Zostały tylko długi

Zostały tylko długi

Mieli stworzyć prawicową anty-Agorę, teraz ścigają ich wierzyciele

To najbardziej spektakularna katastrofa prasowa ostatnich lat. Grupa 4Media z Gdańska błyskawicznie doprowadziła do upadku szereg przejętych przez siebie pism: „Życie”, „Prawo i Gospodarkę”, „Antenę”, „Tylko Rock”, „Życie Częstochowy”, „Ilustrowany Kurier Polski” i kilka gazet bezpłatnych. Niektóre z 18 tytułów lokalnych należących do grupy na razie ocalały, ale zadłużone, przejęte przez zespoły redakcyjne pragnące ratować je przed upadkiem, poddane drakońskiej kuracji (np. z czterech lokalnych pism w Gnieźnie, Słupcy, Wrześni i Koninie utworzono jedno) przędą bardzo cienko.
– O 4Media nie ma żadnych wiarygodnych informacji. Nie odbierają telefonów, pod żadnym z kolejnych adresów nie odpowiadają na korespondencję. Nie wiadomo, co z informacji, jakie podają na swój temat, jest prawdą, a co kłamstwem – mówi Michał Stępniewski, rzecznik Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. Sprawa w lutym trafiła do prokuratury, KPWiG zarzuca menedżerom spółki kłamstwa i nieprawidłowości w sprawozdaniach finansowych, wyprowadzanie majątku z firmy, działania na szkodę akcjonariuszy oraz manipulowanie kursami akcji. Z dniem 31 marca rada giełdy wykluczyła 4Media z warszawskiego parkietu.

Za ostatni grosz

Jacek Merkel, b. prezes Rady Nadzorczej 4Media, nie chciał rozmawiać z „Przeglądem” o spółce i jej interesach. Odesłał nas do obecnej siedziby 4Media i do obecnego prezesa, Dariusza Kaszubskiego. Pod telefonem podanym przez Jacka Merkla urzęduje spółka GRP, która uchodzi za następczynię spółki 4Media, tym bardziej że jej szefową jest Ewa Szarota, swego czasu główna księgowa firmy. Ale pracownicy GRP także odmawiają rozmowy, prezes Szarota jest na zwolnieniu, a Dariusza Kaszubskiego nie ma i, jak powiedziano, „bywa sporadycznie”. Gdy się dzwoni na komórki Wojciecha Kreffta, odzywa się głos: „Wybrany numer jest nieprawidłowy”. Słowem, odpowiedzialni za „taką piękną katastrofę” rozpłynęli się we mgle.
Do niedawna krążyła opinia, iż jedynymi mediami, których spółce 4Media nie udało się dotychczas doprowadzić do upadku, są woda, światło i gaz. Dowcip stracił jednak na aktualności, gdy z powodu niepłacenia rachunków i od tych mediów firmę zaczęto odcinać.
– Jesteśmy przekonani, że na koniec roku osiągniemy 70 mln zł przychodów i 3,5 mln zł zysku – mówił w czerwcu ub.r. ówczesny prezes, Wojciech Krefft. Osiągnęli 76 mln strat. (To dane z raportu spółki. Analitycy szacują jednak, iż jej rzeczywiste zobowiązania znacznie już przekroczyły 100 mln zł). Zapowiadali inwestycje i rozwój swych pism: – Na jesieni „Prawo i Gospodarka” uzyska nową szatę graficzną, wzmocniony zostanie skład redakcyjny, działy będą rozbudowane – obiecywał prezes. Pół roku po tych obietnicach „Prawa i Gospodarki” już nie było. – Sytuacja „Życia” jest zadowalająca, a spółka rozwija się zgodnie z planem – zapewniał we wrześniu. „Życie” padło trzy miesiące później.
– Najpierw opóźniali wypłaty o tydzień, miesiąc, trzy miesiące. W piątek zwykle mówiłem Kaszubskiemu, że jak nie zapłacą, nie wydam gazety. Czasem płacił parę groszy, choć nie wszystkim. Mnie zalegają za ładnych kilka miesięcy i nie mam nadziei, że cokolwiek odzyskam. Aż w piątek, 13 grudnia 2002 r., powiedzieli, że już nie są w stanie płacić i zawieszają wydawanie „PiG”. Ponad 50 osób trafiło na bruk, nie można było nawet wejść do redakcji, bo właściciel lokalu, któremu zalegali z czynszem, natychmiast zajął całe wyposażenie – opowiada Kazimierz Krupa, ostatni redaktor naczelny „PiG”.
A wierzycieli – i firm, i osób fizycznych – są setki. Od wielu miesięcy niemal nic nikomu nie płacono, ani pensji pracownikom, ani składek na ZUS, ani czynszów. Właśnie z powodów zaległości w opłatach za wynajmowane lokale spółka 4Media w trybie dość nagłym już kilkakrotnie zmieniła w Gdańsku miejsce stacjonowania.
– Ale wciąż obiecywali, że zwrócą długi, że właśnie zdobyli nowego inwestora, że już, już… W 2001 r kupili portal internetowy Ahoj mający siedzibę w budynku Stowarzyszenia Dziennikarzy RP. Od początku mieli problemy z płaceniem czynszu. Portal oczywiście padł, doszło do sprawy sądowej, ale okazało się, że 4Media nic nie mają, komornik nie mógł więc niczego zająć – mówi Wiesław Marnic, sekretarz generalny SD RP.
Jeden z największych wierzycieli, Yawal, firma z branży materiałów budowlanych, procesuje się z nimi o 4 mln zł. Nadzieja na odzyskanie pieniędzy jest niemal żadna. Niektórzy wierzyciele, wzorem spółki informatycznej Asbis, siłami komorników zajęli akcje dłużnika. Tyle że był to skup makulatury, bo cena akcji spadła z 1,5 zł w czerwcu ub.r. do symbolicznego grosza w ostatnich dniach marca.

Wychodzenie ze skóry

Początki złego były miłe. W lipcu 2000 r. firma przejmuje upadającą spółkę giełdową Chemiskór. Dzięki temu tanim kosztem wchodzi na giełdę. Pozbywa się garbarni, zapowiada natomiast stworzenie dynamicznego, drugiego co do wielkości po Agorze koncernu medialnego. Jeszcze nikt się domyśla, że będzie to świetny sposób na… wygarbowanie skóry nieszczęsnym wierzycielom. Mówi się natomiast, iż tak oto rodzi się „medialne zaplecze prawicy”.
Wojciech Krefft, człowiek z solidarnościowym rodowodem, który w latach 80. wydawał podziemną prasę w Gdańsku, miał wnieść fachowość i doświadczenie wydawnicze. – To Krefft wymyślił 4Media. Był rzutkim, operatywnym wydawcą pism lokalnych, na Pomorzu odniósł sukces, uchodził za wydawcę, który nie poddaje się zachodnim koncernom wydawniczym. W Warszawie, gdy przyszło działać na większą skalę, przestało mu się udawać – mówi dr Zbigniew Bajka z Ośrodka Badań Prasoznawczych UJ.
Jacek Merkel, jeden z czołowych działaczy „Solidarności”, uczestnik obrad Okrągłego Stołu i minister w kancelarii prezydenta Wałęsy, gwarantował dobre koneksje polityczne z będącą wówczas u władzy prawicą oraz ze światem biznesu.
Był przecież założycielem Fundacji Gospodarczej NSZZ „S”, szefem Solidarność Chase Bank (nie mylić z Chase Manhattan), miał dobre kontakty z przedsiębiorcami arabskimi (za sprawą często podkreślanej przyjaźni z synem prezydenta Egiptu Nassera).
Dariusz Kaszubski, odpowiedzialny za finanse, uchodził za sprawnego menadżera i specjalistę od zarządzania. – Od razu miałem wrażenie, że to człowiek nieuczciwy, geszefciarz z bazaru. Za grosz nie budził zaufania – ocenia Kazimierz Krupa.
Swoją spółkę doprowadzili do ruiny. Udało im się jednak stworzyć wizerunek rzutkiej, agresywnej grupy medialnej, szybko przejmującej inne spółki. Przejmowali je zresztą niemal za darmo, bo 4Media za te podboje płaciły najczęściej wyemitowanymi przez siebie akcjami.
Tym działaniom towarzyszyły intensywne „działania propagandowe”, którym sprzyjał fakt, iż dziennikarze lubią pisać o własnych sprawach. Poczynania spółki 4Media miały więc wdzięczną widownię prasową, szeroko informującą o wszystkich zamysłach spółki i przyciągającą potencjalnych inwestorów.
– Strategia w dużej mierze opierająca się na działalności na rynkach lokalnych jest dobrym posunięciem – mówił jeszcze w ubiegłym roku prof. Maciej Mrozowski, analityk rynku mediów.
– Chcieli tworzyć silny koncern medialny, w 2000 r. na jednym ze spotkań namawiano mnie, żeby ciepło wyrażać się o tej koncepcji. Zmroziło mnie, zapytałem, skąd wezmą środki na przejęcie tylu pism lokalnych. „A, jakoś sobie poradzimy”, mówili. Tytuły tego rodzaju są warte po parę milionów złotych, a oni przejmowali je za paręset tysięcy lub za akcje – mówi Włodzimierz Chorąski z Ośrodka Badań Prasoznawczych UJ.

Łgali do końca

Szefowie koncernu zapewniali że „stworzyli koncepcję grupy wykorzystującej efekt synergii”, wyprzedzili konkurencję, przejęli tytuły prasowe tanim kosztem. To wszystko lipa. W rzeczywistości długi i straty rosły lawinowo, a zarząd spółki robił wszystko, by przekonać wierzycieli, opinię publiczną, nabywców akcji i władze giełdy, że to normalnie funkcjonującą firma – po to, by Dariusz Kaszubski, Wojciech Krefft i Jacek Merkel mogli sprzedawać swe akcje po jak najkorzystniejszych cenach i możliwie długo pobierać wynagrodzenia w spółce.
Kilka dni po zamknięciu „PiG” z pracownikami pisma spotkał się Mariusz Hinz, likwidator Domu Wydawniczego Wolne Słowo należącego do wydawcy „Życia” oraz „PiG”. Obiecał, że tytuły będą wydawane, wszystkie zobowiązania wobec pracowników zostaną uregulowane, nie ma żadnych obaw o wyprowadzenie majątku spółki. Ale asumpt do podejrzeń, iż chodzi o wyprowadzenie majątku, może dawać sama działalność likwidatora. Jego obietnice nie zostały spełnione. Wcześniej Mariusz Hinz był już likwidatorem innej spółki należącej do firmy 4Media, będącej – przypominamy -właścicielem portalu Ahoj. I SD RP wciąż czeka na swoje pieniądze.
Właściwie do samego końca koncern przekazywał optymistyczne komunikaty na swój temat. W listopadzie ub.r. poinformowano o podwyższeniu kapitału akcyjnego. – Dla spółki ta decyzja oznacza podniesienie kapitału do 80 mln zł i redukcję zadłużenia o 40 mln zł, zwiększą się też możliwości pozyskania nowych kapitałów – informował Dariusz Kaszubski. I wprawdzie do żadnego podwyższenia kapitału i redukcji zadłużenia nie doszło, ale w listopadzie kurs akcji wzrósł o prawie 70%, co stworzyło idealną okazję do zrealizowania spekulacyjnych zysków.
– To był jeden ze sposobów manipulowania kursami akcji. Ilekroć szefowie spółki 4Media zapowiadali, jak wspaniale będzie ona się rozwijać, kurs rósł i ktoś na tym zarabiał – mówi Krzysztof Jedlak z pisma „Parkiet”, analizującego nasz rynek giełdowy.
Jak wynika z komunikatów spółki, Wojciech Krefft (osobiście lub za pośrednictwem innych spółek) miał w niej 4,07 mln sztuk akcji, Jacek Merkel – 4,29 mln., a Dariusz Kaszubski ok. 200 tys. W ubiegłym roku, gdy kurs akcji był sztucznie windowany i w czerwcu wynosił ok. 1,5 zł, były to niemałe fortuny. W ubiegłym roku stopniowo wyprzedawali swe akcje, zamieniając je na gotówkę. Ile na tym zarobili? Trudno ustalić, bo kurs stopniowo spadał, a część akcji była w zastawie banków finansujących działalność firmy.
– Przecież nikt dokładnie nie wie, ile akcji rzeczywiście miały banki i ile naprawdę sprzedali członkowie zarządu. Poza tym manipulacje akcjami mogły być tylko jednym ze sposobów wyprowadzania pieniędzy ze spółki. Nie wykluczam takich manipulacji jak np. sprzedaż spółce 4Media rozmaitych usług po bardzo zawyżonych cenach – mówi Kazimierz Krupa.
Czy chodzi o niefortunny bieg wydarzeń i porażkę biznesową, jaka zawsze może się zdarzyć, czy o precyzyjne działania zmierzające do wyprowadzenia majątku z posiadanych spółek? Być może, wykaże to dochodzenie – jeśli wreszcie prokuratury w Gdańsku i Warszawie zakończą spór proceduralny o to, która z nich ma się zająć sprawą. Bo dopiero wtedy będzie można wysłać listy gończe za Jackiem Merklem, Wojciechem Krefftem i Dariuszem Kaszubskim. Chyba że dobrowolnie zaczną odpowiadać na telefony i odbierać korespondencję.

Wydanie: 16/2003, 2003

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy