Porównania nie do zażegnania

Porównania nie do zażegnania

Kiedy czytam „Studium przypadku”, książkę z wierszami Jakobe Mansztajna, zastanawiam się, czy ja także mam skrytki na skórze. Czy kiedy byłam mała, nie było takiej siły, która by mnie zrzuciła z ciepłego jak krew krawężnika? Czy boję się spaceru pająka przez moją powiekę? Czy lubię, że pod koniec lata chrabąszcze składają talerze? To wszystko jest w tej książce, ale nie są to tylko słówka, gadżety, lecz coś do przeżywania, te wiersze bierze się do siebie, przeżywa jako swoje (historie, obrazy). Podoba mi się, że kiedy „ona” odgarnia włosy, robi się pusto, a „to ciało jest tu po to, / by się zakumplować z twoim”. Lubię tę ironię dopiero na drugim, trzecim planie. Wystawianie się, pokazywanie miękkiego brzucha. Podoba mi się ta koncepcja człowieka, który bywa tak skandalicznie otwarty i mówi: „przyjdź i wypełnij nas, / ziemio, nawet jeśli to oznacza coś złego” („a potem ziemia wezbrała i zaczęła nas wypełniać”).

Tyle tu jest! To książka, którą napisała żywa, czująca osoba, reagująca na to, co ją spotyka, na piękno i grozę życia, jednakowo mocno. I moglibyśmy wymyślać różne niesprawdzalne definicje i fantazjować na temat, czym jest dobra poezja. I nawet próbować zmyślać odpowiedzi. Na przykład: dobry wiersz to taki, w którym nie można bez szkody dodać ani zabrać żadnego słowa. Lub: dobry wiersz mówi coś, czego nie sposób powiedzieć inaczej, np. poprzez prozę lub piosenkę. Albo: dobry wiersz to taki, w którym tekst przegląda się sam w sobie jak w lustrze. Który zmienia naszą perspektywę, inaczej pokazuje świat lub język. Ale nawet mając te wszystkie, umówmy się, beznadziejne definicje, ostatecznie pozostajemy bezradni. Mój znajomy, krytyk literacki, wymyślił prywatną kategorię oceny: „Od tej książki mi nie staje”, mówi. „No niby dobra, poprawna, ale mało seksowna, nie obchodzi mnie”. To zostaje. Prywatne odczucia, emocje, gęsia skórka na plecach.
Można jeszcze pójść w inną stronę: cenię te wiersze, które mnie dotykają, a to znaczy, że przyjmuję je trochę jako swoje. Że identyfikuję podobne sytuacje we własnej przeszłości, że ktoś nazwał dla mnie coś, co przeczuwałam, co miałam w sobie nienazwane – i przyszpilił, precyzyjnie opisał. I teraz to jest. Zdarza się nam przecież wiele sytuacji, które pozostają dla nas niejasne. Czujemy się niewygodnie, nieswojo, nie bardzo wiadomo czemu, a czasem wiersz o tym wie. Czasem wiersz ma to olśnienie przed nami i czytając, mówimy: „Aha! Czułem się wtedy tak samo!”, „To dlatego było mi przykro!”, „Miałam podobnie!”. I jeśli to nie truizm, tylko coś, do czego trudno się dokopać, a co wiersz nam pokazuje jak na dłoni, jesteśmy w domu!

Wiele można się dowiedzieć o sobie z cudzych wierszy. Jeśli ktoś ich dużo czyta, ma zapewne – jak ja – wiersz na każdą okazję. I wiele rzeczy wtedy z wierszami się kojarzy. Jest np. taki wiersz Marcina Świetlickiego: „Moment, kiedy się zapalają jednocześnie wszystkie / lampy uliczne w mieście” – jakoś tak to szło. Dla mnie już zawsze się zapalają przy akompaniamencie tych linijek, już nigdy nie zapalą się inaczej. Albo inny kawałek – tym razem Charlesa Reznikoffa w przekładzie Piotra Sommera – przychodzi do mnie zawsze zimą, brzmi tak: „W ten zadymiony poranek zimowy – / nie gardź zielonym klejnotem błyszczącym wśród gałązek / gdyż jest to światło skrzyżowania”. Teraz nijak nie da się przejść przez skrzyżowanie w śnieżnej zadymce bez tego obrazu. A kiedy łamie się lato i w powietrzu unosi się charakterystyczny zapach palonych na działkach liści i pleśniejącej ziemi, wtedy na myśl przychodzi Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki z jego: „Jesień już Panie a ja nie mam domu”. To zdanie jesienią jest anegdotyczne! Czasem sądzę, że jest to zdanie do wywoływania jesieni i bez niego pory roku nie zamknęłyby się.

Wyszło śmiesznie, jakoś okolicznościowo z tymi cytatami, ale przecież są i cytaty na te chwile, kiedy człowiek czuje się jak psie gówno i wydaje mu się, że życie to jedna wielka utrata: ciebie, siebie, wszystkiego. A i tu z pomocą może przyjść wierszyk. Dlatego uważam, że nie mają racji ci, którzy sądzą, że poezja jest czymś niepraktycznym i zbędnym, jakąś bajerancką, luksusową nakładką na rzeczywistość. Zdaje mi się, że jest czymś miejscami zupełnie niezbędnym, zestawem ratującym życie, nieco zardzewiałą, lecz szczęśliwą gwiazdą.

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy