Pokolenie Przystanku Woodstock

Pokolenie Przystanku Woodstock

Polska młodzież jest świetna, a nie taka beznadziejna, jak jej się wmawia

Jurek Owsiak, lider Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy

– Czy Orkiestra wychowała swoje pokolenie? Jedziesz na kolejny Przystanek Woodstock – czy kiedy patrzysz na ten tłum, myślisz, że tych ludzi coś łączy?
– Oczywiście, że to jest pokolenie. Kiedy ze sceny mówię, że przystanek jest podziękowaniem za Finał Wielkiej Orkiestry, to wiem, że przynajmniej połowa tych, którzy przyjechali, brała w nim udział. Tak, przez 12 lat grania Orkiestry stworzyło się pokolenie, chociaż wcale o to nie zabiegaliśmy. Cieszę się, kiedy ich widzę, bo pojawia się już następne. Niektórzy mieli po kilka lat, gdy startował przystanek. Dorośli i dołączyli do nas.
– Jaki jest wspólny mianownik?
– W każdej klasie jest paru outsiderów. Gdyby zebrało się ich wszystkich, powstałaby jedna wielka szkoła, grupa uczestników przystanku. To właśnie tacy ludzie przyjeżdżają, no i oczywiście fani pewnego rodzaju muzyki. W zeszłym roku było około 400 tys. osób, z tego 200 tys. mieszkało w Żarach, a można ich było rozpoznać, bo byli zmierzwieni, lekko zmęczeni upałem. Kolejne 200 tys. to schludna, piknikowo ubrana grupa przyjezdnych.
– Zbuntowani, ale także niepewni. Nieprzystosowani i wrażliwi. Czy tacy są?
– Na pewno tak. Kiedyś zastanawiałem się nad fenomenem przystanku i wreszcie znalazłem go na naszym plakacie (Jurek rozwija wielki plakat z morzem uśmiechniętych twarzy – przyp. red), który powstał po takiej akcji, gdy kto chciał, mógł przyjść do naszego namiotu, a tam został sfotografowany. I powstało zbiorowe zdjęcie pogodnej, serdecznej młodzieży. Nawet jeżeli są po piwie, to w nastroju wakacyjnym, bez agresji, bez tumultu. Myślę, że w przyszłości, gdy nawet w najbardziej dołujących chwilach spojrzą na plakat, przypomną sobie, że są świetni, a nie tacy beznadziejni, jak się im wmawia.
– Można powiedzieć, że masz ogromne doświadczenie festiwalowe. Jarocin, Żary, teraz nowa miejscowość – Kostrzyn. Zapewne każda z tych nazw, także dlatego, że kojarzy się z różnymi czasami, oznacza inny klimat imprezy.
– Dziś odzywa się do mnie pokolenie Jarocina. Piszą (jakby się trochę tłumaczyli): „Stary, pracuję, wiesz, takie czasy, ale wydaj koniecznie płytę z naszą muzyką”. Amerykański Woodstock odmienił tamto społeczeństwo, mam nadzieję, że swój ślad pozostawił Jarocin, pozostawi też Przystanek Woodstock, choć oczywiście oba festiwale mają różny charakter. Jarocin był kontestacyjny, jeśli pojawił się ktoś z kamerą, wywoływało to reakcję: „Spier… nie wiem, kto ty jesteś”. Przystanek, jak powiedziała jedna z uczestniczek, jest afirmacją życia. Dodała jeszcze: „Tu jest kolorowo, tu są moi przyjaciele i tu się czuję świetnie”. Mówię ci, przyjedź i zobacz, jakie oni urządzają happeningi. Obejrzysz wannę z napisem „Titanic”, w której ktoś śpi, powyciągane nie wiadomo z jakich śmietników telewizory i dywany, z których meblują „mieszkanka”. Bawią się tym, że zbierają pieniądze, więc zobaczysz też koszulki z napisem: „Oddam się za dwa złote”. Trzeba być mułem, żeby to brać dosłownie. Czasem dochodzi do prowokacji słownej, ale nigdy nie przekracza ona granicy przyzwoitości.
– Na przystanek zjeżdża cała Polska, to także ciekawe doświadczenie – zobaczyć prowincję, w najlepszym tego słowa znaczeniu.
– Amerykanie, którzy przyjeżdżają na imprezę, mówią: „Stary, to jest gigant, ale nie chodzi o liczbę ludzi, tylko miejsc, które reprezentują”. Pełno jest ludzi z flagami, a na nich nazwa miasta. To zdumiewające, bo generalnie młodzi ludzie wcale nie chcą reprezentować tych małych miejscowości, z których pochodzą. Gdy tylko dostaną pracę w Warszawie, wylatują z tych rodzinnych miejsc jak Pegazy i tylko proszą, żeby im nie wspominać o przeszłości. A na przystanek przyjeżdżają z dumnym napisem: „Parczew”, „Ostróda”. Więcej robią dla swojego miasta niż ono dla nich.
– Wiem, że przystanek jest podziękowaniem dla wolontariuszy Orkiestry. Ale czy to był tylko twój pomysł, czy spełnienie ich pragnień?
– Raczej to drugie. Młodzi ludzie nie dali się zatrzymać. Przecież Orkiestra najpierw miała być zabawą, później okazało się, że ma bardzo poważną misję, którą jest kupowanie sprzętu, jeszcze później wśród uczestników zawrzało. Nie chcieli już tylko kilkutygodniowej akcji przygotowań i działalności sztabów. No i stąd narodził się pomysł przystanku.
– A od przystanku jest już bliżej do styczniowej Orkiestry. Z moich rozmów wynika, że młodzi ludzie są dumni z udziału w niej.
– To prawda. Mamy 1,1 tys. sztabów, a ja obserwuję, że granie w Orkiestrze jest sygnałem aktywności. Ludzie wpisują sobie do życiorysu: wygrał olimpiadę polonistyczną, jest przewodnikiem i brał udział w Wielkiej Orkiestrze. Oznacza to, że jest się kimś uczciwym i wrażliwym. Tak, sądzę, że Polska jest dzięki naszym wolontariuszom trochę lepsza. Twoje pytanie przypomniało mi także opowieść pewnej starszej pani, która wspominała, jak to przed wojną narzekano na bezideową polską młodzież. Tyle że jak trzeba było, to w czasie powstania warszawskiego okazała się najwspanialsza. Ale nie sądzę, że musimy przeżywać nieszczęścia, żeby się sprawdzić. Już na tej małej planecie, jaką jest przystanek, widać, że dzisiejsza młodzież jest super. Nawet jeśli ktoś nam coś ukradnie, na przekór traktujemy to jako dowód, że reszta jest w porządku.
– Właściwie, mając przez kilka dni na własność takie tysiące młodzieży przyjeżdżającej na przystanek, mógłbyś spróbować ją powychowywać.
– Nie, nie, jeszcze raz nie (śmieje się, ale jest zdenerwowany). Rozmawia się z nimi normalnie. Mówię im: uczcie się języków, ja ich nie znam, ale wy się uczcie, bo to wam dużo da. Zaczynam od siebie, tłumaczę, że ja jestem agresywny, bo mi się krew gotuje na pewne rzeczy, ale wy bądźcie spokojniejsi i krytykujcie, jak mnie poniesie. Mówię: nie bierzcie ze mnie przykładu, bo jestem zwykłym Polakiem, który ma antenę satelitarną, pije i pali. Nie, nigdy nie próbowałem startować jako facet, który jest nauczycielem.
– No to dlaczego cię słuchają?
– Może dlatego, że jestem konsekwentny?
– Tylko i aż tyle.
– Poza tym jestem jak ojciec. Patrzę ze sceny i jeśli mnie coś wkurzy, podchodzę do mikrofonu i to mówię. A ci młodzi chcą, żeby obowiązywały pewne zasady i wcale nie odbierają mnie jako wtrącającego się nadętego faceta.
– W zupełnie innej sytuacji rozpoczyna się granie Orkiestry, ale i tam tysiące wspaniale z sobą współpracują.
– Kiedy gra Orkiestra, wszystko wokół zawsze jest beznadziejne. Jeszcze nie było takiego grudnia, żeby ktoś powiedział, że jesteśmy w świetnym położeniu, a ludzie są zachwyceni. W takiej sytuacji wszyscy tęsknią za normalnością. Poza tym mają dosyć oszołomów. Kiedy mówi się do nich normalnym językiem, widzą, że od nich coś zależy, efekt jest natychmiastowy. Mobilizują się, a ja mogę im powiedzieć, że są rewelacyjną grupą.
– Pomiędzy orkiestrami i przystankami fundacja rozlicza się z zebranych pieniędzy.
– Uważam, że to świetnie robiony biznes. Mamy furę pieniędzy i doskonale wiemy, jak je wydać. Niedawno wyszła od nas firma audytowa. W opinii napisali, że nie tylko finanse się zgadzają, lecz także dokumenty są przejrzyste. A zasada jest taka – jak ktoś mi daje złotówkę, to 90 gr idzie na sprzęt, 10 gr na utrzymanie fundacji i jeszcze kombinujemy, żeby 2 gr z tych dziesięciu zaoszczędzić. Oczywiście, także z tych 10 gr płacimy za organizację Przystanku Woodstock. Staramy się kupować inteligentnie, profesjonalnie i z myślą o tym, co się stanie ze sprzętem w przyszłości. Czasy się zmieniły, a my musieliśmy się dostosować. Tak więc kupujemy sprzęt tylko tym szpitalom, które mają podpisane kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia, i tylko taki, na którym lekarz nie może sobie dorobić na boku, popołudniami. Idealnym przykładem są inkubatory. Z 1,2 tys., które są w szpitalach dziecięcych, kupiliśmy 800. Podobnie jest z pompami insulinowymi dla dzieci. W sumie nabyliśmy ich 800, a jeżeli oddział funduszu decyduje się zwrócić rodzinie koszt jej eksploatacji, to dla chorych dzieci jest naprawdę świetna sprawa. Kupiliśmy też kilkaset łóżeczek, bo wiesz, nawet jeśli jest nowoczesny sprzęt, to umeblowanie na oddziałach okazuje się okropne. Polska firma wygrała przetarg i mamy świetne łóżeczka, fioletowe, różowe, naprawdę znakomite wzornictwo. Nie bywam, na szczęście, w szpitalach dla dorosłych, ale polskimi oddziałami pediatrycznymi jestem zachwycony. W tej nowoczesnej medycynie, którą wspomagamy, mamy osiągnięcia.
– To dlaczego są takie dwa światy – ten dramatyczny i ten, o którym mówisz?
– Kryzys w służbie zdrowia jest, ale tylko logistyczny. Poziom polskich lekarzy jest coraz lepszy, przykładem niech będzie kardiochirurgia dziecięca, gdzie osiągnęliśmy światowy poziom. Jednak moją największą dumą są powszechne badania przesiewowe słuchu. Wydaliśmy 26 mln i za te pieniądze potrafimy od a do z przebadać wszystkie noworodki. Jestem dumny (wstaje i kolejne zdania mówi na stojąco). W szpitalach, które włączyły się do naszej akcji, można zobaczyć takie charakterystyczne, świecące plafony. Informują, że tutaj każdy noworodek będzie miał zbadany słuch. Mówiłem o tym na wielkim medycznym zjeździe w USA. Nie mogli uwierzyć, że poradziliśmy sobie z celem, który dla nich jest nieosiągalny. Duszą tego przedsięwzięcia są cudowne pielęgniarki. To z myślą o nich, żeby im przybliżyć badania, wymyśliliśmy pisemko „Uszko”. Najpierw było z tym trochę kłopotu, bo lekarze oburzali się. „No wie pan, nie będę w jakimś „Uszku” pisał”, tak mi mówili, ale teraz już się przekonali. „Uszko” leży w szpitalach, siostry je czytają, a na końcu numeru mają m.in. konkurs na zdjęcie z oddziału. Przysyłają fantastyczne fotografie, np. z kolorowymi zasłonkami, które same uszyły, żeby pasowały do pościeli. Naprawdę, ludzie są cudowni, trzeba im tylko dać pozytywny impuls.
– Na zakończenie, żeby dodać trochę dziegciu, przypomnę, że ledwo przenieśliście się z przystankiem z Żar do Kostrzyna, już powstał komitet protestacyjny.
– Ten cały komitet to twór bardziej wirtualny, więcej o nim wiadomo w Poznaniu niż w samym Kostrzynie. Na konferencji prasowej okazało się, że pod protestem podpisało się nie tysiąc osób, ale 580, a cały tekst to ogólny protest przeciwko narkomanii i pijaństwu, syfowi, brudowi i wszelkim kataklizmom. Osobiście dziwię się, że ktoś jest przeciwny czemuś, czego nie widział. Powiedziałem do jednej z inicjatorek, takiej młodej dziewczyny: „Jeśli jesteś na nie, to wejdź na scenę i im to powiedz, bo jak mi się coś nie podoba, po prostu im mówię”.
– Co ona na to?
– Odpowiem tak: na zakończenie spotkania mogliśmy podać sobie ręce.


Dziesiąty, jubileuszowy Przystanek Woodstock odbywa się w Kostrzynie nad Odrą w dniach 30-31 lipca. Porządku pilnuje Pokojowy Patrol, złożony z ponad 1,1 tys. młodych wolontariuszy, którzy przeszli wcześniej specjalne kursy zorganizowane przez Fundację WOŚP. Do tej pory szkolenie ukończyło 3 tys. osób. Przy zabezpieczeniu imprezy pracować będą także ratownicy z GOPR, PCK, aktywny udział wezmą policja z okręgu Brandenburgii oraz polska i niemiecka straż graniczna. Oczywiście, najważniejsze są koncerty – podziękowanie za XII Finał Orkiestry. Jurek Owsiak mówi: – Postaramy się stworzyć na te kilka dni świat wolny od krętactw, dziwactw, ściemy i złych emocji, świat oparty na podstawowych zasadach: „Stop przemocy! Stop narkotykom!”.

 

Wydanie: 2004, 31/2004

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy