Pojedynek filmowych bestii

Pojedynek filmowych bestii

„Obcy kontra Predator” to osobliwa rzeź godna polecenia tym, którzy lubią poczuć dreszcz lęku

Fani kinowej grozy mają makabryczną ucztę. W filmie spotkały się monstra z kultowych horrorów – Obcy i Predator. Walczyły bezlitośnie pod pancerzem wiecznego lodu, przy okazji masakrując nieszczęsnych homo sapiens.
Predator swoim zwyczajem groźnie chrząka, zaś śluzowaty Obcy broni się twardo, strzykając w ciemnościach zielonkawym kwasem. Krytycy kręcą nosem, jednak ta osobliwa rzeź jest godna polecenia wszystkim, którzy lubią poczuć dreszczyk.
„Obcy kontra Predator” (Alien versus Predator), który wszedł na nasze ekrany, jest

reprezentantem fenomenu crossover,

coraz bardziej popularnego w show-biznesie. Krótko mówiąc, producenci łączą tematy, gatunki i bohaterów z różnych „bajek”, w nadziei, że przyniesie to bardziej soczyste efekty i sowite zyski. W filmach grozy nie jest to praktyka nowa. W 1943 r. powstał zrobiony całkiem udatnie „Frankenstein spotyka wilkołaka”. Już pięć lat później nakręcono parodię gatunku „Abbott i Costello spotykają Frankensteina”, w którym para popularnych komików wpada w tarapaty, trafiając nie tylko na potwory szalonego doktora, lecz także na wilkołaka i Drakulę. W 2004 r. na ekranach kin pojawił się „Van Helsing”. Ten bohater wampirycznej powieści Brama Stokera musi stawić czoło całej „osi zła”, złożonej nie tylko z krwiopijców, lecz także ludzi wilków i stworzonych przez Frankensteina bestii. W wypożyczalniach wideo hitem jest obecnie „Freddy kontra Jason”. Tu bezlitosny pojedynek toczą Freddy Kruger, zabójca dzieci i widmowy morderca ze snu (zazwyczaj grasujący w „Koszmarze z ulicy Wiązów”), oraz Jason Voorhees, nieśmiertelny zabójca z Crystal Lake („Piątek 13”). Znawcy przedmiotu już zamierzali wyszydzić wprawiające w osłupienie rendez-vous tak odmiennych strachów, ale film okazał się zaskakująco dynamiczny, podsyca nastoletnie fobie i lęki zgodnie z wszelkimi zasadami sztuki. Jason, milczący ponurak w hokejowej masce, wzbudza nawet pewną sympatię, gdyż jako chłopiec zginął niewinnie.
Oczekiwania wobec filmu „Obcy kontra Predator” od początku były ogromne. Alien, kosmiczne monstrum

używające ludzi jako pożywki

dla swych młodych, przybył z najlepszych zapewne dreszczowców, jakie kiedykolwiek powstały. Zwłaszcza pierwszy „Obcy” z 1979 r., nakręcony przez Ridleya Scotta, to prawdziwe gotyckie science-fiction, w którym zaczajone w mroku wielkiego statku kosmicznego zło jest prawie niewidoczne, a jednak wszechobecne, zwiastujące nieuchronną zgubę. Oba „Predatory”, aczkolwiek niższego lotu, również miały klasę. Grozę budził zwłaszcza pierwszy „Predator” (1987 r.), bezlitośnie wyniszczający w środkowoamerykańskiej dżungli pluton żołnierzy US Army. Nad filmem unosił się mroczny duch zagłady i trwającej jeszcze zimnej wojny. Predator, czyli Drapieżnik, to kosmita supermacho, wyposażony w ultratechnologiczny sprzęt do zabijania i kamuflażu. Kiedy zdejmuje swą „zbroję”, przypomina samuraja skrzyżowanego z rastamanem. Przybywa na Ziemię, aby polować, jest przy tym łowcą o sportowym zacięciu, jego ofiarą padają bowiem niemal wyłącznie uzbrojone samce ludzkiego gatunku. Obcy i Predator walczyli ze sobą w wirtualnej przestrzeni gier komputerowych i na stronach komiksów. W końcu szefowie wytwórni 20th Century Fox doszli do wniosku, że pojedynek bestii musi się odbyć na srebrnym ekranie. Reżyser Paul Anderson („Resident Evil”) miał do dyspozycji stosunkowo skromny budżet – 65 mln dol.
Scenarzysta oryginalnością się nie popisał. Satelita badawczy wykrywa tajemniczą budowlę przypominającą aztecką piramidę, ukrytą 700 m pod lodowym pancerzem Antarktydy. Milioner Charles Weyland organizuje ekspedycję, która ma odnaleźć ukryte w tej konstrukcji starożytne skarby. Jak można było przewidzieć, zamiast złota prawie wszyscy uczestnicy wyprawy znajdują szybką i gwałtowną śmierć.

Piramida służy Predatorom do hodowli Obcych,

(oczywiście, żywiących się ludźmi, schwytanymi przez „hodowców” w tym właśnie celu). Drapieżniki uwielbiają bowiem polować na niebezpieczne monstra z planety LV 426, które mają w żyłach kwas zamiast krwi. W ogóle Predatory traktują Ziemię jak gigantyczny teren łowiecki.
Wielu krytyków nie pozostawiło na filmie suchej nitki. Motto pierwszego obrazu „Obcy. Ósmy pasażer Nostromo” brzmiało: „W kosmosie nikt nie może usłyszeć twojego krzyku”. Niemiecki tygodnik „Der Spiegel” doszedł do wniosku, że „Alien versus Predator” można podsumować słowami: „W kosmosie nikt nie może usłyszeć twojego ziewania”. Recenzenci skarżyli się, że wprowadzenie jest za długie, a dialogi bohaterów szokująco nieporadne. Kiedy poszukiwacze skarbów giną błyskawicznie jeden po drugim, widz, który nie zdążył się z nimi utożsamić, wcale ich nie żałuje. Na końcu pozostaje tylko stojąca na czele ekspedycji dzielna Alex, która przeciwko nieco głupawym Obcym sprzymierza się z bardziej humanoidalnym Predatorem.
Podkreślić jednak należy, że dłużyznę wstępu równoważą znakomite efekty specjalne, walki i strach czyhający w ciemnościach monumentalnego podlodowego labiryntu. „Obcy kontra Predator” nie dorównuje wielkim filmom grozy i unikać go powinny intelektualistki zakochane w dramatach Szekspira. Ale przepisowa porcja strachu podczas seansu jest gwarantowana. Nie trzeba dodawać, że oba kosmiczne potwory ocaleją z rzezi. Ciąg dalszy nastąpi.


Sterowane łby
Twórcy filmów, pragnąc pokazać swoje bestie jak najbardziej realistycznie, tylko około 30% efektów specjalnych zrealizowali za pomocą animacje komputerowych. Zazwyczaj postrach sieją zdalnie sterowane głowy potworów. Składająca jaja królowa Obcych to model o wysokości prawie 4,9 m, uzupełniony wygenerowanym przez komputer spiczastym ogonem, sprawnie przebijającym zarówno Predatora, jak i człowieka.

Wydanie: 2004, 47/2004

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy