Pisk z metropolii

„Sromotna porażka Wrocławia” jęczały nasze media porażone wynikiem głosowania monakijskiego w Międzynarodowym Biurze Wystaw. Aspirujący do urządzenia Expo 2010 Wrocław otrzymał tylko dwa głosy i odpadał w pierwszej turze. Za byli przedstawicieli Polski i… Węgier. Dwa bratanki.
Zaraz potem nastąpiło polskie obrażanie się. Władze miasta ustami byłego prezydenta Wrocławia, aktualnie posła PO, Bogdana Zdrojewskiego, klęskę wyborczą zrzuciły na rząd. Bo rząd Millera za mało Wrocław promował. Jak żywo przypominały tym przegranych w wyborach samorządowych działaczy SLD, którzy też słabym wynikiem obarczali premiera Millera. A przecież promować Wrocław mógł też poprzedni rząd. Zaś dopiero ten wysupłał z centralnego deficytu budżetowego dodatkowe miliony na promocję Wrocławia. Taka postawa władz miasta nie jest zachęcająca dla przyszłych rządów. Forsę wzięli, wydali, a potem darczyńcę opluli.
Było też obrażanie zwycięzców. Wybitny aktor Andrzej Seweryn huknął do PAP, iż wygrana Szanghaju jest skandalem. Bo tam są „obozy koncentracyjne”, a we Wrocławiu ich nie ma. To wielka porażka moralna elektorów Biura Wystaw Międzynarodowych. Ten moralny przekaz można niestety o przysłowiowy kant potłuc. Bo artysta Seweryn był tam człowiekiem wynajętym do promowania Wrocławia swym talentem i międzynarodową sławą. Skoro jednak jego recytacja elektorów nie przekonała, to po co po swej porażce wybranych opluwać? Zwłaszcza że wiedza aktora o Chinach jawi się jako pobieżna. Po co odgrywać „Zemstę-bis”?
Rychło nastąpiło otrzeźwienie. Wrocław nie miał szans w tej rozgrywce. Zamiast się obrażać, warto z przegranej wyciągnąć wnioski.
O tym, że Wrocław nie miał szans, mógł przekonać się każdy, kto był we Wrocławiu i w Szanghaju. Jaki jest Wrocław, każdy w Polsce widzi. Jaki jest Szanghaj, mało kto wie, ponieważ nasze media uparcie lansują wizję Chin jako kraju obozów koncentracyjnych, embrionów przerabianych na kremy, dzieci produkujących czołgi, no i wszechkontroli partii zwącej się ohydnie, bo „komunistyczna”.
Tymczasem Wrocław stanął do walki z miastem już 16-milionowym, o powierzchni 6,2 tys. km kw., gdzie w tym roku inwestycje zagraniczne wyniosły ok. 10 mld dol. Czyli tyle, ile w całej Polsce. Szanghaj wabi XXI-wieczną dzielnicą Pudong z trzecią co do wysokości, a najwyższą w Azji, wieżą telewizyjną i centrum finansowym przewyższającym blichtrem podobne amerykańskie. Miastem wielokulturowym, kolorowym, wielogastronomicznym, otwartym na Azjatów i białasów z całego świata. Łączącym tradycje z wyrafinowaną nowoczesnością. Wizytówką jest Muzeum Starego Szanghaju, gdzie zwiedzający mogą wirtualnie wtopić się w realia z zeszłego wieku.
Wybór Szanghaju to nie tylko spełnienie prognoz, że w XXI w. centrum cywilizacji przenosi się do Azji, co celnie skomentował prezydent Kwaśniewski. To kolejny dowód, że państwa „wolnego świata” odchodzą od recenzowania Chin wyłącznie według przestrzegania „praw człowieka”. Zwłaszcza że tam, w Azji, takich „praw człowieka” nigdy nie praktykowano i trudno władze Chin, Singapuru, Malezji po euroamerykańsku rozliczać. To premia dla Chin za modernizację gospodarki i otwarcie na świat.
Niestety, Polska nadal nie jest otwarta na Chiny. Nadal postrzegamy ten kraj wedle stereotypu „mundurki i rowery”, chociaż obecnie w centrum Pekinu widzi się mniej rowerów niż w Amsterdamie. Nadal prowadzimy restrykcyjną politykę wizową, upokarzając Chińczyków pragnących handlować z Polską, studiować czy nawet tylko zwiedzać nasz kraj.
Promując Wrocław jako miasto „wielokulturowe”, Polskę otwartą na świat, za kultury uważamy tylko te europejskie, sąsiednie. I potem dziwimy się, że wspierają nas jedynie Węgrzy.

 

Wydanie: 2002, 49/2002

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy