Pisowska reforma sądownictwa

Pisowska reforma sądownictwa

Spróbuję raz jeszcze wyjaśnić, na czym polega słynny Monteskiuszowski trójpodział władz na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Władza ustawodawcza to parlament, który stanowi prawo. Władza wykonawcza to rząd i podległa mu administracja, która ma działać w granicach wyznaczonych przez prawo uchwalone przez parlament i w sposób przez to prawo określony. Władza sądownicza to sądy i trybunały, które w sposób wolny, niezależny od władzy wykonawczej i jej aktualnej woli pilnują, by prawo było stosowane, zarówno przez organy państwa, jak i przez jego mieszkańców.

Państwo prawa (albo – jak stanowi nasza konstytucja – państwo prawne) tym się charakteryzuje, że prawo jest w nim przestrzegane przez wszystkie organy państwa, a za łamanie prawa, i przez te organy, i przez zwykłych ludzi, sądy wymierzają kary. Sądy wydają wyroki w imieniu państwa. Część to wyroki karne, większość zaś to wyroki, które rozstrzygają spory między organami państwa, między organami państwa a mieszkańcami, a także spory między podmiotami gospodarczymi lub między zwykłymi ludźmi. Ponieważ w niemałej części sporów rozstrzyganych przez sądy naprzeciw siebie stają obywatele i organy administracyjne państwa, arbitrem musi być właśnie ktoś trzeci. Nie może to być ktoś, kto sam jest organem administracji albo jest od tej administracji w jakiś sposób zależny. Gdyby władza sądownicza była w ręku władzy wykonawczej, ta ostatnia byłaby zupełnie bezkarna i stała ponad prawem, bo za niezgodne z prawem działania musiałaby się sama ukarać.

Ten trójpodział władz jest czymś oczywistym w zachodnich demokracjach i jest jednym z gwarantów demokracji.

W okresie PRL, wzorem Związku Radzieckiego i państw od ZSRR zależnych, zasadę trójpodziału władz odrzucono. Odrzucono w praktyce, a dyżurni teoretycy prawa (każda władza totalitarna ma takich) uzasadniali i rozpowszechniali wymyśloną w Moskwie zasadę „centralizmu socjalistycznego”, czasem dla niepoznaki nazywanego „centralizmem demokratycznym”. Zastąpiła ona zasadę trójpodziału władz, którą odrzucono, jako „burżuazyjny przeżytek”.

„Centralizm socjalistyczny” był zasadą prostą i znakomicie nadawał się do „kupienia” przez „prosty lud” („ciemny lud”, jak mawia klasyk pisowskiej propagandy, niejaki Jacek Kurski). Wolę mas pracujących miast i wsi wyrażała partia, a szczególnie jej kierownicze gremia. Także parlament, obsadzony przez nominatów partii rządzącej. Wszystkie organy państwa, zarówno organy rządowe, jak i cały wymiar sprawiedliwości, podlegały zatem upartyjnionemu Sejmowi. Bo przecież wszystkie te organy powinny realizować wolę mas pracujących miast i wsi, wyrażoną przez komitet centralny partii i przekazaną do wiadomości za pośrednictwem parlamentu i produkowanego przezeń prawa. Faktycznie oznaczało to rządy aparatu partyjnego. Ponieważ wymiar sprawiedliwości podlegał władzy politycznej (czyli temu aparatowi), najwyżsi funkcjonariusze reżimu stali ponad prawem.

Tym przetartym szlakiem podąża dziś PiS. Stosując identyczną logikę i odrobinę tylko zmieniając terminologię. Zamiast „ludu pracującego miast i wsi” mamy „suwerena”, definiowanego czasem jako „Polki i Polacy”. A ponieważ to z ich woli PiS sprawuje władzę, więc z ich woli i dla ich dobra podporządkowuje sobie wymiar sprawiedliwości. Uzasadnia to przewrotnie, że podporządkowuje wymiar sprawiedliwości… społeczeństwu, co więcej, oddaje go pod demokratyczną kontrolę. Sam pomysł utrzymania niezależności sądów, coś, co jest standardem w liberalnej demokracji, przewrotnie nazywa sędziokracją i przedstawia jako patologię. Podporządkowując wymiar sprawiedliwości władzy wykonawczej, faktycznie oddaje go pod kontrolę aparatu i funkcjonariuszy rządzącej partii, tym samym czyniąc ich bezkarnymi, stojącymi ponad prawem. Aby nie było, że mówię o rzeczach abstrakcyjnych, przypominam „ułaskawienia nieskazanych”, wieże spółki Srebrna i kilka innych.

No to zatoczyliśmy wielkie koło, lądując poniekąd w punkcie wyjścia. Zainteresowanym polecam protokoły obrad stolika poświęconego wymiarowi sprawiedliwości przy Okrągłym Stole. W kontekście tego, co dziś się dzieje, nader ciekawa i pouczająca lektura.

Zaczynamy od początku? Kurczę blade, trochę jednak żal straconych 30 lat.

Wydanie: 2019, 52/2019

Kategorie: Felietony, Jan Widacki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy