Polska szkoła uwodzenia

Polska szkoła uwodzenia

Kobiety uwodzą trzy razy częściej niż mężczyźni. Ale robią to dyskretniej i dlatego faceci uważają się za zdobywców

Szkoła uwodzenia

Sobota tuż przed dziesiątą. Z Gosią spotykamy się przy domofonie warszawskiego Ośrodka Psychoterapeutyczno-Szkoleniowego Poza Centrum. Ona też trzyma w ręku ogłoszenie: „Spełnienie potrzeby prawdziwego spotkania z drugim człowiekiem jest najtrudniejszym życiowym zadaniem. W programie m.in. gry i uwodzenie w relacjach, mechanizmy tworzenia złudzeń…”. Na oko niczym się nie różni od wiszących na słupie „Kurs płetwonurka” albo „Kredyty – szybko”.
Powoli schodzi się nas coraz więcej. Wszystkie śliczne i dopracowane w detalach. Co one mogą chcieć zmienić w życiu? A jednak. Wakacyjna Szkoła Uwodzenia była tego lata przebojem dla tych, które postawiły sobie ultimatum: dość facetów kumpli, którym mówi się nawet o przebiegu miesiączki, i wracania do domu niczym stara panna, żeby po raz trzeci sprawdzić wyłączone kontakty. Szkołę zmysłów za 390 zł poprowadzą fachowcy.

Jakie ładne, jakie nieszczęśliwe

Halina – od 13 lat w związku. Gosia – wolny ptak. Natalia – ciągle w związkach. Dzwonek do drzwi. Zofia przyjechała z Iławy. 45 lat. Nauczycielka. Gdy przeczytała ogłoszenie w „Charakterach”, pomyślała: kobieto, to jest dla ciebie. Wciąż czeka na odrobinę bliskości. Maria – ma dość gierek z facetami. Tego „kociaczku”. Szuka kogoś na stałe. Marek – wiek chrystusowy. Informatyk i melancholik. Chciałby… jak Belmondo. Urszula, wdowa, na razie uwodzi wnuki. Mirka – trzech byłych mężów. Uwodzi wtedy, gdy jej nie zależy. Jolanta (najbardziej korpulentna w grupie) chce być odbierana inaczej, niż ją postrzegają. Dorota, 31 lat, szefowa działu firmy finansowej, dwa fakultety, zaczęty doktorat i problem z niezależnością. Na warsztacie chciałaby nauczyć się, jak złowić opiekuna, bo ciągle trafia na słabych kogutków. W tym celu pięć razy w tygodniu korzysta również z usług psychoterapeuty. Nie, pieniędzy jej nie żal.
Większość pań podkreśliła na ten pierwszy dzień wszystkie swoje cechy płciowe. Lustracja i lekki zawód. Dlaczego panów tylko dwóch?
Dr Tomasz Szlendak, socjolog płci z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, nie dziwi się, że na tego typu warsztat zeszło się damskie grono: – Mężczyźni nie szukają takiej pomocy. Są zbyt mało modyfikowalni. Zasada jest taka: one ratują się kursami i kącikami w „Pani Domu”, oni instruują się we własnym gronie, przy piwie, meczu i soczystym dowcipie. Daleko nam jeszcze do Dominiki, gdzie funkcjonują lover boys, urodziwi 20-latkowie specjalizujący się w uwodzeniu bogatych turystek. Zaczynają delikatnie, od oprowadzenia po wyspie, czasem podejdą z kwiatkiem do upatrzonej na plaży, potem wymiana spostrzeżeń. Podobnie uwodzi się w Grecji.
Rozsiadamy się na wygodnych krzesełkach. Po cynicznych definicjach uwodzenia, które mamy zapisać na tablicy na rozgrzewkę, znać, że większość z tego grona jest po przejściach. – Uwodzenie to czarowanie dla osiągnięcia korzyści – rzuca pani z broszką na kołnierzyku.
Obyte. Znają sposób na każdy typ. Narcyza poderwałyby na idiotkę, pomagacza na sierotkę Marysię, wykorzystanego – na pielęgniarkę. I lepiej, jak jest nowy, bo łatwiej klienta pozyskać, niż odzyskać. Dobrze też, gdy jest brzydki, bo jak facet nic nie ma, musi się naprawdę starać.

Każda chce radykalnie zmienić wszystko. Zawodowo kariery jak z filmu, a gdy zaczynają mówić o życiu uczuciowym, to jakby człowiek czytał Danielle Steel, tak łzy się cisną do oczu, tyle melodramatów. Desperatki. Wyłączając nauczycielki, na szkołę zalotów wzięły urlop z pracy. Raczej zamożne.
Tatiana Ostaszewska-Mosak, psycholog, potwierdza, że na takie kursy chodzą panie, które mają za sobą kilka porażek. Gotowe wydać ostatni grosz, byle w końcu udało się w miłości.

Wdzięk według POP

Jest tablica, markery, każdy wyjmuje notatnik. Sala wygląda bardziej jak naukowe seminarium niż deptak w Ciechocinku. Punkt A: mamy nauczyć się uwodzić świadomie, żeby nam się nie przytrafiało niechcący. B: poszukamy swoich czułych miejsc, czyli tych, w które oni umieją uderzyć, żebyśmy straciły zdrowe zmysły. C… Warsztaty uwodzenia będą odbywać się tzw. metodą POP, ale nie chodzi o ideę, która łączy z ludźmi. To Psychologia Zorientowana na Proces. Michał Duda i Joanna Dulińska, dyplomowani psychoterapeuci z 12-letnią praktyką, są specjalistami w „procesie”.
Pierwszego dnia uczymy się wdzięku. W parze z Dorotą mamy trenować wabiki. Można okręcać włosy na palcu, łaskotać się w wewnętrzny przegub nadgarstka, uciekać figlarnie wzrokiem, tak żeby nas goniono (ważne: niby tego nie rejestrować). Słowem, atmosfera ma gęstnieć. Dorota nie umie robić z siebie cielątka i podrywać na słomkę od drinka. Próbuje. Żeby w końcu nauczyć się tej delikatności, tej finezji, tego bycia kobietką. Delikatną, co to przy nim, taaakim dużym, zrobi się taaaka mała. Żeby tak choć raz leżeć i pachnieć, nie umieć zmienić korków, skończyć z tą niezależnością. Bo ostra, silna Dorota przyciąga tylko łosi.
Niemiecka pisarka Arletta Grunestuhl już dawno zanotowała, iż inteligencja jest wielką zaletą kobiet, ale pod warunkiem że potrafią ją ukryć. Trzeba tylko grać rolę naiwnych i pozwolić panom przejąć inicjatywę. Bo uległość mówi płci brzydkiej, że nareszcie można podporządkować partnerkę swoim pragnieniom. Początkowo seks bez zobowiązań, z czasem, po cichutku, ona uzależnia od siebie mężczyznę. Ot, i cała tajemnica szybkiego podrywu na głuptasa. Finezji wiele nie potrzeba.
Bo znawcy zagadnienia zgodnie mówią, że w uwodzeniu brak nam finezji. Gdy kalifornijski Uniwersytet Harvarda poprosił studentów o wymienienie najskuteczniejszych metod podrywu, w czołówce znalazły się: chwalenie się swoimi osiągnięciami, opowiadanie o ważnym stanowisku w pracy, noszenie seksownych ubrań i stawianie drinków (im droższy, tym pewniejszy efekt). Tylko gdy w grę wchodzą stałe związki, skuteczniejsze jest pokazywanie własnej ambicji i pracowitości.
Dr Marek Marcyniak, seksuolog, ubolewa, że Polacy nie potrafią ze sobą w ogóle rozmawiać. A co dopiero mówić o uwodzeniu! – Słownictwo mamy albo wulgarne, albo medyczne. Jeśli jakiś polot, to tylko w ramach tworzenia infantylizmów na własny użytek. Jakieś cycuszki, siusiaczki i cipunie. Jak na takiej podstawie zbudować sztukę uwodzenia?
Dr Marcyniak zaznacza jednak, żeby podrywania nie mylić z uwodzeniem, bo podrywa się na zdania: „zdejmij figi, mała, i pokaż, co masz pod spodem”. Uwodzenie to już sztuka. Zależy od kultury osobistej obojga. Jest wprost proporcjonalne do pozycji społecznej uwodzącego. Im wyższa, tym sztuka uwodzenia trudniejsza.
Tomasz Szlendak doceniłby jednak… robotników: – Jeżeli w Polsce praca fizyczna zniknie kiedykolwiek, to i tak robotnicy przetrwają. Bo nikt inny soczyściej nie komplementuje kobiet. Moja żona mówi, że gdy mija budowę i nikt nie gwiżdże, nie rzuca sprośnych uwag, to jak nic jakieś nieszczęście się zdarzy.
Młodzi ludzie z wyścigu szczurów rzeczywiście mają ostatnio kłopot. Praca, wszystko na wczoraj, coraz mniej czasu na pomyślunek, a potem same nieporozumienia. Naukowcy zajmujący się ewolucją pożądania zwracają np. uwagę na fakt, że mężczyźni przeceniają znaczenie faktu, iż kobieta się do nich uśmiecha. On jest przekonany, że ona ma na niego ochotę, tymczasem ona ma 80 innych powodów, żeby się uśmiechać. Wielki błąd zabieganych to też wspomaganie flirtu drinkiem. Stają się zbyt śmiali i mimowolnie przeskakują kilka etapów. Za szybko można coś obiecać.
Ale żeby uwodzenia od razu uczyć się na kursie? Już hrabia Aleksander Fredro w „Sztuce obłapiania” pisał, że nawet młodzi wiedzą dokładnie, o co w tym wszystkim chodzi. Matka natura, czyli intuicja, uważa Zbigniew Liber, seksuolog. Bo szkolić kobietę w uwodzeniu, to mniej więcej tak jak uczyć ją zakładania majtek. Problem z warsztatem wdzięku jest według Libera taki, że ludziom wmawia się dziś, co jest seksowne i co ma się podobać: – A nie ma wabików pewniaków. Każde zachowanie kobiety działa. O ile, rzecz jasna, jest estetyczna. Jeżeli pani ma 160 cm wzrostu, waży sto kilo i rozkraczy się na krześle w obcisłej sukience, wkładając peta do ust, to proszę wybaczyć…
– Nie ma uniwersalnej instrukcji obsługi człowieka – śmieje się Tatiana Ostaszewska-Mosak. – Niedobrze, gdy stosujemy się do cudzych instrukcji bez przepuszczenia ich przez siebie. Intuicja w kontakcie to jakieś 80% przekazu. Magia między dwojgiem ludzi, dzięki której jesteśmy w stanie wykrzesać z siebie zalety, o które nawet się nie podejrzewaliśmy. A pewniaki w uwodzeniu? To zależy, na co się nastawiamy. Jeśli chodzi tylko o sypialnię, wystarczy mini i dekolt, bo mężczyźni są zdeterminowani biologicznie.
Seksuolodzy ostrzegają więc panie, które mają nadzieję, że za 390 zł kupią sobie receptę na powab: jedynym pewnikiem są proporcje. U kobiet liczy się stosunek talii do bioder (idealna to 70% obwodu bioder), u mężczyzn obwód pasa powinien stanowić 90% obwodu bioder. A jednak fizyczność! Potwierdzają to badania – Amerykanki uważają niski wzrost mężczyzn za wadę. Aż 80% kobiet woli u niego wzrost powyżej 180 cm. Podobnie Polki. Gdy Dolnośląskie Centrum Diagnostyki Medycznej przebadało ponad 4 tys. panów, okazało się, że istnieje związek między wzrostem a posiadaniem potomstwa. Bezdzietni byli średnio o trzy centymetry niżsi od ojców, a żonaci – wyżsi od kawalerów. Cóż, uwarunkowania ewolucyjne. Antropolodzy stworzyli na tej podstawie najpewniejszy instruktaż uwodzenia, który zaczyna się od tzw. rysu zwierzęcego – najpierw spojrzenie kopulacyjne, a potem gesty dopuszczające, czyli przeczesywanie włosów, drapanie się w różne odkryte części ciała, gesty rąk. Słowem, homo sapiens w akcji.

Ekspozycja towaru, czyli sposoby

Spóźniony o jeden dzień do grona kursantów przyłącza się Darek o urodzie Elvisa Presleya. Student socjologii, dyskretnie lustruje „towar” na poduszkach. Nie, jednak nie zostanie. Młodziutki, wysportowany i mocno zdegustowany. Od razu widać, że zapłacił, aby coś wyrwać. Po przerwie się urywa. Pomyłka.
A my znów przerabiamy zaloty według ćwiczeń w punktach. Po kilku godzinach każdy już wie na pewno, jakiego figlika ma w sobie. Według fachowców, są dwa style uwodzenia: na diabła i diablicę (niezależnie od płci). Diabeł uwodzi bez specjalnej finezji. Będzie spał na twojej wycieraczce i mówił: to zadzwonię jutro, gdy druga strona mówi nie. Bo diabeł nie obiecuje, tylko daje od razu i oczekuje rewanżu. Zatrzymałaś się na chwilę przy biurze podróży? Już leci za tobą z biletem. Diabeł zazwyczaj ma pieniądze i widzi możliwość działania. Zanim weźmiesz coś od diabła, dobrze się zastanów.
Diablica właściwie nie robi nic, oprócz tego, że tworzy cudowne złudzenia. Aluzje w rozmowie, niby nic nieznaczące spojrzenie, ton głosu niższy niż zazwyczaj. Ale diablica nigdy nie powie wprost. Będzie tworzyć okoliczności, tak by nie było widać, że jej zależy. Bardzo się przy tym napracuje. Bo zamiast, jak diabeł, zadzwonić i powiedzieć: podobasz mi się, zadzwoni do 70 innych, żeby zaaranżować spotkanie. Będzie gryzła paznokcie, ale poczeka. Ofiara sprytnej diablicy po kilku latach znajomości usłyszy w odpowiedzi na pretensje: ale przecież ja nigdy niczego ci nie obiecywałam. I to będzie prawda.
Życie pomaga teoriom. Ponoć najłatwiej się uwodzi w sanatorium, na urlopie, w piątek, w… odmiennych stanach świadomości. I – tu zaskoczenie – bardzo zbliżają niebezpieczne okoliczności. Kiedyś przeprowadzono badania. Dwie grupy żołnierzy poprowadzono przez dwa mosty. Jeden solidny, murowany, drugi niepewny i chybotliwy. Po drugiej stronie obu mostów czekały młode, skąpo odziane kobietki. Naukowcy porównywali potem liczbę nawiązanych kontaktów damsko-męskich. Okazało się, że więcej romansów zdarzyło się wśród żołnierzy, którzy wcześniej musieli przejść przez niepewny most.
Życie życiem, ale spryt nigdy nikomu nie zaszkodził. Krystyna Kofta, felietonistka, pisarka i autorka bardzo poczytnej książki „Jak uwieść, zdobyć i porzucić mężczyznę”, twierdzi, że specjalistki wiedzą, jak podrywać, żeby nic nie było widać: – Niezawodnym sposobem jest podrywanie na inteligentne pytania. Ona zadaje tylko takie, na które świetnie zna odpowiedź, a on ma w ten sposób szansę popisać się wiedzą. Bo on nie jest zbyt skomplikowany. Ale jeżeli chodzi nam o coś trwalszego, lepiej zostawić tanie sztuczki i załatwiać to w białych rękawiczkach. Bo czasem w swoich zimnych kalkulacjach można się pomylić. Kiedyś założyłam się z koleżankami, że uwiodę pewnego mężczyznę, który wydawał nam się nie do zdobycia. Udało mi się, a facet okazał się wspaniały. Nawet mi się wydawało, że robię mu przysługę. Bo jego żona była laleczką bez charakteru.
A jeśli chcemy się pobawić w uwodzenie nie na siebie, ale na styl, Krystyna Kofta podsuwa pomysły w swojej książce. Można na uwodzicielkę żołnierza. Sposób łatwy, bo kto jest bardziej spragniony niż żołnierz na przepustce? Wystarczy czerwona bluzka z dekoltem, pończochy, czarna mini rozcięta na udzie i dużo sztucznej biżuterii. Uwodzicielska sekretarka różni się od tej pierwszej punktem ciężkości przeniesionym z biustu na biodra i pupę (efekt długotrwałego siedzenia). Urzędniczki chodzą drobnymi kroczkami i kołyszą naprzemiennie pośladkami, raz lewym, raz prawym. Bardziej arystokratyczny sposób to femme fatale, na bankiecie jedna wielka niewiadoma. Zdarza się, że w sypialni gospodarzy uwiedzie samego właściciela. Dlatego nie nadaje się na kogoś, z kim żyje się na co dzień, choć ma powalające atrybuty: długie, krwistoczerwone, czasami fioletowe albo srebrne pazury (dziś, gdy tipsy są dostępne nawet w supermarkecie, może je mieć każda panienka w okienku). Kolejny typ to słodka dziewczynka. Parodia kobiecości, na którą wściekają się panie, że ośmiesza ich płeć. Lubi mówić o łączkach, kwiatkach i swoim słonku dziubdziusiu, czyli mężu. Niby słodycz aż do mdłości, ale (uwaga!) nie należy lekceważyć starszawych dziewczyneczek. Bo to są te słynne szczebiotki opiewane przez największych poetów. One doskonale wiedzą, gdzie są konfitury.

Uwieść na szczerość, czy na sztuczkę?

Ćwiczenie z Markiem. Ma uwieść JĄ, siedzącą samotnie w barze. Robi podchody do pluszowego misia z jednym okiem, którego posadziliśmy na stołku. Chciałby powiedzieć coś nieprzewidywalnego. Nie, pytanie, czy my się nie znamy, byłoby zbyt banalne. – Może: śniła mi się pani? – przeciąga ostatnią sylabę terapeutycznym głosem. Niższym niż normalnie. Tak coś powiedzieć, myśli, żeby nie narazić się na śmieszność. I szybko ripostować. Jeśli ona zaprotestuje: ależ ja mam dzieci, on odpowie: a czy możemy o tym porozmawiać? Chciałby jakoś na luzie, inteligentnie. Zmrużyć oczy jak Belmondo. Żeby już nigdy dziewczyna (po dwóch tygodniach korepetycji z fizyki, w tym pocałunki), nie zaproponowała mu przyjaźń. Zrobić nie jak Marek, tylko jak Belmondo.
Coś w tym jest! Nawet słowniki mówią, że trzeba sposobem. „Uwodzić to skłaniać kogoś zalotami do stosunku płciowego, bałamucić. Uwodzić czarującymi słówkami, uśmiechami, wzrokiem. Opanować podstępnie kogoś, oszukiwać, mamiąc obietnicami, pochlebstwami itp., usidlać, urzekać, opętywać”, podaje „Słownik współczesnego języka polskiego”. Sztuczki, intrygi, zalotne poruszanie jedną brwią (udowodniono, że na tym, co się porusza, wzrok skupia się bardziej) albo wyjazd na miasto pożyczonym kabrioletem. Sprawdzony zestaw trzeba opanować. Bo na szczerość jeszcze nikt nikogo nie uwiódł. Szczerość nie nakręca gry. Gdy chce się kogoś zbałamucić, najlepiej skupić się na tym, czego nie mamy, po to, by dobrze to ukryć, mówią psychologowie od sztuki kochania.
Uwieść na styl? Nie na siebie? To jednak żałosne.
Tatiana Ostaszewska-Mosak przestrzega: – Jeżeli podczas uwodzenia zupełnie zataimy, jacy jesteśmy, musimy się liczyć z konsekwencjami. Gdy po fakcie okaże się, że ona wcale nie jest przebojowa, ma doklejane paznokcie i rzęsy, biust podniesiony biustonoszem, a pupę podtrzymuje majtkami korygującymi figurę, on ma pełne prawo czuć się oszukany. I możemy nie mieć już czasu, by pokazać się od naszej prawdziwej najlepszej strony.
Zresztą nie tylko w wyglądzie, ale i w motywacji szczerości brakuje coraz bardziej. Badania wykazują, że im mniej stabilna sytuacja gospodarcza w kraju, z tym większą determinacją kobiety próbują zdobyć facetów, którzy odnieśli sukces. Gdy porównywano dane z 64 krajów dotyczące pobudek, jakimi kierują się panie przy wyborze partnera, okazało się, że Polki dość pragmatycznie podchodzą do związków. Zebrały 3,17 pkt w pięciostopniowej skali. Najpraktyczniejsze okazały się Ukrainki i Etiopki. Najmniej wyrachowane były Hiszpanki, które największą wagę przykładały do urody i sprawności seksualnej.
Tomasz Szlendak potwierdza, że uwodzenie to gra, w której nie ma miejsca na nadmierną szczerość, bo flirt nigdy się nie uda, gdy będziemy zbyt naturalni. Na co może liczyć mężczyzna, który na pierwszej randce będzie dłubał w nosie i przyzna się do chrapania?

Złapać i zatrzymać

Ostatni dzień kursu. Skoro już umiemy uwodzić, czas na zmycie szminki i pokazanie tego, co mamy. Bez sztuczek. Ćwiczę z Magdą, 33-letnią rozwódką, o urodzie Poli Raksy. Magda sztuczki opanowała do perfekcji. Uwodzi w pracy, na stacji benzynowej, podczas clubbingu i shoppingu. Najczęściej na słuchacza: opowiedz mi o tym jeszcze. Albo na idiotkę: ja bym tak nie potrafiła. I nigdy nie przyzna się od razu, że jest dyrektorem ds. marketingu. Niech on czuje się samcem. Ale gdy Magdzie już się wydaje, że on jest jej, gdy porzuca te wszystkie gierki, czarne kabaretki i niebieski cień do powiek, on przestaje dzwonić. Dlatego zapisała się na szybki warsztat – żeby nauczyć się, jak zatrzymać.
Wtorek. Odbieramy zaświadczenie z kursu. Jak receptę na zmysły, z gwarancją uczucia. Kilkanaście kobiet z certyfikatem ruszy za chwilę w miasto, żeby uwieść kogoś na stałe. Jeśli którejś się uda, tylko czekać, aż powstaną kursy: uwiodłeś, jak go teraz zatrzymać. Tatiana Ostaszewska-Mosak, do której przychodzą takie zdumione pacjentki (Poderwałam go w barze, a on mnie zostawił, gdy tylko wziął sobie to, czego szukał), mówi, że zatrzymać to dopiero sztuka. – Zresztą właściwie nie dziwię się tym barowym związkom. Bar był miejscem kluczem, a mężczyzna wszedł w konwencję.
Biznes „Jak go zatrzymać?” byłby całkiem dochodowy. Zważywszy, że nikt w grupie kursantów nie chce już kochać tylko sypialnie. Te wszystkie nauczycielki, które nie wiedziały, co począć ze sobą w czasie wakacji, te bogate trzydziestki, które postanowiły na przyspieszonym kursie zrobić certyfikat z uczuć, i te wszystkie cielątka, którym nobliwe ciocie, mamy i ksiądz w kościele zakodowali, że jak ty zrobisz pierwszy krok, on nie będzie cię szanował, bo łatwej zdobyczy się nie szanuje.

Ale w XXI w. to ona robi pierwszy krok. Kobieta uwodzi w trzech czwartych przypadków (w latach 50. dowiedli tego znani badacze praktyk seksualnych, Clellan Ford i Frank Beach). Jednak tylko dlatego, że robi to dyskretniej, faceci myślą o sobie jak o samcach zdobywcach. Tomasz Szlendak opowiada: – Czytałem badania z 64 kultur, z pięciu kontynentów. Wszystkie pokazały, że to kobieta wykazuje inicjatywę.
Tylko czy musi mieć do tego certyfikat?
Zbigniew Liber wątpi w instruktaż obsługi ludzkich emocji: – Bo jeżeli on nie jest gotowy do podrywu, ona nic nie wskóra. Miałem takiego pacjenta. Facet koło czterdziestki, kompletnie zdominowany przez matkę. Nigdy nie był z kobietą. Kiedyś poszedł do burdelu. Zapłacił majątek i powiedział prostytutce, żeby robiła z nim to, o czym mężczyzna może tylko marzyć. No i ten pacjent powiedział mi, że do tej pory dostaje ataku śmiechu na wspomnienie tych wygibasów.

Po dwóch tygodniach, czyli co z gwarancją

Dzwonię do znajomych z grupy. Niby nikt nie odkrył na kursie Ameryki, a jednak coś się zmieniło. Dorota postanowiła odstawić koleżanki, w których oczach widziała tę samą histerię. Jutro leci do Stanów. Wczoraj kupiła różowe buty. – Ale kogo ja w tym uwiodę? – pomyślała w nocy. – Nieletniego? Rano wymieniła na białe. Szlachetniejszy kolor, szlachetniejszy facet. Zrobiła francuski manikiur i porządek z romansem z żonatym facetem. Bo z uczuciem u Doroty jest jak z głodem. Gdy jesteś syta, szukasz na tacy dojrzałego owocu. Gdy jesteś głodna, bierzesz pierwszy z brzegu. Ona nie chce być głodna.
60-letnia Urszula już nie zamierza siedzieć w kącie, aż ją znajdą, i mówić do siebie: odsuń się od niego, bo nie wypada, kolanka razem, jesteś skromna dziewczyna. Czuje, że ma narzędzie w ręku, choć na razie kokietuje tylko urzędniczki w banku.
Marek zrobił się ambitniejszy. Kiedyś gdy wchodził do jubilera, patrzył pod kątem: byle taniej. Teraz patrzy na to, co mu się podoba naprawdę.
Na Wakacyjną Szkołę Uwodzenia przyszło kilkanaście osób (minimum 7 tys. gotówki zarobku).
Uwieść i co dalej? Dr Marek Marcyniak cały czas zaleca swoim pacjentom, żeby się uwodzić nawet wtedy, jak już się jest w stadle, kiedy uwodzenie przestaje się kalkulować. – W Polsce – mówi – funkcjonuje nawet powiedzenie: obowiązek małżeński. Naturę mamy przewrotną, a skoro coś jest obowiązkowe, wykonywać nie będziemy. Dedukujemy: po co golić nogi, myć zęby, używać dezodorantów, jeśli już podłapaliśmy kogoś, kto przysiągł przed ołtarzem, że nie ucieknie? Więc wskakujemy w wygodny dresik i zapuszczamy korzenie w fotelu przed telewizorem. To największe rozczarowanie po najpiękniejszym w życiu stanie uwodzenia.


Znaleźć kogoś na stałe
Michał Duda i Joanna Dulińska, twórcy Wakacyjnej Szkoły Uwodzenia
– Czy uwodzenia można się nauczyć na kursie?
– Ten warsztat jest pewną prowokacją, bo w rzeczywistości nie jest o uwodzeniu, ale o budowaniu związku. Żyjemy w społeczeństwie, które się zatraciło we flircie. Dziś wszyscy uwodzą wszystkich, bo każdy każdemu próbuje coś sprzedać. I najczęściej zostaje na poziomie czarowania się, czyli oszustwa. A ponieważ nie ma przejścia do prawdziwej relacji, w którymś momencie ludzie zostają z pustką, choć mają życiowe sukcesy, pieniądze i wygląd jak z billboardu. Wtedy szukają pomocy u psychoterapeuty. Ten warsztat jest więc nie tylko o tym, do czego może się przydać uwodzenie, ale i o tym, gdzie musi się skończyć, żeby naprawdę się z kimś związać.
– Gdzie kończy się warsztat, a zaczyna się intuicja?
– Uwodzenie nie jest techniką, ale tym, co się wydarza między ludźmi. Każdy ma swój prywatny styl. My uczymy uczestników kursu tylko odnajdowania w sobie i uwalniania pewnego stanu zmysłowości i zabawy, a nie naśladowania metod z poradnika. Uczymy też, jak zauważać, uwzględniać i wykorzystywać reakcje drugiej osoby. Bo jeśli skupiasz się wyłącznie na sobie, na tym, jaki jesteś piękny albo brzydki, nigdy nikogo nie uwiedziesz.


Instrukcja komplementowania opracowana przez ośrodek Poza Centrum
– utrzymuj kontakt wzrokowy
– możesz się lekko nachylić w stronę osoby komplementowanej
– mów do niej osobiście
– mów konkretnie (np. zamiast: Pani mi się podoba, powiedz: Podoba mi się w pani / panu…)
– powiedz o swoich odczuciach, wyłącznie pozytywnych (np. Przy pani / panu czuję się…)
– nie porównuj jej, jego z innymi
– nie stawiaj wymagań
– wybierz odpowiedni moment (nie mów komuś, kto się potknął, jaki jest zwinny)


Uwodzenie z gazety
On
– Wchodząc do miejsca, gdzie chcesz uwodzić, zatrzymaj się na chwilę w drzwiach. To pozwoli ci zaprezentować się od stóp do głów
– Szepcz do jej lewego ucha. Udowodniono naukowo, że lewa półkula odpowiada za bodźce zmysłowe
– Nie czesz włosów na bok
– Zamiast cmokać staroświecko, niechcący dotknij wewnętrzną stronę jej przegubu. To miejsce wyjątkowo wrażliwe na bodźce
– Mów prawdę. Jeśli układasz glazurę, nie kombinuj, że wykładasz na uniwersytecie
– Zastrzel ją. Wyciągnij banknot (duży nominał) i zapisz na nim swój numer telefonu
– Nie komplementuj zakrytych części jej ciała. To naraża na stres
– Uwaga! Gdy ona kieruje stopy w twoim kierunku, lekko rozstawia nogi, mimowolnie gładzi piersi i zwilża górną wargę językiem, jest gotowa

Ona
– Częściej mrugaj powiekami. Pozwala to na lepsze nawilżenie gałki ocznej, co daje ten opisany w romansach błysk w źrenicy
– Pomaluj na czerwono usta. Imitują kształt żeńskich organów płciowych, a to działa
– Przy spódnicy noś rozporek
– Używaj głosu jak do dziecka. Terapeutyczny, ale nie piskliwy
– Uwaga! Gdy on wkłada kciuki za pasek spodni, kierując palce w stronę genitaliów, mówi tak
– Gdy obydwoje są gotowi, synchronizują ruchy. Najczęściej obejmują swoje własne ramię, z tak maślanym spojrzeniem, jakby ono było jego


Na portfel lub na kasę

czyli jakie kryteria decydują o wyborze partnera
Im wyższy wskaźnik na skali od 1 do 5, tym więcej zimnej kalkulacji, im niższy – tym więcej romantyzmu
Etiopia – 5
Ukraina – 4,84
Rumunia – 4,15
Filipiny – 4,02
Estonia – 3,66
Niemcy – 3,38
Litwa – 3,24
Polska – 3,17
Hiszpania – 2,58
Japonia – 2,29
(Źródło: Personal Relationships 2003; badania socjologa dr. Tomasza Szlendaka pod kierunkiem psychologa ewolucyjnego Davida P. Schmitta z Bradley University)

 

Wydanie: 2004, 35/2004

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy