Pochwała „Przeglądu”

Media i okolice

Mysz wypadła mi z ręki, gdy na ekranie komputera przeglądałem setny numer „Przeglądu”. Do jego czytania przyznają się dwie najważniejsze osoby w państwie, liczni ministrowie, luminarze kultury i nauki. I choć powinienem napęcznieć z dumy, a może nawet wpaść w euforię, że może i moje teksty wpadają w tak dystyngowane oczy, to jednak ogarnął mnie strach, a właściwie trwoga. Jakże ja sprostam takim Czytelnikom i Czytelniczkom? Cóż mogę napisać w felietonie, gatunku lekkim i aktualnym, czego ci, tak wybitni czytelnicy, nie wiedzą lepiej i nie wyrażą lepiej? Jakże tu pisać, wiedząc, że formę felietonu ocenia Krzysztof Daukszkiewicz, aluzje historyczne profesor Baszkiewicz, wzmianki prawne profesor Gebethner, etykę i poprawność profesor i senator Maria Szyszkowska, a rozwagę polityczną – tu z szacunkiem powoli stukam w klawisze – Prezydent RP, zaś pomysły reformatorskie – może nawet Premier?
Taka P.T. Publiczność czytelnicza po prostu onieśmiela. Więc gdy termin wysłania e-mailem tego felietonu zbliżał się niebezpiecznie, zacząłem w nerwach obgryzać mysz, zadając sobie hamletyczne pytanie: „Pisać czy Nie Pisać?”, a właściwie: „O czym i co pisać?”, jak się odnaleźć wobec pochlebnych ocen pisma, a zarazem i wysokich oczekiwań? Pocieszała mnie jedynie myśl, iż podobne lęki przeżywał już sto lat temu wyśmienity felietonista, Bolesław Prus, pisząc: „Felietonista dzisiejszy musi być wszędzie i wiedzieć o wszystkim… Musi czytywać i robić wyciągi ze wszystkich pism, sprawozdań, nowych książek, reklam, skarg i procesów. Musi być kawałkiem ekonomisty, kawałeczkiem astronoma, pedagoga, prawnika itd., jeżeli zaś brak mu jakiejś cząstki „wszechwiedzy i wszechmądrości” – wówczas musi, nie przymierzając się z wywieszonym językiem, gonić po mieście specjalistów lub do góry nogami przewracać encyklopedie”.
Prus już wówczas uskarżał się na wymagania czytelników: „Jeden od felietonów wymaga cyfr, inny dowcipu, inny arcybiskupiej powagi, inny Salomonowej mądrości i powiedzcie, czy rozkosznie jest pisywać felietony w dzisiejszych czasach? – Wcale nie rozkosznie”.
Więc chętnie bym zdezerterował z zespołu współpracowników, w spokoju ducha poświęcając się pisaniu grubych (i słabo czytanych) książek, gdyby nie przekonanie, że „Przegląd” jest społecznie potrzebny. Chciałbym zatem – jak w czasach „Człowieka z marmuru” – obiecać: „Ja nie wypuszczę braku”, choć to w tygodniku jest niemożliwe. Nie ma czasu na cyzelowanie tekstu, a co gorsza nie ma miejsca na pogłębianie argumentacji. Łatwiej jest przeto pisać dla Kowalskiego niż dla Jaruzelskiego. Czujne oko Generała dostrzeże nieporadności, skoki myślowe i pomyłki. Na szczęście Goethe zauważył, że lepsze bywa wrogiem dobrego. Felieton nie jest raportem ani wojskowym, ani naukowym, więc nawet przewrotność jest w nim na miejscu. Stąd tytuł: „Pochwała „Przeglądu”” jest aluzją do Erazmowskiej „Pochwały głupoty”, eseju sarkastycznie broniącego idei tolerancji, racjonalizmu i humanizmu.
Genealogię ducha „Przeglądu” wywodzę nie tylko z tradycji polskiej lewicowości, ale europejskiego odrodzenia, a potem oświecenia. Autorzy i czytelnicy tygodnika bazują na podobnej, a w istocie wspólnej perspektywie widzenia świata i człowieka.
Neil Postman, amerykański krytyk współczesnej kultury masowej, napisał niedawno książkę pod znamiennym tytułem „Powrót do Oświecenia”. Broni w niej wartości racjonalizmu zagubionych w chaosie postmodernizmu i w konserwatywnym fundamentalizmie. I chociaż to myśliciel geograficznie i genealogicznie odległy, to warto jego apel wziąć do serca. I sądzę, że ci wszyscy, wielcy i mali Czytelnicy „Przeglądu”, szukają w nim – mniej lub bardziej świadomie, mniej lub bardziej instynktownie – materiałów dziennikarskich, które w warstwie analitycznej i światopoglądowej oparte są na dorobku oświecenia, uzupełnione o tradycyjną lewicową wrażliwość społeczną. Wymagają oczywiście adaptacji do warunków globalnego świata. Zachwycając się dziedzictwem Europy, nie możemy bowiem zapomnieć, że ma ono niezwykle ciemne karty i to nie tylko w czasie II wojny światowej, ale i w niemal wszystkich minionych stuleciach i tysiącleciach. Jak podpisał jedną ze swych rycin Francesco Goya: „Gdy rozum śpi, budzą się upiory.” Tak można odczytać kontrowersyjną wypowiedź Oriany Fallaci, w ostrych słowach potępiającą zachowania wyznawców fundamentalistycznego Islamu.
Konieczne jest krzewienie tolerancji nie tylko obyczajowej, ale i narodowej, a także – a może przede wszystkim – religijnej. Jednak zasada tolerancji musi działać w obie strony – szanując inne kultury, Amerykanie i Europejczycy muszą się domagać wzajemności. Tak jak czynią to amerykańscy Amisze żyjący wedle ścisłych XIX-wiecznych reguł surowego prawa, lecz nienarzucający swych zasad ogółowi społeczeństwa.
Również w Polsce, tolerując poglądy rodzimych talibów (a mamy ich w obfitości również w niektórych mediach), należy wymagać od nich ograniczenia swoich poglądów i stylu życia do własnego podwórka. Polacy, wbrew własnej dobrej opinii o sobie, mają jeszcze wiele do zrobienia w sferze edukacji obywatelskiej. I choć ogólnie młodzież nasza jest bardziej otwarta na inne kultury i obyczaje niż starsze pokolenie, to kilku moich zagranicznych kolegów profesorów wykładających okresowo w Polsce było zdumionych, jak wielu studentów nauk społecznych, a szczególnie politologii, ujawnia poglądy reakcyjne i antysemickie. Tłumaczyłem, że to wpływ niedawnej jeszcze mody na prymitywną prawicowość i endecką religijność. Smutne jednak, że takie studenckie poglądy nie spotykają się ze zdecydowaną dezaprobatą kolegów oraz pedagogów, którzy wolą pobłażliwie je przemilczać, niż wdawać się w debatę. Czytanie „Przeglądu” może w takiej debacie pomóc. Zatem: „Chcesz mieć pogląd, czytaj „Przegląd”!”.

 

Wydanie: 2001, 48/2001

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy