Pisowska Rada Ocalenia Narodowego

Pisowska Rada Ocalenia Narodowego

Zdegradują Jaruzelskiego. A potem zabiorą się do tysięcy jego oficerów

Mateusz Morawiecki specjalnie przeniósł posiedzenie rządu na czwartek, żeby odbyło się 1 marca, w Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Posiedzenie miało tylko jeden punkt – rząd przyjął na nim projekt tzw. ustawy degradacyjnej, która pozwoli zdegradować do stopnia szeregowca generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka.

Jak to potraktować? Jako kolejny wygłup Mateusza Morawieckiego? Jako zemstę? Czy też brać na poważnie?

Oddajmy głos samemu Morawieckiemu, który tak tłumaczył mediom ideę ustawy degradacyjnej: „Chcemy nazwać po imieniu: zło – złem, dobro – dobrem, zdradę – zdradą, bohaterstwo – bohaterstwem. Dlatego ustawa ma »przywrócić podstawowy porządek moralny«. Tak, żeby rtm. Pilecki nie był zestawiony z gen. Kiszczakiem czy gen. Moczarem, którzy byli po drugiej stronie – po ciemnej stronie mocy”.

Słowa o „porządku moralnym” wypowiada człowiek, który parę dni wcześniej składał kwiaty na grobach żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej. Tej, która ramię w ramię z gestapowcami wyszła z Polski na zachód, przed zbliżającym się ze wschodu frontem.

Czyli ten porządek moralny – rtm. Pilecki w jednym szeregu z Hubertem Jurą „Tomem” ma być lepszy? Przepraszam, ale Morawiecki w roli nauczyciela moralności jest niepoważny i niewiarygodny. A dywagacje o bohaterstwie, zdradzie itd. ośmieszają go, pokazują, jak jest zacietrzewiony i nieporadny intelektualnie. Na naszych oczach przekształca się z technokraty w prawicowego jastrzębia, w prawicowego politruka. Nie wygląda to dobrze.

Oczywiście łatwo tę przemianę zrozumieć – Mateusz Morawiecki gra teraz o wielką pulę. Chce zbudować w ramach obozu rządzącego własne zaplecze polityczne, ma ambicje przejąć polską prawicę, gdy Jarosław Kaczyński przejdzie na emeryturę. I ta twarda postawa, która wynika również z jego przekonań, bo tak został wychowany, buduje jego pozycję. Tak wygląda dziś polska prawica.

Hołota dla hołoty

Odłóżmy na bok ambicje Morawieckiego. Spójrzmy na ustawę degradacyjną z innej strony. Może to po prostu zemsta gawiedzi, której PiS wszelkimi sposobami stara się przypochlebiać?

Ale kogo ta zemsta zaboli? Wojciechowi Jaruzelskiemu i Czesławowi Kiszczakowi jest już obojętne, czy PiS ich zdegraduje, czy nie. Jest to więc pusty gest. I śmieszny o tyle, że gdy obaj generałowie jeszcze żyli, kiedy nikt nie wiedział, co mogą rzucić na stół, PiS ich nie tykało. Teraz przybyło mu odwagi.

Dodajmy do tego jeszcze jeden element – w Polsce nie było zwyczaju takiego pastwienia się nad pokonanym przeciwnikiem, nad ludźmi minionych epok. Polska Ludowa uznawała stopnie wojskowe II RP i nawet w swoim najgorszym okresie, w czasach stalinowskich, nikomu do głowy nie przychodziło degradować Rydza-Śmigłego czy innych sanacyjnych dygnitarzy. Obecnie, jak widać, hamulce puściły.

Jarosław Kaczyński mówił kiedyś o Polsce Ludowej, że był to ustrój hołoty dla hołoty. Czy jednak, inicjując akcję degradacji generałów, nie wpycha swojej formacji w ten właśnie opis? Kaczyński jest zbyt inteligentny, by nie zdawać sobie sprawy, że tak właśnie się dzieje. Dlaczego więc zdecydował się na taki ruch?

Na pewno projekt ustawy degradacyjnej wpisuje się w wojnę wewnątrz obozu władzy. Jednym z ważniejszych jej elementów jest rozprawa z Antonim Macierewiczem. W ciągu paru tygodni Mariusz Błaszczak i Andrzej Duda dokładnie zamazali czas, kiedy Macierewicz kierował Ministerstwem Obrony.

1 marca Andrzej Duda wręczył nominacje generalskie. Tym razem na wniosek nowego ministra, Mariusza Błaszczaka. I byli to inni oficerowie i generałowie niż ci, których proponował Macierewicz. Tego samego dnia gen. Jarosławowi Kraszewskiemu, prawej ręce prezydenta w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, przywrócono certyfikat dopuszczenia do tajemnicy wojskowej. Ten, który cofnęła mu kilka miesięcy temu kierowana przez ludzi Macierewicza Służba Kontrwywiadu Wojskowego.

No i spójrzmy na wcześniejsze działania Błaszczaka – wyrzucił on wiceministrów Macierewicza (z wyjątkiem jednego), ale na tym nie poprzestał, zmiany poszły niżej, sięgnęły m.in. spółek skarbu państwa. Wymienione zostały rada nadzorcza i zarząd Polskiej Grupy Zbrojeniowej. De facto Błaszczak wyczyścił MON z ludzi Macierewicza do spodu, do ostatniego „podejrzanego”. Tak jakby przejmował ministerstwo po największym wrogu.

Oczywiste jest, że wyrzucani z ciepłych posad ludzie Macierewicza to rezerwuar wewnętrznej opozycji, że zasilą grono kontestatorów. Jak więc tę tykającą bombę rozbroić? Odbierając im paliwo polityczne. Macierewicz obiecywał, że do końca roku 2017 ogłosi projekt ustawy, która pozwoli zdegradować gen. Jaruzelskiego. I proszę – Duda z Błaszczakiem nie są gorsi. Zwolennicy Macierewicza otrzymują to, co obiecał im były szef MON, choć z innych rąk.

Wojna z PRL

Degradacja generałów łączy się z jeszcze innym celem Kaczyńskiego, już nie taktycznym, jak w wypadku Macierewicza, ale strategicznym. Tym strategicznym celem jest „napisanie historii od nowa”. Czyli zbudowanie takiej konstrukcji, która legitymizowałaby rządy PiS na wiele lat, wyrzucając poza nawias i lewicę, i Platformę Obywatelską.

W tym „pisaniu historii od nowa” jednym z głównych filarów stało się zohydzenie Polski Ludowej i jednocześnie wywyższenie „żołnierzy wyklętych”. W narracji Kaczyńskiego to PiS jest spadkobiercą „żołnierzy wyklętych”, to oni są bohaterami. Znacznie ważniejszymi niż Solidarność lat 80. W ten sposób Kaczyński rozwiązuje problem tego, że jej główni liderzy, z Wałęsą na czele, są dziś jego wrogami. Deprecjonując Solidarność, wywyższając „wyklętych”, PiS buduje swoją tożsamość.

Drugim jej elementem jest wyklęcie Polski Ludowej. W propagandzie PiS to czarna dziura w historii kraju, państwo podległe ZSRR, kierowane przez zdrajców. „Projekt pozwoli na zadośćuczynienie społeczeństwu polskiemu i stanowić będzie symboliczne rozliczenie epoki Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”, czytamy w uzasadnieniu ustawy degradacyjnej.

„Dzięki tej ustawie będzie można odebrać stopnie wojskowe wszystkim tym, którzy działali na rzecz zniewolenia Polski przez Sowietów oraz na szkodę państwa polskiego” – to z kolei słowa szefa KPRM Michała Dworczyka. Słowa tak ogólne, że mogą nic nie znaczyć albo też znaczyć wszystko. Czy przywódcy polscy po roku 1956 działali na rzecz zniewolenia Polski? Niezależność od Moskwy była coraz większa z każdą dekadą. Więc jak? A co znaczy określenie „działanie na szkodę państwa polskiego”? Dla wielu ludzi to obecne działania PiS, które wypychają nas z Unii, z kręgu cywilizacji zachodniej. Dla Dworczyka i jego kolegów partyjnych to wprowadzenie stanu wojennego. I nie jest istotne, że decyzja gen. Jaruzelskiego uratowała Polskę przed interwencją wojskową państw Układu Warszawskiego – chodzi bowiem o pokazanie PRL w jak najgorszym świetle. A PiS jako rycerza, który z fantomem Polski Ludowej walczy.

Elementów tej walki jest zresztą więcej – to wspomniany kult „żołnierzy wyklętych”, tzw. ustawa dezubekizacyjna, wojna z pomnikami i zmiany nazw ulic. No i teraz proponowana ustawa degradacyjna.

Czas szmalcowników

Ona zresztą nie będzie się ograniczać do generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka. Jej zasięg będzie znacznie szerszy. Objąć może tysiące osób. W jaki sposób? Otóż dotyczyć ma nie tylko członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, ale również generałów, oficerów i podoficerów służących w organach bezpieczeństwa wymienionych w ustawie lustracyjnej, m.in. w Wojskowej Służbie Wewnętrznej, Informacji Wojskowej, w Zarządzie II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.

Stopnie odbierać będzie minister obrony, przy czym w wypadku marszałka, generałów i admirałów za zgodą prezydenta. Postępowanie będzie wszczynane z urzędu lub na wniosek ministra obrony, Instytutu Pamięci Narodowej, Wojskowego Biura Historycznego, archiwów państwowych lub organizacji kombatanckich i niepodległościowych. Ustawa pozwala na pozbawienie stopnia po śmierci.

Cóż więc projekt ustawy zapowiada? Wielkie łowy na ludzi Polski Ludowej. Na tysiące oficerów i podoficerów. Udział w niej ma brać tzw. czynnik społeczny, czyli „organizacje kombatanckie i niepodległościowe”. Zapewni się im tym samym sens istnienia. Łatwo sobie wyobrazić, jak to będzie wyglądało. Jakich ludzi będzie taka operacja promować. Powrót do tradycji szmalcowników staje się bardzo prawdopodobny.

I nie będzie to polowanie symboliczne. Degradacja oznacza dla tych ludzi, dziś w zdecydowanej większości emerytów, radykalne obniżenie uposażeń.

PiS proponuje więc swojemu twardemu elektoratowi wielkie polowanie i na Polskę Ludową, i na ludzi Polski Ludowej. Będzie ono trwało miesiącami, a nawet latami. Od pozbawienia stopnia oficerskiego lub podoficerskiego żołnierze będą mogli się odwołać do wojskowego sądu okręgowego. Te rozprawy mogą się toczyć bardzo długo. Z kolei IPN w uzgodnieniach legislacyjnych zastrzegł sobie na odpowiedź w sprawach wniosków sześć miesięcy. To wszystko zapowiada czas dokuczliwych prześladowań. Ale to nie koniec zamierzeń partii rządzącej.

Nowa historia na nowe czasy

Jeżeli wsłuchamy się w wypowiedzi liderów PiS, choćby obecnego premiera, przekonamy się, że zamiary dotyczące pisania historii na nowo idą dalej. Czarną dziurą jest nie tylko PRL, ale i III RP. Okrągły Stół, pokojowe przejmowanie władzy, kolejne rządy. W tym pisaniu historii na nowo Okrągły Stół będzie miejscem układania się gen. Kiszczaka z jego agentami, wielkim oszustwem. A III RP – kontynuacją Polski Ludowej. I okresem wielkiego rozkradania Polski.

Tym samym Kaczyński chce dokonać delegitymizacji swoich przeciwników politycznych. Ci wywodzący się z Polski Ludowej to dla niego zdrajcy, ludzie pracujący na rzecz okupanta. Ci z Platformy Obywatelskiej, ale i z drugiej Solidarności, to z kolei złodzieje. Zepsute elity, które zapomniały o narodzie i same uwłaszczały się na państwowym majątku.

Oto więc podział, który chce stworzyć Kaczyński. Po jednej stronie są zdrajcy oraz łże-elity i złodzieje z PO, po drugiej jego partia – patrioci, związani z narodem wiarą i pochodzeniem. W tym kierunku zmierzają kolejne ustawy PiS oraz kolejne działania – np. komisja Jakiego badająca reprywatyzację w Warszawie.

Prawo i Sprawiedliwość, pisząc własną historię najnowszych dziejów Polski, zamierza narzucić nam wszystkim obowiązującą wykładnię. I to narzucić w sposób bezwzględny, tak by „prawomyślności” bronił prokurator. Od tygodni obserwujemy wojnę PiS z Izraelem i Stanami Zjednoczonymi w sprawie nowelizacji ustawy o IPN. Tę wojnę, rujnującą dla pozycji Polski w świecie, można by zakończyć w jeden dzień. Wystarczyłoby poprawić dwa-trzy zapisy, szczególnie te niejasne, pozwalające na szeroką interpretację ustawy. Ale tych poprawek nie ma. A może właśnie o to chodzi? O jak najbardziej niejasne sformułowania, które będzie można dowolnie interpretować?

PiS bowiem nieuchronnie zmierza do tego, że jego wykładnia najnowszej historii Polski, już nie tylko dotycząca zagłady Żydów, będzie chroniona zapisami prawnymi. Wystarczy, że ktoś pochwali Edwarda Gierka albo stwierdzi, że stan wojenny był mniejszym złem, że ustrój mu się nie podoba – i już na karku będzie miał prokuratora.

Czy to się uda? Na pierwszy rzut oka nie ma prawa się udać – bo to wszystko szyte zbyt grubymi nićmi. Kłamstwo jest zbyt prymitywne. Ale przestrzegałbym przed takim myśleniem. Kaczyńskiemu nie zależy na przekonaniu większości Polaków. Jemu wystarczy, że w nową historię Polski uwierzą jego wyborcy. Pozostałym usta zaknebluje prokurator. A tych wahających się przekonają (lub raczej zastraszą) „organizacje patriotyczne” szukające wśród sąsiadów wrogów ludu, emerytowanych oficerów lub ich dzieci. Żeby nastąpiła sprawiedliwość dziejowa.

A co z argumentem, że to wszystko zaowocuje srogim odwetem? Też Kaczyńskiego specjalnie nie martwi – w przemówieniach używa go jako straszaka, elementu dyscyplinującego działaczy. Że nie mają już wyboru, muszą być razem, wokół wodza, bo inaczej władzę weźmie opozycja i nastąpi czas rewanżu.

Krok po kroku, plasterek po plasterku, Polska nam się zmienia.


Kogo obejmie ustawa
Według projektu ustawa obejmie wszystkich członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, którzy stracą stopień wojskowy z mocy prawa.

Stopni wojskowych zostaną pozbawione także osoby, które z racji ukończonego wieku lub stanu zdrowia nie podlegają obowiązkowi służby wojskowej lub żołnierze rezerwy, którzy w latach 1943-1990 sprzeniewierzyli się polskiej racji stanu:
– pełniąc funkcje służbowe lub zajmując stanowiska dowódcze, kierowali działaniami mającymi na celu zwalczanie polskiego podziemia niepodległościowego w latach 1943-1956 albo uczestnicząc w tym okresie w zwalczaniu polskiego podziemia niepodległościowego, dokonywali drastycznych czynów;
– wydając rozkazy użycia broni palnej wobec ludności cywilnej;
– będąc sędzią lub prokuratorem w organach wojskowej służby sprawiedliwości lub w jednostkach podległych oskarżali albo wydawali wyroki wobec żołnierzy i osób cywilnych ze względu na działalność na rzecz niepodległości i suwerenności Polski;
– będąc w stopniach wojskowych generałów, pełniąc funkcje służbowe, inicjowali lub dopuszczali się prześladowań żołnierzy ze względu na religię i pochodzenie.

Pozbawienie stopnia wojskowego będzie możliwe także pośmiertnie.

Ustawa nie obejmie żołnierzy czynnych zawodowo.

Źródło: Centrum Informacyjne Rządu


Ręce precz od Generała
Celem numer 1 ustawy degradacyjnej jest oczywiście gen. Wojciech Jaruzelski. Jego PiS chce pokonać.

Najbliższe tygodnie na pewno zaowocują debatą na temat jego życiorysu i roli w polskiej polityce, więc może parę zdań o tym, jako przypomnienie.

Wojciech Jaruzelski, zesłaniec syberyjski, stopnie oficerskie otrzymał jako żołnierz walczący z Niemcami, ryzykujący życiem. Spadkobiercom Brygady Świętokrzyskiej może to się nie podobać, ale tak właśnie było.

PiS zarzuca mu stan wojenny, powołanie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. I przypomina, że w 2012 r. sąd uznał WRON za grupę przestępczą o charakterze zbrojnym, która łamiąc ówczesne prawo, wprowadziła stan wojenny.

Nie ma sensu polemizować z wyrokiem, który bardziej świadczy o niewiedzy i złej woli sędziego niż o rzeczywistości tamtego czasu, powiem więc tylko tyle: owszem, gen. Jaruzelski, wprowadzając stan wojenny, złamał prawo, bo Rada Państwa nie mogła wydawać dekretów, gdy trwała sesja Sejmu. Ale łatwo da się to wytłumaczyć stanem wyższej konieczności, który wówczas miał miejsce. I tym, że jedyną alternatywą dla działań Jaruzelskiego była wojskowa interwencja Układu Warszawskiego. Wiemy z materiałów przywiezionych z Pragi, że była ona przygotowana. Doktryna Breżniewa w tamtym czasie obowiązywała. A Breżniew żył.

Poza tym jeżeli zarzuca się ówczesnemu premierowi złamanie prawa w takiej sytuacji, bezpośredniego zagrożenia krwawą interwencją, to jak ocenić łamanie konstytucji przez prezydenta Dudę i premier Szydło w sprawie Trybunału Konstytucyjnego? Zarzucając Jaruzelskiemu łamanie prawa, PiS jest wyjątkowo nie na swoim miejscu.

Pod adresem Wojciecha Jaruzelskiego pada również zarzut, że działał „na szkodę państwa polskiego”. Czy było to wtedy, kiedy zainicjował rozmowy Okrągłego Stołu i praktycznie wyprowadził Polskę spod zwierzchności ZSRR?

Wydanie: 10/2018, 2018

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. georg
    georg 6 marca, 2018, 06:32

    Pomijając argument ” przyjacielskiej pomocy” ze strony ZSRR i ościennych państw układu warszawskiego , niech ci którzy pamiętają czas bezpośrednio przed wprowadzeniem stanu wojennego , odpowiedzą sobie uczciwie w prawdzie na moje pytanie. Czy kubeł zimnej wody na rozpalone łby był wtedy konieczny , czy też nie ?!. Destrukcja produkcji z powodu chaotycznych strajków , bezwład organizacyjny handlu , brak podstawowych towarów które za wielokrotność były dostępne u spekulantów , kaskadowe eskalacje żądań pracowniczych na podobieństwo układanki z kostek domina , kłótnie i swary w rodzinach na tle politycznym(nie było uroczystości ani przyjęcia bez skakania sobie do oczu), zadymy i zawieruchy uliczne , a tu i ówdzie zaczynający się autentyczny głód.Kto miał ten kubeł zimnej wody wylać , jeśli nie gen. Jaruzelski ?. Mógł wtedy tylko zrezygnować z odpowiedzialności za los narodu albo postąpić tak jak postąpił. Ale żołnierz i to frontowy, nie cofa się przed takim wyzwaniem.Obrzydzenie mnie bierze na to co się dzieje . Niech ludzie mali i zaślepieni nienawiścią , chwilowo ucieszą się tą bezprawną degradacją. Przyjdzie czas że zostanie to generałowi wynagrodzone pośmiertnym awansem na marszałka Polski.A tymczasem dedykuję mu te znane słowa pieśni : ” Święta miłości kochanej ojczyzny,

    Czują cię tylko umysły poczciwe!

    Dla ciebie zjadłe[1] smakują trucizny,

    Dla ciebie więzy, pęta niezelżywe[2].

    5
    Kształcisz kalectwo przez chwalebne blizny,

    Gnieździsz w umyśle rozkoszy[3] prawdziwe,

    Byle cię można wspomóc, byle wspierać,

    Nie żal żyć w nędzy, nie żal i umierać.”.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Radoslaw
      Radoslaw 6 marca, 2018, 21:38

      W wyniku strajkowego chaosu w 1981 roku produkcja przemysłowa spadła o ok. 20%, za to płace, pod szantażem Solidarności, wzrosły średnio o 25%. Dodajmy, że za przestrajkowany czas płacono normalne pensje – to jest światowy fenomen, żeby pracodawca płacił pracownikom za niepracowanie i uniemożliwianie pracy innym!
      To nie był jakiś tam kryzys, to była sytuacja gospodarcza państwa, na które dokonano niszczycielskiej inwazji – tyle, że wewnętrznej! Przedsiębiorstwa traciły zagraniczne kontrakty. bo przecież nikt nie będzie robił interesów z tak niewiarygodnym krajem. Polska traciła rynki zbytu węgla, który był wówczas głównym towarem eksportowym, umożliwiającym zakupy materiałów, komponentów dla innych branży przemysłu, czy tak niezbędnych produktów, jak leki. Dodajmy, że w przeddzień stanu wojennego elektrociepłownie miały zapasy węgla ledwie na 7-10 dni, a „demokratyczna opozycja” groziła strajkiem generalnym. Czy w tej sytuacji można było NIE interweniować w kopalni „Wujek” i dopuścić do zapaści w przemyśle oraz wyłączenia milionom ludzi ogrzewania w środku zimy, kiedy temperatury tygodniami utrzymywaly się grubo poniżej zera?
      Ale prawicowe prostactwo z Instytutu Plugastwa Narodowego (bo tylko tak można ich nazwać) bije pianę z powodu 9 zabitych, jakoś nie widząc, że nieunikniona śmierć groziła tysiącom.
      W 1967 roku doszło do zamieszek w Detroit, podczas ich tłumienia zginęło ok. 40 osób i nikt nie ciągał po sądach, nie degradował ówczesnego amerykańskiego prezydenta czy gubernatorów.
      Detroit było wówczas jednym z najważniejszych amerykańskich ośrodków przemysłowych i chaos w takim miejscu zagrażał stabilności całej gospodarki, dlatego drastyczne środki były konieczne.

      Przypomnę jeszcze fragment wywiadu: « Piętnuję PRL, bronię Jaruzelskiego », który przeprowadził Robert Walenciak z Waldemarem Kuczyńskim, ekonomistą, doradcą „S” (Tygodnik Przegląd, grudzień 17, 2006):

      „– Ale wiedzieliście, że żądania robotników były niszczące dla państwa.
      – Tak, wiedzieliśmy, że one były niszczące dla tamtego państwa. Było ono dla nas złem. (…)Żeby zatrzymać dewastację rynku i rozpad gospodarki, trzeba było wtedy wprowadzić rodzaj planu Balcerowicza. „Solidarność” musiałaby poprzeć blokadę płac i jednocześnie podwyżkę cen o 100-150-200%. Nie było żadnej możliwości przeprowadzenia takiej operacji, byłby wybuch społeczny. A skoro tak, to sytuacja zaopatrzeniowa musiała być coraz gorsza. A ona była głównym czynnikiem radykalizacji idącej od rzesz związkowych. I na nią działacze mieli jedną odpowiedź – trzeba komunistów wyrzucić; najpierw z fabryk, potem z gospodarki, wreszcie z władzy.”

      Innymi słowy działacze „S” doskonale wiedzieli, co robią i robili to celowo, a solidarnościowa propaganda zwalała winę na „komunę”. Co charakterystyczne, pan Kuczyński nędze lat 80-tych, do której się walnie przyczynił, bezpiecznie ominął na emigracji. A po powrocie do Polski był jednym z głównych architektów neoliberalnych porządków i destruktorem polskiego przemysłu. Dokończył to co zaczął w 1980 roku – obalił „system”, zapewne jest z siebie szalenie dumny. Ciekawe, co powie milionom Polaków, których za parę lat czeka ekonomiczna eksterminacja na głodowych emeryturach. Pewnie uzna, ze to nie jego sprawa…

      Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy