Polska-Unia: weto czy kompromis?

Polska-Unia: weto czy kompromis?

Jakiś „listek figowy” zostanie skonstruowany. Ale nie będzie zbyt duży

Jan Truszczyński – były ambasador RP przy Unii Europejskiej. Podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego. Były wiceminister spraw zagranicznych. Po odejściu z MSZ pracował w strukturach UE, m.in. na stanowisku dyrektora generalnego ds. edukacji i kultury UE.

Jarosław Kaczyński ogłosił w Sejmie, że Polska powinna zawetować unijny budżet. Z powodu mechanizmu pieniądze za praworządność. „To jest zupełnie oczywiste, bo to byłaby utrata suwerenności naszego kraju”, mówił. Czy pieniądze za praworządność odbierają Polsce suwerenność?
– Musielibyśmy wtedy powiedzieć, że odbierają wszystkim innym.

Wszystkim 27 państwom Unii.
– Nie chcę się posługiwać oklepanym argumentem, że 25 krajów członkowskich inaczej patrzy na to niż rząd Morawieckiego. Ale przyjmując założenie, że mechanizm warunkowości ma jakiś związek z utratą suwerenności, musielibyśmy też przyjąć, że wszystkie pozostałe państwa Unii są jak lemingi idące w przepaść, nie wiedzą, co je czeka, i tylko jedna Polska, dalekosiężnie patrząc, mówi, jak powinny wyglądać prawo i wartości europejskie.

Z drugiej strony czytam, że Konferencja Przewodniczących Parlamentu Europejskiego ogłosiła, że żadnych negocjacji już nie będzie. Że budżet, Fundusz Odbudowy i mechanizm warunkujący to sprawy już zamknięte.
– To samo powiedział Mark Rutte, premier Holandii. I gdyby innym premierom chciało się zabrać głos w tej sprawie, zapewne powiedzieliby to samo. Otwarcie, jak Rutte.

Premier Słowenii mówi inaczej…
– W sumie to człowiek z tej samej paczki politycznej co jego mentor Orbán. Ale popatrzmy – kolejnych kandydatów nie widać. Popatrzmy na liczby, a one dają obraz jednoznaczny – 25:2. Taki jest w każdym razie wynik podliczenia stanowisk podczas głosowania w poniedziałek, podczas obrad Komitetu Stałych Przedstawicieli, Coreper. Tylko to się liczy w tej chwili. A jeżeli ktoś chce się wykazać postawą dobrego wujka, który pomaga w osiągnięciu tzw. kompromisu… Janez Janša, premier Słowenii, jest postacią w Unii marginalną. Zwłaszcza że sytuacja w tym kraju dość często się zmienia.

Jak w takim razie Unia patrzy na Polskę i Węgry?
– Na podstawie informacji, które do mnie docierają, lektur, doświadczenia widzę jasno, że jest nastrój zdenerwowania, że mimo wszystko Polska zdecydowała się na blokowanie budżetu. Co prawda, nie jest to zaskoczenie, ale jest zdenerwowanie – że grzesznik usiłuje zapewnić sobie bezkarność po wsze czasy, szantażując innych blokadą dostępu do środków pilnie potrzebnych, by wyprowadzić gospodarki na prostą, by ratować miejsca pracy. I jest taka atmosfera, że nawet jeśli trzeba będzie jakiś dokument naprędce skonstruować i rzucić go Polakom i Węgrom jako listek figowy, podać go Morawieckiemu i Orbánowi – pokażcie w kraju, że coś uzyskaliście – nie ma woli, by było to coś poza ogólną deklaracją. Nie ma mowy, by był to dokument mający znaczenie prawne, w tym sensie, że narzucałby instytucjom i rządom państw członkowskich jedną zawężoną interpretację. Jakiś „listek figowy” zostanie zatem skonstruowany. Ale nie będzie on zbyt duży.

Spodziewa się pan dokumentu, który będzie jakoś łagodził zapisy mechanizmu warunkującego?
– Uważałbym to za rozwiązanie z rodzaju maksymalnych, jeśli chodzi o elastyczność partnerów. Na zasadzie – coś tym grzesznikom trzeba dać. Wiadomo, to czarne owce, ale są częścią rodziny. Wyrzucić ich nie można, musimy z nimi się męczyć, ale coś im trzeba dać. Niedużego.

A czy Unia ma plan B, o którym mówił Mark Rutte bądź Guy Verhofstadt? Na przykład zbudowania nowego Funduszu Odbudowy, ale już tylko dla 25 państw, bez Polski i Węgier?
– Jeśli wierzyć opiniom wyrażanym publicznie przez rozmaitych graczy, czy to z Parlamentu Europejskiego, czy z niektórych państw członkowskich, wygląda na to, że nie ma żadnego planu B, żadnego wariantu zapasowego, do szybkiego uruchomienia.

A w dłuższej perspektywie?
– W Unii trwają różne prace koncepcyjne. Do pomyślenia jest więc skonstruowanie, na wzór umowy z Schengen, umowy międzyrządowej, która, posługując się instytucjami Unii jako wykonawcami, ciałami zarządzającymi funkcjonowaniem takiej maszynerii, operowałaby funduszem stworzonym już nie jako uzupełnienie do wieloletniego budżetu Unii Europejskiej, lecz jako całkowicie odrębny instrument finansowy. Ale to nie jest proste. Bo oznaczałoby podjęcie od nowa dyskusji nad kształtem takiego funduszu. Dyskusji o tym, jak rozłożyć ryzyka między krajami partycypującymi, jakie dać warunki brzegowe partycypacji, w jaki sposób miałoby to być zarządzane. I jak spłacane byłyby długi. Krótko mówiąc, to nie jest coś, co da się wykonać w dwa czy trzy tygodnie.

To ile potrzeba czasu?
– Taki instrument większość państw członkowskich jest w stanie względnie szybko, czyli w ciągu paru miesięcy, uzgodnić i w ciągu kolejnych kilku miesięcy uruchomić. Tak czy inaczej, oznaczałoby to opóźnienie w stosunku do obecnej konstrukcji, jaką jest Fundusz Odbudowy.

A jaki wpływ na budżet będzie miało weto? Eksperci PiS mówią, że jeśli chodzi o Polskę – to dobry. Bo będzie obowiązywało prowizorium, czyli budżet na rok 2020, a on dla Polski jest lepszy niż budżet na lata 2021-2027.
– Tylko że w takim prowizorium nie będzie żadnej podstawy prawnej do kontynuacji kilkudziesięciu programów sektorowych, a w związku z tym nie można będzie zaciągać żadnych zobowiązań ani rozpisywać konkursów o środki na takie rzeczy jak badania naukowe i rozwój, wymiana studencka, ochrona środowiska… Tego rodzaju programów jest ponad 40.

Ale dopłaty dla rolników nie zostałyby zatrzymane.
– Nie. One idą odrębnym trybem. Zamrożone natomiast zostaną wydatki na rozwój obszarów wiejskich. Tu nic już nie będzie. Będą pieniądze na administrację unijną, na pomoc humanitarną, na dokończenie wcześniejszych programów. I koniec. Większość środków nie będzie mogła być dystrybuowana. Ucierpią więc wszyscy, od Malty aż po Niemcy. To jest walnięcie każdego kijem w głowę.

Jednak Mateusz Morawiecki mówi, że jesteśmy najlepszymi Europejczykami.
– Gdyby ktoś, zdanie po zdaniu, rozebrał na czynniki pierwsze kłamstwa wygłoszone przez premiera Morawieckiego w Sejmie, te banialuki, ten strumień świadomości… Przemówienie było dla uszu Kaczyńskiego i przy okazji Ziobry. Żeby neutralizować Ziobrę, a Kaczyńskiemu potwierdzić, jakim wiernym jestem żołnierzem. Nie było w tym ani jednego argumentu, który mógłby kogokolwiek w Europie przekonać do złagodzenia stanowiska wobec Polski w sprawie rozporządzenia o respektowaniu reguł praworządności.

Mamy zatem sytuację, w której pędzą na siebie dwa samochody i przegra ten, kto pierwszy nie wytrzyma, skręci?
– Uważam, że nie wolno dać wygrać Orbánowi i Kaczyńskiemu. W istocie jest to swoisty moment prawdy. To nie jest być albo nie być Unii, bo w tej czy innej postaci integracja europejska w przewidywalnej przyszłości będzie trwać. Może nawet się rozwijać. Natomiast powiedzieć: sprawdzam tym dwóm czarnym owcom – trzeba. Nie można się cofać przed absurdalnymi żądaniami. Jak słyszę premiera rządu RP deklamującego: my bronimy prawa europejskiego, my bronimy wartości europejskich, równości państw, kierujemy się europejską racją stanu, walczymy o Fundusz Odbudowy… On to wszystko literalnie powiedział. To nie mieści się w głowie!

Że co innego się mówi, a co innego robi?
– W Europie politycy wiedzą, że czasami teatr polityczny jest konieczny – dla własnej publiczności, by zewrzeć szeregi. Ale przecież te słowa mają się nijak do rzeczywistości.

Co więc zrobią politycy unijni?
– Mam wrażenie, że będą bardziej zdeterminowani. Najpierw zapytają premiera: co możemy zrobić, żebyś mógł dać budżetowi Unii zielone światło? Bo my możemy ci dać taki tekst, kilkuzdaniowy, a ty ogłosisz, że to twój sukces. Ewentualnie komisarz ds. budżetowych UE może to przedstawić jako deklarację Komisji Europejskiej, to możemy dać, więcej nie. A jak ty i Węgier wetujecie – to wracajcie do siebie i wymyślcie, jak wyjść z impasu, w który sami się wprowadziliście. Teraz to wasza kolej.

Jak zatem to się skończy?
– To próba sił. Jest to pewien moment prawdy instytucjonalno-finansowej. Taki, w którym trzeba sobie powiedzieć jasno, gdzie kto chce być w Unii. Albo niekoniecznie w Unii.

r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl

Fot. PAP/Bartłomiej Zborowski

Wydanie: 2020, 48/2020

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy