Pisanie na dłoni

Ludzie głucho-niewidomi potrzebują tłumaczy do kontaktów z otoczeniem. Nie chcą jednak żyć w izolacji

Kontakt z ludźmi, którzy całkowicie utracili wzrok i słuch, jest trudny. Ważne, w jakim wieku przestali widzieć i słyszeć, co pamiętają, na czym mogą budować system porozumienia.
W tym roku w Polsce odbywały się Europejskie Wakacje Głucho-Niewidomych. To impreza cykliczna, organizowana od sześciu lat, co roku w innym kraju. Jej uczestnicy – goście z Belgii, Czech, Finlandii, Francji, Holandii, Rosji, Szwajcarii, Szwecji, Włoch i Polski – przebywali w Ustroniu Morskim, przyjechali też do Warszawy, gdzie oglądali – czy raczej poznawali – Pałac Kultury i Nauki.

Życie na marginesie

Polskie Towarzystwo Pomocy Głucho-Niewidomym zostało zarejestrowane w 1991 r. Wcześniej nie bardzo wiedziano, jak poradzić sobie z problemem tego podwójnego kalectwa. Gdy w latach 80. do ministra zdrowia nadszedł list, w którym autor prosi o pomoc, bo był dotychczas niewidomy, a teraz jeszcze traci słuch, szef resortu odesłał kopie pisma do Polskiego Związku Niewidomych i do Polskiego Związku Głuchych. Działacze obu związków spotkali się. – W 1984 r. – mówi Józef Mendruń, prezes Towarzystwa Pomocy Głucho-Niewidomym – zorganizowaliśmy pierwsze zgrupowanie osób niewidzących i niesłyszących zarazem. Niedługo potem dostaliśmy z Göteborga ze Szwecji zaproszenie na europejską konferencję, gdzie zobaczyliśmy, jak poważny jest to problem. A ponieważ i u niewidomych, i u głuchych stanowiliśmy margines, założyliśmy własne stowarzyszenie.
Według szacunków TPNG, ludzi dotkniętych obydwoma kalectwami jednocześnie jest w Polsce ok. 7 tys. Dotarcie do nich często bywa trudne. Niekiedy rodziny wstydzą się, ukrywają ich przed otoczeniem. Czasami pierwszy kontakt nawiązuje się przypadkiem. Przykładem jest Henryk Kowalczyk. Jako głuchoniemy był jeszcze czynnym sportowcem, ale potem zaczął tracić wzrok. Wegetował w jednej z podradomskich wsi, nie był w stanie porozumieć się z lekarzami ze swego rejonu. Ktoś napisał mu na kartce adres Polskiego Związku Niewidomych. Jakimś cudem dotarł do Warszawy, do siedziby związku. Tam znalazł opiekę, okazało się, że ma zdolności rzeźbiarskie, wziął udział w organizowanych w Orońsku warsztatach artystycznych. Dziś rzeźby Henryka Kowalczyka cieszą się coraz większą popularnością, a on sam pojawia się na okładkach międzynarodowych pism poświęconych sprawom głucho-niewidomych.

Z własnym tłumaczem

Ci, którzy jeszcze trochę widzą, porozumiewają się na migi. Z osobami już całkiem niewidomymi, ale pamiętającymi język migowy można kontaktować się, łącząc miganie z dotykiem. Istnieje też sposób „pisania” dotykiem na dłoni. Do porozumiewania się z otoczeniem jest potrzebny tłumacz. Wielu głucho-niewidomych potrafi używać komputera, jednak trzeba mieć brajlowską klawiaturę i specjalne programy pozwalające drukować w tym systemie.
Na Europejskie Wakacje Głucho-Niewidomych do Polski przyjechało 42 uczestników z dziesięciu państw. Każdy z nich przywiózł ze sobą własnego tłumacza, koszty pokrywają ich państwa i organizacje. W Polsce, dzięki pomocy PFRON, będzie można w szerszym niż dotychczas zakresie prowadzić kursy na przewodników-tłumaczy dla osób głucho-niewidomych. Już dziś łatwiej niż kiedyś wychodzi się z izolacji społecznej. Ostatnio czwórka wychowanków ośrodka opiekującego się dziećmi głucho-niewidomymi znalazła zatrudnienie. Dwie młode kobiety pracują w przedszkolach w Milejowie i w Kruszwicy. Radzą sobie znakomicie, dzieci je zaakceptowały. Kiedy te dzieci dorosną, będą inaczej patrzyć na niepełnosprawnych, bo przeszły znakomitą szkołę tolerancji. Trzecia z pań została zatrudniona w Instytucie Głuchoniemych Warszawie, kolejny wychowanek pracuje w warsztatach w Sierakowie. Jest im na pewno trudniej, ale chcą żyć normalnie.

Wydanie: 2003, 35/2003

Kategorie: Społeczeństwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy