazanym działaniem w ocenie politycznych przedsięwzięć jest zarówno umiejętność ostrej i bezkompromisowej oceny, jak i nabywanie dystansu, próba oglądu na chłodno, sine ira et studio. I, co przykre, bo nie pozwala na trwałą, jasną, jednoznaczną konstatację, na owo słynne Jezusowe „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie”, każda władza, która nie jest masowo mordercza albo skrajnie potężna – bo imperium daje złudne przyzwolenie na więcej przemocy i w ogromie doświadczeń łatwiej im się ukryć – buduje złudny balans między posunięciami akceptowalnymi i zasługującymi na pochwałę a absolutnie nieakceptowalnymi. Będąc krytykiem wielu działań formacji rządzącej, nie można nie dostrzec, że przy wielości decyzji niemożliwych do przyjęcia (lista jest naprawdę długa, a niemal każdy dzień przynosi nowe akcenty czy walnięcia młotem) równocześnie, nie wiadomo właściwie jakim prawem, formacja ta podejmuje działania długofalowe zasługujące na niemal absolutną akceptację. Są to często decyzje o mało co niepodjęte przez poprzedników (i być może takie „naprawianie” jest głównym czynnikiem sprawczym), a dzisiaj możliwe do wprowadzenia. Oczywiście zupełnie innym zagadnieniem jest spójność tych decyzji z innymi i z ogólną filozofią polityczną obecnej władzy. Właściwie największą trudność sprawia mi zrozumienie, dlaczego nie mogli tego zrobić poprzednicy.

Wspomnę o dwóch przykładach, choć jednym, świeższym, zajmę się obszerniej. Jedną kwestią jest prosta regulacja pozwalająca (głównie policji) na natychmiastowe odseparowanie sprawcy przemocy domowej od jego ofiar, tak że to ofiary zostają w swoim mieszkaniu, a oprawca musi się usunąć nie po wielomiesięcznych lub trwających latami postępowaniach sądowych, tylko natychmiast. Jest to decyzja całkowicie sprzeczna ze spójną wizją ideologiczną polskiej tzw. prawicy, lekceważącej skalę przemocy domowej, przygotowującej się do wypowiedzenia konwencji stambulskiej, malwersującej na rzecz działań partyjnych środki przeznaczone na pomoc ofiarom przemocy. I ta władza dokonuje takiej zmiany w prawie, co natychmiast zaczyna funkcjonować. Im bardziej niepojęte, tym bardziej dudni pytanie, dlaczego to nie stało się wcześniej.

W ostatnich dniach uchwalono nowe przepisy chroniące pieszych na przejściach drogowych. Sejm uchwalił, Senat nie uwalił, „Długopis” grzecznie (tu bez zaskoczenia) podpisał, za kilka miesięcy wejdą w życie nowe reguły bezpieczniejszego, bo uprzywilejowanego, statusu pieszych. Będą mieli pierwszeństwo już w momencie zbliżania się do przejścia, a nie dopiero na pasach. Polska należy do niechlubnych liderów europejskich w liczbie wypadków na zebrach. Wiadomo to od dawna. „W Polsce mamy 30 ofiar śmiertelnych wśród pieszych na milion mieszkańców. W Szwecji czy Holandii jest ich dziesięciokrotnie mniej”, informował Jacek Grunt-Mejer, psycholog transportu z Uniwersytetu Warszawskiego. I nie dało się wcześniej zmienić przepisów, mimo olbrzymiego wysiłku społeczników, ruchów miejskich.

Jeszcze kilka lat temu niewiele brakowało, żeby podobne przepisy uchwaliła inna siła polityczna niż PiS. Warto przypomnieć niechlubną rolę, jaką odegrał wówczas, w roku 2015, senator Platformy Obywatelskiej Aleksander Pociej, który – jak pisano – „w kilka sekund zniweczył lata pracy” tysięcy osób domagających się zmiany przepisów. Sam projekt był autorstwa innych polityków jego formacji, referowała go posłanka Beata Bublewicz, córka jednego z najlepszych polskich kierowców rajdowych. Przy okazji tamtego blamażu senatora Pocieja (cóż, nie da się dowieść, ilu ofiar śmiertelnych udałoby się uniknąć przez te ponad pięć lat, choć eksperci są przekonani, że ta zależność istnieje bezwzględnie) warto przypomnieć, że Europa traktuje prawa pieszych inaczej. Zdecydowana większość krajów unijnych daje pierwszeństwo przechodniom zbliżającym się do przejścia (Niemcy, Holandia, Dania, Austria, Czechy i Bułgaria). We Francji czy w Norwegii kierowcy muszą ustąpić pieszym nawet wtedy, gdy nie wiadomo, czy chcą przejść przez ulicę. Ale senator Pociej (nie był sam – wsparł go Senat) wiedział lepiej; zgłaszając swoją poprawkę do ustawy, faktycznie anihilował przepis o prawach pieszych.

W głosowaniu nad obecnymi zmianami w prawie o ruchu drogowym tylko czterech senatorów było przeciw. Dwóch z Platformy, m.in. były prezes klubu żużlowego ZKŻ Zielona Góra, który uważa, że na drogach wszystko jest w porządku i niczego nie trzeba zmieniać, bo on to widzi, kiedy jeździ autem, oraz dwóch z PiS, w tym Jerzy Czerwiński, który popisał się bon motami: „pieszy jest elementem obcym na jezdni” oraz „pieszy ma krótszą drogę hamowania”.

Senator Pociej (a jakże, znowu, nienaruszalny kolejną kadencję) nie wziął udziału w głosowaniu. Chciałbym, żeby to było kiedyś karalne. Albo prościej – znieść Senat.

Co tu dużo mówić, brawo PiS. To decyzja na lata ratująca ludzkie życie. Teraz tylko wystarczy przesunąć policjantów zakłócających masowo pokojowe protesty do pracy nad wdrożeniem i egzekwowaniem tych przepisów, a życie i zdrowie wielu ludzi na polskich przejściach dla pieszych da się uratować.

r.kurkiewicz@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 12/2021, 2021

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz
Tagi: piesi, PiS, ustawa

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy