PiS – kolos, który pęka

PiS – kolos, który pęka

Na prawicy kipi. Jest podzielona bardziej niż kiedyś. I niebezpieczniej

19 lipca 2014 r. Jarosław Kaczyński wygłosił jedno ze swoich najkrótszych przemówień. To wtedy obwieścił, że zjednoczenie prawicy stało się faktem, podsumowując tymi słowami wchłonięcie Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, Prawicy Rzeczypospolitej Marka Jurka i Polski Razem Jarosława Gowina.
– Nie będziemy czymś na kształt AWS, czyli czymś, co bezustannie się kłóci – mówił Kaczyński z dumą. A jeśli ktoś miał wątpliwości co do jego determinacji, by trzymać formację twardą ręką, pozbył się ich w ostatnich dniach września. To wtedy zostały ogłoszone nowe reguły kontaktów polityków PiS z mediami. Sprowadzają się one do jednego – rozmawiać z dziennikarzami mogą tylko ci posłowie, którym prezes wyda zezwolenie. Kaczyński jasno powiedział, że wyrzuci z listy wyborczej każdego, kto pozwoli się zacytować w mediach bez odpowiedniej zgody.
Czy to oznacza, że Jarosław Kaczyński niepodzielnie panuje po prawej stronie sceny politycznej? Że spacyfikował wszystkich od niego niezależnych?

Muzyczka Majdanu

Tak nie jest. Na polskiej prawicy kipi. Jest podzielona bardziej niż kiedyś. I podzielona niebezpieczniej. Dotychczasowe frondy Dorna, Ziobry czy Ujazdowskiego nie miały szans na powodzenie, gdyż nie kryły się za nimi głębsze różnice programowe ani generacyjne. Teraz prawica pęka ze względu na podziały dotyczące realnych spraw. Kaczyński próbuje to tuszować, temu też służy dyscyplinowanie posłów. Ale to coraz trudniejsze zadanie.
Polską prawicę dzielą bowiem sprawy, których nie da się pominąć w publicznej debacie. Jest ich kilka.
Na pewno dzieli prawicę stosunek do Ukrainy i do wojny toczącej się w tym kraju. PiS bardzo mocno zaangażowało się w Majdan, Jarosław Kaczyński jeździł tam i zagrzewał do boju, a Telewizja Republika organizowała koncerty. PiS dorobiło do tych działań dwojaką ideologię: że wszystko, co szkodzi Rosji, co ogranicza jej wpływy, jest dobre i że to kontynuacja polityki Lecha Kaczyńskiego, tzw. polityki jagiellońskiej. Takie bezrefleksyjne poparcie Majdanu, niedostrzeganie, że w ten sposób popiera się równocześnie ugrupowania nacjonalistyczne, nawiązujące bezpośrednio i bez cienia żenady do UPA i Stepana Bandery, bardzo szybko wzbudziło sprzeciw wpływowych środowisk i postaci prawicy. Przeciwko idealizacji Majdanu, Prawego Sektora i partii Swoboda jako pierwsze zaprotestowały środowiska kresowe. Potem mieliśmy spektakularny rozwód ks. Isakowicza-Zaleskiego z „Gazetą Polską”, nieformalnym organem PiS.
Powodem było to, że „Gazeta Polska” nie wydrukowała felietonu Isakowicza-Zaleskiego o związkach ukraińskiego rządu z banderowcami. A gdy autor zażądał wyjaśnień, usłyszał, że „jest jednym z niewielu Polaków, którzy stanęli po stronie Moskwy”, a także „ofiarą rosyjskiej propagandy”.
Te ataki nie uciszyły ks. Isakowicza-Zaleskiego. – Zastąpienie komunistów banderowcami to zastąpienie jednego diabła drugim – mówił mediom. – Ruch banderowski zawsze był antypolski, antysemicki i proniemiecki. I obecnie jest tak samo. W rządzie Jaceniuka jest pięciu banderowców. To są rzeczy ukrywane w polskich mediach. Tu przypominał czasy rzezi wołyńskiej i SS Galizien.
Szybko okazało się, że podobnie jak on myśli znaczna część polskiej prawicy. Z jej głosem mogliśmy niedawno się zapoznać w tygodniku „Do Rzeczy”, w artykule Waldemara Łysiaka „Muzyczka Majdanu”.
Tę falę wykorzystali również liderzy ugrupowań na prawo od PiS – Janusz Korwin-Mikke oraz narodowcy. A Kaczyńskiemu nie udało się zepchnąć tych poglądów na margines. Przeciwnie, szybko się okazało, że podziela je znaczne grono działaczy PiS. Jarosław Kaczyński znalazł się więc w mało komfortowej sytuacji. Kompromisu w sprawie ukraińskiej przecież nie będzie. A im więcej do powiedzenia mają Isakowicz-Zaleski, Łysiak, środowiska kresowe i narodowe – przy czym ich głos jest coraz donośniejszy – tym mniejsze pole manewru ma prezes PiS.

Kogo można lustrować?

To pole manewru było niedawno testowane w innej sprawie – wspomniany tygodnik „Do Rzeczy” zlustrował prof. Witolda Kieżuna, zarzucając mu współpracę z wywiadem PRL. W obronie Kieżuna stanął drugi prawicowy tygodnik, „W Sieci”, zarzucając autorom złą wolę i nierzetelną interpretację dokumentów SB. A Szczepan Żaryn, redaktor naczelny „W Sieci Historii”, tłumaczył na portalu Fronda.pl: „Bardzo często zdarzają się dokumenty, w których informacje pochodzące z SB wkładane są w usta rozmówcy”. Agnieszka Romaszewska-Guzy napominała zaś: „Jeśli ktoś był bohaterem powstania warszawskiego i więźniem łagrów, nie wolno oceniać go tak samo jak człowieka bez zasług”.
Odpowiadał im redaktor naczelny „Do Rzeczy” Paweł Lisicki – że jest zaskoczony posługiwaniem się przez obrońców Kieżuna argumentami „Gazety Wyborczej”. „Sami je wcześniej krytykowali, a teraz ich używają, bo Kieżun to bohater prawicy”.
W ten sposób na naszych oczach pękł lustracyjny front polskiej prawicy. Był on już mocno nadwyrężony w czasie lustrowania abp. Wielgusa, kiedy to w jego obronie stanęło Radio Maryja. Teraz pęknięcie nastąpiło w samym środku PiS, w grupie najbardziej zatwardziałych lustratorów.

Nowa generacja

Prawica coraz wyraźniej zaczyna się dzielić także generacyjnie. Dla 20- i 30-latków wchodzących w świat polityki PiS jest organizacją o zeskorupiałych strukturach, rządzoną przez weteranów, bez woli wygranej. Młodzi prawicowcy stawiają na Kongres Nowej Prawicy i Ruch Narodowy. Coraz częściej powtarzają, że wielkiej różnicy między PO a PiS nie ma. Że to walka między styropianem, który umościł się na posadach, a styropianem, który tych posad nie ma. Charakterystyczna dla takiej postawy jest wypowiedź w dyskusji młodego działacza KNP z sympatykiem PiS na portalu Prawica.net:
„Pan myśli po pisowsku. Uważa Pan, że złodziejski system jest w porządku, tylko trzeba złodziei z PO zamienić na złodziei z PiS. (Zapewne uważa Pan też – kompletnie niesłusznie, że pisowcy nie będą kraść. Będą oczywiście, tak samo jak PO, być może trochę mniej, ale wcale nie na pewno. Przykład: pisowskie przekręty z kasą na finansowanie partii).
Otóż nam jest absolutnie wszystko jedno, czy premierem jest Tusk, czy Kaczyński. Jest nam absolutnie wszystko jedno, czy ministrem jest Siemoniak, czy Żurawski vel Grajewski (a zamiana Sikorskiego na Fotygę i Biernackiego na Ziobrę to już katastrofa i tragedia).
Jest nam wszystko jedno, czy ton w mediach nadają drań Kraśko i Urban, czy też ich pisowskie odpowiedniki – Lichocka, Łosiewicz i Sakiewicz.
Zacytuję JKM: Nam jest wszystko jedno, czy rządzi Tusk czy Kaczyński, nas interesuje, żeby zmienić ustrój.
Albo dobitniej: Bo nie o to chodzi, by zmieniać świnię przy korycie, tylko koryto im zabrać”.

Robotnicy czy przemysłowcy?

Inną osią podziału widoczną w PiS jest stosunek do gospodarki, do tego, czy Polsce trzeba więcej wolności gospodarczej, czy może więcej wrażliwości społecznej.
Te dwa stanowiska są absolutnie przeciwstawne – jedno reprezentuje Jarosław Gowin z jego Polską Razem. Drugie – znaczna część PiS oraz związana z partią Jarosława Kaczyńskiego Solidarność. To dlatego szef Solidarności Piotr Duda tak zdecydowanie oprotestowywał „zjednoczenie prawicy” i wchłonięcie Gowina.
„Zadajemy sobie pytanie o rzeczywiste intencje. Jak bowiem mamy odczytać łączenie się takich ugrupowań jak Solidarna Polska, której lider Zbigniew Ziobro deklaruje wyrzucenie wydłużonego wieku emerytalnego do kosza, z Polską Razem, której lider Jarosław Gowin nie tylko głosował za jego wprowadzeniem, ale jest też tych zmian gorącym zwolennikiem? Chodzi o program czy może jedynie o stołki?”, pytał w rozesłanym do mediów komentarzu. Przypominając, że Solidarność to „blisko 2 mln wyborców”, których nie zadowolą „personalne gierki”.
Obiekcje Dudy zostały pominięte. Ale to nie znaczy, że poruszony przez niego problem jest rozwiązany. W sprawach gospodarczych PiS pozostało rozerwane. Z jednej strony, jest tam bardzo silna nuta socjalna, związkowa, z drugiej – optująca za maksimum wolności gospodarczej. Wprowadza ją nie tylko Gowin, ale także think tanki związane z prawicą, m.in. Instytut Sobieskiego, jak również grono sympatyzujących z Kaczyńskim dziennikarzy.
Dodajmy do tego jeszcze jedno – w rządzie Jarosława Kaczyńskiego ministrem finansów była Zyta Gilowska, przedstawicielka skrzydła wolnorynkowego, i to w jego najbardziej liberalnym wydaniu. Czyli PiS werbalnie może i jest prospołeczne, ale w rzeczywistych rozwiązaniach idzie zupełnie inną drogą. Mamy więc kolejną linię podziału, tym bardziej niebezpieczną, że obu stron nie da się pogodzić.

Głos z Torunia

Wspomnieliśmy szefa Solidarności, Piotra Dudę, trzeba zatem powiedzieć o innym liderze prawicy, niezależnym od Kaczyńskiego – o. Rydzyku. Dyrektor toruńskiej rozgłośni w wyborach do Parlamentu Europejskiego przeżył na pewno gorycz odrzucenia – bo to Jarosław Kaczyński osobiście zatwierdził listy kandydatów i nie dał żadnej jedynki ludziom wspieranym przez Toruń. Doszło więc do kuriozalnej sytuacji, kiedy Kaczyński i Rydzyk promowali innych kandydatów z tej samej listy. Tak było na Podkarpaciu, dokąd Jarosław Kaczyński jeździł, by wspierać tamtejszą jedynkę – Tomasza Porębę. Natomiast o. Rydzyk wspierał Stanisława Ożoga, uplasowanego na miejscu numer 3. Mieliśmy zatem, trochę schowaną w dalszym planie, próbę sił między Kaczyńskim a Rydzykiem. Skończyła się ona tak, że z listy podkarpackiej do europarlamentu dostali się i Poręba, i Ożóg. Okazało się, że poparcie Jarosława Kaczyńskiego i pierwsze miejsce na liście jest w PiS najważniejsze, ale Rydzyk również ma swoją pulę.
Te polityczne zapasy trwają. Tadeusz Rydzyk nie zamierza ustępować Kaczyńskiemu i prowadzi własną politykę. Jeśli przed „zjednoczeniem” znajdował wiele miejsca na antenie dla przedstawicieli Solidarnej Polski, to teraz zaprasza też do studia narodowców. Wyraźnie więc widać, że chce zachować niezależność od PiS, że daje sygnały: mogę postawić na innych.
Nawiasem mówiąc, na prawicy panuje przekonanie, że wspomniane na początku nowe zasady kontaktów polityków PiS z mediami są skierowane nie tyle przeciwko mediom prywatnym i publicznym, ile przeciwko tym związanym z rozgłośnią toruńską. Media głównego nurtu i tak stawiają na liderów, ich pytają o komentarz, więc tak naprawdę z ich strony nie ma zagrożenia dla jedynowładztwa Kaczyńskiego w PiS. Natomiast Radio Maryja czy Telewizja Trwam prowadzą własną politykę, lansują własnych kandydatów prawicy. A to może doprowadzić do tego, że w PiS będzie spora grupa posłów i radnych bardziej związana z Rydzykiem niż z Kaczyńskim, słuchająca głosu Torunia. Na taką frakcję prezes PiS nie może sobie pozwolić. Ale czy ma siłę, by jej powstaniu zapobiec?

Kto po prezesie?

Na pewno nie ma siły, by zatrzymać spekulacje dotyczące tego, kto będzie kandydatem PiS w wyborach prezydenckich i kto stanie się – po jego ewentualnym odejściu – nowym liderem tej formacji. Milczenie Kaczyńskiego w tych sprawach tylko je wzmaga. Jeszcze parę miesięcy temu wydawało się, że kandydatem PiS w wyborach prezydenckich będzie prof. Gliński. Ale czas zweryfikował jego talenty polityczne, pojawiły się więc nowe nazwiska i nowe koncepcje.
Pierwszą lansował Ryszard Czarnecki. Była to koncepcja pisowskich prawyborów – ale zdaje się, że jest ona przeszłością. Do jej upadku na pewno w jakiejś części przyczynił się przeciek do tygodnika „Newsweek”, że w partii zawiązał się spisek. I że grupa spiskowców planuje po odejściu Kaczyńskiego przejąć finanse, a potem władzę. Pierwszym krokiem w tym kierunku miało być wystawienie w wyborach prezydenckich jako kandydata PiS Grzegorza Biereckiego, senatora, twórcy SKOK-ów. Popierać go mieli rzecznik PiS Adam Hofman i Ryszard Czarnecki. Bierecki zdążył już zresztą stwierdzić w wywiadzie dla tygodnika „W Sieci”, który wspiera finansowo, że Bronisław Komorowski jest do pokonania, co zinterpretowano jednoznacznie. Bierecki to postać mniej znana w szerszych kręgach, ale na prawicy bardzo wpływowa – za sprawą milionów, którymi dysponuje. One dają mu też polityczną niezależność i siłę.
Teoretycznie plan z szefem SKOK-ów wyglądał jak najpoważniej, tylko że po publikacji w „Newsweeku” jego rzekomi architekci czym prędzej wszystkiemu zaprzeczyli. Najgłośniej Ryszard Czarnecki: – Premier Kaczyński jest nie tylko prezesem PiS, ale i wielkim autorytetem dla całej polskiej prawicy. Jednoczy polską prawicę. Nie ma alternatywy dla prezesa Kaczyńskiego.
Rychło też się okazało, że Jarosław Kaczyński nie chce prawyborów. I ma swojego kandydata – jest nim Andrzej Duda. W swojej karierze Duda zdążył być wiceministrem sprawiedliwości (za czasów Ziobry), potem podsekretarzem stanu w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, był kandydatem PiS w wyborach na prezydenta Krakowa, rzecznikiem klubu PiS, a od niedawna jest eurodeputowanym. Imponujący życiorys – jak więc wyjaśnić, że mimo tylu funkcji, często pierwszoplanowych, Duda w powszechnej opinii pozostaje postacią niemal nieznaną?
Innym kandydatem, którego nazwisko przewija się w spekulacjach, jest Jarosław Gowin – gdyby wystartował, mógłby zawalczyć także o część elektoratu PO. Ale czy prezes Kaczyński zgodziłby się na takiego kandydata?
Na razie zwleka – co już krytykują prawicowi publicyści.

Wariant B

Powody powściągliwości Kaczyńskiego są oczywiste – najpierw musi zobaczyć, jaki wynik osiągnie w wyborach samorządowych, dopiero wtedy będzie mógł planować kolejne polityczne kroki. Wybory 16 listopada będą bowiem ważne nie tylko dla tysięcy działaczy PiS, którzy żyją z posad samorządowych, ale i dla samego prezesa. Jeżeliby Kaczyński je przegrał, PiS mogłyby czekać prawdziwe ruchy tektoniczne. Dla każdego stałoby się jasne, że on już niczego nie wygra. Zwłaszcza że wyraźnie widać, że opada z sił, że nie jest to dawny Kaczyński, dynamiczny, o ciętej ripoście, tylko starszy pan, lubiący długo sobie pogadać.
Jeśli więc 16 listopada PiS nie uzyska dobrego wyniku, znajdzie się pod presją i swoich członków, i prawicowej konkurencji. Rydzyk, Nowa Prawica, Narodowcy – oni mają inną receptę na zagospodarowanie tej strony sceny politycznej. Mają inne poglądy – nazywane neoendeckimi. W samym PiS nie brakuje środowisk, które natychmiast by się uaktywniły. Wtedy wszelkie różnice, tak klajstrowane przez Kaczyńskiego, wylałyby się szeroko. I to byłoby nie do zatrzymania.

Wydanie: 2014, 41/2014

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy