Pokolenie Netfliksa jedzie za granicę

Pokolenie Netfliksa jedzie za granicę

Czeka nas kolejna wielka fala emigracji

– Dlaczego chcę pracować za granicą? Przede wszystkim daleko tu do patologii, z którą borykają się ludzie w Polsce, zmuszeni pracować po 70 godzin tygodniowo, jeśli chcą dobrze zarabiać. Tutaj czas pracy jest znacznie lepiej regulowany, sądząc choćby po branży konsultingowej, w której pracują moi znajomi. Oczywiście nie jest to raczej równe 40 godzin tygodniowo, ale standardem są wolne soboty i niedziele i możliwość znalezienia jakiejś przestrzeni dla siebie poza pracą – mówi Ignacy, który skończył właśnie studia licencjackie. Ostatni rok, dzięki programowi Erasmus, spędził w Belgii. Magisterkę również chce zrobić w tym kraju, dostał się już na prestiżowy Katolicki Uniwersytet w Leuven. Po ukończeniu studiów planuje szukać pracy za granicą, jego główny cel to Holandia. Choć nie jest przekonany, że nigdy nie wróci do Polski, już teraz, na bazie rozmów ze znajomymi, świetnie się orientuje w możliwościach, które przed nim się otwierają.

Dla Ignacego istotna jest również  łatwość zbudowania za granicą dobrego CV: – Wiem, że tu, w ramach pracy, którą wykonywałbym w normalnym czasie, mógłbym w znacznie prostszy sposób zdobyć doświadczenie i szybciej pokonać ścieżkę awansu w ramach struktury organizacji. Gdybym zaś w przyszłości chciał wrócić do Polski, moje przywiezione z zagranicy CV dawałoby mi większą szansę na pracę nawet na szczeblu menedżerskim.

W pogoni za lepszym życiem

A co z pieniędzmi? Od lat dominuje przekonanie – skądinąd słuszne – że Polaków do pracy za granicą popychają głównie względy finansowe. Okazuje się, że dla zdolnych studentów, którzy nawet w Polsce zapewne świetnie poradziliby sobie na rynku pracy, nie zawsze jest to priorytet. – Uczciwie trzeba powiedzieć, że jeśli chodzi o takie branże jak konsulting czy IT, w Polsce można zarobić nawet więcej niż na Zachodzie, szczególnie że w wielu krajach zachodniej Europy podatki są znacznie wyższe – przyznaje Ignacy. Problem polega jednak na tym, że ludzie w Polsce nie mają kiedy tych pieniędzy wydawać, nie mają również czasu, by założyć rodzinę. Poza tym, co z tego, że nieźle zarabiają, skoro muszą odkładać na prywatną emeryturę?

I to jest trzeci powód, który na razie skłania Ignacego do wyboru zagranicy: – Wiem, że tu mogę liczyć na większą stabilność socjalną, na to, że rzeczywiście dostanę jakąś emeryturę. W dodatku ochrona zdrowia jest na wyższym poziomie.

Przekonania studenta o bezpieczeństwie i stabilizacji oferowanych przez zachodnich pracodawców znajdują potwierdzenie w słowach Kasi, znającej biegle kilka języków stewardesy pracującej dla jednej z linii lotniczych, która bazę ma m.in. w Belgii. Kasia mieszka w tym kraju od kilku lat i tam jest zatrudniona: – Podczas pandemii, mimo odwołanych lotów, dostawałam wynagrodzenie. Pracujące dla naszej firmy koleżanki z Polski nie mają umów o pracę, tylko własną działalność gospodarczą. Zostały na lodzie.

Kasia tłumaczy też, że w jej branży standardem jest np. objęcie pracowników linii ubezpieczeniem na wypadek roszczeń pasażerów. – Jeśli obleję kogoś kawą, popełnię jakiś błąd, za ewentualne odszkodowanie odpowiada firma. Pracownicy w Polsce w takich przypadkach są zdani na siebie. W ogóle tu jest przyjaźniej. Korzystałam np. z urlopu w związku z wypaleniem zawodowym. Tutaj takie sprawy są normą.

Wobec tych opowieści trudno się dziwić, że decyzję o wyjeździe młodzież podejmuje na coraz wcześniejszych etapach życia. Janek Zając, maturzysta z LO im. Staszica w Warszawie, jednej z najlepszych szkół w Polsce, wylicza, że z jego klasy cztery osoby dostały się na Oksford i Cambridge, osiem osób do dobrych uczelni w Londynie, kilka jedzie studiować do Niemiec, Szwajcarii. On sam wybrał uczelnię politechniczną – ETH Zürich (13. miejsce na świecie w rankingu ogólnym; studiuje tam relatywnie mało Polaków). W sumie 40% koleżanek i kolegów wyjedzie studiować za granicę. Z tego część już dziś deklaruje, że nie zamierza wrócić. Jego zdaniem dzieje się tak we wszystkich topowych liceach w Polsce. Janek zdecydował się na Szwajcarię, bo tam ma zapewnione lepsze staże niż w kraju. Warszawska uczelnia nie ma wsparcia w start-upach, profesorowie nie pomagają tak aktywnie na etapie gromadzenia materiału do prac naukowych i, co niebagatelne, na dobrą uczelnię techniczną za granicą nierzadko łatwiej się dostać niż na Politechnikę Warszawską. – Poza tym za granicą szybciej się usamodzielnię, niż gdybym siedział w Warszawie u rodziców – wyjaśnia Janek. – Zarobię, pomieszkam samodzielnie, poznam nową kulturę, podszlifuję języki. Co ważne, np. w Holandii studia kosztują 2 tys. euro rocznie, w Szwajcarii – 2 tys. franków, są więc w zasięgu ręki. Poza tym my, wyedukowani w najlepszych szkołach w Polsce, jesteśmy dla zachodnich uczelni świetnym nabytkiem. Często na starcie mamy większą wiedzę niż rodzimi absolwenci szkół wyższych.

Dziś globalny nastolatek, klikając, zwiedza świat. W Unii nie czeka go więc szok kulturowy. Co trzeci student osobiście lub pośrednio zetknął się z emigracją. Pokazują to badania dr Joanny Kozielskiej z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Według nich migracja wydaje się studentom szansą na: lepsze zarobki, pracę w międzynarodowym środowisku, poszerzenie horyzontów, lepsze warunki życia oraz poszerzenie kompetencji językowych. Do tego dochodzi łatwość decyzji. Gdy niebo jest otwarte, a latanie tanie jak nigdy, wyjazd nie jest aktem ostatecznym, w każdej chwili można wrócić. A za granicą jest ktoś z rodziny, kolega, koleżanka. Na początek zapewnią dach nad głową. To taka oswojona emigracja.

Na budowie bez zmian

Młodzi ludzie, którzy nie mogą się pochwalić świadectwem prestiżowego liceum czy biegłą znajomością języków, mają nieco inne powody, by wyjechać. Szczególnie ci z małych ośrodków. Ich opowieści bardziej przypominają historie z czasów, gdy w Polsce szalało bezrobocie.

– Mnie z kraju wygnała po prostu bieda – mówi 29-letni Piotr spod Gąbina w województwie mazowieckim, absolwent technikum budowlanego. – Między Płockiem a Gostyninem szału nie ma, jeśli chodzi o pracę. Trzeba być córką wójta lub burmistrza, żeby mieć przyzwoitą posadę, nie oszukujmy się. Dwóch chłopaków z mojej wsi żyje wyłącznie z wyjazdów sezonowych. Ich motywacje? Zmienić brykę, nowy motorek kupić.

Inne są także realia rynku pracy fizycznej. – Wiem jedno, na emigracji miodu nie ma. Polak ciągle jest na Zachodzie obywatelem drugiej kategorii – żali się Piotr. – Mało tego, Polak Polakowi wilkiem. Przez dwa miesiące koleżka z budowy udawał, że nie rozumie polskiego. Bo? Mieliśmy problem z wiertarką i chcieliśmy pożyczyć na chwilę. Arabowie, Ukraińcy tworzą zwarte społeczności. Gdy szef im powie złe słowo, gdy płaci za mało, 20 chłopa rzuca robotę. To on od razu zmienia zdanie. Polak? Każdy sobie rzepkę skrobie, więc nie jest traktowany dobrze. A już najgorzej trafić za granicą do roboty u Polaka. Oszukiwanie, płacenie pod stołem jest normą. Czegoś takiego nie robią Włosi czy Francuzi. Mówię to z doświadczenia. Wróciłem do Polski, ale do pracy jeżdżę w delegacje. Mam służbowy samochód, zarabiam nieźle. Młodziakom mówię: dobrze przemyślcie decyzję o wyjeździe, byście jej nie żałowali. Ja żałowałem.

Dziś prawdziwy rozwój jest w Azji

– Młodzież się zradykalizowała i krytycznie oceniając niektóre aspekty życia w Polsce, chce sprawdzić, jak życie wygląda gdzie indziej. To, generalizując, korzystna wiadomość. Gorzej, gdyby przyjmowała wszystko bezkrytycznie – komentuje Tomasz Rostkowski, profesor SGH z Instytutu Kapitału Ludzkiego. – Obserwujemy przedłużenie pewnego trendu kształtującego się od dawna. Ludzie z małych miejscowości jechali na studia do większych i tam często zostawali na stałe. Nowe pokolenie robi to samo. Różnica w tym, że na studia wybiera już nie tylko Warszawę, Kraków czy Wrocław, ale także Wiedeń, Amsterdam czy Barcelonę. Są tanie linie lotnicze, bilet można kupić nawet za 20 zł. Młodzi uwierzyli, że są obywatelami świata. Prawie wszyscy mówią wystarczająco dobrze po angielsku, są zglobalizowani. Nawet gdy ktoś nie był za granicą, zna kogoś, kto był. To ośmiela. Internet tworzy globalne sieci zainteresowań, np. fani dziwnej muzyki znajdują siebie w pięć minut.

Rostkowskiego martwi jednak to, że wybory młodzieży nie zawsze są rozsądne. Owszem, w Wiedniu, Amsterdamie czy Barcelonie są fajne imprezy i kwitnie życie towarzyskie, a poziom przyjemności z życia oceniany jest wysoko. Młodym podoba się tamtejszy styl życia: przejażdżka rowerem, relaks, „sojowe latte”. Tylko czy to zaprocentuje w przyszłości? Dziś prawdziwy rozwój gospodarczy dzieje się w Korei Południowej, Chinach, Singapurze, Dubaju. Tworzą się nowe możliwości rozwoju, zarobkowania, budowania sieci kontaktów. Tam jednak młodzi rzadko aplikują, tam nie ma pożądanego luzu, trudniej się odnaleźć kulturowo. Ale… tam jest przyszłość.

– Szkoda, że nasze dzieci wolą kończyć mało przyszłościowe kierunki w Amsterdamie zamiast w Warszawie. Pracodawcy już dawno zatrudniają nie za dyplom, lecz za kompetencje. Ważne, żeby młodzi budowali networking i wrócili zarabiać do Polski, a nie pracowali na zmywaku. Nie łudźmy się, otwartość na cudzoziemców wszędzie jest w jakimś stopniu ograniczona – mówi Rostkowski.

Jego zdaniem to dobrze, że młodzi chcą wyjeżdżać, ale niechże porządnie przygotują się do tego, niech pójdą ze dwa razy do ambasady, niech wejdą w kontakt z lokalnymi firmami, które ich interesują, a przede wszystkim niech rozwiną kompetencje powodujące, że po wyjeździe będą rozchwytywanymi pracownikami, zamiast poszukiwać kiepsko płatnych zajęć, których nikt nie chce wykonywać. Na przykład zaawansowane umiejętności programowania, których pozyskanie zajmuje ok. dwóch lat, oznaczają wspaniałe możliwości na rynku pracy wszędzie.

– Warto połączyć studiowanie za granicą z pozyskiwaniem doświadczenia zawodowego u najlepszych, a nie u najgorszych pracodawców w kraju docelowym. Warto podjąć racjonalną decyzję, odpowiedzieć sobie na pytanie, czego się chce, odłożyć emocje, rozważyć fakty – radzi profesor. – Nie należy podejmować decyzji np. dlatego, że skoro koledzy wyjechali do jakiegoś kraju, to ja też wyjadę. Trzeba zadać sobie pytanie, z czego będę żył, jeśli skończę historię sztuki w Barcelonie albo archeologię śródziemnomorską, nawet jeśli są to niezwykle ciekawe obszary wiedzy.

Czy ruszą w świat po pandemii?

Do tych powodów trzeba dorzucić kolejny: pandemia znacznie pogorszyła sytuację młodych na rynku pracy. W grupie 15-24 lata od końca 2019 r. nastąpił spadek liczby pracujących aż o ponad 200 tys. osób; w grupie 25-29 lat – o 100 tys. Łącznie pracuje ponad 300 tys. młodych mniej niż w końcówce 2019 r.

Do tego dochodzi problem stabilności pracy. Według GUS pod koniec 2018 r. na umowach cywilnoprawnych pracowało aż 1,3 mln osób, drugie tyle na samozatrudnieniu. W sumie armia ludzi – 2,6 mln. W dodatku część pracuje na byle jakich, nieoskładkowanych umowach o dzieło. W ten sposób funkcjonują całe branże, np. prac sezonowych, eventowa czy ochroniarska.

Pragnienie innego, lepszego życia za granicą pokazał m.in. sondaż IPSOS dla OKO.press przeprowadzony w 32. rocznicę wyborów 4 czerwca. Aż 70% młodych uznało, że Polska nie jest krajem szczęśliwym. W innym badaniu IPSOS dla OKO.press 64% Polaków w wieku 18-29 lat wskazało, że gdyby miało taką możliwość, wolałoby żyć i pracować poza Polską. W kolejnych generacjach ten odsetek spada – ogólnie, bez podziału na grupy, taką deklarację złożyło 39% respondentów.

Ale czy młodzi naprawdę wyjadą tak licznie, jak zapowiadają? Niekoniecznie, ich zapowiedzi to raczej głos rozpaczy i aspiracji – większość zostanie w kraju.

– Statystyki pokazują, że bum emigracyjny już za nami, choć tendencja wyjazdowa nadal jest wysoka. Po brexicie zdecydowanie zdezaktualizowała się Wielka Brytania. Do wyjazdu tam zniechęca choćby papierologia – mówi dr Joanna Kozielska. – Co więcej, wbrew pozorom wyjazdami zainteresowani są głównie ludzie mający konkretny fach w ręku. Fachowcy za granicą nie odczuwają dysonansu poznawczego, w przeciwieństwie do ludzi z wyższym wykształceniem, którzy na emigracji zajmują stanowiska poniżej kwalifikacji: brudne, nudne, niebezpieczne. Ciągnie ich domniemana lepsza jakość życia, do Polski wracają raczej z sentymentu.

Z kolei Iwona Szmitkowska, prezes Work Service (część międzynarodowej agencji GiGroup), gdy słyszy o planach młodych, nawet jeśli te są jedynie deklaratywne, jest zmartwiona. – W naszym ostatnim „Barometrze Rynku Pracy” aż 18% osób w wieku 22-44 lata deklarowało chęć wyjazdu. To wzrost o 10% od poprzedniego badania, z lipca zeszłego roku – mówi. Według ekspertki korzystający z agencji pracy wyjeżdżają głównie do Niemiec, Belgii, Norwegii, Francji. – Nie ma znaczenia gdzie, ważne, by byli fachowcami w swojej dziedzinie, np. w budownictwie. Widzimy też bardzo duże zapotrzebowanie na opiekunki osób starszych, pielęgniarki. Kto wyjeżdżających zastąpi w Polsce? Agencje pracy już mają ogromne problemy z rekrutacją, brakuje rąk do pracy. Absolutnie niezbędne są zmiany w legislacji, na wzór innych krajów, w których dużo łatwiej zatrudnia się imigrantów – dodaje Szmitkowska. Jej zdaniem gdy po pandemii świat się uspokoi, ruchy migracyjne jeszcze się nasilą.

Konserwatywny skansen

I wreszcie – młodzież wypychają z kraju kwestie światopoglądowe. Janek: – Nie chcemy życia w państwie, w którym Kościół jest drugą władzą.

Wiktoria Korzecka z Wrocławia, tegoroczna maturzystka, aktywistka młodzieżowa: – Widzę pogorszenie, a nie poprawę. Rząd zamiast pogłębiać demokrację, walczy z nią. Boję się, że jeśli nie wyjadę z tego kraju za rok czy dwa, za dziesięć lat nie będzie o czym mówić, bo wyjdziemy z Unii Europejskiej. Nie podoba mi się ponadto stosunek rządu do osób LGBT+. Kobietom zabiera się prawo do aborcji, wypowiada się konwencję antyprzemocową. Ten konserwatywny katolicki zaduch nie może mi się podobać. Dlatego myślę o wyjeździe do Francji – od dziecka mnie tam ciągnie. Daję sobie trzy lata na perfekcyjne opanowanie języka. I pomyśleć, że jeszcze pół roku temu chciałam zmieniać mój kraj. Dziś robiłabym to kosztem siebie, jestem ciągana po sądach. Zrozumiałam, że jako obywatelka Polski nie mam na nic wpływu.

Gdańszczanin Mateusz, lat 20, ma talent do języków: uczy się angielskiego, niemieckiego i francuskiego, jest finalistą olimpiady filozoficznej. Studiował w Anglii, ale po brexicie koszty tak wzrosły, że nie mógł studiów ciągnąć. Wrócił do Polski. I? Szedł ze swoim partnerem, trzymali się za ręce, zostali zwyzywani przez agresywnego ojca z maleńką córeczką. Że nie przy dziecku takie widoki – choć wiązanka przekleństw, którą sam puścił, jakoś mu nie przeszkadzała. Mateusz znów więc myśli o wyjeździe – boi się. Nie tylko rządowo-kościelnej nagonki na mniejszości seksualne, lecz także bałaganu prawnego, łamania praw człowieka, wożenia młodych protestujących od komendy do komendy. – Polska to jednak unikat. Porównywać się możemy tylko z Węgrami. Poza tym w cywilizowanym świecie przemoc motywowana nienawiścią jest karalna – przypomina. – Jestem wkurzony. Pragnę zmienić otoczenie na mniej toksyczne. Moje marzenie? Żeby w Polsce było normalnie. Wtedy wyjechałbym jedynie pouczyć się języków na stypendium i wróciłbym.

Aneta z Warszawy, lat 29, mama czterolatki i sześciolatka, do tego kotła dorzuca jeszcze jeden lęk: – Boję się szkoły, którą gotuje moim dzieciom minister Czarnek. Nie chcę, żeby Kościół katolicki dyktował rządowi listę lektur. Boję się dyrektorów szkół wyłącznie z nadania PiS. Dlatego rozglądamy się z mężem za wyjazdem, wstępnie stawiamy na Danię. Obydwoje znamy świetnie język angielski. Dajemy sobie pół roku na ostateczną decyzję. Nie chcemy, żeby nasze dzieci, jak ich dziadkowie za PRL, były uczone w domu innej historii niż w szkole. Nie chcę, by moja córka żyła w kraju, gdzie kobietę ściga się, bo nie chce urodzić potworka.


Co czwarty nie zamierza wracać

Dane Głównego Urzędu Statystycznego pokazują, że po zauważalnym spadku liczby Polaków przebywających czasowo za granicą w latach 2008-2010, na koniec 2017 r. na emigracji było już 2,54 mln osób. Najliczniejszą grupą wiekową wśród przebywających za granicą powyżej trzech miesięcy są ludzie młodzi (w wieku 25-29 lat – prawie 383 tys., z czego 54% to kobiety). 40% emigrantów ma wykształcenie średnie, niemal co czwarty wykształcenie zawodowe, a 23% – wyższe (migrujące kobiety są lepiej wykształcone niż mężczyźni).

W 2018 r. niemal co czwarty badany planujący wyjazd nie przewidywał powrotu do kraju.


Rząd radzi

Projekt uchwały Rady Ministrów w sprawie przyjęcia dokumentu „Polityka migracyjna Polski – kierunki działań 2021-2022” 6 lipca br. został skierowany do uzgodnień i konsultacji publicznych. Dokument odnosi się m.in. do kwestii związanych z problemem niedoborów kadrowych w polskiej gospodarce. Chodzi o reakcję państwa zarówno na emigrację i mobilność Polaków, jak i na kwestię imigracji zarobkowej w kontekście potrzeb rynku pracy.

Projekt przewiduje m.in.: opracowanie systemu zachęt do powrotów, ze szczególnym uwzględnieniem określonych kompetencji na rynku pracy (np. zawody medyczne, zawody budowlane); opracowanie spójnego systemu koordynacji działań administracji dotyczących emigracji i powrotów oraz zapewnienie kompleksowych działań adaptacyjnych dla osób powracających z zagranicy.

Ponadto rząd planuje uzupełnienie niedoboru na rynku pracy i zapewnienie znaczącego udziału cudzoziemców o wysokich kwalifikacjach czy wykorzystanie potencjału polskich uczelni w kształceniu cudzoziemców.


b.igielska@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Shutterstock

Wydanie: 2021, 31/2021

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy