Pornografia, czyli 70 mumii

Pornografia, czyli 70 mumii

Największa na świecie wystawa ludzkich szczątków wywołuje kontrowersje

Niemcy pokochali mumie. Muzeum w Mannheim urządziło największą na świecie wystawę ludzkich (a także zwierzęcych) szczątków. Zwiedzający przybywają tłumnie i z zachwytem patrzą w twarze zmarłych przed wiekami bliźnich. Niektórzy naukowcy ostrzegają tymczasem, że ekspozycja ma posmak makabry. Prawnicy w prawdziwie niemieckim stylu snują rozważania, czy w przypadku mumii ustawa o ochronie spokoju zmarłych ulega przedawnieniu.
Dyrektor Muzeum Egipskiego w Berlinie, cieszący się wielkim autorytetem Dietrich Wildung, stwierdził, iż ekspozycję w Mannheim można uznać za „mumiową pornografię”. Oburzony naukowiec oświadczył: „Jeśli mówimy Sex sells (seks się sprzedaje), równie dobrze możemy powiedzieć the mummy sells (mumia się sprzedaje). Pokazanie tego, co nie powinno być pokazane, pozwala zwiedzającym odczuć dreszczyk emocji”.
Organizator wystawy, Wilfried Rosendahl, broni się dzielnie: ekspozycja służy celom naukowym i poznawczym, „pacjenci” zaś (czyli mumie) traktowani są z najwyższym szacunkiem. Rosendahl uważa, że jego kolega z Berlina wypowiedział się zbyt pochopnie, natomiast pojęcie „spokoju zmarłych” jest różne w poszczególnych kręgach cywilizacyjnych. Inkowie np. nosili w lektykach mumie zmarłych władców, którym składali ofiary.
W związku z wystawą historycy przypomnieli, że w XIX-wiecznej Europie panowała prawdziwa moda na mumie. Sprowadzano je setkami, zwłaszcza z Egiptu. Damy i dżentelmeni z wyższych sfer urządzali sobie wieczorne seanse rozwijania starożytnych zwłok z bandaży. Poszukiwano przede wszystkim biżuterii i amuletów. Po takim przedstawieniu pradawne ludzkie szczątki często trafiały na śmietnik. Zmumifikowane koty znad Nilu wykorzystywano nawet w Wielkiej Brytanii jako paliwo do parowozów. Substancję uzyskaną z mumii egipskich uważano za lekarstwo na wszelkie choroby – przecież zabalsamowane zwłoki przetrwały w doskonałym stanie tysiąclecia. Jeszcze w 1924 r. niemiecka firma Merck sprzedawała materię z mumii vera aegyptiaca (prawdziwie egipskiej) w cenie 7,5 marki w złocie za kilogram.
Każde szanujące się muzeum historyczne w Europie musiało mieć kolekcję mumii. Także Reiss-Engelhorn-Museen w Mannheim, nie bacząc na ograniczenia wojennej gospodarki, zakupiło bogaty zbiór mumii w 1917 r. Podczas II wojny światowej kolekcję ukryto, aby uchronić ją przed bombardowaniami. Po wojnie pamięć o zbrodniach nazistów sprawiła, że Niemcy nie chcieli nawet słyszeć o mumiach. Kolekcja została w magazynach, prawdopodobnie niektóre eksponaty potajemnie spalono

w piecach ogrzewczych.

Dopiero w 2004 r. podczas inwentaryzacji odnaleziono w magazynie muzealnego budynku Zbrojowni 19 mumii z dawnych zbiorów, które nigdy przedtem nie były wystawiane. Największą sensację wywołały zwłoki dziecka z Ameryki Południowej. Brakowało głowy, która została odkryta nieco później w skrzynce z napisem „Różności”, pełnej zabytkowych narzędzi, fragmentów ceramiki, skał i minerałów. Dyrektorzy muzeum uznali, że nadarza się znakomita okazja urządzenia wystawy. Powołany został zespół lekarzy, historyków, antropologów, genetyków i naukowców innych specjalności z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji i Szwajcarii. W pracach uczestniczył wybitny „mumiolog” z Zurychu, dr Frank Rühli, który badał doczesne szczątki Tutanchamona oraz prehistorycznego łowcy z alpejskiego lodowca – słynnego Oetzi. Szwajcarski badacz podkreślał, że mumie mają szczególne znaczenie dla poznania historii ludzkości oraz nękających ją epidemii i zarazków. „Lekarze mają bowiem do dyspozycji nie tylko kości, ale także tkanki miękkie, takie jak mięśnie czy tkanka tłuszczowa. Ogniska chorobowe są w nich zachowane szczególnie dobrze”.
Największą niespodzianką okazała się wspomniana już dziecięca mumia z Ameryki Południowej. Szybko zidentyfikowano ją jako należącą do kultury Chancay, kwitnącej między rokiem 1000 a 1450 w rejonie obecnej stolicy Peru, Limy, ponieważ w grobie malca znaleziono charakterystyczne dla tej kultury dary na drogę w zaświaty – pasiaste, wyszywane płótna, kalebasę, ozdobę z piór, drewniane wrzeciono ze śladami włókien wełny lamy. Głowa miała charakterystyczny kształt, nazywany przez specjalistów wieżowym. Indianie Chancay bandażowali głowy małym dzieciom, aby czaszki stawały się płaskie i wysokie, a pole widzenia oczu szersze. Analiza rozpadu izotopu węgla C14 przeprowadzona w Zurychu dowiodła, że dziecko zmarło około 1334 r. Kiedy naukowcy skierowali na skórę mumii promieniowanie ultrafioletowe, spostrzegli na całym ciele osobliwe

pomarańczowe plamy,

przypominające odpadającą starą farbę. Dziwne plamy zostały przebadane w laboratorium w Kolonii. Okazało się, że zwłoki dziecka pokrywa kopal, bardzo twarda kopalina powstała z żywic różnych drzew tropikalnych, często występująca w Ameryce Południowej. Do kopalu dodano inne substancje konserwujące. Wilfried Rosendahl nie krył zachwytu: „To pierwszy przypadek zabalsamowanej mumii w Ameryce prekolumbijskiej. Można go porównać do technik mumifikacyjnych rozwiniętej cywilizacji Egiptu. Wszystkie inne mumie w Ameryce Południowej powstawały w warunkach naturalnych – w suchych jaskiniach, w słonych piaskach pustyni, na lodowatych szczytach Andów”. Analiza zębów świadczy, że dziecko miało w chwili śmierci od czterech do sześciu lat. Było jednak za małe jak na swój wiek, prawdopodobnie cierpiało na wadę rozwoju, która ostatecznie stała się przyczyną zgonu. Być może Indianie Chancay uznali tak dziwną istotę za dar bogów – dlatego po śmierci zabalsamowali ją troskliwie.
Po długich badaniach odnalezionych mumii muzeum w Mannheim zorganizowało wystawę, której nadano charakterystyczny tytuł „Marzenie o życiu wiecznym”. Doczesne szczątki przedtem troskliwie odrestaurowano. Konserwator Jens Klocke obdarzył pewną pozbawioną nóg mumię mężczyzny z północnej Azji eleganckimi protezami. Jak stwierdza katalog wystawy, „jakość życia zmarłego w zaświatach” z pewnością poprawiła się.
Ekspozycja otwarła swe podwoje 30 września w monumentalnym gmachu Zbrojowni. Zwiedzający mogą obejrzeć około 70 mumii ludzkich i zwierzęcych z Europy, Ameryki Południowej, Azji i Nowej Zelandii, skąd przywieziono starożytną głowę Maorysa ze sztucznymi oczami, zapewne ze szkła. Przeprowadzona analiza włosów wykazała, że ten

wojownik z antypodów

odżywiał się przede wszystkim pokarmem roślinnym. Maorysi prawdopodobnie mumifikowali głowy, wędząc je nad ogniskiem. W hermetycznych gablotach znalazła się skóra mamuta, truchło kotka odnalezione w 1922 r. w arsenale w Schwerinie, wysuszona hiena z pieczary w Jordanii, goleń edmontozaura sprzed 70 mln lat, która najpierw uległa mumifikacji, a potem skamieniała. Uwagę zwracają cztery mumie bagienne, w tym „dziewczyna z Windeby”, jakoby utopiona w mokradłach na ofiarę bogom czy ukarana tak straszną śmiercią za cudzołóstwo. Dopiero w ubiegłym roku naukowcy odkryli, że domniemana dziewczyna była chłopakiem zmarłym w wieku około 16 lat. Zgon spowodowało rozległe ognisko zapalne w dolnej szczęce. Jednym z najokazalszych eksponatów są szczątki młodej kobiety, która 300 lat temu wpadła do szczeliny szwajcarskiego lodowca Porchabella i nie zdołała się wydostać. Podczas swej ostatniej wyprawy niefortunna alpinistka miała na sobie filcowy kapelusz i długi, wełniany płaszcz – w kieszeniach niosła łyżkę, małą czarkę, drewniany grzebień i kilka pereł. Kiedy zwłoki odnaleziono na wysokości 2680 m, kości były miękkie i elastyczne, jak z gumy – lodowiec wyssał cały wapń.
Już pierwszego dnia ekspozycję odwiedziło 2 tys. osób. Dr Frank Rühli dobrze

rozumie tę ciekawość.

Ludzie są świadomi swej śmiertelności. „Każdy chciałby żyć wiecznie. A przecież w przypadku zmumifikowanego faraona, zmarłego przed 3 tys. lat, wciąż można go rozpoznać jako osobę. Każdy zidentyfikowałby go, gdyby władca Egiptu nagle pojawił się na najbliższym przystanku tramwajowym”, uważa szwajcarski naukowiec.
Z pewnością miażdżące słowa krytyki wygłoszone przez dyrektora Muzeum Egipskiego tylko podsyciły ciekawość. Poirytowany Dietrich Wildung powtarzał w wywiadach, że takie wystawianie zwłok w gablotach oznacza pogwałcenie praw osobowych zmarłych, nawet jeśli zgon nastąpił przed wiekami. Wildung zapowiedział, że mumie z Muzeum Egipskiego nie zostaną pokazane, i wyraził życzenie, aby te szczątki starożytnych Egipcjan powróciły kiedyś nad Nil i doczekały się godnego pogrzebu. Dziennik „Rheinische Post” podzielił tę opinię, pisząc o „ekshibicjonizmie połączonym z nekrofilią”, i wezwał do bojkotu wystawy. Można jednak się spodziewać, że zwiedzających nie zabraknie. W końcu 70 mumii pod jednym dachem to niepowtarzalna okazja. Śmierć przeraża, zarazem jednak fascynuje. I przecież wszyscy marzymy o życiu wiecznym.

_______________________________

Gruźlica z krypty

W 1994 r. w węgierskim mieście Vác odkryto w krypcie kościoła Dominikanów 265 naturalnie zmumifikowanych zwłok z XVIII i XIX w. Mumie ojca, matki oraz dwojga dzieci z rodziny Orlovits wypożyczono na wystawę do Mannheim. Ildiko Pap, antropolog z Narodowego Muzeum Przyrodniczego w Budapeszcie, poinformowała, że w prawie 70% zwłok z krypty znajdowały się zarazki gruźlicy. W tamtym czasie nie było antybiotyków, które mogłyby powstrzymać chorobę, a jednak wielu zarażonych nie zachorowało i dożyło podeszłego wieku. Dr Pap uważa, że osoby te dobrze się odżywiały i miały silny system odpornościowy, który radził sobie z bakteriami. Gruźlica stała się prawdziwą plagą dopiero dla ubogiej populacji beznadziejnie zatłoczonych miast początku epoki przemysłowej.

 

Wydanie: 2007, 42/2007

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy