Politycy wyłażą z ekranu

Politycy wyłażą z ekranu

W telewizji Giertych, Jan Rokita i bracia Kaczyńscy królują w wiadomościach i talk-show

Ostatnio jednym z największych zmartwień naszych czołowych „mężów stanu” jest to, czy zdążą z jednego programu telewizyjnego na drugi.
10 marca Roman Giertych zamartwiał się, czy zdąży od Moniki Olejnik do Tomasza Lisa. 24 marca poseł Krzysztof Rutkowski niemal w ostatniej chwili z planu serialu „Detektyw” wpadł do studia „Co z tą Polską?”.
Niektórzy politycy spędzają w telewizji więcej czasu niż w Sejmie. Na topie są programy kulinarne i rozrywkowe, w których parlamentarzyści zgrywają luzaków. Rola pionierów w tej dziedzinie przypadła Renacie Beger i Janowi Rokicie. Posłanka Samoobrony u Ewy Drzyzgi opowiadała o młodości i niespełnionych marzeniach. W programie „Ciao Darwin” wspomagała drużynę cyrkowców. Razem z Kurtem Schellerem przygotowywała potrawki z pomidorów. U Bigosowej zaś dywagowała na temat swojej urody. Rokita przeszedł do telewizyjnych annałów jako ten, „co stanął w szranki z Kubą Wojewódzkim”.
Prawdziwym polem do popisu dla polityków są jednak programy publicystyczne i polityczne talk-show. A w tym sezonie naprawdę można się realizować. W samej ramówce TVP jest kilkanaście programów z politykami w roli głównej. Tu królują wspomniany Giertych, Jan Rokita, Antoni Macierewicz oraz bracia Kaczyńscy. Przypominają bohaterów amerykańskiego tasiemca „Moda na sukces”. Ciągle knują, kłócą się i próbują zdyskredytować przeciwnika. W tle jest walka o władzę. Jest też widz, który traci (albo już stracił) orientację, o co w tym wszystkim chodzi.
Dlaczego w sytuacji, kiedy sekunda telewizyjnego czasu kosztuje kilka tysięcy złotych, stacje tak łatwo udostępniają swoją antenę politykom?

Polityka nie jest samograjem

Topowy polityk pokazuje się w telewizji codziennie średnio przez kilka minut. Poczynając od migawek informacyjnych, po tasiemcowe wywiady i monologi w programach publicystycznych. Telewizja stała się przedłużeniem mównicy sejmowej. W stacjach zachodnich politycy nie mogą liczyć na takie przywileje. Dostanie się do programu Larry’ego Kinga, Conana O’Briena bądź Jaya Lena jest nobilitacją. Jeśli zaś obecność w telewizji któregoś z polityków jest niepokojąco częsta, oznacza to, że problem ma polityk albo telewizja. U nas problem mają jedni i drudzy.
Prof. Wiesław Godzic, medioznawca, twierdzi, że gadające głowy polityków są specjalnością środkowoeuropejską. – Nigdzie indziej nie pozwala się politykom na tak obszerne prezentowanie poglądów w dowolnych kwestiach. Eksploatowanie polityki w telewizji jest nienormalne. Nie rozumiem, z czego wynika przekonanie, że ludzi interesuje to, co politycy mają do powiedzenia. Jest przecież zupełnie odwrotnie.
W efekcie coraz więcej osób właśnie z powodu ciągłego oglądania kłótni politycznych deklaruje niechęć do telewizji w ogóle. Jeszcze kilkanaście lat temu, także na Zachodzie, panowało przekonanie, że misja mediów polega również na tym, by często dawać głos politykom. O ile media zachodnie szybko się z tego wyleczyły, polskie stacje telewizyjne zabrnęły w ślepy zaułek. Zdaniem prof. Godzica, u podstaw masowej dziś wręcz obecności polityków w telewizji leży dziennikarskie lenistwo. – Najłatwiej zaprosić do programu skłóconych polityków, bo wówczas będą na siebie wrzeszczeć. Dziennikarzom wciąż się wydaje, że rozmowa z politykiem jest samograjem. Tyle że ludzie nie chcą już tego oglądać.
W tym sezonie prawdziwy festiwal polityków prezentuje TVP. A przecież Maciej Grzywaczewski, dyrektor Jedynki, zapowiadał odpolitycznienie telewizji. Twierdził, że politycy powinni zabiegać o wyborców w terenie, a nie z ekranu. Dlaczego słowa nie dotrzymał?
Władze TVP ciągle powołują się na art. 23 Ustawy o radiofonii i telewizji: „Jednostki publicznej radiofonii i telewizji stwarzają partiom możliwość przedstawiania stanowiska w węzłowych sprawach publicznych”. Tymczasem ustawa nie zwalnia dziennikarzy ani wydawców z procesu myślowego. – Nie mówi, że TVP powinna bezkrytycznie oddawać partiom czas na wygłaszanie swoich sądów. Nie mówi, że dziennikarz powinien kiwać głową, kiedy polityk kłamie i opowiada bzdury – twierdzi prof. Godzic.

Polityk jak Miriam

Rozmowy z politykami stały się przewidywalne. Monika Olejnik broni, co prawda, formuły tradycyjnego wywiadu, ale przyznaje, że politycy się wypalili. Jej zdaniem, tę sytuację zmienią wybory i nowy parlament. Do tego czasu wszyscy tasują te same karty.
W 2004 r. postanowiono zaadaptować do polskich warunków nową formułę łączącą politykę z rozrywką. Jesienią pojawiły się m.in. „Co z tą Polską?”, „Najsztub pyta” i „Debata”. Niestety, rzadko daje się w nich głos ludziom wykraczającym poza ramy politycznego postrzegania rzeczywistości. Ale może o to właśnie chodzi? Przykładem są stacje komercyjne. Dlaczego również w nich zapanowała moda na polityków? Z punktu widzenia rynkowego, programy z politykami nie przynoszą zysków. Niewątpliwie dają jednak prestiż, a przede wszystkim atut w rozgrywce politycznej. – Nie bez kozery mówi się, że Polsat zmienił się w komitet wyborczy Tomasza Lisa – zauważa prof. Maciej Mrozowski.
Dziennikarze stali się graczami politycznymi. – Na Zachodzie nie ma tak wielu programów, które decydują o słupkach poparcia. Co więcej, udział w programie jest dla polityka nobilitacją. Do Larry’ego Kinga ustawia się kolejka chętnych. Tam dziennikarz uwiarygodnia polityka – podkreśla prof. Godzic.
W ostatnich miesiącach politycy zauważyli, że ich wizerunkowi dobrze robi udział w programach rozrywkowych. W cenie są TVN-owski „Mamy cię”, wizyta u Wojewódzkiego czy występ w programie kulinarnym. Tam można się pochwalić pozapolitycznymi umiejętnościami, a przede wszystkim gestem, słowem czy ubiorem przekonać do siebie niedzielnego wyborcę.
– Telewizja z racji swej masowości będzie wędrowała w stronę prostych komunikatów. Brzmi to niewiarygodnie, ale polityk też człowiek. Staram się pokazywać, że każdy z nich oprócz ciemnej strony Lorda Vadera ma też życie prywatne. W pewnym stopniu wszyscy politycy są jak z Matriksa, ale wierzę, że każdy kryje w sobie niespodziankę jak bohaterka „Wszystko o Miriam” – twierdzi Kuba Wojewódzki.
Przyznaje, że po dobrym przyjęciu programu z Markiem Borowskim i Janem Rokitą co jakiś czas odzywają się telefony od polityków z sugestią: a może teraz ja?
Wojewódzki wspomina, że Marek Borowski zaskoczył go przywitaniem: – Słyszałem, że program jest tak zajebisty. Natomiast Rokita kazał do siebie mówić „Jasiu”, a na koniec zaproponował Wojewódzkiemu funkcję rzecznika rządu. Podobno po programie notowania lidera PO podskoczyły o kilka procent. Konkurenci zawyli z zazdrości.

Byle na chama, byle głośno

Politycy ciągną do telewizji jak niedźwiedzie do pasieki. Dla nich punktem wyjścia są badania, z których wynika, że 90% rodaków zna polityków wyłącznie ze szklanego ekranu. – Politycy prymitywnie rozumieją wpływ mediów. Wyznają teorię: polityk plus ekran równa się wzrost notowań – twierdzi Godzic.
Według Wojciecha Giełżyńskiego, politycy nie zauważają, że społeczeństwo jest nimi znudzone. – Wielu polityków nie ma kompletnie nic do powiedzenia. Klasycznym przykładem jest Roman Giertych. Nie można mu odmówić politycznej charyzmy, ale przez stałe powtarzanie tych samych chwytów na użytek telewizji doprowadził do tego, że ludzie się z niego śmieją.
Jak twierdzi prof. Mrozowski, polscy politycy stracili poczucie przyzwoitości: – Zachowują się jak w piosence: byle na chama, byle głośno, byle głupio, ludzie to lubią, ludzie to kupią.
Jego zdaniem, na własne życzenie wpadli w pułapkę. – Machina medialna pożera postacie i potrzebuje show. Czy w obecnej sytuacji znajdzie się inna grupa społeczna gotowa za wszelką cenę robić z siebie idiotów? Gwiazdy show-biznesu mają swoje seriale, sportowcy nie osiągają spektakularnych sukcesów, a mafia siedzi w więzieniu. Pozostają więc politycy, bo nie mają żadnych zahamowań – wyjaśnia medioznawca.
W sposób naukowy obecną kumulację polityków w telewizji można tłumaczyć na dwa sposoby. Pierwsza teoria mówi o zjawisku rytualnego chaosu i przerzuca odpowiedzialność na polityków. – Po tym jak rozpadły się dwa potężne bloki (najpierw AWS, teraz swoje problemy ma lewica), na scenie politycznej powstał ogromny ruch. Partie są słabe i nieustannie walczą o swój byt. Są zainteresowane wyłącznie sobą. W efekcie mamy walkę każdego z każdym – tłumaczy prof. Mrozowski.
Druga teoria mówi o kryzysie komunikacji publicznej i przerzuca odpowiedzialność na media. – Pogoń za newsem powoduje, że media są zainteresowane wyłącznie sensacją. Nie zależy im na pokazywaniu tego, kto ma rację, ani dotarciu do prawdy – dodaje prof. Mrozowski.
Wszystko wskazuje na to, że obecnie te dwie teorie skumulowały się. Na szczęście zarówno programy telewizyjne, jak i politycy poddawani są prawom rynku.

—————————————————————————–
Wystąpienia polityków w programach informacyjnych i publicystycznych w TVP 1 i 2 ( bez programów rozrywkowych).
Zestawienie nie uwzględnia programów informacyjnych, publicystycznych ani obrad Komisji Śledczych w TVP 3.

III kwartał 2004 roku
Ogółem
45 godzin i 38 minut w tym (w prime time 24 godziny i 2 minuty)
TVP 1 – 36 godzin i 42 minuty
TVP 2 – 8 godzin i 52 minuty

IV kwartał 2004 roku
Ogółem
56 godzin i 35 minut (w tym w prime time 28 godzin i 40 minut)
TVP 1 – 36 godzin i 35 minut
TVP 2 – 19 godzin i 59 minut

——————————————————————
Programy, w których występują politycy
TVP
„Prosto w oczy”, „Forum”, „Debata”, „Warto rozmawiać”, „Lekka jazda Mazurka i Zalewskiego”, „Summa zdarzeń”, „Linia specjalna”, „Bigosowa i szwagry”, „Tydzień”, „Echa Dnia”, „Gość Dnia”, „Młodzież kontra…”
Polsat
„Wywiad Skowrońskiego”, „Co z tą Polską?”
TVN
„Najsztub pyta”, „Prześwietlenie”
TV Puls
„Bez autocenzury”, „Puls wieczoru”

* bez programów informacyjnych i rozrywkowych

 

Wydanie: 14/2005, 2005

Kategorie: Media
Tagi: Tomasz Sygut

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy