Polowanie na zakładników

Polowanie na zakładników

Od początku roku w Iraku uprowadzono 170 obcokrajowców, z czego co najmniej 29 zabito

Branie zakładników stało się nową, skuteczną bronią irackich terrorystów. Rebelianci mordują swoich jeńców lub wymuszają okup za nich. Masowe porywanie ludzi powiększa chaos panujący nad Tygrysem i Eufratem. Premier Tony Blair mówi o „nowym rodzaju wojny”.
Nawet król Jordanii, Abdullah, kluczowy sojusznik Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie, nie wierzy już, że w styczniu uda się przeprowadzić w Iraku wiarygodne demokratyczne wybory.
Kiedy USA i ich sojusznicy dokonali inwazji na Irak, siły bezpieczeństwa reżimu Saddama Husajna przestały istnieć. Okupanci nie zdołali stworzyć na ich miejsce działających skutecznie nowych struktur. Zapanowało bezprawie, rozplenił się bandytyzm. Bandy kryminalistów znalazły znakomite źródło dochodów – stało się nim porywanie dla okupu. Ofiarą kidnapingu padły setki zamożnych Irakijczyków, przedsiębiorców, chrześcijan, także kobiet, bezlitośnie gwałconych, jeśli rodzina nie zdążyła zebrać pieniędzy. Zachodnie środki masowego przekazu pisały o tym ponurym fenomenie niewiele, wszak dotyczył „tylko” krajowców.
Wkrótce jednak bandyci, a także grasujący w Iraku terroryści i bojówkarze ruchu oporu, zorientowali się, że porywanie cudzoziemców będzie jeszcze bardziej zyskownym przedsięwzięciem. Jedni zaczęli więc uprowadzać ludzi, aby upokorzyć czy też zmusić do politycznych ustępstw kraje uczestniczące w operacji irackiej. Drudzy pragnęli zagarnąć pieniądze za uwolnienie porwanych. Granica między bandytami a rebeliantami jest przy tym płynna. Kryminaliści często stawiają polityczne żądania, aby potem zadowolić się mamoną. Organizacja występująca pod nazwą Chorążowie Czarnego Sztandaru uprowadziła siedmiu hinduskich kierowców i zażądała wycofania wojsk indyjskich, aczkolwiek Indie nie mają żadnych oddziałów w Iraku. „Chorążowie” oświadczyli więc, że firma zatrudniająca kierowców, Kuwait and Gulf Link Transport Company (KGL), musi opuścić Irak. Negocjacje toczyły się długo, ale głównym przedmiotem sporu były nie sprawy polityczne, lecz wysokość okupu. Kiedy KGL zapłaciła pół miliona dolarów, kierowcy zostali zwolnieni.
Ale także zbrojne ugrupowania o charakterze „politycznym” w zamian za pieniądze od „niewiernych” gotowe są niekiedy oszczędzić życie jeńców. Dwie młode Włoszki, Simona Torretta i Simona Pari, uprowadzone 7 września, zostały uwolnione po trzech tygodniach, prawdopodobnie po tym jak rząd Silvia Berlusconiego zapłacił za nie milion dolarów okupu. Według relacji prasowych, pieniądze przekazano w dwóch ratach za pośrednictwem pewnego arabskiego szejka.
Rzym podobno przyrzekł także wyasygnować środki finansowe na odbudowę poważnie zniszczonej w wyniku amerykańskich ataków i znajdującej się w rękach rebeliantów Faludży.
W Iraku

trwa makabryczny handel

zakładnikami. Kryminaliści sprzedają uprowadzonych organizacjom „politycznym”, zwłaszcza ugrupowaniu Tawhid wal Dżihad (Jedność Boga i Święta Wojna) osławionego jordańskiego terrorysty, Abu Musaba al-Zarkawiego. Tylko dzięki pomocy przestępczych klanów siatka Zarkawiego może działać tak skutecznie.
Od początku 2004 r. w Iraku uprowadzono ponad 170 obcokrajowców, z czego co najmniej 29 porywacze zamordowali. Około 30 cudzoziemców zaginęło bez wieści, przy czym właściwie nie ma nadziei, że odnajdą się żywi.
Niesłychanym okrucieństwem zaszokowała świat grupa Zarkawiego. W maju jej herszt przypuszczalnie własnoręcznie ściął przed kamerą 26-letniego amerykańskiego biznesmena, Nicholasa Berga. Umieszczone w Internecie nagranie wideo z egzekucji budziło grozę, lecz obejrzały je na monitorach swych komputerów miliony ludzi. 16 września napastnicy działający na zlecenie Zarkawiego porwali w biały dzień w Mansur, (podobno) dobrze strzeżonej eleganckiej dzielnicy Bagdadu, trzech inżynierów pracujących dla firmy Gulf Supplies and Commercial Services. Dwaj Amerykanie, 53-letni Eugene Armstrong i 49-letni Jack Hensley, zostali ścięci, przy czym znowu sam Zarkawi był katem rozpaczliwie krzyczącego Armstronga. Zapisany na płycie DVD

film z egzekucji

sprzedawany jest na bazarach Bagdadu.
Porwanego wraz z Amerykanami 62-letniego inżyniera z Wielkiej Brytanii, Kennetha Bigleya, pokazała 29 września arabska telewizja Al Dżasira. Śmiertelnie zmęczony i wyczerpany siedział w ciasnej klatce, skuty łańcuchami. Ubrany był w pomarańczowy kombinezon, taki, jakie Amerykanie nakładają islamskim więźniom w Guantanamo. Bigley oskarżał swego premiera o kłamstwo, o to, że wcale nie rozpoczął negocjacji z porywaczami. Prosił o zwolnienie kobiet irackich przetrzymywanych przez Amerykanów, czego domagają się terroryści. „Błagam pana o moje życie. Proszę okazać trochę współczucia” – zwracał się do Tony’ego Blaira nieszczęsny inżynier.
Ugrupowanie Tawhid, które przetrzymuje Bigleya, liczy podobno 1,5 tys. bojówkarzy, kierowanych przez podporządkowanych przynajmniej nominalnie Zarkawiemu dziewięciu „emirów”. Przyznało się ono do zgładzenia koreańskiego tłumacza, dwóch bułgarskich kierowców ciężarówek oraz tureckiego szofera Durmusa Kumdereliego, ściętego 13 sierpnia. Terroryści z organizacji Ansar al-Sunna zamordowali 31 sierpnia 12 Nepalczyków pracujących dla jordańskiej firmy budowlanej. Ansar, która powstała w irackim Kurdystanie, uchodzi za organizację wyjątkowo fanatyczną. Przypuszczalnie jednak ani władze ubogiego Nepalu, ani pracodawca nie wystąpili wystarczająco szybko z propozycją wypłaty wysokiego okupu.
Porywanie ludzi stało się dla terrorystów i partyzantów w Iraku „inteligentną bronią”. Kidnaping nie jest tak niebezpieczny jak przeprowadzanie zamachów, także samobójczych. Sprawcy nie muszą toczyć potyczek z wojskiem ani zużywać amunicji.
Biorący zakładników niemal zawsze wygrywają. Albo dostaną pieniądze za zwolnienie jeńców, które mogą przeznaczyć na rekrutację nowych bojówkarzy, na zakup moździerzy czy rakiet, albo też dokonają „publicznej” egzekucji zakładników i zasieją strach w sercach milionów widzów. Dodać wypada, że porywacze niekiedy potrafią przeforsować żądania polityczne. Rząd Filipin wycofał z Iraku swych 51 żołnierzy, aby ocalić życie uprowadzonego 4 lipca kierowcy ciężarówki, Angela de la Cruza. Jak się wydaje, władze Francji zaostrzyły sprzeciw wobec amerykańskiej interwencji w Iraku, kiedy dwaj dziennikarze, Georges Malbrunot i Christian Chesnot, wpadli 21 sierpnia w ręce partyzantów z ugrupowania Islamska Armia Iraku. Uwolnienia Francuzów domagało się wielu duchownych i organizacje muzułmańskie na całym świecie, jednak terroryści nie spieszyli się, pragnąć wymusić jak największe ustępstwa. 21 września szef francuskiej dyplomacji, Michel Barnier, oświadczył, że proponowana przez USA konferencja w sprawie Iraku powinna zająć się także kwestią wycofania wojsk Stanów Zjednoczonych z tego kraju. Islamska Armia łaskawie wydała komunikat chwalący Paryż za „podjęcie pozytywnych kroków”.
Porywacze dobrze wiedzą, że filmując błagających o życie zakładników, demonstrują swą potęgę i bezradność Zachodu. Szefowie rządów, zwłaszcza w Waszyngtonie i Londynie, nie mogą uczynić wiele – zawsze przecież deklarowali, że nie wolno ustępować terrorystom. W Wielkiej Brytanii Paul Bigley, brat porwanego inżyniera, wezwał Tony’ego Blaira, aby ten wysłał „chociaż jeden cholerny faks” na Bliski Wschód z prośbą o oszczędzenie życia porwanego. Oskarżył też szefa rządu o rozpętanie „niemoralnej wojny” i wezwał go do wycofania brytyjskich oddziałów z Iraku. Podobnie uważa wielu obywateli Zjednoczonego Królestwa. W wyniku kryzysu wokół uprowadzonego inżyniera polityczna pozycja brytyjskiego przywódcy znacznie osłabła. Rząd Blaira potajemnie szuka więc kontaktu z terrorystami, którzy przetrzymują Bigleya.
Zdumiewające, ale zajęci kampanią wyborczą Amerykanie najwyraźniej

wolą nie słuchać

o dramatach swych zakładników. Śmierć inżynierów nie wywołała wśród komentatorów dyskusji politycznej. W maju ścięcie Nicholasa Berga było w Stanach Zjednoczonych przez kilka dni najważniejszym tematem. We wrześniu „Washington Post” pisał o śmierci Jacka Hensleya na 21. stronie, zaś „USA Today” na stronie 10.
Porywacze, aczkolwiek stosują średniowieczne metody egzekucji, doskonale rozumieją potęgę nowoczesnych mediów. Poszczególne organizacje porywają obcokrajowców, aby znaleźć się w światowych środkach masowego przekazu. Niekiedy usiłują nawet przelicytować się okrucieństwem. Bestialskie egzekucje spotkały się z potępieniem większości wyznawców islamu, jednak taki barbarzyński pokaz siły sprawia na niektórych fanatycznych umysłach szczególne wrażenie. W konsekwencji nowi ochotnicy z krajów muzułmańskich spieszą pod sztandary Zarkawiego i jemu podobnych.
Firmy, których pracownicy stali się zakładnikami, często opuszczają Irak, aby uratować życie porwanych. Tureckie przedsiębiorstwo VISNAN ogłosiło zamrożenie swych irackich operacji, po tym jak dziesięciu członków personelu zostało ujętych 18 września przez rebeliantów z Salafickich Brygad Abu Bakra. Utrudnia to odbudowę Iraku i powiększa panującą tam anarchię.
Oddziały Amerykanów, ich sojuszników oraz irackie siły bezpieczeństwa nie są w stanie opanować sytuacji. Wielu zakładników przetrzymywanych jest w Faludży. Nawet jeśli wojska Stanów Zjednoczonych podejmą krwawy szturm i zdobędą to miasto po raz drugi, niewiele to pomoże. Ugrupowania rebeliantów i terrorystów operują już w całym kraju. Bojówkarze Zarkawiego mają kryjówki od irańskiej granicy aż po Ramadi w trójkącie sunnickim i miasto Laftija na południe od Bagdadu. Polowania na zakładników nie ustaną, gdyż okazały się niezwykle skuteczną taktyką.


Rebelia się rozszerza
Nawet sekretarz stanu USA, Colin Powell, przyznaje, że antyamerykańskie powstanie w Iraku zwiększa zasięg. 29 września „New York Times” napisał, że w ciągu ostatnich 30 dni rebelianci dokonali 2368 ataków na cele cywilne i wojskowe.
Zamachowcy przedostają się nawet do silnie strzeżonej Zielonej Strefy w Bagdadzie, do czego rok temu nie dochodziło. W niemal niedostępnej dla Amerykanów Samarze bojówkarze urządzili pokaz siły. Przejechali główną ulicą pod czarnymi sztandarami Zarkawiego. Kierowcom zabierali kasety z muzyką, dając w zamian nagrania wersetów w Koranu.
Według dziennika „Washington Post”, funkcjonariusze CIA są wściekli na politykę rządu USA w Iraku, która okazała się katastrofą. Przywódcy Stanów Zjednoczonych pogrążają się tam „głębiej i głębiej”. Z tej sytuacji nie ma wyjścia. „W najlepszym wypadku powstanie na wpół upadłe państwo, zmagające się z terrorystami, z często zmieniającym się rządem”, twierdzi pewien były pracownik służb specjalnych USA. Zdaniem ekspertów, tylko liczne, sprawne i chętne do takiej misji irackie siły bezpieczeństwa mogłyby poskromić rebeliantów. Ale na ich powstanie na razie się nie zanosi. Za konszachty z partyzantami Amerykanie aresztowali nawet gen. Taliba Abida Ghajiba, jednego z dowódców irackiej Gwardii Narodowej.

Wydanie: 2004, 41/2004

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy