Porachunki i rachunki

Porachunki i rachunki

Konwencja SLD: Oleksy czy zmiany?

Na 29 maja w SLD zapowiadane jest kolejne pranie. Nawet najostrożniejsi politycy tej partii mówią, że konwencja Sojuszu „przeczołga” kierownictwo. I że na tym się nie skończy, bo fotel przewodniczącego utraci Józef Oleksy. „Jest zarzucany mailami i faksami od kół terenowych, by się wycofał”, mówią w siedzibie SLD na Rozbrat.
Dziś wyraźnie widać, że ostatnie pięć miesięcy było dla SLD czasem straconym. Partia ta straciła wtedy resztki politycznego impetu. Spadła w sondażach. Straciła premiera, który przeszedł do Demokratów, a próby dyscyplinowania go przez Oleksego wypadły żałośnie. Ponadto w tym czasie Sojusz zajmował się głównie osobą przewodniczącego, który narzekał albo na Sąd Lustracyjny, albo na złą atmosferę w partii i w kraju, więc przespano prezydencki timing. Swoją kandydaturę zgłosił Marek Borowski, blokując Cimoszewicza, i pozostawiając Sojusz na aucie.
Tak nie musiało być – Cimoszewicz swój start uzależniał od kilku niezbyt wygórowanych warunków. Po pierwsze, nie chciał być kandydatem partyjnym. Wybory miał organizować niezależny komitet, a poszczególne partie, wśród których SLD (obok SdPl) byłby jedną z kilku, miały udzielić mu poparcia. Chciał też, by był to inny SLD niż obecnie, otwarty, odmłodzony. Wybór Oleksego zablokował zmiany w Sojuszu. Cimoszewicz nie doczekał się ich, nie zbudowano „drzewa oliwnego”, więc ten czas wykorzystał Borowski i zgłosił swoją kandydaturę.
Na serię porażek nałożył się jeszcze jeden element – paraliż kierownictwa.
Dlatego też mało kto ma w SLD wątpliwości – Oleksy zostanie podczas konwencji zdymisjonowany. „Teoretycznie ma szansę, nie złoży dymisji, odwoła się do delegatów, zaatakuje Millera i millerowców, sam stanie na czele odnowicieli – analizuje jeden z liderów Sojuszu. – Ale wątpię, czy go na taki manewr stać. No i wątpię, czy konwencja takie hasła w jego ustach by kupiła”.
Więc co dalej? Kto go zastąpi?
Z nieoficjalnych wypowiedzi wynika, że o fotel przewodniczącego nie będzie walczył Krzysztof Janik. Jego decyzja wynika z rachunku sił – Janika oskarżają w SLD o to, że bronił rządu Belki, lansował koncepcję drzewa oliwnego, no i Cimoszewicza jako kandydata w wyborach prezydenckich. W sumie płaci cenę za to, że nie zrealizował swoich koncepcji. Inny z liderów Sojuszu, Jarzy Szmajdziński, jeszcze nie powiedział ostatniego słowa, ale mówi z kolei, że kandydat SLD w wyborach prezydenckich nie powinien być jednocześnie szefem partii. A to stawia go w jednoznacznej sytuacji. Już kilka godzin po środowej decyzji Cimoszewicza, że wycofuje się z życia politycznego, zebrał się zarząd SLD. I jednogłośnie postanowił, że Sojusz wystawi swojego kandydata, i że powinien nim być Szmajdziński. On sam nie powiedział nie. Więc będzie bohaterem niedzielnej konwencji, ale jako kandydat w wyścigu do prezydentury.
Największe szanse, by zostać przewodniczącym, miałby więc Wojciech Olejniczak. Jest jednym z niewielu ludzi w SLD uosabiających sukces – kierowane przez niego Ministerstwo Rolnictwa działa sprawnie, rolnicy dostają unijne dopłaty. On sam jest kojarzony z nową generacją, za którą nie ciągną się nie tylko grzechy PRL-u, ale i grzechy ekipy Leszka Millera. Owszem, nie ma niezbędnego doświadczenia politycznego, trudno przypuszczać, by mógł błyszczeć w politycznych debatach, ale jego dynamizm i świeżość dają nadzieję na odnowę SLD. Więc? Z przecieków wynika, że naciskany przez partyjnych kolegów Olejniczak zgodził się na objęcie funkcji przewodniczącego. Ale pod jednym warunkiem – otrzyma wolną rękę, jeśli chodzi o dobór współpracowników i działania partii. Na to z kolei nie zgodzili się SLD-owscy baronowie.
Jeżeli więc nie Olejniczak, to kto? Politykiem nowej generacji jest na pewno obecny wiceprzewodniczący SLD, Grzegorz Napieralski. Rzecz jednak w tym, że jest on wiceprzewodniczącym od miesięcy, a do tej pory nie dał się zauważyć. Napieralski zdaje chyba sobie z tego sprawę, bo on z kolei lansuje kandydaturę Jacka Piechoty. Piechota zaś w polskiej polityce działa od lat 20, trudno więc nazywać go nową twarzą. Poza tym dla delegatów przeszkodą mogą być jego poglądy – bardzo liberalne. No i fakt, że w ostatnich miesiącach najczęściej mówiono o nim w kontekście przejścia do Partii Demokratycznej. Tak mówiono, a on nie dementował. Trudno więc, by za tak dwuznaczną postawę otrzymał od delegatów punkty.
W takiej sytuacji rosną szanse Marka Dyducha, sekretarza generalnego SLD. Dyduch należy dziś do największych krytyków Oleksego i jego sposobu kierowania partią, odwlekania decyzji. A ponieważ ma dobre kontakty w partyjnych strukturach, może liczyć na poparcie delegatów.
Czy go poprą?
Przed grudniowym kongresem pisaliśmy, że SLD stoi przed kluczową decyzją – wybór Janika na przewodniczącego oznaczać będzie, że partia będzie powoli się zmieniać, że pozostanie jeszcze w politycznej grze. Wybór Oleksego to oznaka, że zasklepia się w skansenie. Że partią rządzą baronowie, szefowie organizacji wojewódzkich. Wygrali baronowie i pokazali w ostatnich miesiącach, jak niewiele są warci.
Pokazali jednocześnie, jak bardzo są destruktywną siłą. Z perspektywy lat widać, że upadek SLD to nie tylko efekt błędów Leszka Millera, ale i chorej struktury samej partii. System baronów dramatycznie ją osłabia – baronowie kierują się zasadami klientelizmu, własnymi partykularnymi interesami, są najgorszą emanacją aparatu. Oni nie chcą zmian – im wystarczy, że SLD dostanie 6% poparcia, a oni będą pierwsi na listach wyborczych. Krzysztof Martens, baron podkarpacki, groził obaleniem rządu Belki, jeśli tylko jego kolega nie dostanie jakiejś drugorzędnej funkcji, Zbyszek Zaborowski ze Śląska przegrywa wszystkie kolejne wybory, a Jacek Zdrojewski, niedawny zastępca Pawła Piskorskiego, zaskakuje politycznymi pomysłami. Parę lat temu był liberałem, dziś jest twardym post-PZPR-owcem. Wszyscy oni ciągną Sojusz w dół, i w zasadzie, jeśli partia ta chce zacząć się odbudowywać, powinna i system baronów, i ich samych rozliczyć.
Teraz SLD jest w sytuacji o wiele gorszej niż pół roku temu, mimo że politycy prawicy, Kaczyńscy, Rokita, Giertych, swoimi wypowiedziami, zaczęli pracować na konto lewicy. Ale lewica, pozbawiona lidera, nawet nie próbowała tego wykorzystać. Czy tego lidera znajdzie w niedzielę?

 

Wydanie: 2005, 21/2005

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy