Polak skośnooki

Larum grają. W końcu 2004 r. było nas pół miliona mniej niż w 1998 r. I zapowiada się dalszy spadek, jeśli demograficzne tendencje nie zostaną odwrócone, to w 2030 r. będzie nas ok. 36 mln. Dodatkowo będziemy statystycznie starsi, a może nawet biedniejsi, bo najwięcej dzieci rodzi się wśród najuboższych.
Kurczymy się demograficznie nie tylko dlatego, że spada liczba dzieci przypadających na parę rodziców, z dwójki na jedno plus 0,2. Pustoszeją polskie miasteczka, co odnotował ostatnio Wojciech Łukowski w „Gazecie Wyborczej”. Bo od początku lat 90. migracje zarobkowe stały się trwałym elementem prowincjonalne krajobrazu społecznego. Obejmują one nawet 30% mieszkańców, i to tych w wieku produkcyjnym. Ten ruch w statystykach meldunkowych nie jest zauważalny, bo migranci nie wymeldowują się, pozostawiają swoje domy, część rodzin w kraju. Tam zarabiają, utrzymując pozostających w kraju krewnych. Ci nie pracują, bo nie mogą znaleźć zajęcia albo nie chcą, albo zarabiają dorywczo w szarej strefie. Polska przoduje w odsetku ludzi pozostających oficjalnie poza działalnością zawodową.
Kurczymy się, bo nie wystarczy apel z okładki tygodnika „Polityka”: „Róbmy dzieci”. Kobiety nie chcą mieć więcej. I to wcale nie dlatego, że zwyciężył model konsumpcyjny, feministyczny. Kobieta nie rodzi, bo marzy się jej kariera, i dziecko jest uciążliwym balastem. Bo zwyciężył wielkomiejski styl życia. Przeciwnie w tych środowiskach ostatnio trendy jest zaciążenie, drugie, a nawet trzecie dziecko. Spada dzietność wśród kobiet, które nie zawsze chcą pracować. Ale muszą. W sytuacjach kryzysowych, 20-procentowego bezrobocia, kobiety są bardziej dynamiczne, innowacyjne i skłonne do zmian. Coraz częściej kobiety odgrywają tradycyjną „męską” rolę osoby zarabiającej na dom. Sprzyja temu większy popyt na pracę kobiet, bo zwykle są bardziej odpowiedzialne, sumienne w pracy. No i godzą się na stawki niższe, na które panowie mężowie kręcą. I tak kobiety muszą zarobić na dom i posprzątać go. Gdzie tu czas na kolejne szczęśliwe macierzyństwo?
Będziemy się kurczyć, bo trudno, pomimo aktualnego wzrostu gospodarczego radykalnie obniżyć bezrobocie. Wielu bezrobotnych ze względu na posiadane kwalifikacje, miejsce zamieszkania, długo szans na zatrudnienie mieć nie będzie. Wielu wybierze szarą strefę. Nie pomogą doraźne polityczne akcje becikowe, zachęcające do prokreacji jednorazowymi wypłatami. Nie pomogą też prorodzinne apele odwołujące się do wartości religijnych czy patriotycznych. Zwłaszcza że często pochodzą z ust tych, którzy oficjalnie dzieci poczynać nie mogą.
Będziemy się kurczyć, starzeć, żyć z pracy krewnych. I choć wyludnienie jeszcze nam nie grozi, warto zastanowić się nad migracją. Nie z Polski, lecz do nas. W ciągu ostatnich lat staliśmy się krajem atrakcyjnym dla Ukraińców, Białorusinów, Wietnamczyków i Ormian. Teraz władze nie są w stanie zahamować nielegalnej migracji, ale nie opracowują polityki migracyjnej. Skoro nie możemy się rozrastać demograficznie, to czemu nie otworzymy się na migrantów? I na nacje słowiańskie podatne na szybką asymiliację, i na azjatyckie, obecne w całej Europie. W czasach jagiellońskich, w czasach świetności Rzeczpospolita była państwem wielonarodowym, wielokulturowym. I komu to przeszkadzało?

Wydanie: 06/2005, 2005

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy