Podrzucone czy porzucone

Podrzucone czy porzucone

Czy Wiola i Tomek znajdą kochających rodziców?

W kwietniu ub. roku młoda Cyganka, Maria, z dwójką dzieci została przywieziona przez policję do Domu PCK w Rudzie Śląskiej. Policjanci twierdzili, że rodzina nie może przebywać w swoim mieszkaniu ze względu na brak bezpieczeństwa. Następnego dnia dzieci i matka były przez pół dnia przesłuchiwane na komendzie i ponownie wróciły do Domu PCK. Wieczorem Maria wyszła na papierosa. Już nie wróciła, a dzieci – 6-letnia Wioletka i 3-letni Tomek – zostały bez opieki. Po dwóch dniach trafiły do pogotowia opiekuńczego w Zabrzu-Helence. Dziewczynka od razu zadomowiła się w nowym środowisku, ale chłopczyk, jasnowłosy chłopczyk, który odziedziczył urodę po zmarłym ojcu Polaku, wydawał się zagubiony. Nic nie mówił, siedział z boku i nie nawiązywał kontaktu z innymi dziećmi.
Przez kilka miesięcy policja i opiekunowie z pogotowia poszukiwali matki. Znaleźli ją w mieszkaniu nowego przyjaciela. Maria jest bezrobotna, a jej partner utrzymuje się z 300 zł renty. Maria stanowczo odmówiła opiekowania się dziećmi. Stwierdziła, że ją na to nie stać. Skierowano więc sprawę do sądu o odebranie praw rodzicielskich i umożliwienie dzieciom znalezienia się w rodzinie zastępczej.
Rodzeństwem zainteresowało się pewne starsze małżeństwo Romów, znane w zabrzańskim środowisku z filantropii. Dzieci pojechały do nich na kilka weekendów. Starsi ludzie polubili szczególnie Wiolettę i wystąpili o przyznanie praw do opieki na zasadzie rodziny zastępczej. Dziewczynka przebywa u tej rodziny do dziś.

Odblokowany

Małżeństwo, które zaopiekowało się Wioletką, uznało, że Tomek ze swoim nietypowym wyglądem może mieć kłopoty w ich środowisku. W końcu znalazła się rodzina, nie romska, która wzięła Tomka na wakacje. Tomek zamieszkał na wsi, kilkadziesiąt kilometrów od Zabrza, z Krystyną oraz trójką jej dzieci. Przez pierwszych kilka dni był nieufny, wszędzie chodził za swoją nową “mamą”. Krystyna od kilkunastu lat zajmuje się terapią dzieci upośledzonych. Wie, jak postępować z dzieckiem zaniedbanym uczuciowo i fizycznie. Po dwóch tygodniach pobytu chłopiec pojechał wraz z całą rodziną nad morze. Wtedy już usta mu się nie zamykały. Pytał o wszystko, mówił całymi zdaniami.
Panicznie bał się wody. Mycie i kąpiel były dla niego zupełnie nieznanymi czynnościami. Dopiero gdy podejrzał, jak kąpią się inne dzieci, dał się namówić na prysznic. Poza tym… nie chciał odejść od stołu. Rano, ledwo przetarł oczy, siadał przy kuchennym stole bez ruchu i czekał. Dopiero na wyraźne polecenie, z niechęcią opuszczał swoje stanowisko. Wielu rzeczy jednak nie chciał jeść, bo nie wiedział, co to jest. Sery, mleko i owoce to były dla niego zupełnie nowe potrawy. Jego nowa “mama” bała się, jak będzie sypiał. Okazało się, że najlepiej czuł się w ciemnym pokoju i sam. Często przez długi czas leżał w łóżku z otwartymi oczami, ale nikogo nie wołał. Dopiero po dwóch tygodniach pozwolił się przytulić i pocałować. Gdy nowa opiekunka ginęła mu z oczu, wpadał w panikę, a będąc w jej pobliżu, nie chciał puszczać jej ręki. Ale czuł, że Krystyna nie jest jego prawdziwą mamą. Pewnego dnia oglądali stragany. Jedna z przekupek była ciemnej karnacji. Tomek stanął przed nią i zawołał: “Mama”. Nie chciał odejść, zachłannie wpatrywał się w jej twarz.
W kochającej go rodzinie przebywał tylko dwa miesiące. Pod koniec wakacji był dzieckiem radosnym, biegał po ogrodzie, uwielbiał grać w piłkę. Wszędzie było go pełno. Każdemu zadawał pytania, a jego ulubionym było “Co to” i wskazywanie palcem na konkretną rzecz. Potem po cichutku powtarzał usłyszaną nazwę.

Bo was spalę…

Po pewnym czasie matka Tomka i Wioli przyszła do pogotowia i tam dowiedziała się, że pociechy znajdują się pod opieką innych rodzin. Co do umieszczenia Wioli w rodzinie Romów nie miała zastrzeżeń. Wpadła jednak we wściekłość, gdy dowiedziała się, gdzie przebywa Tomek. Zagroziła, że jeśli natychmiast nie sprowadzą syna z powrotem, podpali budynek pogotowia. Przerażony dyrektor ośrodka wezwał panią Krystynę z Tomkiem. Był późny wieczór, dziecko zasnęło w samochodzie. Przybrana matka nie pożegnała się z nim. Bała się płaczu chłopca.
Następnego dnia Maria ze swoim przyjacielem  przyjechała sprawdzić, czy Tomek jest na miejscu. Od progu zaczęła żądać wydania dziecka. Wezwano policję, ale zamiast niej przyjechało dwóch strażników miejskich. Spytali, czy matka ma odebrane prawa rodzicielskie. – Jeśli nie, ma przecież prawo widzieć się z synem – stwierdzili. Maria zabrała Tomka z placówki.
Od dwóch miesięcy nie wiadomo, gdzie przebywa dziecko. Uparci opiekunowie z ośrodka wytropili wprawdzie matkę i wskazali adres policji, ale ta pocałowała klamkę. Dopiero wydany niedawno nakaz sądowy daje funkcjonariuszom możliwość wtargnięcia do mieszkania i odebrania dziecka siłą.

Sąd się waha

W międzyczasie Maria była kilkakrotnie przesłuchiwana. Wystąpiła bowiem do sądu o przywrócenie opieki nad obojgiem dzieci, także nad Wioletką, choć dziewczynka doskonale czuje się w swoim nowym domu.
Maria natomiast tłumaczy, że zostawiła dzieci, bo jej życiu groziło niebezpieczeństwo. Stała się ofiarą wojny rodzin cygańskich. Liczyła na to, że dzieci przez kilka miesięcy pożyją na koszt państwa, a potem weźmie je z powrotem. Nie przypuszczała, że w to wszystko wmiesza się sąd. Teraz po raz kolejny jest w ciąży. Jej trzecie dziecko będzie miało trzeciego z kolei tatusia. Matka ojca dziecka, starsza pani, nie chce się do nich mieszać. Mieszka piętro niżej, ale o związku syna woli się nie wypowiadać. – Ma, co chce – kwituje tylko. Nie można się też od niej dowiedzieć, w jakich warunkach żyje Tomek. Czy znów zamknął się w sobie i przestał mówić, czy też dwa miesiące terapii odmieniły go na trwałe?
Najważniejsze, aby dziecko było doprowadzone do obecnego prawnego opiekuna, czyli do pogotowia opiekuńczego – twierdzą w sądzie.
Sprawa jeszcze potrwa, sędzia ma trudny orzech do zgryzienia. Maria zabierając swoje dziecko bez zezwolenia z placówki opiekuńczej, popełniła przestępstwo. Powstaje dylemat, czy powinna być za to ukarana i jak. Sędzia musi też zadecydować, czy Tomek zmarnuje się pod okiem rodzonej matki, czy nie? I czy kiedyś będzie wdzięczny za postanowienie, które teraz zdecyduje o jego losie?

Imiona matki i opiekunki zostały zmienione.

Wydanie: 01/2001, 2001

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy