Policja czy polucja?

Policja czy polucja?

Poznańscy policjanci na wezwanie prywatnej, dobrze znanej policji osoby wkroczyli do sądu (gdzie na stałe służbę pełni policja sądowa) i na salę rozpraw, gdzie usiłowali wylegitymować sędzię prowadzącą właśnie sprawę (!!!).

Do Teatru Wybrzeże w Gdańsku wkroczyło dwóch dzielnicowych na wezwanie prywatnej osoby (mężczyzny związanego podobno z jakąś organizacją pozarządową z Warszawy), żeby legitymując widzów przed spektaklem, ustalić, czy nie ma wśród nich osób małoletnich, bo w spektaklu pojawia się „jakiś stopień nagości”.

Poznańska policja najpierw nie podejmowała żadnych decyzji wobec mężczyzny podejrzanego o naruszenie miru domowego i nielegalną eksmisję kobiety z dwójką dzieci, a potem kilkanaście godzin, przez całą noc, w zasadzie bezczynnie przyglądała się, jak działacze ruchu lokatorskiego usiłują otworzyć drzwi, żeby zgodnie z prawem „przywrócić stan posiadania”. Kazała tylko przerwać prace, argumentując to ciszą nocną, choć żaden lokator jej naruszenia nie zgłaszał. Zabarykadowany mężczyzna z dwójką kompanów nie reagował na żadne wezwania policji. Kiedy rano wreszcie udało się aktywistom otworzyć drzwi, policja wkroczyła na gotowe i zatrzymała przebywających w środku. Mieszkanie było zdemolowane, dobytek kobiety, która z dzieckiem i zwierzętami domowymi spędziła noc na klatce schodowej, został zniszczony.

A z drugiej strony: policja w ciągu kliku godzin znalazła i weszła do domu gdańszczanina, który zasłonił nowe, „zdekomunizowane” tablice z nazwą ulicy Lecha Kaczyńskiego i przywrócił dawną: Dąbrowszczaków. Nie sposób nie wspomnieć o wejściu o godz. 6 rano do mieszkania aktywistki Elżbiety Podleśnej, podejrzanej o obrazę uczuć religijnych (grozi za to do dwóch lat więzienia) za porozklejanie w Płocku plakatów z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej w tęczowej aureoli. Nie bardzo jest co przypominać udział ponad 30 tys. policjantów w tzw. zabezpieczaniu miesięcznic smoleńskich przez kilka lat od 2015 r. Nie sposób zapomnieć o śmierci Igora Stachowiaka, bitego i torturowanego (m.in. przy użyciu paralizatora) we wrocławskim komisariacie – żaden policjant zamieszany w tę zbrodnię nie poniósł takiej odpowiedzialności, jak oczekiwano.

Wkroczenie policjantów na salę sądową jest z jednej strony czymś niewyobrażalnym, z drugiej zaś przełożeni sumitowali się jeszcze dziwniej: że to młodzi policjanci (trzy lata służby), że nieporozumienie, że wyciągną konsekwencje. Trzy lata służby oznaczają, że podjęli ją już za władzy PiS i zamiast odebrać lekcję prawa i reguł (immunitet sędziowski!!!), nasiąkali praktyką policyjną doby „dobrej zmiany”. Nieuzasadniona przemoc wobec pokojowych manifestantów, nielegalne zatrzymania demonstrantów broniących sądów – to oglądali na własne oczy i takie słyszeli rozkazy. Gdzie więc mieli usłyszeć, że demolowany trójpodział władzy przekłada się wciąż na jasne, bezwyjątkowe zasady funkcjonowania i godności instytucji sędziów? Poza tym wysłał ich na tę interwencję oficer dyżurny, pomijając wyznaczoną do interweniowania na terenie sądu policję sądową.

Powiedzieć, że za taką chryję powinni polecieć ze stanowisk komendanci posterunku, komendant wojewódzki, szef policji i odpowiedzialny minister – to jakby nic nie powiedzieć. Ale kiedy równocześnie zamiata się pod dywan aferę hejterską wymierzoną w sędziów krytycznych wobec poczynań władz, a sterowaną bezpośrednio przez wiceministra sprawiedliwości, i udaje, że nic się nie stało, że zdemoralizowani i zdemaskowani sędziowie po prostu „wracają do orzekania”, to widzimy, że system i reguły wymiaru sprawiedliwości oderwały się od jakichkolwiek realiów i szybują niekontrolowanym politycznym lotem poza zasadami, przepisami, przyzwoitością i obyczajem.

Z policją jest jeszcze groźniej, bo właściwie się ośmiesza, a to więcej niż błąd, niedopatrzenie, konformizm. Śmieszny, bezradny policjant to portret, jaki udało się PiS wymalować. I nie słyszeliśmy głosu policyjnego sprzeciwu. Oglądamy już nawet nie tyle spektakl operetkowych działań policyjnych, ile paroksyzmy polucyjne, niedojrzałe, niekontrolowane, nie na czas, nie w tym miejscu. I śmieszno, i straszno.

Wydanie: 2019, 44/2019

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy