Po epidemii

Po epidemii

Epidemia kiedyś się skończy i trzeba będzie żyć bez epidemii. Może wynikną z tych doświadczeń jakieś korzyści? To okrutne, ale prawdziwe – wojna stymuluje i przyśpiesza postęp techniczny, a przy okazji postęp cywilizacyjny. Gdyby nie II wojna światowa, jeszcze długo, a może wcale, nie byłoby nie tylko radaru, ale nawet… długopisu. Gdyby nie zbrodnie wojenne i ich doświadczenie przez ludzkość, nie powstałyby instytucje chroniące prawa człowieka, a nawet nie jest pewne, czy samo pojęcie prawa człowieka by powstało.

Epidemia jest jak wojna. Czy bez epidemii rozwinęłyby się takie formy nowoczesnej dydaktyki na odległość jak te, które teraz stały się powszechne? Może. Ale jeszcze nieprędko.

Epidemia ustąpi, nasze doświadczenia w edukacji akademickiej za pomocą internetu pozostaną. Jestem przekonany, że część akademickiej dydaktyki nawet po epidemii będzie realizowana zdalnie, przez internet. Niby e-learning znany jest od dawna, ale wykorzystywany był dotąd w stopniu minimalnym. Teraz to się zmieni.

Wideokonferencje najróżniejszych zespołów też niby były znane od dawna, ale teraz stały się normą i jestem przekonany, że się upowszechnią, oszczędzając ludziom fatygi. Ileż niepotrzebnych zebrań można w tej formie wykonać! To również nowe doświadczenie.

Nauczanie zdalne na poziomie szkoły podstawowej także odkryło nowe możliwości, dotychczas niedoceniane. Chociaż praktyka nauczania dzieci przez internet okazuje się nie tak prosta jak w przypadku uczelni. Co zrobić, gdy w domu na troje lub więcej dzieci w wieku szkolnym jest jeden komputer – lub nie ma go wcale? Bywają takie rodziny. Albo gdy dziecko mieszka na wsi, na której nie ma zasięgu internetu? A są takie miejsca w Polsce. Jak w takich warunkach wygląda konstytucyjny równy dostęp do nauki?

Wydawać by się mogło, że w okresie zamknięcia szkół mogłaby pomóc w edukacji telewizja, szczególnie ta z nazwy publiczna. Przecież można by za pomocą telewizji prowadzić lekcje dla dzieci. Telewizja dostępna jest dla wszystkich. No niestety, telewizja tego nie robi, choć mogłaby.

Była jakaś tego próba wykonana przez oddział regionalny TVP w Szczecinie. Szkoda, że dość żałosna. Pani nauczycielka nie odróżniała średnicy koła od jego obwodu, a liczby parzyste definiowała jako „niemające pary”.

Miał za to parę anglista, który do dzieci mówił niby po angielsku nie tylko z dużym wysiłkiem, ale jeszcze z drewnianym, słowiańskim akcentem, a dla zaakcentowania tego, jaki z niego poliglota, wtrącał przerywniki niemieckie (ganz egal).

Filmiki z tymi telewizyjnymi lekcjami obiegły internet. Gdy je zobaczyłem, pomyślałem, że TVP wynajęła do lekcji jakichś swoich protegowanych fuszerów, dobrze przy tym opłacanych. Rzeczywistość okazała się gorsza. To były przypadkowo wybrane lekcje w Szczecinie! Skoro taki jest poziom polskiej szkoły w dużym mieście, jak to wygląda w małych miejscowościach? Wyobrażam sobie te lekcje w szkółkach gdzieś na Mazurach lub w Bieszczadach. Choć zapewne i tam trafiają się dobrzy, ofiarni nauczyciele. Ale obawiam się, że tylko się trafiają. Mając inną intencję, telewizja przy okazji umożliwiła ogólnonarodową hospitację i obnażyła poziom polskiej, jak się okazuje, losowo wybranej szkoły.

Kiedy już z tą epidemią się uporamy (albo raczej sama wygaśnie, jak wszystkie dotychczasowe), może przyjdzie czas, by przeanalizować te słabości państwa, które obnażyła. A obnażyła niemało. Nie tylko w organizacji służby zdrowia, lecz w ogóle we wszystkich służbach państwowych oraz w edukacji.

Tak jak każdy kryzys epidemia przetestowała państwo, jego instytucje i organy, a także społeczeństwo. Jego solidarność, dyscyplinę. W tym wszystkim społeczeństwo nie wypada najgorzej.

Konsekwencje ekonomiczne i społeczne epidemii będą dotkliwe. To z kolei pociągnie za sobą zapewne konsekwencje polityczne, niekoniecznie dobre. Będziemy jako społeczeństwo długo jeszcze odczuwać skutki epidemii. Ale jeśli z tego wszystkiego potrafimy też wyciągnąć jakieś wnioski na przyszłość, to może, w ostatecznym rachunku, w dłuższej perspektywie, ta epidemia wyjdzie nam na zdrowie?

Wydanie: 18/2020, 2020

Kategorie: Felietony, Jan Widacki

Komentarze

  1. Wlodzimierz Zielicz
    Wlodzimierz Zielicz 28 kwietnia, 2020, 09:03

    Autor ewidentnie pisze o czymś, o czym nie ma zielonego pojęcia. Szkoła TVP nie była lokalną inicjatywą jednego ośrodka. O powstaniu szkoły TVP zadecydowano centralnie.Urzednicy MEN w typowy dla biurokratów sposób zepchnęli zlecenie w dół dzieląc klasy SP pomiędzy kuratoria&regionalne ośrodki (np. stolica dostała klasę VI!). Te najśmieszniejsze i najbardziej tragiczne lekcje powstały w rodzinnym mieście ministra Białymstoku, gdzie posłano do akcji aktywistki nauczycielskiej „S”. Przy czym TVP&MEN miały SAMOGRAJ w postaci archiwum(!) z tysiącami godzin profesjonalnych(!) programów edukacyjnych, popularnonaukowych, filmów lekurowych etc.z czego, z powodu niekompetencji, nie skorzystała. Pisał zresztą o tym w Rzepie Juliusz Braun : https://www.rp.pl/Edukacja/200409677-Juliusz-Braun-Szkola-z-TVP—gdzie-byli-doswiadczeni-redaktorzy.html

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. ondraszeek
    ondraszeek 4 maja, 2020, 10:01

    Na temat poziomu edukacji telewizyjnej się nie wypowiem bo programów nauczania nie znam, ale telewizja państwowa powinna prowadzić takie zajęcia szkolne oraz programy dla przedszkolaków. Szkoły i przedszkola zamknięto i odtrąbiono sukces w zwalczaniu pandemii. Osobiście nie jestem optymistą i nie wierzę w to, że okres „pandemiczny” czegoś nas nauczy. Jesteśmy narodem który nie wyciąga wniosków i nie potrafi uczyć się na swoich błędach.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy