PiS obawia się już każdych wyborów

PiS obawia się już każdych wyborów

Sytuacja polityczna dla lewicy jest nadal niekorzystna, a nawet się pogorszyła

Prof. Jacek Raciborski – kierownik Zakładu Socjologii Polityki Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Ostatnio wydał książkę „Państwo w praktyce. Style działania”.

Co się stało, że polska lewica jest tak nieważna? I to przez tyle lat. Z wciąż istniejących to formacja najdłużej odsunięta od władzy.
– Trzeba to analizować na kilku poziomach. Po pierwsze, zmieniła się w Polsce główna linia podziału strukturalizująca politykę. Wbrew pozorom tzw. podział postkomunistyczny był korzystny dla lewicy. Bo była ona stroną wyrazistą. Ten podział załamał się na początku obecnego stulecia. Wybory 2001 r. były jego ostatnim akordem. W to miejsce ok. 2004-2005 r. zaczął się kształtować jako dominujący inny podział, wtedy nazwany Polska liberalna kontra Polska solidarna. To zepchnęło SLD poza główny nurt.

Dlaczego liderzy SLD dali sobie wyjąć z rąk wygodny podział i zostali odepchnięci na bok?
– To trudne do zwięzłego objaśnienia. W SLD nie odczytano nowych tendencji, także europejskich – że w centrum uwagi znalazły się kwestie ludzi wykluczanych: materialnie, kulturowo.

W SLD tego nie zauważono?
– Z różnych powodów Sojusz był bardzo niespójny programowo i nie prowadził lewicowej polityki, szczególnie w sferze redystrybucji społecznego bogactwa. Druga sprawa – opozycji udała się moralna deprecjacja SLD jako partii władzy, pełnej skorumpowanych i cynicznych działaczy, ludzi rządzących nieprzerwanie od czasów komunistycznych. Drobne afery rozdymano do monstrualnych rozmiarów. Ta partia nie miała przy tym silnych wpływów w mediach. To był jeszcze czas rzeczywiście niezależnych i pluralistycznych mediów publicznych.

I to wystarczyło?
– Dodajmy jeszcze jedno: SLD źle zareagował na napięcia wewnętrzne – rozpadając się. Rozłam Borowskiego był bardzo dotkliwy. To uruchomiło tendencję schyłkową i ostrą walkę frakcyjną. Jej wyrazem był szczególnie konflikt między premierem Millerem a prezydentem Kwaśniewskim. Wybory roku 2005 – to jednak była dotkliwa porażka.

A oni z tych 11% się cieszyli.
– Raczej nie, chociaż działaczom SLD nieco osładzało wynik niepowodzenie projektu Borowskiego. W roku 2015 Platforma, po dwóch pełnych kadencjach rządzenia, uzyskała 24%. To pokazuje, że być może oddanie władzy przez SLD w 2005 r. nie musiało się odbyć w taki sposób. Że wynik nie musiał być tak fatalny. A jak już formacja znajdzie się poza tą główną linią podziału, może jakoś trwać, ale co najwyżej w roli partii zawiasowej. Nawet to jednak się nie udało, bo taką rolę odgrywało PSL. Powrót z marginesu systemu partyjnego jest zawsze bardzo trudny.

Wielka niechęć

SLD próbował wrócić.
– Wszystkie pomysły na powrót do głównego nurtu skończyły się niepowodzeniem. One może i były dobre, ale ich realizacja okazała się fatalna bądź połowiczna. Chociażby te inicjatywy, by przed eurowyborami w 2014 r. zbudować jedną listę centrolewicy. Szansa na dobry wynik była olbrzymia. A tu kontynuacja konfliktu między Kwaśniewskim a Millerem. Tego błędu nie sposób wybaczyć!

Bo tu chodziło raczej nie o wspólną listę, tylko o to, kto kogo.
– To prawda, że inicjatywa Kwaśniewskiego była w istocie przeciw Millerowi, a bez SLD nie mogła się powieść. Ale oceniamy całe formacje.

Ten nieudany projekt wzmógł i tak wielką nieufność po lewej stronie. Później Ogórek. Nieszczęście zupełne! To ośmieszyło formację w oczach jej najwierniejszych sympatyków. Wybory parlamentarne 2015 – kolejne doświadczenie porażki, przy próbach integracyjnych.
Zjednoczonej Lewicy.
– I ono teraz ciąży. Negatywne doświadczenie wyborów 2015 r. i doświadczenia wcześniejsze powodują, jak sądzę – choć bardziej się domyślam, niż wiem – że ci liderzy po prostu się nienawidzą. Są między nimi psychologiczne bariery współdziałania. Choć wiedzą, że tylko budowa nowego projektu, nowy pomysł otwiera jakieś szanse polityczne.

Ludzie SLD nie chcą zniknąć.
– Przecież buduje się zawsze z elementów istniejących. Główne postacie obecnej lewicy żywią do siebie wielką niechęć i te czynniki personalne, moim zdaniem, jeżeli nie uniemożliwią, to bardzo utrudnią współdziałanie w wyborach samorządowych, które byłyby okazją do budowy szerokich porozumień. Z tym że jeśli budować – to od razu te porozumienia muszą być instytucjonalizowane w skali ogólnopolskiej. Bo nie warto się porozumiewać doraźnie, układać na parę miesięcy. A obawiam się, że doraźne porozumienia, gdzieś tam w Krakowie czy Poznaniu, nawet lokalnie efektywne, nie będą zwiastunem działania w skali kraju. I nie zbudują nowej jakości.

Pojawiły się sondaże, w których SLD był ponad progiem.
– Już nawet usłyszałem, że SLD wraca. Nic nie wraca! Wynik między 5% a 8% jest zawsze możliwy. Ale to niczego nie zmienia, to nie jest powrót formacji, która mogłaby zgłosić aspiracje do władzy. Ogólnie struktura sytuacji politycznej jest dla lewicy nadal niekorzystna, a nawet się pogorszyła.

Diabelski pomysł PiS

To znaczy?
– Ożywił się podział PO-PiS jako główny. Dokonuje się przedwczesna instytucjonalizacja antypisowskiej opozycji. Z wyraźnym liderem – PO. A powrót Platformy do dawnego poparcia, jeśli chodzi o intensywność tego poparcia i trwałość, nie będzie łatwy. Przedwczesna instytucjonalizacja antypisowskiej opozycji zawęża szanse na pozyskiwanie nowych wyborców, na ich mobilizowanie. To zaś wcale nie jest korzystne dla demokracji. Z drugiej strony rządy PiS są tak agresywne, że jakieś porozumienie opozycji wymuszą. Jawna hegemonia PO będzie jednak niesłychanie zniechęcająca dla wyborców.

KOD proponuje strukturę bardziej równościową.
– KOD w obecnej formie nie ma mocy narzucenia partiom czegokolwiek. Taka czy inna struktura służąca mobilizacji społeczeństwa obywatelskiego powinna być jednak pielęgnowana, również przez znaczące partie opozycji. Choć nie znam partii, która nie byłaby egoistyczna. Takiej, która dobrowolnie by się przesuwała, mówiła: stańcie obok jak równy z równym. Niektórzy sądzą, że o to właśnie PiS chodziło – żeby odtworzyć duopol PiS-PO.

To stawia lewicę w bardzo trudnej sytuacji.
– Tak czy inaczej nie ma innej drogi niż próba budowania podmiotu o jakiejś tożsamości centrolewicowej, który byłby wpisany w szeroką strukturę opozycji anty-PiS. Jeżeli siły lewicowe będą obok tej struktury, jeżeli będą się żywiły złudzeniami o trzeciej sile czy lansowały pogląd o dwóch wrogach – nie mają szansy na przetrwanie.

Każda formacja, by skutecznie działać, musi mieć zwolenników, działaczy, program, no i lidera. Ostatnie lata pokazują, i w Polsce, i na Zachodzie, że sprawny lider może zbudować dużą formację praktycznie z niczego.
– Z liderem jest problem, bo to zawsze pewien przypadek. Kto dokładnie ma nim być? Można określić, jakie powinny być jego cechy, natomiast nie można go wskazać. Lider musi sam się wykreować, zyskać uznanie i zdobyć władzę. Nie wiem zatem, czy są liderzy, czy się pojawią na lewicy. Akurat w polskiej polityce przykładów rzeczywistych liderów jest sporo. Tusk, Kaczyński, Kwaśniewski, Miller byli rzeczywistymi liderami.

Razem, czyli osobno

A ich następcy?
– Jeśli chodzi o lewicę, jestem raczej pesymistą. Sądzę, że w lewicowych grupach i grupkach, które jakoś tam istnieją, zwycięży polityka tożsamości, integrowania tych zasobów, które mają, w nadziei przebicia się przez barierę 5%, a nie budowy nowej formacji.

Jest wyborca, który by poszedł za lewicą, czy go nie ma?
– Jest! Dlatego że sympatia do PO jest czysto kontekstowa. Wiara w Platformę bynajmniej się nie odbudowała. Dlatego i inne partie, które zarysowują realistyczną alternatywę wobec PiS, mogą być premiowane. Gdyby więc była jakaś partia o centrolewicowym obliczu i miała zdolność współdziałania z PO, Nowoczesną, PSL i organizacjami społeczeństwa obywatelskiego, być może zdobyłaby uznanie. To może być pewna szansa dla SLD. Mówię przewrotnie, że ogólnie pozytywna rola SLD w historii III RP dopełni się, gdy przyczyni się do powstania tworu, który unicestwi tę aparatową partyjkę, resztówkę po wielkiej formacji.

Jeżeli jest dziura, jeżeli jakaś partia nie może zagospodarować elektoratu, w tę lukę wchodzi ktoś inny. Na prawicy mieliśmy ROP, AWS, PiS, LPR. I zostało PiS. W centrum Platforma wygrała z Unią Wolności. Dlaczego jakaś partia, np. Razem, nie potrafi wejść w miejsce na lewicy?
– Nie potrafi przez błędy przywództwa i przez taką… ekskluzywność. Razem wręcz ogłasza, że nienawidzi SLD i eseldowców. Można proklamować niechęć do kierownictwa konkurencyjnej partii, ale nie można okazywać wzgardy ponad milionowi wyborców SLD. Partia Razem na własne życzenie odgradza się od elektoratu, który był przy SLD. Jest nadmiernie zorientowana na kilka postulatów i nadmiernie ekskluzywna. Kiedyś by powiedziano sekciarska.

Nie jest to nowość w historii ruchu robotniczego.
– Stanowisko partii Razem jest w gruncie rzeczy elitystyczne. Jej aktywiści uważają, że są awangardą, jedyną koherentną siłą lewicy, egalitarną, antyestablishmentową i oni jedyni niosą ten płomień. Nie doceniają problemu wolności. Demokracja dlatego jest taka ważna, bo stwarza gwarancje dla rozległych praw obywatelskich i możliwości instytucjonalne zabiegania o wszelakie indywidualne i grupowe interesy. Natomiast nie jest to system, który sam z siebie promowałby ekonomiczną równość. Ale naturalne napięcia między wolnością a równością są rozwiązywalne, gdy przyjmie się standardy demokratycznego państwa prawa. Partia Razem skądinąd jest ideowo przywiązana do demokracji. Krytykuję ją za praktykę, nie za teorię.

Wszystko zostało rozwalone

O te sprawy zaczyna się toczyć polityczny bój.
– Niedocenianie tych zagrożeń, tego, co się dzieje, jest poważnym błędem, nie tylko niektórych partii, stowarzyszeń, mediów, ale i wielu intelektualistów. Wśród nich są państwowo nastawieni, którym wydaje się, że PiS niesie porządek i wynosi interesy narodowe na piedestał. Natomiast ja widzę w obecnej sytuacji rozlewającą się w wielu sferach społeczeństwa anomię. Anomia to stan rozregulowania, braku norm – na poziomie jednostkowym owocujący zagubieniem, a na poziomie zbiorowym zakłócający koordynację i osiąganie celów. Jeżeli patrzę na armię, w której załamują się reguły awansów, hierarchii, wkracza powszechna niepewność jutra, to sądzę, że upada tam pewien ład i organizacja ta nie może działać sprawnie. Jeżeli patrzę na inne sfery, np. sądy, Trybunał Konstytucyjny… Jeżeli można zwykłą decyzją doraźnej większości parlamentarnej unieważnić wybór sędziów Trybunału dokonany przez Sejm poprzedniej kadencji, jak również z dnia na dzień postanowić i wdrażać tak głębokie strukturalne i programowe reformy edukacyjne i jeszcze zwolnić całą górę służby cywilnej, to oznacza sytuację rozregulowania, anomii w bardzo wielu sferach. Zrodzi ona fatalne konsekwencje.

Oni tłumaczą, że gdy się sprząta, chwilowy bałagan jest nieunikniony, ale powstanie w to miejsce nowy ład. Lepszy.
– Taka jest argumentacja. To, co PiS robi, to poważna rzecz, budowanie Nowego Państwa. W sposób zupełnie świadomy.

Jakiego państwa?
– Projekt wygląda mniej więcej tak: mamy wielkie państwo, czyli o ogromnym zakresie działania i odpowiedzialności. Jest ono silnie scentralizowane i ma przywódcę, który odczytuje wolę i dobro narodu. To dobro narodu nie jest konsekwencją sumowania preferencji tu i teraz żyjących obywateli (jak to się ujmuje w demokracji liberalnej), lecz zostaje odkryte przez przywódcę, wywiedzione z całej kultury i historii narodu. Lider PiS ma więc misyjny stosunek do rzeczywistości, działa w imię przyszłych pokoleń, w imię historii. Ale ta codzienna rzeczywistość upomni się o swoje. Już widać, że niektóre projekty grzęzną, inne są racjonalizowane i poprawiane, jeszcze inne zostaną wdrożone pozornie.

Bardzo niejasne jest, jak się rozstrzygnie bój o samorządy, o Europę. Niedawna porażka brukselska to poważna sprawa, o rozległych negatywnych konsekwencjach dla PiS. Niby spadek sondażowy oczekiwany, przejściowy itd. Ale w Polsce sondaże pełnią funkcję quasi-legitymizacyjną. Kiedy się ma niskie notowania sondażowe, to jakoś głupio mówić w imieniu narodu, suwerena. Bo już widać alternatywę wobec tej władzy. I wiadomo, że ta władza nie jest na dziesiątki lat. Wiele się zmieniło w ostatnim miesiącu w rozkładzie sił politycznych.

Co podzieli wyborców?

PiS zbudowało własną narrację, że się Europy nie boi, że Europa z nim się liczy. Nagle przyszło głosowanie i okazało się, że król jest nagi. Że ta narracja to opowieść o szatach, których nie ma.
– I to jest nowy element sytuacji. A mądrość opozycji powinna polegać na instytucjonalizacji oporu, spokojnym i konsekwentnym działaniu. Szczerze mówiąc, jestem zdziwiony, że tak szybko załamuje się poparcie dla PiS. Ta partia rządzi dopiero półtora roku i ma program, który mógł liczyć na szeroką akceptację, gdyby był rozważniej wdrażany. Platforma po swojej pierwszej kadencji miała poparcie niemal takie samo jak cztery lata wcześniej. A PiS już w tej chwili każdych wyborów się obawia.

Po czym to poznać?
– A co PiS powinno było zrobić w Warszawie? Przecież to, czego doświadczyliśmy z tzw. reprywatyzacją, to jedno wielkie złodziejstwo trwające wiele lat, skandal. PiS powinno więc dążyć do przyśpieszonych wyborów. To formalnie możliwe, nie wymagało żadnego łamania praw itd. Skłonienie pani prezydent do dymisji czy złożenie z urzędu było możliwe, nie chcę wchodzić w szczegóły. Ale PiS ewidentnie nie chce przyśpieszonych wyborów w Warszawie. Dlaczego? Bo już się obawia, że w większości lokalnych wyborów mogłoby przegrywać. Przykład referendum w Legionowie jest znaczący.

Obserwujemy zamieranie podziału na Polskę solidarną i liberalną? Tworzenie się nowego?
– Teraz w społeczeństwie panuje znaczny zamęt, preferencje partyjne nie tyle gwałtownie się zmieniają, ile słabnie ich intensywność. Bo sporo tych, którzy kochali PiS, kocha już mniej. Chociaż trzon może kochać bardziej, bo partia robi to, co obiecała. Czyli obóz PiS rozszczepia się wewnątrz. To może stanowić grunt dla przyszłych walk frakcyjnych.

Jedni będą uważali, że wielkość poparcia da się uratować tylko prowadzeniem twardej polityki, drudzy – że trzeba poluzować. Zawsze tak jest.
– Natomiast po drugiej stronie obóz anty-PiS na razie nie rozrósł się jakoś gwałtownie. Pewien przyrost następuje, ale nie jest on spektakularny. Nasuwa się więc pytanie, jakie osie programowe będą dzieliły wyborców. Myślę, że właśnie Europa, kwestia zakresu państwa socjalnego i pewne wartości symboliczne, zwłaszcza spodziewam się dalszej apoteozy narodu, jak również sprzeciwu wobec tej tendencji. W części te podziały już zostały wprowadzone. Zwrot w kierunku narodowo-katolickim nastąpił wcześniej. Będzie on umacniany jako jeden z zasadniczych podziałów. Bo co po drugiej stronie? Kosmopolici? No nie… Nie chodzi o wymyślenie, co to ma być. Bo teoretycznie wiadomo, że chodzi o naród obywatelski, o Polskę w Europie, o demokrację. Jak natomiast to obudować emocjami i wartościami, które byłyby opozycyjne? To jednak bezpieczeństwo, porządek, wolność jednostki. Wolność i ład to jest ta para.

Nowe Państwo Kaczyńskiego

Ład – to postulat partii prawicowych!
– Tylko że PiS ma pewien problem z ideą porządku, ładu, stabilności. Podjęło hasła i działania rewolucyjne. Mój zespół opublikował właśnie książkę „Państwo w praktyce. Style działania”, w której w wielu miejscach pokazujemy europejski nawrót do idei i praktyk państwa hierarchicznego, państwa wspierającego się na biurokracji – nazywanego w literaturze Weberowskim lub tradycyjnym. Niesie ono obietnicę ładu i porządku. Wymaga jednak żelaznego przestrzegania standardów państwa prawnego. A tego PiS nawet nie może obiecać. Nie niesie więc porządku. Wystarczy przywołać oświatę. PiS nie reprezentuje tradycyjnego państwa.

A co reprezentuje? Państwo rebelii ludowej?
– Nie. Bo tak naprawdę PiS zadowoliłoby się apatią mas. Jego państwo wspiera się na osobistej władzy lidera, na uznaniu jego autorytetu. Jest to lider charyzmatyczny, nie potrzebuje nawet stanowisk państwowych. Bardzo rzadki współcześnie typ przywództwa. Fundamentem w takich rządach jest osobista lojalność, jakoś powiązana z interesami, ale też elementy tradycji, religii.

Czyli nie procedury.
– Znów nawiążę do naszej książki – powstała ona na podstawie badań prowadzonych pod koniec drugiej kadencji PO. W jednym ich wątku rozmawialiśmy z urzędnikami państwowymi wysokiego szczebla, już było widać, że to PiS będzie rządziło. A co rzucało się w oczy? Ich apartyjność i zorientowanie na zadania, na państwo, na jego rolę sprawczą. Narzekali, że państwo działa ex post, a nie ex ante, że jest zła koordynacja. To były bardzo fachowe uwagi. I teraz – rozmontowywanie służby cywilnej, korpusów sędziów, armii, dyplomacji. Źle to wróży. Jeżeli bowiem chcemy mieć sprawne państwo, potrzebne są profesjonalne aparaty. Widzę tu mechanizm błędnego koła – w obawie przed brakiem lojalności PiS niszczy stare aparaty. Choć one skądinąd były dość pluralistyczne, raczej ukrywające zaangażowanie ideowe i niezorientowane na jakieś centra polityczne.

PiS, przynajmniej ustami swoich publicystów, głosi pochwałę państwa sprawnego, dużo mocniejszego niż to z czasów PO.
– Ujęcie Kaczyńskiego czy PiS jest niespójne, z jednej strony niesłychanie tradycyjne, centralistyczne, a z drugiej – jak już wskazywałem – rewolucyjne i burzące hierarchię. Oczywiście zakłada się, że ta niespójność będzie przejściowa. Ale rozmontowywanie kluczowych aparatów państwa to proces o poważnych konsekwencjach. Zwłaszcza że nie widać jego kresu. Zagraża też samorządom. Można wiele krytykować w działaniu władz lokalnych, lecz autonomia tych struktur dała system znacznie bardziej przyjazny ludziom i względnie efektywny. A teraz i on jest zagrożony.

Jakkolwiek by więc patrzeć, szykują się nam kolejne bitwy polityczne. Spokojnie nie będzie.
– Dlatego PO chwyta wiatr w żagle. Bo te hasła były jej bliskie – ciepła woda w kranie, porządek, ład, Europa, demokracja, przewidywalność. A to coraz mocniej oczekiwane wartości.

Wydanie: 17-18/2017, 2017

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Chermes
    Chermes 1 maja, 2017, 21:43

    Pani Ogórek! Bez szacunku dla innych nigdy lewica nie wygra.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Chermes
    Chermes 6 maja, 2017, 19:25

    Tate kazali dawać za $ w Canada to daję.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy