Porażenie sejmowe

Gdyby minister prokurator generalny Zbigniew Ziobro miał szefa rozliczającego go z realizacji planu pracy, rozliczającego uczciwie, to najpopularniejszy polityk PiS już stanowisko swe by stracił. Bo wystarczy tylko przypomnieć. Ziobro obiecał ekstradycję Edwarda Mazura, a amerykański sędzia odrzucił wniosek, bo był nieprzekonywający. Ziobro miał zaprezentować tajne konta szwajcarskie polityków lewicy, ponoć sami Szwajcarzy obiecali mu ich udostępnienie, i nadal nic. Pamiętam, jak Ziobro obiecywał dostarczyć „porażające” dowody na udział posłanki Małgorzaty Ostrowskiej w mafii paliwowej. Mijają miesiące i nic. Dowodów na udział byłej posłanki Barbary Blidy też nie ma, choć miały być. Teraz mają być „porażające” dowody na udział Stanisława Łyżwińskiego w „seksaferze”. I wniosek, żeby Łyżwinskiego aresztować.
Zapewne Stanisław Łyżwiński molestował seksualnie pracownice swego biura, załatwiał kobiety liderom Samoobrony. Molestowanie to czyn karalny, płatne stręczycielstwo również. Ale czy za takie czyny należy posła RP aresztować? Posła opozycji? Podobnie jak wrzuconego do opozycji Andrzeja Leppera, klienta stręczyciela Łyżwińskiego.
Stanisław Łyżwiński nadal jest posłem Sejmu RP. Chluby jako poseł zakładowi pracy na Wiejskiej nigdy nie przynosił. Zarówno w poprzedniej kadencji, jak i obecnie nie wykazywał się poselską aktywnością. Od października 2005 do końca 2006 r. złożył tylko sześć interpelacji i zapytań poselskich, zadał trzy pytania w sprawach bieżących. W debatach zabrał głos 24 razy. W poprzedniej kadencji zasłynął tym, że większość swego ryczałtu na prowadzenie biura poselskiego zamieniał w ryczałt na rzekomo zużytą benzynę. Do celów służbowych rzecz jasna, do kontaktów z elektoratem. Warto przypomnieć, że wszystkie wydatki z 10–tysięcznego ryczałtu na prowadzenie biura poselskiego poseł musi rozliczyć rachunkami. Tylko benzynę można jeszcze rozliczać oświadczeniami. Łyżwiński potrafił spalić nawet 8 tys. zł miesięcznie, co sugerowało, że zwyczajnie wypompowuje gotówkę z ryczałtu na biuro. Kiedy media ujawniły takie rekordowe przepały Łyżwińskiego, marszałek Cimoszewicz wprowadził limity zużycia benzyny ograniczające machlojki. Mimo kantów, mimo nieróbstwa poselskiego także w poprzedniej kadencji Stanisław Łyżwinski posłem został. Krasnoludki go nie wybrały, tylko przyszli obywatele IV RP.
W poprzedniej kadencji zdominowany przez koalicję lewicową Sejm zgodził się na areszt posła lewicy, Andrzeja Pęczaka. Dziś widać, że nie był to areszt prewencyjny, ułatwiający śledztwo, zapobiegający mataczeniu, lecz tak obecnie popularny areszt „wydobywczy”. Andrzej Pęczak siedział długo, za długo pewnie, bo nowa władza miała nadzieję, że zeznaniami obciąży swych politycznych przyjaciół. Pęczak jest już na wolności, a rozstrzygnięcia sądowego nadal nie ma. Chociaż zgromadzone dowody też miały być „porażające” i bezdyskusyjne. Warto przypomnieć, że inny łódzki polityk, Marek Czekalski, były prezydent Łodzi z UW, po pięciu latach procesów został uniewinniony od zarzutów o łapówkarstwo.
Stanisław Łyżwiński jest złym posłem, zapewne oszustem i złym człowiekiem. Andrzej Lepper też aniołem nie jest. Ale obaj są nadal posłami, i to posłami opozycji. Warto ich pozbawić immunitetów, aby nie byli bezkarni. Ale nie można godzić się na ich aresztowania, bo nie można eliminować posłów opozycji. Zarzuty stawiane Łyżwińskiemu, a zwłaszcza Lepperowi, nie dają racjonalnych powodów, by Sejm zgodził się na ich aresztowanie. Skoro dowody już zgromadzone są tak „porażające”, jak twierdzi poseł PiS, Marek Suski, to po co areszt? Żeby nowa koalicja łatwiej mogła osiągnąć tak pożądaną większość?

Wydanie: 2007, 32/2007

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy