POmosty towarzyskie

POmosty towarzyskie

Działacze warszawskiej PO pomagali zdobywać korzystne kontrakty zaprzyjaźnionemu biznesmenowi?

Na warszawskich salonach już od dłuższego czasu szeptano, że prezydent Lech Kaczyński zamiast zajmować się bieżącymi sprawami stolicy, szuka haków na swego koalicjanta – Platformę Obywatelską. No i stało się. Bomba wybuchła, w chwili gdy okazało się, że Platforma osiągnęła najwyższe od dwóch lat notowania. Dziennik „Rzeczpospolita” ujawnił, jak biznesmen Wojciech Ławniczak zdobywał milionowe kontrakty dzięki powiązaniom z warszawskimi działaczami PO zasiadającymi we władzach stolicy.

POłączył ich most

Budowa mostów Świętokrzyskiego i Siekierkowskiego to jedne z najdroższych inwestycji ostatnich lat w Warszawie. Firma, która wygrywa przetarg na nadzorowanie prac budowlanych, zarabia miliony złotych (określony procent od wartości inwestycji). Nic, dziwnego, że to łakomy kąsek, dla którego warto było złamać prawo.
Sprawa zaczęła się w lutym 1998 r., kiedy ogłoszono przetarg mający wyłonić inwestora zastępczego budowy mostu Świętokrzyskiego. Przetarg zupełnie niepotrzebny, bo decyzja, kto podpisze kontrakt, zapadła, zanim nastąpiło jego oficjalne rozstrzygnięcie. Co więcej, firma, która została szczęśliwym zwycięzcą zajmującym się nadzorem budowy, w ogóle jeszcze wtedy nie istniała. Najważniejsza dla sprawy – jak donosi prasa – stała się wizyta, jaką Wojciech Ławniczak złożył urzędnikom państwowego przedsiębiorstwa Zakład Budownictwa Mostowego. Zaproponował on, że pomoże wygrać przetarg ZBM, jeśli… dopuszczą go do spółki. Cena za tę przysługę – jak opisała „Rzeczpospolita” – wyniosła 2,85% od wartości inwestycji.
Kiedy przetarg rzeczywiście wygrała ZBM, Ławniczak założył spółkę Towarzystwo Inwestycji i Doradztwa. Następnie obie firmy, ZBM oraz TIiD, połączyły siły i powołały do życia nową spółkę, ZBM Inwestor Zastępczy. I to właśnie ta firma podpisała z miastem kontrakt. Na to, że przy okazji złamano prawo, nikt nie zwrócił uwagi (według ustawy o zamówieniach publicznych, umowę można podpisać tylko z firmą, która wygrała przetarg).

Znajomości przeliczone na pieniądze

TIiD stało się firmą rodzinną, a jej związki z władzami stolicy były aż nader widoczne. Znalazło się w niej wielu warszawskich samorządowców. Współzałożycielką i szefową rady nadzorczej została Małgorzata Ławniczak, żona Ławniczaka (obecnie małżonka posła PO, Jerzego Hertla) i jednocześnie radna PO. Przez pewien czas w radzie nadzorczej zasiadali również: teściowa Ławniczaka – Teresa Grudziecka-Skwarzewska (radna SLD), Paweł Bujalski (wówczas radny UW/PO, dziś wiceburmistrz Śródmieścia, według „Życia Warszawy”, najbogatszy stołeczny samorządowiec), Jolanta Skolimowska (PO), Marta Fogler (radna, a obecnie posłanka PO) oraz jej mąż Piotr Fogler (radny UW/PO, były dyrektor dzielnicy Śródmieście, prezes miejskiej spółki Wars Holding powiązanej interesami z TIiD, obecnie przewodniczący sejmiku mazowieckiego). Na liście płac w ZBM IZ przez pewien czas był długoletni dyrektor Zarządu Dróg Miejskich, Tomasz Szawłowski.
TIiD, kierowane przez Ławniczaka i jego syna, w ciągu dwóch lat wykupiło wszystkie udziały ZBM i stało się wyłącznym właścicielem ZBM IZ. Była to transakcja bardzo opłacalna – za pakiet kontrolny zapłacono 200 tys. zł, podczas gdy czysty zysk firmy w 2001 r. wynosił 1,5 mln zł.
Firma okazała się bardzo prężna i oprócz nadzorowania budowy mostu Świętokrzyskiego zajmowała się także pracami przy budowie tunelu pod Wisłostradą i Trasy Siekierkowskiej.
Przy okazji warto wspomnieć jeszcze o pośle Jerzym Hertlu, którego z aferą łączy nie tylko obrączka wymieniona z radną Ławniczak. Istotniejsze jest to, że był urzędnikiem odpowiedzialnym w gminie Centrum za inwestycje, co – jak opisuje prasa – miało ułatwiać biznesmenowi zdobywanie kolejnych zyskownych kontraktów. I tak w 2000 r. Jerzy Hertel pojawia się jako członek komisji przetargowej wybierającej firmę nadzorującą budowę Trasy Siekierkowskiej. Zwyciężyła firma Ławniczaka. Tak się też złożyło, że miesiąc przed rozstrzygnięciem przetargu Hertel wpłacił zaliczkę na dwa apartamenty budowane w innej firmie Ławniczaka.
Hertel oburza się, że mógłby mieć jakieś brudne interesy z biznesmenem. – Nigdy nie darzyliśmy się sympatią z Ławniczakiem, co jest oczywiste w kontekście naszych osobistych powiązań – przekonywał.
Kontrakty, jakie podpisywał Ławniczak z miastem, były wyjątkowo korzystne – oczywiście, dla jego firmy, nie dla miasta. Prezydent Warszawy, Lech Kaczyński, twierdzi, że umowa jest tak podpisana, że jeśli miasto ją zerwie, i tak będzie musiało zapłacić. Zyski Inwestora Zastępczego zależą od wartości powstającej inwestycji. Im droższa budowa, tym więcej pieniędzy trafia do kieszeni inwestora zastępczego. Trasa i most Siekierkowski kosztowały aż o 60% drożej niż inne tego typu przedsięwzięcia. W umowie zawartej między miastem a firmą Ławniczaka znalazł się też bardzo ciekawy zapis o tzw. kwotach tymczasowych, czyli nieprzewidzianych wydatkach. – Standardowo takie sumy obejmują 15-20% kwot kosztorysowych. W wypadku tej inwestycji wynosiły one do 50%.

Jak zjeść tę żabę

Wyciągnięcie na jaw afery mostowej z pewnością popsuło nastroje w zyskującej w sondażach PO. W kuluarach Sejmu zaczęto mówić, że najwięcej na ujawnieniu afery zyskało Prawo i Sprawiedliwość. PiS zrobiło to jednak rękami dziennikarzy, aby nie wdawać się w otwartą wojnę z koalicjantem. Zresztą politycy obu ugrupowań o tej wojnie mówią jak o czymś nieuniknionym, bo lider prawicowej opozycji może być tylko jeden.
Przeciek o mostowej inwestycji jest więc w takich kategoriach interpretowany. Jako pierwszy strzał. Nie bez znaczenia jest także to, że materiał kompromitujący polityków PO ukazał się w „Rzeczpospolitej”, postrzeganej jako dziennik zwolenników partii Kaczyńskich.
Pojawiły się też spekulacje, że publikacja „Rzeczpospolitej” jest na rękę posłowi Rokicie, dążącemu do osłabienia pozycji Piskorskiego. Ale nazwisko byłego prezydenta Warszawy, pod którego nosem zawierano opisane kontrakty, nie pada w tekście. Nikt nie próbuje nawet zrzucić na niego odpowiedzialności. Doszło wprawdzie do krótkiego spięcia wewnątrz Platformy pomiędzy Rokitą a Piskorskim, ale spór szybko wyciszono. (Piskorski oburzył się na Rokitę, który powiedział, iż „został potwierdzony fakt istnienia sitwy”).
Bohaterowie afery nie kryli żalu, że nikt z partyjnych kolegów nie wziął ich w obronę. Niektórzy bohaterowie afery domagali się wewnętrznej debaty podczas niedawnych obrad rady krajowej, ale zostali skutecznie zniechęceni. Dość szybko zamilkł poseł Hertel. Dłużej walczyło małżeństwo Foglerów, które podejrzewało spisek polityczny przeciwko warszawskiej strukturze PO. Chętnie też pokazywało się dziennikarzom jako ofiary wewnętrznych tarć w partii. Posłanka Fogler głośno mówiła, że jest niewinna, i domagała się przedstawienia jej konkretnych zarzutów. – Przecież to miasto miało burmistrzów, prezydenta – i co? Nic nie mogę zrobić, bo co może zrobić orzeł siedzący na łące i ostrzeliwany z helikoptera? – pytała Fogler.

Zawisło dziewięcioro członków

Na to wszystko PO musiała jakoś zareagować, tym bardziej że sprawa nie cichła. Jak zwykle kiedy nie wiadomo, co zrobić, powołano komisję mającą rozwikłać sprawę. Powstała tydzień po publikacji, a na jej czele stanął Bronisław Komorowski. – Mimo że nie znaleźliśmy żadnych znamion przestępstwa, podjęliśmy działania, które są znakiem ostrzegawczym – stwierdził Donald Tusk, nie precyzując jednak dla kogo.
Trójka śledczych posłów PO niczego nie wyjaśniła, ale na wszelki wypadek zdecydowali się odciąć od działaczy, wokół których zrobił się taki smród. Zrobili to jednak dopiero 18 września, czyli dwa tygodnie po publikacji artykułu (3 września). Tempo nienadzwyczajne, biorąc pod uwagę zapowiedzi Donalda Tuska, że PO będzie „zwalczać zło w Platformie Obywatelskiej szybciej i ostrzej, niż robi to SLD w swoich szeregach”.
Liderzy Platformy postanowili wreszcie zawiesić dwóch posłów, Martę Fogler i Jerzego Hertla, oraz siedmiu warszawskich działaczy Platformy, których nazwiska padły w związku z aferą. Trudno powiedzieć, aby rzeczywiście rozwiązało to problem. Przecież posłowie nie mogą być zawieszeni w nieskończoność. Zatem raczej – wbrew samozachwytom liderów PO, że działają tak szybko i zdecydowanie – tak naprawdę odwlekli jedynie podjęcie ostatecznej decyzji. Musi ona zapaść, ale najpierw trzeba albo przedstawić zarzuty odsuniętym, albo ich uniewinnić. To pierwsze nie jest na rękę politykom PO, w to drugie trudno będzie już uwierzyć.

Platforma lubi biznes

PO już wcześniej dawała świadectwa swej przychylności dla biznesmenów oraz przywiązania do wartości prorodzinnych. Przykładem była poznańska sprawa sprzedania po bardzo niskiej cenie placu pod zabudowę w centrum miasta. Kupującymi byli Grażyna i Jan Kulczykowie, najbogatsze małżeństwo w Polsce. Prezydentem miasta – Ryszard Grobelny, działacz PO. Skromną cenę urzędnicy tłumaczyli tym, że działka leży w granicach parku i nie można tam budować. Tak się jednak szczęśliwie złożyło, że kiedy już dokonano zakupu, radni podjęli uchwałę pozwalającą wybudować na działce obiekt handlowy.
Na bakier z prawem jest także Bogdan Zdrojewski, były prezydent Wrocławia. W połowie czerwca sąd skazał go na 14 miesięcy więzienia w zawieszeniu. Sąd w Rawiczu uznał, że Zdrojewski jest winien narażenia Wrocławia na stratę co najmniej 37 mln zł na skutek niepłacenia w latach 1996-1999 podatku VAT od działalności gospodarczej prowadzonej przez gminę. Prokuratura określała straty na 74 mln, ale sąd oszacował je niżej, zaliczając do nich tylko odsetki, które gmina musiała uiścić na skutek zwłoki w płaceniu VAT.
– Mam nadzieję, że ten wyrok zostanie zmieniony. Nie sprzyja on budowaniu odwagi i samodzielności ludzi, którzy pracują w samorządach – komentował orzeczenie sądu Rafał Dutkiewicz, obecny prezydent Wrocławia.
O narażenie gminy i skarbu państwa na znaczne szkody w związku z niepłaceniem podatku VAT oskarżony był jeszcze Tadeusz Maćkała, poseł PO i były prezydent Lublina (1994-1998). Jednak sąd go uniewinnił.

Czy to początek czyszczenia PO?

Kiedy Lech Kaczyński starał się o wybór na prezydenta Warszawy, obiecywał, że rozprawi się z rządzącymi w mieście układami i sitwami. Po roku siedzenia w ratuszu jego zasługi w wytropieniu aferantów są mizerne. Co więcej Kaczyński toleruje we władzach miasta tych, których wcześniej krytykował, np. Pawła Bujalskiego.
Afera mostowa tak naprawdę jest pierwszą ujawnioną za jego kadencji uderzającą w ludzi PO. Czy będą następne? Politycy PiS, z którymi o tym wszystkim rozmawialiśmy, tylko porozumiewawczo się uśmiechają. Platforma to w wielkiej mierze partia biznesmenów, dobrze zakorzeniona w wielkich miastach. Politycy z pierwszej linii – Tusk, Rokita, Gilowska, Komorowski – to fasada Platformy. Reszta wygląda zupełnie inaczej.

 

Wydanie: 2003, 39/2003

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy