Czy Polacy są solidarni?

Czy Polacy są solidarni?

Jolanta Kwaśniewska,
założycielka Fundacji “Porozumienie bez Barier”
Polacy bardzo chętnie włączają się do wszelkich działań charytatywnych, potrafią być solidarni, pod warunkiem że są jasno określone, dobrze sprecyzowane zasady działania organizacji, która prosi o pieniądze lub inne dobra materialne, mające posłużyć szlachetnemu celowi. Mamy tutaj znakomity przykład Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Bardzo ważne jest, aby instytucje zajmujące się np. zbiórką pieniędzy umiały wykazać przejrzystość i uczciwość swoich działań. W mojej Fundacji “Porozumienie bez Barier” regularnie zamawiam zewnętrzną kontrolę, aby sprawdziła wpływy i wydatki. Sama jestem wolontariuszką, swoje honoraria przeznaczam na cele fundacji, która równolegle realizuje dziewięć dużych programów, a zatrudnia zaledwie dwie osoby. Reszta to wolontariusze. Audytorzy dziwią się, że koszty własne mojej fundacji są tak niskie. Jeśli bowiem odważamy się prosić innych o darowiznę, musimy sami być przykładem dobrego, oszczędnego i skutecznego działania. Aby działać dla dobra innych, najpierw trzeba się przygotować merytorycznie i wiele nauczyć, sięgając niekiedy po wiedzę specjalistyczną, np. z zakresu medycyny. Potem trzeba mieć pomysł, posłużyć się sprawdzonymi wzorami, krok po kroku, bardzo długo, bez fajerwerków pracować. Dopiero wtedy można mieć odwagę prosić sponsorów o pieniądze.

Olga Krzyżanowska,
posłanka Unii Wolności
Jesteśmy solidarni w ciężkich, przełomowych momentach, ale co do codziennej solidarności miałabym wątpliwości. Zdarzenia nadzwyczajne, wojna, klęska żywiołowa – wtedy pomoc przychodzi łatwiej. Natomiast zwykła pomoc sąsiadowi, który jest sam, wydaje się trudna. Nie umiemy działać sukcesywnie, tak aby do każdego podejść osobiście. Mój pogląd na brak tej codziennej pomocy jest staroświecki. Jedyna rada, to dobre wychowanie w domu. Solidarności nie narzuci się ani odgórnie, ani akcjami.

Kard. Henryk Gulbinowicz,
arcybiskup, metropolita wrocławski
Z naszego pasterskiego punktu widzenia bardzo pozytywnie oceniamy ludzką solidarność. Widzimy ją w akcjach charytatywnych, gdy zbierana jest pomoc dla najbiedniejszych. Pamiętam jeszcze, jak to było w czasach przedwojennych – wówczas odpowiedzialność za udzielanie pomocy spoczywała raczej na ludziach zamożnych, od nich się tego wymagało z dziada pradziada, a biedniejsi byli od dawania zwolnieni. Teraz się wiele zmieniło. Zbiórki są o wiele częstsze i obejmują szersze grupy społeczne. Wszędzie zauważam, że ludzie są solidarni, że rozumieją potrzebę świadczenia. Przypomnę wielką powódź, która dotknęła Wrocław. Ileż tam było pięknych obrazów ludzkiej solidarności. Myślę jednak, że jest jeszcze wiele do zrobienia, bo trzeba pracować nad solidarnością we wspólnotach, takich jak rodzina. Może w tych bardziej wykształconych jest więcej dobrych przykładów, ale w rodzinach robotniczych trochę za mało daje się dzieciom, za mało z nimi solidaryzuje. Taki pracownik ma czas na piwo, oglądanie telewizji, spotkania z kolegami, ale musi też być bliższy dla tych, których powołał do istnienia i których utrzymuje. Często brakuje bliskości z dziećmi, by zapytać o ich sprawy, cieszyć się ich sukcesami.

Adam Sandauer,
przewodniczący Stowarzyszenia Pacjentów “Primum non Nocere”
Władze są solidarne w obliczu wyborów, ale społeczeństwo jest tym zmęczone, bo ocenia wszystko przez kłopoty życia codziennego w najbliższym gronie. Stowarzyszenie nie działa tylko pod kątem wyborów, staramy się odwoływać do tej społecznej solidarności, ale to ciężko idzie, nie ma żadnego wsparcia. Możemy tylko wołać, apelować o solidarność, starać się organizować ludzi, jednak trudno wydać nawet zwykły folder, zwłaszcza że złamanego grosza nie dostaliśmy. Telefon nie może zastąpić państwa ani tego, co ma być dawane ludziom z podatków. Niestety, pod hasłami solidarności zniszczono w naszym kraju solidarność społeczną. W 1990 r., gdy głosowałem na “Solidarność”, nie przypuszczałem, że opieka społeczna zostanie zamieniona na działalność charytatywną.

Prof. Jacek Kurczewski,
socjolog, polityk
W Polsce utrzymuje się poczucie pewnej współodpowiedzialności społecznej. Kiedyś dziwiło mnie w badaniach, jak wielu ludzi w mieście gotowych jest do ponoszenia ciężarów, nawet podatkowych, na rzecz ludzi żyjących na wsi, bo rozumiano, że im się żyje gorzej. Można to tłumaczyć poczuciem więzi rodzinnej – większość Polaków ma korzenie wiejskie. Jest to więc nasz rys szczególny, choć niekiedy określa się go pogardliwie jako relikt kolektywizmu. Ja byłbym ostrożny przy takich sformułowaniach, gdyż to może być właśnie zachowane od paru pokoleń poczucie szerszych więzi mimo przemieszania się geograficznego i materialnego. Utrzymuje się ogólna więź, która jest trochę w konflikcie z tradycyjnym indywidualizmem, prezentujemy gotowość do pomocy w konkretnych sytuacjach wymagających interwencji. Brakuje natomiast solidarności w sprawach nie dotyczących pojedynczych osób, ale np. środowiska. Kiedy trzeba chociażby ratować ludzi chorych, którzy wzbudzają lęk, to walczy się z tym, jak z czymś brzydkim. Spotykamy się też z objawami niechęci wobec obcych i wtedy mało kto idzie im z pomocą. Obraz naszej solidarności nie jest więc prosty.

Urszula Jaworska,
założycielka fundacji swego imienia
Jesteśmy w jakimś sensie solidarni, ale ja tylko myślę o chorych i widzę, że gdy osoby indywidualne potrzebują pomocy, nie jest z solidarnością tak źle, jednak jeśli chodzi w ogóle o wsparcie, to szanse mają organizacje pozarządowe, znajdujące się w pierwszej dziesiątce albo piętnastce. Zdobycie finansów na działalność jest trudnym zadaniem. U nas nie ma “higieny dawania”, rząd i ministerstwa nie są tym zainteresowane. Cieszą się, gdy ktoś coś robi, ale to nie wystarczy. W sąsiednich krajach pomoc udzielona na szlachetny cel jest zaszczytem, u nas zaraz pada pytanie: “Co my z tego będziemy mieli?”. To raczej nie jest solidarne.

Janusz Korwin-Mikke,
lider UPR
Są u nas ludzie solidarni, ale są i inni. Nie wiem, jak jest w innych społeczeństwach, ale nie sądzę, byśmy się tak bardzo pod tym względem wyróżniali. Co innego tzw. solidarność zawodowa. Tę trzeba zniszczyć, bo jest rzeczą straszną, stanowi odwrócenie naturalnego porządku rzeczy i jest narzucona przez przepisy chroniące przedstawicieli danego zawodu. W Ameryce odbywa się tzw. wyścig szczurów. Pielęgniarka, która dostrzeże błąd u koleżanki, donosi na nią. Dostaje więc premię, a koleżanka wylatuje z pracy, za to poziom usług medycznych rośnie. Wymusza to krwiożercza konkurencja i tak być powinno. U nas w ramach solidarności zawodowej nikt nie poskarży, że pielęgniarka źle przewinęła niemowlę i w rezultacie dziecko ma odparzoną pupę. Solidarność zawodową powinno się zniszczyć, bo pracownik jest konkurentem dla drugiego, a nie przyjacielem. Szkoda natomiast, że nie ma u nas solidarności konsumenckiej. Gdy ktoś podnosi w sklepie wrzask, że mu sprzedano zły towar, nie usłyszy słowa poparcia, tylko zniecierpliwienie, bo inni stoją w kolejce i chcą szybciej wyjść.

Komisarz
Robert Kwiatkowski,
zastępca komendanta powiatowego policji w Szczytnie
Powoli do świadomości mieszkańców przenika przekonanie o konieczności pomocy policji, bo wszyscy działamy we wspólnym celu. Gdy wzrasta zagrożenie przestępczością, policjanci są dłużej na służbie, nie odbierają dni wolnych, ale i ludzie zaczynają ten wysiłek dostrzegać i szanować. Do ideału jest jeszcze daleko, ale mamy już pierwsze sygnały. Zdarza się, że nawet anonimowo informuje się nas o zagrożeniu, o przypadkach łamania prawa. Staramy się na spotkaniach uświadamiać, że społeczeństwo jest oczami i uszami policji, że ludzie o różnych sprawach zdecydowanie więcej wiedzą i każdy sygnał może bardzo pomóc w rozwiązaniu wielu spraw.

Prof. Krystyna Skarżyńska,
psycholog społeczny
Jesteśmy solidarni, ale na płytkim poziomie. Wspieramy finansowo ofiary nieszczęść, zwłaszcza gdy ich nieszczęścia są przedstawione w mediach. W sondażach częściej deklarujemy pomaganie ludziom niż własne sukcesy. Głębsza analiza wyników badań pokazuje jednak, iż brakuje nam ważnych dla społecznej solidarności cech – zaufania do ludzi oraz umiejętności dostrzegania ludzkich potrzeb, nie tylko materialnych. Deficyt zaufania społecznego przejawia się m.in. w podejrzliwości Polaków wobec ludzi przedsiębiorczych, mających spore dochody. W rezultacie ludzie ci czują się zbyt mało akceptowani społecznie. Wtedy ich motywacja do dzielenia się tym, co mają, słabnie. Solidarności społecznej przeszkadza też skłonność do ostrych podziałów na swoich i obcych. Współczujemy swoim, jakoś do nas podobnym, ale jesteśmy dość obojętni na los tych, którzy się od nas wyraźnie różnią. Zbyt łatwo też wierzymy, że ubóstwo, bezrobocie i problemy życiowe są “winą” ludzi, którzy sami są sprawcami swoich nieszczęść. Gdy sądzi się ich (“Są biedni, bo są głupi, a maltretowana żona zasługuje na swój los”), trudno o społeczną solidarność.
Marcin Daniec,
aktor, satyryk
Jesteśmy bardzo solidarni. Okazuje się, że włączamy się tłumnie we wszystkie wielkie akcje jak Kosowo, Czeczenia… Każda słuszna, ważna sprawa scala ludzi. Czasem nie chce się wierzyć, ale to prawda, że nawet najbiedniejsi szturmują placówki zbiórek pieniędzy. Świadomie zacząłem od tych rzeczy, którymi jakoby nie powinien się zajmować przeciętny obywatel, a mimo to daje się szybko wciągnąć i angażuje się w nie mocno. A weźmy Orkiestrę Owsiaka, która wzbudza podziw nawet za granicą. Przecież to piękny dzień, gdy ludzie w róznym wieku działają wspólnie, jak jedna rodzina, w szlachetnym celu. Spotykam także, choć nieczęsto, tych, którzy w ogóle nie biorą udziału w takiej spontanicznej pomocy i twierdzą, że za dużo jest w Polsce akcji charytatywnych. Jakże się mylą. Bywam w USA i zauważam, że tam różnego rodzaju akcje odbywają się wręcz codziennie i to nikogo nie dziwi. Artysta daje swój czas, talent i nie bierze honorarium. Tyle może zrobić. Publiczność chętnie się bawi, ale zawsze pozostaje cel, który nas gromadzi w jednym miejscu.

Wydanie: 15/2001, 2001

Kategorie: Pytanie Tygodnia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy