Posłowie bez retuszu

Posłowie bez retuszu

Sejm w rok po wyborach – dotychczasowi liderzy odeszli, nowi dopiero się uczą

Jaki jest obecny Sejm? Właśnie mija mu rok, więc pora na pierwsze podsumowania. 12 miesięcy to wystarczający czas, by politycy w Sejmie mogli się pokazać, zaznaczyć swoją obecność.
I jak to wypadło? Najwyżej średnio – kilka czynników zadecydowało, że ranga Sejmu jest dziś niższa niż Sejmów poprzednich kadencji.
Po pierwsze, dlatego, że gdzie indziej znajdują się ośrodki władzy. To gdzie indziej to przede wszystkim Kancelaria Premiera – w rządzie zasiadają liderzy trzech sojuszniczych partii, SLD, PSL i UP, tam więc podejmowane są kluczowe decyzje. A w poprzednich latach było inaczej – Sejm X kadencji imponował merytoryczną pracą nad ustawami, które zmieniły ustrój Rzeczpospolitej, Sejm I kadencji (1991-92) był nazywany w świecie „sejmem polskim” (a to z racji rozdrobnienia partyjnego), w tym tyglu ambicji i intryg decyzje rodziły się wprost na korytarzach. Sejm II kadencji, zdominowany przez posłów SLD i PSL miał też swój koloryt, zwłaszcza kiedy premierem był Waldemar Pawlak. Wtedy w Sejmie istniał konkurencyjny ośrodek władzy – ówczesnego „superpremiera”, lidera SLD, Aleksandra Kwaśniewskiego. Sejm III kadencji był nudny tylko przez pierwsze miesiące. Później walki wewnątrz AWS, zabiegi Mariana Krzaklewskiego, by utrzymać jedność prawicy oraz mocna merytoryczna krytyka działań rządu Buzka ze strony SLD, to był ten pieprz, który dodawał tamtemu parlamentowi smaku.
Ponieważ dziś najważniejsze decyzje zapadają poza Sejmem, wielu polityków, dotychczas chodzących w glorii parlamentarnych gwiazd wyraźnie straciło serce do życia sejmowego. Klasycznym przykładem jest tu Jan Maria Rokita, który gotów jest zrezygnować z poselskiego mandatu na rzecz stanowiska prezydenta Krakowa.
Czy znaczy to, że Sejm jest już tylko maszynką do głosowania? O nie, kilkakrotnie już się zdarzało, że posłowie głosowali nie tak, jak życzyłby sobie rząd, a przede wszystkim SLD. Tak było w sprawie terminu wyborów samorządowych oraz sposobu wybierania wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. W tych przypadkach zawiązywała się koalicja wszystkich partii przeciwko SLD (jej osią był nieformalny sojusz Platformy z Samoobroną) i przegłosowywała koalicję SLD-UP. Tak było też ostatnio, gdy posłowie debatowali nad kształtem ustawy abolicyjnej i zmienili wysokość abolicyjnego podatku z 7,5%. na 12%.
W tych wszystkich momentach Sejm znów staje się ważny, znów zaczyna być ciekawy.
Sejm ubarwiają też partie opozycji „nieuczesanej” – Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin. Ubarwiają, ale również obniżają jego rangę. Przykładem jest tu Andrzej Lepper. SLD głosował za tym, by został wicemarszałkiem Sejmu, mając nadzieję, że będzie to początek „cywilizowania” Samoobrony. Nadzieje okazały się płonne, Andrzej Lepper nie zrezygnował ze swojej retoryki, z pomówień, obrażania przeciwników. W swej krótkiej parlamentarnej karierze zdążył już być wicemarszałkiem, potem odwołanym wicemarszałkiem, zdążył „zaliczyć” blokowanie sejmowej mównicy, przemawianie w Sejmie przez megafon oraz wykluczenie z obrad.
Atmosfera zadymy wpłynęła również na poziom prac parlamentu. W Sejmie obecnej kadencji, to powtarzają niemal wszyscy, jest zbyt mało prawników, a także posłów z doświadczeniem parlamentarnym. To powoduje, że prace w komisjach się przeciągają i ustawy nie są uchwalane tak szybko, jakbyśmy mogli się spodziewać.
Mamy więc paradoksalną sytuację, Sejm IV kadencji jest słabszy, bo słabsze są jego dwa dotychczasowe filary. Klub SLD, którego dotychczasowi liderzy, sejmowi wyjadacze, poszli do rządu, a ich następcy nie zawsze dają sobie radę; oraz ugrupowania postsolidarnościowe, których przywódcy nie ukrywają, że nudzi ich rola bezproduktywnej opozycji. I chętnie szukają sobie innych pól aktywności, na przykład startując w wyborach samorządowych.
– Ten Sejm nie jest tak wyrazisty jak poprzednie – uważa Małgorzata Słomkowska z radiowych „Sygnałów Dnia”. Nie jest odosobniona w tej opinii. Dziennikarze nie ukrywają, że Sejm obecnej kadencji jest po prostu nudny. Poza kilkoma nazwiskami na politycznej scenie nie pojawiły się żadne osobowości. Kiedyś w gmachu przy ul. Wiejskiej kipiało od przepychanek. W obecnej kadencji wydarzeniami ożywiającymi nudną atmosferę były wybryki Andrzeja Leppera i innych posłów z Samoobrony.
Mimo to postanowiliśmy sprawdzić, kto rozdaje karty w Sejmie i dlatego powstał nasz ranking. Ułożyliśmy go na podstawie własnych doświadczeń oraz spostrzeżeń i ocen dziennikarzy kontaktujących się z politykami na co dzień: Małgorzaty Słomkowskiej z radiowych „Sygnałów Dnia”, Anny Godzwon z Informacyjnej Agencji Radiowej, Anny Sarzyńskiej z „Życia”, Tomasza Borysiuka, wydawcy „Gościa Jedynki” oraz Andrzeja Kwiatkowskiego, prowadzącego „Tygodnik Polityczny Jedynki”.


Odkrycia

Nowa kadencja to również nowe gwiazdy wśród posłów. Niektórzy z nich po raz pierwszy zasiadają w Sejmie, ale sprawdzili się w parlamentarnych rozgrywkach. Inni od lat pozostawali w cieniu swoich klubowych kolegów. Dopiero teraz nabrali wiatru w żagle i mają swoją chwilę.

  1. Zyta Gilowska (PO)
    Dziennikarze mówią o niej, że jest jedynym posłem PO, który nosi spodnie. – Postrach koalicji rządzącej – mówi Anna Godzwon. – Kompetentna, merytoryczna. Szybko nauczyła się natury mediów. – Dowcipna – wylicza Anna Sarzyńska. – Czasami wydaje się, że klub parlamentarny PO składa się tylko z jednej osoby – uzupełnia Małgorzata Słomkowska. – Wodospad słów – określa Gilowską Andrzej Kwiatkowski. I jest w tym sporo prawdy, bo powodzenie najwyraźniej ją uśpiło. Ostatnie wystąpienia, o sztucznej szczęce oraz propozycja podatku abolicyjnego na poziomie 50% były na słabszym poziomie.
  2. Roman Giertych (LPR)
    – Nie ułatwia życia naszym negocjatorom z UE – zaznacza Anna Godzwon. – Nadzwyczaj wyrazisty w prezentowaniu swych skrajnych poglądów – ocenia Tomasz Borysiuk. – Wyraźnie wyróżnia się na tle swego klubu zdolnością do ripost. Świetnie wchodzi w polemiki, nie obraca się w kręgu tych samych argumentów – zauważa Anna Sarzyńska.
  3. Janusz Lisak (UP)
    Przebojem wdarł się do czołówki posłów obecnej kadencji. – Jedyny polityk UP, któremu udało się zaistnieć medialnie – uważa Anna Godzwon. – UP będzie miała z niego wiele pożytku – docenia Lisaka Tomasz Borysiuk.
  4. Zbigniew Wassermann (PiS)
    Drogę do kariery otworzyło mu stanowisko zastępcy prokuratora generalnego w czasach, gdy Lech Kaczyński był ministrem sprawiedliwości. Dobrze radzi sobie w Sejmie. – Kompetencja i konsekwencja w patrzeniu na ręce służbom specjalnym – wylicza cechy posła Anna Godzwon. – Wyważony ekspert w sprawach służb specjalnych i walki z przestępczością – uzupełnia Tomasz Borysiuk.
  5. Ryszard Kalisz (SLD)
    Przegrywa większość polemik, ale niespecjalnie mu to szkodzi. Może dlatego, że wzbudza sympatię optymizmem i uśmiechem? – Widać, że jest praktykującym mecenasem. Podobnie jak Oleksy nadrabia zawiedzione polityczne ambicje. Nieźle mu to idzie – mówi Anna Sarzyńska.

Rozczarowania
W ciągu roku z sejmowej areny znikło wiele znanych nazwisk. Zastąpili ich następni. Jednak dziennikarze zastanawiają się, co się dzieje z posłami, którzy niegdyś brylowali w parlamencie. I dziś także w nim występują, ale tak, że już mało kto o nich pamięta. Jak na przykład Artur Balazs, niedawno jeden z rozgrywających w AWS, b. minister rolnictwa, a dziś osoba na marginesie wielkiej polityki.

  1. Klub parlamentarny SLD
    – Po odejściu czołówki partyjnej do rządu nie wykreował żadnej osobowości parlamentarnej – mówi Anna Godzwon. Dziennikarze twierdzą, że klub SLD zmarnował szansę. I narzekają, że mają olbrzymie kłopoty, by znaleźć kogoś, kto w imieniu klubu potrafiłby krótko i kompetentnie przedstawić jakąś sytuację.
    – Sylwia Pusz miała przecież być wielką nadzieją młodej lewicy – wzdycha Tomasz Borysiuk. Teraz jest zupełnie niezauważalna.
  2. Posłowie PO, zwłaszcza Paweł Piskorski
    Kolejny klub, który nie wykorzystał swojej dobrej passy. Poza Zytą Gilowską jest tam wielka cisza. Z pierwszej linii odeszli bardzo popularni wcześniej politycy. Co robią?
    – Piskorski zniknął na dobre ze sceny politycznej. A zapowiadał się na błyskotliwego lidera – ubolewa Anna Sarzyńska.
  3. Marek Sawicki, Janusz Piechociński i Franciszek Stefaniuk
    PSL to także klub, w którym popularni w Sejmie poprzedniej kadencji posłowie zostali odsunięci na drugi plan. – Dwa różne style mówienia, ale oba dosadne i trafiają w sedno. – Szkoda, że zniknęli – mówi Małgorzata Słomkowska o posłach: Sawickim i Piechocińskim. – Stefaniuk, były wicemarszałek Sejmu, zniknął wśród 460 posłów i nie można go odnaleźć – ocenia Tomasz Borysiuk.
  4. Krzysztof Rutkowski (Partia Liberalno-Demokratyczna Romana Jagielińskiego)
    Najpopularniejszy polski detektyw karierę poselską zaczynał w Samoobronie u boku Andrzeja Leppera. Wydawało się, że będzie Dziewulskim Samoobrony, ale tak się nie stało. – Ktoś znany nie stanie się od razu znanym parlamentarzystą. Lepiej radzi sobie, reklamując swoją książkę i koszulkę – mówi Tomasz Borysiuk.
  5. Jan Olszewski (ROP)
    – Cień dawnego premiera – dodaje Tomasz Borysiuk.
    Ale ten cień potrafił zaryczeć. Jan Olszewski zdążył już wystąpić z klubu Ligi Polskich Rodzin i założyć własne koło ROP. Niewielkie, trzyosobowe. Ale w takim jest mu najwyraźniej dobrze.

Posłowie medialni
Poseł medialny to taki, którego kocha kamera i radiowy mikrofon. Wie, ile czasu ma mówić, jak usadowić się w telewizyjnym studiu. Ale poseł medialny jest także przyjacielem dziennikarzy. Współpracuje z nimi, jest dyspozycyjny, zawsze ma włączony telefon komórkowy. I komentuje wszystkie wydarzenia.

  1. Roman Giertych (LPR)
    Dobrze prezentuje się przed kamerą, a pewne podobieństwo do jednego z aktorów z „Rodziny Adamsów” dodaje mu tylko uroku. Zawsze wygłosi kontrowersyjną opinię.
    – Inteligentny, z refleksem – ocenia Anna Sarzyńska. – Typ wysokiego faceta – dodaje Andrzej Kwiatkowski. – Młody, zdolny, dziennikarze mogą na niego liczyć – uzupełnia Tomasz Borysiuk.
  2. Zbigniew Kuźmiuk (PSL)
    – Niekwestionowany lider ludowców w Sejmie – uważa Anna Godzwon. – Gotów wypowiadać się na każdy temat, w dowolnym wymiarze czasowym. Łatwo dostępny – wylicza Anna Sarzyńska. – Szef klubu PSL z prawdziwego zdarzenia – podkreśla Tomasz Borysiuk.
  3. Józef Oleksy (SLD)
    – Lubi brylować przed kamerami i mikrofonami, nadrabiając w ten sposób swoją osłabioną pozycję polityczną – mówi Anna Sarzyńska. – Bardzo lubię jego okrągłe zdania. Jest jak piękna brzoskwinia, z której niewiele można wycisnąć. Ale jest medialny – ocenia Małgorzata Słomkowska.
  4. Rafał Zagórny (PO)
    Były wiceminister finansów u Leszka Balcerowicza i Jarosława Bauca. Dziennikarze cenią go za spokój i wiedzę. – Nienapastliwy, wydaje się być kompetentny – ocenia Andrzej Kwiatkowski. – Nie wdaje się w pyskówki, koncentrując się na sprawach merytorycznych, dobrze wypada w telewizji.
  5. Adam Bielan (PiS)
    Rzecznik PiS. To nie jest typ showmana, ale zasługuje na opinię „przyjaciela dziennikarzy”. Zawsze ma włączoną komórkę, zawsze służy komentarzem. Pomaga dziennikarzom w pracy, a oni – chcąc nie chcąc – pomagają mu w politycznej karierze.

Posłowie-znawcy procedury
W gąszczu sejmowych ustaw większość posłów ma problemy z ich zrozumieniem. Specjalistyczny żargon prawniczy nie przeraża jedynie najbardziej wytrwałych. Dlatego dziennikarze rozchwytują posłów, którzy wyrażają się klarownie, przystępnym językiem, a w dodatku naprawdę pojmują skomplikowane przepisy.

  1. Marek Borowski (SLD)
    Kto mógłby znać lepiej sejmowe procedury niż on? – Wytrawny parlamentarzysta. Bez wpadek proceduralnych – ocenia Anna Sarzyńska. – Strzela wiedzą niczym komputer – mówi Małgorzata Słomkowska. – Autorytet dla wszystkich parlamentarzystów – dodaje Tomasz Borysiuk. – Perfekcja, kompetencja, marszałek z prawdziwego zdarzenia – to opinia Andrzeja Kwiatkowskiego.
  2. Ludwik Dorn (PiS)
    Rzadko się zdarza, by nie-prawnik mógł rywalizować z zawodowcami, a tak właśnie jest w przypadku Dorna. – Znakomity legislator – ocenia Anna Godzwon. – Im bardziej skomplikowana sprawa, tym większą satysfakcję sprawia mu wnikanie w niuanse. Wyraźnie to lubi – dodaje Anna Sarzyńska.
  3. Janusz Wojciechowski (PSL)
    Były prezes NIK znakomicie znalazł się w życiu politycznym. – Pedantyczny, podczas pisania tekstu dzwonił do mnie dziesięć razy, żeby coś uściślić. Znać w nim sędziego – wspomina Anna Sarzyńska. – Szefowanie Najwyższej Izbie Kontroli daje dobre efekty – mówi Tomasz Borysiuk. – Twardy, choć sprawia wrażenie miękkiego – ocenia Andrzej Kwiatkowski.
  4. Jerzy Jaskiernia (SLD)
    Nie można po nim spodziewać się fajerwerków, ale jeśli chodzi o znajomość procedur – można być pewnym jego przygotowania. Bądź co bądź jest profesorem prawa. – Prawo ma w jednym palcu. Nie musi wyciągać żadnych ustaw – twierdzi Małgorzata Słomkowska. – Sumienny, drobiazgowy, cierpliwy w tłumaczeniu swoich racji – Tomasz Borysiuk.
  5. Maciej Płażyński (PO)
    Był marszałkiem Sejmu poprzedniej kadencji, więc wie, jak powinien funkcjonować sejmowy mechanizm. Dziennikarze twierdzą jednak, że zbyt rzadko wykorzystuje swoją wiedzę. Może z powodu małomówności?

Generałowie
Mówienie to nie sztuka. Ale wypowiadać się tak, by inni słuchali – to już wyższa szkoła jazdy. Taką umiejętność posiedli, niestety, tylko nieliczni posłowie obecnej kadencji.

  1. Aleksander Małachowski (UP)
    – Z jego poglądami można się nie zgadzać, ale jego wystąpienia nigdy nie przechodzą bez echa – ocenia Anna Godzwon. – Mówi rzadko, ale głęboko. Porusza tym, co mówi, a także tym, jak mówi – dodaje Małgorzata Słomkowska. – Występuje rzadko, ale jak już przemówi, pozostaje długo w pamięci – uważa Tomasz Borysiuk.
  2. Marek Borowski (SLD)
    Marek Borowski to dziś najpotężniejsze „działo” SLD w Sejmie. Z racji funkcji marszałka nie ma zbyt wielu okazji do politycznych wystąpień. Ale gdy staje na mównicy, wiadomo, że nie w błahej sprawie. – Woli powiedzieć mniej niż za dużo. Jego wypowiedzi mają określony cel – ocenia Anna Sarzyńska. – Najlepiej radzi sobie z Lepperem – mówi Tomasz Borysiuk.
  3. Lech i Jarosław Kaczyński (PiS)
    W tym duecie ważniejszą osobą, słuchaną z większą uwagą, jest Lech. Obaj są agresywni, w atakach często przekraczają granicę nie tylko dobrego smaku, ale i prawa, lecz ważą dużo, jako potencjalni liderzy post-AWS-owskiej prawicy.
    – Dogłębne merytoryczne uzasadnienie – mówi Anna Godzwon o Lechu Kaczyńskim. – Obaj bracia Kaczyńscy potrafią objaśnić zawiłe paragrafy – dodaje Małgorzata Słomkowska. – Zawsze coś chlapną – śmieje się Andrzej Kwiatkowski.
  4. Andrzej Lepper (Samoobrona)
    No cóż, można Leppera nie lubić, ale nie można pomijać jego wystąpień. Nie tylko dlatego, że często są nieprzewidywalne i nie wiadomo, kogo przewodniczący zaatakuje. Także dlatego, że Lepper zręcznie potrafi zawierać sejmowe koalicje, praktycznie z każdym. Jego największym sukcesem było to, że to głosy Samoobrony zadecydowały o terminie oraz sposobie wyborów w wyborach samorządowych.
    – Komentarz zbyteczny – mówi Tomasz Borysiuk, pytany o polityczną wagę Leppera. – Nadaje się do tej kategorii za całokształt – uzupełnia Andrzej Kwiatkowski.
  5. Jan Maria Rokita (PO)
    – Błyskotliwy, odważny. Jeżeli zabierze głos, wiadomo, że padną mocne słowa – ocenia Anna Sarzyńska.
    Ale ta pozytywna ocena jest raczej dana za dawne zasługi. Rokita wyraźnie jest Sejmem znudzony, nie jest tak aktywny jak w poprzednich kadencjach. Ma zresztą inną ambicję – startuje w wyborach na stanowisko prezydenta Krakowa.

Kaprale
Niektórym posłom natura poskąpiła zdolności oratorskich. Dlatego w Sejmie obecnej kadencji nie brakuje deputowanych, którzy nie potrafią zbudować zdania po polsku. A jeżeli nawet potrafią, ich wypowiedzi nie wnoszą żadnych treści. Cała rzesza posłów wychodzi na mównicę tylko po to, by bez zaangażowania odczytać z kartki to, co niekoniecznie sami napisali – podkreśla Anna Godzwon.

  1. Renata Beger i reszta posłów Samoobrony – sprawiają wrażenie, jakby nie tylko nie pisali swoich przemówień, ale po wejściu na mównicę zapoznawali się z nimi po raz pierwszy. To widać i słychać – mówi Anna Sarzyńska. – Stanisław Łyżwiński chce udowodnić, że zna się na wszystkim, a często nie ma podstawowej wiedzy na dany temat – mówi Tomasz Borysiuk.
    Te uwagi odnoszą się zresztą do wielu posłów z innych klubów.
  2. Zygmunt Wrzodak (LPR)
    Wrzodak ma umiejętność mętnego mówienia, co zniechęca do niego nawet najbardziej cierpliwych dziennikarzy.
    – Trudno jest zrozumieć, o co mu chodzi – mówi Tomasz Borysiuk. I nie jest w tym opiniach odosobniony.
  3. Antoni Macierewicz (LPR)
    – Kiedy zaczyna mówić, wiem, co powie. Używa tych samych figur retorycznych. Upaja się sztuką oratorską – Anna Sarzyńska. – Ciągle to samo – wzdycha Andrzej Kwiatkowski.
  4. Michał Kamiński (PiS)
    – Jak dobrze pójdzie, to Michał Kamiński zdąży jeszcze w czasie tej kadencji przeskoczyć z kaprali do generałów. Niegdyś rzecznik ZChN i młody sejmowy zagończyk, teraz coraz częściej przygotowuje się do wystąpień. Ale na razie – człowiek od grepsów.
  5. Elżbieta Radziszewska (PO)
    – Posłanka o jednej specjalności: wojowanie z ministrem Łapińskim. W dodatku polemizuje z nim tonem zacietrzewionej nauczycielki, ciężkostrawnym dla słuchających.

Posłowie wagarowicze
Parlamentarzyści jak uczniowie w szkole muszą podpisywać listę obecności. W przypadku uczestnictwa w sejmowych komisjach sprawa jest w miarę prosta. Zabiegany poseł, który nie zamierza poświęcić swojego czasu na siedzenie kilku godzin na komisji, może po prostu podpisać wystawioną na stolikach przed wejściem do sali listę obecności i… pójść sobie. Takie działanie obce jest jednak wielu posłom i muszą oni płacić za uczciwość i nieobecności. Przykładem może być przedstawiciel PSL – Waldemar Pawlak. Ma on na swym koncie aż 26 potrąceń z tytułu nieusprawiedliwionej nieobecności. Zdystansował on tym samym Dariusza Bachalskiego z PO (8), Zbigniewa Wassermanna z PiS (6) i Roberta Luśnię z Ligi Polskich Rodzin (5).
Absolutnym rekordzistą, jeśli chodzi o nieobecność na posiedzeniach Sejmu, jest poseł Czesław Siekierski (PSL). Przez osiem miesięcy spędzonych przy Wiejskiej aż 27 razy potrącono mu pieniądze właśnie z powodu nieusprawiedliwionej nieobecności.

Dyplomaci czy turyści?
Posłowie najwyraźniej nie rozwinęli jeszcze skrzydeł, jeśli chodzi o zagraniczne podróże służbowe. Od października ubiegłego roku do początku września 2002 roku posłowie wyjechali 189 razy. Rekordziści to Marcin Libicki (PiS)- 19 razy, Tadeusz Iwiński (SLD) – 17, Jerzy Jaskiernia (SLD) – 16, Józef Oleksy (SLD) – 13 i Andrzej Gawłowski (SLD) – 10.
To na razie bardzo skromny wynik. W ubiegłej kadencji parlamentarzyści wypuszczali się na służbowe wojaże aż 1399 razy. Ówczesnym rekordzistą był zdecydowanie Jerzy Jaskiernia, który pakował służbową walizkę 127 razy. Trzeba jednak pamiętać, że dane te są sumą czterech lat.

Portfel posła, czyli diety i zapomogi
Do kieszeni posła napływa sporo gotówki, co jednak nie oznacza, że tyle samo w niej zostaje. Poseł musi sobie bowiem opłacić koszty parlamentarnej działalności, a nie jest ona tania. I tak uposażenie miesięczne wynosi 8980 zł. Jeśli poseł jest przewodniczącym komisji, otrzymuje jeszcze 20% uposażenia, jeśli jest zastępcą przewodniczącego – 15%. Ci, którzy pełnią funkcję przewodniczącego stałych podkomisji, dostają jeszcze 10% uposażenia. Dieta parlamentarna to kolejne 2245 zł (20% uposażenia poselskiego). Na prowadzenie biura poselskiego parlamentarzysta otrzymuje miesięcznie 9320 zł. Na dodatkowe wyposażenie biura i jego remont przypada 3 tys. zł dla posłów wybranych ponownie w tym samym okręgu oraz 5 tys. zł dla posłów „nowych” lub wybranych z innego niż poprzednio okręgu wyborczego. Na pokrycie kosztów noclegów poza miejscem stałego zamieszkania idzie 7600 zł (rocznie), na ekspertyzy i opinie poseł otrzymuje 900 zł (rocznie), a na zakwaterowanie – 2 tys. zł.
Kiedy w kieszeni pusto, poseł może skorzystać z dobrodziejstw Funduszu Świadczeń Socjalnych dla posłów i byłych posłów. Od stycznia do końca maja tego roku pożyczkę uzyskało 29 parlamentarzystów. Poszła na to niebagatelna suma 360 tys. zł. Dwóch posłów obecnej kadencji podratowano zapomogą (łącznie 2400 zł). W znacznie gorszej sytuacji są byli parlamentarzyści – z funduszu wypłacono 73 tys. zł na zapomogę dla 64 byłych posłów oraz członków ich rodzin.
Parlamentarzyści mają do dyspozycji służbowe samochody. Razem jest ich 55: 32 peugeoty, osiem lancii, sześć hond, cztery fordy galaxy, jeden fiat tempra oraz jeden autobus, dwa mikrobusy i jeden samochód dostawczy.
W sumie budżet Kancelarii Sejmu to ponad 300 mln zł (w roku 2001 zamknął się w granicach 298,3 mln zł). Jak więc łatwo policzyć, obsługa jednego posła kosztuje podatnika ponad 650 tys. zł rocznie.

 

 

Wydanie: 2002, 39/2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy