Poniżeni z ambony

Poniżeni z ambony

Dla proboszcza z Wojciechowa parafianie to kapuściane głąby

„My mieszkańcy parafii stanowczo uważamy, że powinna być dokonana zmiana księdza w naszej parafii… Proboszcz Jan Słomba w czasie mszy świętej nazwał dwa rzędy ławek w kościele zagonami kapusty, a ich parafian kapuścianymi łbami”.
List skierowany do Kurii Biskupiej w Legnicy podpisało kilkudziesięciu mieszkańców Wojciechowa. Ci, którzy złożyli swój podpis, twierdzą, że inni tego nie zrobili wyłącznie z obawy przed zemstą proboszcza. Niejednokrotnie groził, że nie pochowa, dziecka nie ochrzci albo nie dopuści do pierwszej komunii.

Skąd ten anonim

Maria Łozińska otrzymała anonimowy list. Na kopercie stempel Jeleniej Góry. W lewym nagłówku równym drukiem: Wojewódzki Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych. Ale wypisane ręcznie. W treści: „Informujemy, że dysponujemy wolnym miejscem dla pani w Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie chorych w Bolesławcu…”. Po przeczytaniu tego zdania pani Marii pociemniało w oczach. Napiła się zimnej wody i czytała dalej: „Działalność pani jako korespondentki TV Wrocław zasługuje przynajmniej na kilka dni pobytu w szpitalu w celu podreperowania zdrowia psychicznego. Koszta pobytu pokryją mieszkańcy Wojciechowa, którzy wstydzą się działalności pani we wsi”.
Był to wprawdzie anonim, ale Łozińscy i inni w Wojciechowie nie mieli wątpliwości, kto jest nadawcą listu – proboszcz Słomba.

Tutejsi

Wojciechów to rozległa wieś położona zaledwie 4 km od Lubomierza, skąd pochodzą legendarni już Władysław Kargul i Kazimierz Pawlak.
Maria Łozińska była jeszcze dzieckiem, gdy rodzice przywędrowali na te ziemie zwane odzyskanymi. Tu wyszła za mąż, urodziła czterech synów. Gospodarzyli na 20 hektarach: 30 świń, 11 krów. Co drugi dzień trzeba było jeździć z produktami na targ do Jeleniej Góry. Dziś jej mąż Władysław ma 71 lat. Nie przewyższa żony wzrostem i pewnie dlatego niejednokrotnie nazywany jest przez proboszcza knypkiem. – Tak mi tym listem za skórę zalazł – irytuje się Łoziński. Twarz mu purpurowieje, a pięść uderza w stół. – Trafiła kosa na kamień – mówi. Żona przyznaje mu rację. – U nas na wsi różnie między mieszkańcami bywało, ale po kłótni pół litra się wypiło na zgodę i już. A proboszcz nas poniża i lekceważy. Nie zważa nawet na powagę mszy świętej…
Jan Słomba jest proboszczem parafii w Wojciechowie od 28 lat. Mieszkańcy twierdzą, że konflikty nasiliły się po 1990 r. Płyty piaskowca, którymi wyłożony był teren wokół kościoła, odnaleźli na prywatnej posesji katechetki. Z lewej bocznej nawy zginęły trzy zabytkowe drewniane figurki świętych. Kiedy zniknął też drewniany baranek znad ołtarza, Władysław Łoziński, wówczas członek rady parafialnej, zaczął się głośno dopytywać, kto ogołaca kościół. Po jakimś czasie baranek wrócił na swoje miejsce. – Ale to jeszcze nie wszystko – mówi sołtys Krystyna Kulikowska – przepadły stare ornaty, które pozostawił niemiecki ksiądz. Nie ma chorągwi z tamtych lat. W miejsce pięknych, zabytkowych żyrandoli z sufitu świątyni sterczy stara, prymitywna lampka. Podobny los spotkał kryształowe żyrandole i dwa obrazy z kościoła w Pasieczniku oraz dzwon kościelny w Radomicach. Obie świątynie podlegają wojciechowskiej parafii. Trzy lata temu zginęły monstrancja i pozłacane kielichy kupione ze składkowych pieniędzy mieszkańców.
Stare zabytkowe organy w Wojciechowie milczą. Pozostała po nich tylko obudowa. Teraz na mszę przyjeżdża dziewczyna z Pasiecznika i gra na prywatnym instrumencie elektrycznym. A ludzie to wszystko obserwują. I serce boli.

Nie do wszystkich

Na nabożeństwach ciągle słyszą z ambony o pieniądzach. O tym, że jedni dają, a inni nie. Na płytę przed kościołem ksiądz zażądał po 180 zł od rodziny. Ktoś zaprotestował, że wokół bieda i bezrobocie. Ksiądz na to, że nie ma biedy. Nie rozliczył się jeszcze z tych pieniędzy, kostki przed kościołem nie ma, a już zażądał kolejnej ofiary. Tym razem na malowanie wieży kościelnej. Większość mieszkańców nie dała.
Łoziński poprosił proboszcza o statut rady parafialnej. Nie otrzymał. – Kiedyś ksiądz Słomba – wspomina Leszek Błaszczak – nakazał 80-letniemu osadnikowi, który zawsze zajmował miejsce pod chórem, usiąść bliżej ołtarza. Gdy tamten się nie zgodził, rozkazał członkom rady, by wyprowadzili go z kościoła. Wtedy Łoziński i wielu innych parafian w proteście opuściło kościół.
Innym razem odmówił pochówku w wyznaczonym miejscu, wskazując wybrane przez siebie. Więc na cmentarzu ludzie szli za konduktem w jedną stronę, a proboszcz w przeciwną. Po pewnym czasie zawrócił w kierunku samochodu. Wtedy osadnik wojskowy, wiekowy już Olszak, na siłę wyciągnął go z samochodu i zmusił do odprawienia nabożeństwa pogrzebowego.
Rodzinom zmarłych ksiądz poleca korzystanie z jednej wybranej firmy pogrzebowej z Lwówka Śląskiego.
– W drodze po kolędzie ominął nasz dom – mówi Krystyna Kulikowska. – Przygotowaliśmy się do wizyty, czekaliśmy, a on nie przyszedł. Jakby nigdy nic zjawił się następnego dnia. Wtedy wyprosiłam go z domu.
Ominął też dom Łozińskich. Tłumaczył później, iż w obawie, że gospodarz poszczuje go psami.
Coraz więcej mieszkańców Wojciechowa na nabożeństwa jeździ do pobliskiego Lubomierza.
Przed rokiem wystosowali list ze skargą do Kurii Biskupiej w Legnicy, ale do dziś pismo pozostało bez odpowiedzi. Nieoczekiwanie ci parafianie, którzy podpisali się pod protestem, otrzymali jednakowo brzmiącą korespondencję.
„Uprzedzam Pana/Panią, że w najbliższą niedzielę w kościele parafialnym będzie podane do wiadomości parafian, że Pan/Pani złożył/a swój podpis na piśmie, w którym porcję pomyj wylewają na proboszcza”.
Podpis Jan Słomba.

Pokorni i niepokorni

Sołtys Krystyna Kulikowska obawia się, że jej córka w przyszłym roku nie zostanie dopuszczona do pierwszej komunii. Za to, że matka podpisała list do kurii. – Kazania na mszy – mówi – coraz częściej ograniczają się do zarzutów i oskarżeń pod adresem wiernych. – Wyzywa nas od komunistów i niedorozwiniętych umysłowo – skarży się Krystyna Morawska. – Do dzieci zwraca się, by nie słuchały swych niedorozwiniętych matek. Stara „Matuska” z tego powodu pogroziła mu kiedyś w czasie podniesienia swą inwalidzką laską.
Maria Łozińska otrzymuje ostatnio wiele listów – anonimów. Jedna z „życzliwych” pisze tak: „Szanowna Pani Mario. Uważam Cię za odważną mieszkankę Wojciechowa. Powinnaś poinformować gazetę, że figurki nie zostały ustawione na swoim miejscu, a dziewczyna z Pasiecznika gra na swoich organach, a nie na parafialnych. Urośniesz przez to w naszych oczach. I chłop Ci co nieco też podrośnie”.

Wiem, co robię

W kościele w miejscu ogłoszeń parafialnych wisi lista mieszkańców z dokładnym adresem. Obok każdego nazwiska kwota pieniędzy ofiarowanych na parafię: 30, 60, 70 zł. Wiele miejsc pozostaje pustych.
W środku świątyni dwa rzędy ławek. Dawno nieodnawiany ołtarz, brudne ściany, wyblakłe, nierestaurowane obrazy przedstawiające sceny męki pańskiej i wizerunki świętych. Jeden z obrazów z pokaźnymi dziurami. Boczne drzwi – zniszczone, nierówno zawieszone na zawiasach. Częściowo wybite szyby. – Zimą śnieg wpada do środka – mówi Łoziński.
„Czy to się komuś podoba, czy nie, to biskup wyznacza proboszcza”, te słowa w trakcie kazania kieruje ksiądz do parafian. Ubolewa też nad tym, że w tej parafii od lat nie ma żadnych powołań: ani kleryków, ani sióstr zakonnych. – Ale nie będzie powołań tam, gdzie mieszkańcy wiadro pomyj wylewają na głowę swego proboszcza. Odbiło im – konkluduje z ambony kapłan.
Po mszy proszę proboszcza Słombę o chwilę rozmowy. – Nie ufam dziennikarzom – przerywa natychmiast, nie pozwalając uzasadnić powodów wizyty. – Wiem, co mi wypada, a co nie – oznajmia pośpiesznie i zamyka za sobą drzwi na klucz.

 

Wydanie: 2002, 23/2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy