Polak (w teorii) kulturalny

Polak (w teorii) kulturalny

Nie czytamy, nie chodzimy do teatru ani opery, z daleka omijamy muzea. Ale mamy o sobie dobre mniemanie

Co robi kulturalny Polak w wolnym czasie? Nic nie robi. Najczęściej gapi się w telewizor (cokolwiek „leci”). Czasem rozwiązuje krzyżówkę albo spotyka się ze znajomymi, ale pogawędka, jak wynika z licznych ankiet, nie dotyczy bynajmniej literatury i sztuki. Jeśli dodamy do tego dane dotyczące naszego uczestnictwa w kulturze (np. że połowa Polaków niczego nie czyta, że liczba widzów kinowych spadła z ok. 80 mln w 1988 r. do 23 mln w ub.r., że dwukrotnie zmalała liczba słuchaczy muzyki poważnej i operowej, trzykrotnie – widzów teatralnych, czterokrotnie – zwiedzających muzea), wyniki badań przeprowadzonych przez OBOP muszą wprawić w osłupienie. Niemal dwie trzecie Polaków uważa, że jesteśmy narodem kulturalnym, a 2% twierdzi nawet, że jesteśmy bardzo kulturalni. Tylko co trzeci Polak sądzi, że jesteśmy „raczej niekulturalni”.

Czego nie robimy nigdy
Czym powinien, według naszych wyobrażeń, odznaczać się człowiek kulturalny? Większość z nas uważa, że musi czytać książki (ale aż 35% jest zdania, że w ogóle nie musi niczego czytać!), ponadto – przynajmniej raz w roku – bywać w bibliotece, w teatrze i w muzeum. Czworo na dziesięciu z nas twierdzi, że powinien chodzić do kina, na koncerty muzyki poważnej oraz do opery i operetki.
A jak to wygląda w rzeczywistości? Niemal dwie trzecie badanych deklaruje, że czyta jedną lub więcej książek w roku – i tylko w tej jednej dziedzinie oczekiwania pokrywają się z deklarowanymi zachowaniami. Dalej jest gorzej: w bibliotece bywa – przynajmniej raz w roku – 28% Polaków, w teatrze – 11%, w muzeum – 16%, na wystawach plastycznych – 9%, na koncertach muzyki poważnej – 3%, w operze i operetce – 2%. Lepsza frekwencja jest w kinie – 30%, ale na spotkaniach towarzyskich – aż 81%. Z dziesięciu Polaków dziewięciu nigdy nie chodzi na koncerty muzyki poważnej, podobnie jak na przedstawienia operowe i operetkowe. Ośmiu nie zwiedza wystaw plastycznych, sześciu nie bywa w kinach, muzeach, galeriach ani bibliotekach.
Liczby mówią za siebie: między naszymi wyobrażeniami o „człowieku kulturalnym” a faktycznymi zachowaniami jest olbrzymia przepaść. Dlaczego zatem, na przekór faktom, Polacy uważają siebie za ludzi kulturalnych?
– Uważamy, że jesteśmy narodem kulturalnym, ponieważ ulegamy złudzeniu, że inni odrabiają za nas to, czego my nie robimy – komentuje prof. Janusz Czapiński, socjolog. – Inni czytają książki, chodzą do filharmonii, do teatru itd. My wprawdzie tego nie robimy, nasi znajomi też tego nie robią, bo, jak tłumaczymy sobie, brakuje pieniędzy, czasu albo teatr jest za daleko. Daje tu o sobie znać fałszywe przekonanie, że inni mają czas i pieniądze, w związku z tym mogą w kulturze uczestniczyć. Z drugiej strony, w tym przekonaniu jest zawarte pewne zwierzenie: ja chciałbym być kulturalny, chciałbym chodzić do teatrów, oper, muzeów, ale nie mogę z powodu przeszkód, biedy, zapracowania, więc czuję się usprawiedliwiony, że tego nie robię. Podobnie wielu ludzi ulega złudzeniu, że człowiek ma przyrodzoną inteligencję, toteż nawet nie musi uczęszczać do szkół: inteligencja i tak kiedyś błyśnie, nawet u ludzi niewykształconych.

Im kto głupszy
Najwyższą samoocenę dają nam nastolatki (65%), ale też osoby z wykształceniem zasadniczym zawodowym (65%), robotnicy (65%), mieszkańcy wsi (64%), ponadto Pomorza i Wielkopolski (po ok. 65%), a także deklarujący prawicowe przekonania polityczne (66%). Za to w im większej miejscowości mieszkamy i wyższe mamy wykształcenie, nasza samokrytyka rośnie. O tym, że jesteśmy niekulturalni, są przekonani zwłaszcza mieszkańcy dużych miast (43%), z wykształceniem wyższym (41%), osoby w wieku 20-29 lat (41%) oraz ludzie o centrolewicowych przekonaniach politycznych (46%).
Jak wysoką samoocenę Polaków pogodzić z tym, że jesteśmy narodem uwielbiającym się skarżyć? Prof. Bogdan Wojciszke, psycholog zajmujący się m.in. kulturą narzekania, mówi: – Ludzie nie narzekają na siebie, tylko na świat społeczny. Przyklejamy sobie „nalepkę” ludzi kulturalnych, żeby poprawić własne samopoczucie, jednak ta „nalepka” nie ma treści. Podobnie ok. 95% Polaków określa siebie jako katolików, ale to nie ma przełożenia na ich zachowanie, przestrzeganie wymaganych przez katolicyzm zasad. Nasz autostereotyp jako narodu trwa niezależnie od stanu faktycznego. Jest przedłużeniem stereotypu biednego inteligenta, który, z kolei, jest spadkobiercą szlachty. Ten stereotyp wykształcił się na innej podstawie niż nasze doświadczenie życiowe; wywodzi się głównie z literatury i trwa w świadomości zbiorowej. Zwróćmy uwagę, że zależność wysokiej samooceny od słabego wykształcenia potwierdza starą prawdę, że – brutalnie mówiąc – im kto głupszy, tym bardziej zaniża próg, od którego zaczyna się „człowiek kulturalny”.

Podniecająca sprawa: muzyka homofoniczna
„Na przyjęciu wieczornym odczytałem przyjaciołom kolejny rozdział mojej powieści. Potem dyskutowaliśmy o Goethem. Zapamiętałem rozmowę ze Strawińskim który, wziąwszy za punkt wyjścia Gide’a, jął się rozwodzić na temat „Confession” jako produktu różnych sfer kultury, grecko-ortodoksyjnej, łacińsko-katolickiej i protestanckiej” – czytamy zapiski Tomasza Manna z lat 50. I dalej: „Zabawny wieczór u Schönberga: przeszukiwaliśmy na fortepianie harmonikę „Parsifala”, wyławiając nierozwiązane dysonanse”. Inny zapisek: „U Adorna mówiliśmy o podniecających sprawach: o nieczystym sumieniu muzyki homofonicznej wobec kontrapunktu, o Bachu jako „harmoniku”, o polifonii Beethovena. Przy kawie dyskusja o powieści Werfla”. W podobnej atmosferze były utrzymane spotkania towarzyskie u naszego Słonimskiego czy Iwaszkiewicza, który również „zabawiał się”, grając godzinami na cztery ręce ze swoim kuzynem Karolem Szymanowskim, a potem dyskutowali np. o malarstwie mistrzów holenderskich.
Tymczasem przeważająca większość dzisiejszych Polaków, którzy w ankiecie zaznaczyli odpowiedź, że człowiek kulturalny powinien bywać „u znajomych, na przyjęciu, spotkaniach towarzyskich” (81% wskazań, ponadto 56% deklaruje, że tam bywa), z pewnością co innego rozumie przez „podniecające sprawy” niż cytowany Tomasz Mann. Jak wynika z wielu ankiet, tematem rozmów towarzyskich są u nas głównie: praca, pieniądze, rodzina, polityka, sport. Lubimy obgadywać szefów i współpracowników, plotkować o romansach i rozwodach znajomych, narzekać na złą sytuację w kraju.
Zdaniem kulturoznawców i socjologów, wynika to głównie ze zmiany wzorców społecznych i hierarchii wartości, w której „mieć” jest ważniejsze niż „być”. Te przemiany spowodowały też zanik snobizmów kulturalnych, obecnych jeszcze do połowy lat 80., kiedy nieznajomość osiągnięć w dziedzinach literatury i sztuki była kompromitacją towarzyską.
Z drugiej strony, jeden z powodów spadku naszego uczestnictwa w życiu kulturalnym to wysokie ceny książek i biletów na wydarzenia kulturalne. Dobra kulturalne przestały być dostępne dla każdego, stały się towarem luksusowym. Wielu osób interesujących się kulturą i sztuką zwyczajnie nie stać na bilet, płytę czy książkę. Z wyliczeń przeprowadzonych trzy lata temu przez „Politykę” wynika, że gdybyśmy chcieli zachować proporcje cen z czasów PRL (kiedy nasze uczestnictwo w kulturze było spore, a dostęp do dóbr kultury tani i demokratyczny), książka powinna kosztować ok. 2 zł, a bilet do teatru ok. 4 zł. Niestety, ceny są tak wysokie, że dla większości ludzi wizyta w księgarni czy sklepie z płytami to silny stres, bo tyle chciałoby się kupić, ale brakuje pieniędzy.
Zapytałam znajomych, którzy swoje zainteresowanie kulturą określają jako „spore”, ile przeciętnie wydają „na kulturę” w miesiącu. Po namyśle ułożyli listę wydatków. Całą rodziną (ona – 34 lata, romanistka, on – 39 lat, księgowy, dwoje dzieci w wieku szkolnym) poszli do kina na „Helikopter w ogniu” (96 zł, bilet po 24 zł), zaś we dwoje na balet „Jezioro łabędzie” (220 zł, bilet po 110 zł) oraz na koncert zespołu jazzowego Al Foster Quartet (100 zł, bilet po 50 zł). Dzieci wybrały się na musical „Grease” (120 zł, bilet po 60 zł) oraz do galerii Zachęta (20 zł, bilet po 10 zł). Ponadto kupili trzy książki (Peter Rietbergen „Europa. Dzieje kultury” – 56 zł, Saul Bellow „Herzog” – 43 zł, Stephen King „Łowca snów” – 39 zł) oraz dwie płyty CD („Preludia i fugi” J.S. Bacha, wyk. Ś. Richter – 144 zł, „The Magic of Disney” – 38 zł), wypożyczyli dwa filmy wideo (14 zł) Ponadto ok. 100 zł miesięcznie wydają na czasopisma (jeden dziennik, dwa, trzy tygodniki, jeden, dwa miesięczniki). Razem wydatki „kulturalne” wyniosły – ku ich zdziwieniu – ponad 1000 zł. A nie był to, jak twierdzą, szczególnie obfity pod tym względem miesiąc.
Przyczyny tych wysokich cen są znane: zanik mecenatu państwa, prywatyzacja i komercjalizacja wydawnictw, kinematografii, fonografii, wysokie koszty reklamy i promocji. A społeczeństwo jest biedne.

Można sobie darować

Na koniec niespodzianka z sondażu OBOP: znaczący odsetek Polaków uważa, że można w ogóle darować sobie wizyty w teatrze, kinie, muzeum, filharmonii, operze, bibliotece, udział w imprezach artystycznych, odczytach itd., bo „nie ma to znaczenia, człowiek kulturalny w ogóle nie musi tego robić”.
– Większość Polaków, która nie czyta książek, nie chodzi do teatru, nie słucha muzyki poważnej, sądzi, że ma potencjalnie to wszystko w telewizorze, który uważa za współczesny kompakt kulturalny: wystarczy go włączyć, nie trzeba nigdzie bywać – mówi prof. Czapiński.
Sęk w tym, że programów kulturalnych jest w telewizji mało, w dodatku nadawane są w godzinach nocnych, kiedy większość z nas śpi. Co z tego wynika? Choćby to, że kilkadziesiąt tysięcy rodaków grających w audiotele nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, jak miał na imię Mikołaj Kopernik albo gdzie leży mur chiński. Gdy w TVN zadano trudniejszą zagadkę, zapytano o kompozytora „Carmen” (Ludwig van Beethoven, Fryderyk Chopin czy George Bizet?) – zadzwoniło 2,5 tys. osób, z czego część podała prawidłową odpowiedź.
Ale to w niczym nie zmienia naszego przekonania, że jesteśmy szalenie kulturalnym narodem.

 

Wydanie: 2002, 44/2002

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska

Komentarze

  1. Seb
    Seb 4 czerwca, 2016, 13:15

    Brednie zupełne!! Polacy są kulturalni, zwłaszcza w praktyce, chodzą do teatru, a na pewno czytają książki.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy