Pod zastaw

Pod zastaw

Żeby szybko i bez problemu pożyczyć pieniądze, ktoś chciał zastawić w lombardzie sztuczną nerkę, inny – traktor

PomysŁ Lombardczyków
Lombard – instytucja kredytowa udzielająca pożyczek pod zastaw ruchomości, przedmiotów i papierów wartościowych oraz towarów.
Wyraz “lombard” pochodzi od nazwy historycznej krainy włoskiej Lombardii, słynnej w czasach średniowiecza i wczesnych czasach nowożytnych z bankierów i lichwiarzy.

D o lombardu położonego w śródmieściu Warszawy co chwila ktoś wchodzi. Właściciel, pan Karol, to barczysty mężczyzna po czterdziestce. Ubrany w skórę od stóp do głów, na palcach złote sygnety. Pali cygaro. Kobieta w średnim wieku wyjmuje z koperty pieniądze odliczone na wykup pierścionka. To stała klientka. Niedługo znowu przyniesie ten sam pierścionek, kiedy przyciśnie ją bieda.
– Mam wielu stałych klientów. Niektórzy przynoszą stale te same przedmioty. Najczęściej biżuterię. Nie muszę jej nawet ważyć ani sprawdzać próby złota, znam te zastawy na pamięć. Wiem, że ich właściciele spłacą pożyczkę, jak tylko dostaną pensję. A za kilka tygodni znowu do mnie przyjdą.
Nie wszystkich stać na wykupienie zastawionych rzeczy. Smutny starszy pan, w podniszczonym płaszczu, ogląda w gablocie rodowy sygnet swego dziadka. Właśnie przyszedł spłacić za niego odsetki. Ma nadzieję, że wkrótce będzie mógł go odkupić.
– Polska arystokracja – pogardliwie prycha inny klient. Jest zły, bo właśnie chciał nabyć ten sygnet. – Jeśli ten “hrabia” go nie wykupi, to ja mam pierwszeństwo, panie Karolku. Pan Karolek nie pożałuje.

Biedni i cwani

Kto zastawia rzeczy u pana Karola? Różni ludzie. Głównie tacy, którym nie starcza do pierwszego. Zubożała inteligencja najczęściej przynosi biżuterię, zegary, stare monety. Kiedyś zdarzały się także dzieła sztuki, teraz raczej nie. Młodzież (pełnoletnia) przynosi głównie aparaty fotograficzne, telefony komórkowe, kamery wideo, sprzęt grający. Przychodzą też dobrze sytuowani, którzy muszą “na szybko” pożyczyć większą sumę. Tacy zastawiają samochód albo papiery wartościowe. W banku musieliby czekać na kredyt kilka dni, tu czekają kilka minut. I nikt ich nie pyta o miejsce i staż pracy, stan majątkowy, dochody, długi, itd.
Zdarzają się i desperaci, którzy zdejmują z palca obrączkę albo medalik z szyi, żeby pożyczyć parę złotych na chleb. Albo na wódkę. Nieraz zajdzie jakiś pijak, który chce zastawić brudną kurtkę, czasem żebraczka przyniesie znalezioną torebkę. Ale od “elementu” lombardy raczej nie przyjmują towaru. Wiadomo, że lombardy podejrzane o kontakty ze światkiem przestępczym mają na karku policję.
Wśród tych, którzy zaopatrują się w lombardach, także są stali klienci. Niektórzy potem odsprzedają towar dalej – do antykwariatów, butików z bibelotami. Niektórzy w lombardach polują na rzeczy, które w gazetowych ogłoszeniach figurują pod hasłem “Kupię różne”. Najczęściej chodzi o starą biżuterię, instrumenty muzyczne, kobierce. Powodzeniem cieszą się sygnety rodowe, ale prawdziwe, nie podrabiane. Za dostarczenie takiego sygnetu klient potrafi zapłacić nawet kilka tysięcy złotych – cena obejmuje bowiem dyskrecję. Wśród nabywców sygnetów trafiają się przecież znani ludzie, którzy wstydzą się pójść na bazar w poszukiwaniu “pamiątek rodzinnych”. Wolą zapłacić więcej i sprawę załatwić po cichu. Niewiele osób robi w lombardach zakupy dla siebie.
Pani Katarzyna, współwłaścicielka jednego z nich, mówi, że u nas nie ma mody na używane rzeczy. Przeciętni Polacy nie zachodzą do lombardów. Ci biedniejsi, to owszem, zaglądają. Najszybciej “schodzi” biżuteria, bo jest tania. Zwłaszcza przed świętami jest na nią popyt, ludzie kupują pierścionki, kolczyki i broszki na prezenty.
Jednak sprzęt elektroniczny wolimy ze sklepu, nowy, na gwarancji. Samochody z lombardu uważamy za “podejrzane”, częściej decydują się na nie obcokrajowcy, zwłaszcza zza wschodniej granicy.
– Czasem to ludzie przynoszą takie cuda, że nie wiadomo, co z nimi robić – opowiada pan Wojtek, współwłaściciel lombardu na Mokotowie. – Pewien mężczyzna chciał zastawić sztuczną nerkę, inny – elektryczny wózek inwalidzki. Jeden taki przytachał węża w klatce, a młoda damulka sztuczny penis. Dzwonił rolnik, który chciał zastawić traktor. Chyba nie wie, jak nasz lombard wygląda. Gdzie ja bym ten traktor postawił – dziwi się pan Wojtek. Na szyi ma dwa złote łańcuchy, na ręku bransoletę i sygnet. Jest uzbrojony.

To nie komis

Lombardy same szacują wartość przynoszonych rzeczy. Oferują bardzo niskie ceny. Niektórzy obrażają się, gdy słyszą proponowaną sumę.
– To nie jest komis, szanowna pani – tłumaczy pracownica lombardu na Żoliborzu klientce, która pakuje do torby nowy magnetowid. Miesiąc temu kupiła go za 1200 zł, a w lombardzie proponują jej 300 zł. – My dajemy gotówkę od razu, do rączki. W komisie musiałaby pani poczekać, aż znajdzie się klient.
Najtaniej lombardy kupują złoto. Wycena obejmuje tylko wagę (w komisie czy antykwariacie także kunszt wykonania), ale za gram zapłacą nam najwyżej trzecią część wartości. Za sprzęt elektroniczny dostaniemy kilkaset zł. Za nową wieżę stereo, wartą 2000 zł, zaproponują nam 500 zł, za roczną – 250, za trzyletnią – 100 zł. “Drobiazgów” takich jak walkmany czy dyktafony raczej nikt nie przyjmie. Za samochód średniej klasy dostaniemy połowę ceny giełdowej, za kilkuletniego poloneza z przebiegiem do stu tysięcy – około 3000 zł. Jeśli akceptujemy cenę za auto, musimy in blanco podpisać umowę sprzedaży i zostawić odpowiednie dokumenty.
Pan Zdzisiek, pracownik lombardu, mówi, że ludzie często podpisują umowy, wcale ich nie czytając. Potem się dziwią, że minął już termin wykupu, albo że odsetki są takie duże.
– Niedawno jakaś pani zastawiła futro z norek za tysiąc zł. Mówiła, że to na łapówkę dla lekarza, żeby załatwił miejsce w szpitalu jej matce. Podpisała umowę na miesiąc, a zjawiła się po dwóch. Futro już było sprzedane. Pani w płacz, że to był prezent od nieboszczyka męża. Zaczęła wyzywać mnie od wyzyskiwaczy. A przecież w umowie były dokładnie określone warunki pożyczki.
Właściciele lombardów narzekają, że w powszechnej opinii są uważani za szalbierzy i krwiopijców.
– Polacy nie mają szacunku dla naszego zawodu. Bankier, nasz zawodowy “krewny”, cieszy się prestiżem. A my przeciwnie. Często uważa się nas za oszustów, którzy prowadzą lombard, aby mieć przykrywkę dla niecnych celów, zwłaszcza prania pieniędzy. Posądza się nas o powiązania ze światem gangsterskim. Nie cieszymy się sympatią. Ale jak kogoś przyciśnie potrzeba, to biegnie do nas – żali się pan Marcin, właściciel poznańskiego lombardu. Prowadzi go od trzech lat, wcześniej był nauczycielem języka rosyjskiego w szkole średniej. Ale wyrzucili go, rosyjski nie jest w modzie. Wtedy kolega, też nauczyciel-wyrzutek, namówił go do otworzenia lombardu. Pan Marcin nie wygląda na typowego “lombardzistę”. Ubrany w popielaty golf i sztruksowe spodnie nie nosi biżuterii. Na ladzie ma rozłożone czasopismo “Mówią wieki”, obok leży “Odra”. – Nie zarabiam tu kokosów, ale wiedzie mi się dużo lepiej niż w czasach, gdy uczyłem w szkole. Teraz przychodzi sporo ludzi, żeby wykupić rzeczy zastawione przed świętami wielkanocnymi. Polacy, nawet ci biedniejsi, zawsze zapożyczają się na święta. Wtedy przychodzi średnio 50-100 osób dziennie. Potem mamy ożywienie przed wakacjami i przed początkiem roku szkolnego.
Najkrótsza umowa obejmuje tydzień, najdłuższa – trzy miesiące. Odsetki wynoszą średnio od 5 do 25 proc. miesięcznie. Najmniejsza suma, jaką można pożyczyć, to kilkadziesiąt zł. Najwyższą okrywa tajemnica. Podobnie wysokość obrotów.

Zmyślają, Żeby wzruszyć

– Jakich ja tu opowieści wysłuchuję! Wprost wyjętych z melodramatów – mówi pani Krystyna z gdańskiego lombardu. – Ludzie opowiadają mi o różnych nieszczęściach, żeby dostać wyższą sumę pod zastaw. Historyjki się powtarzają – o chorobach w rodzinie, pogrzebach, pożarach, zalanych mieszkaniach, córkach w ciąży, porwaniach. Niektórzy mogą tak godzinami opowiadać, płakać. Czasem pokazują zdjęcia, które mają poświadczyć prawdziwość tych opowieści. Czasem plączą im się wątki. Nie wiem, kto kłamie, kto mówi prawdę, ale nie ulegam emocjom. Gdybym kierowała się litością, już dawno poszłabym z torbami.

 

Wydanie: 19/2000, 2000

Kategorie: Kraj
Tagi: Ewa Wituska

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy