Powiedz, jak głosowałeś

Nawet najlepiej przeprowadzone sondaże nie mogą idealnie odzwierciedlić rzeczywistości

Co się stało z sondażami? Czy nasze ośrodki badawcze nie są w stanie wiarygodnie ocenić preferencji politycznych Polaków? Badania przeprowadzone na pięć dni przed wyborami różniły się przecież nawet o 5%. Na przykład, wg PBS, na SLD-UP miało głosować 48% badanych, a wg OBOP – tylko 43%. Liczba mandatów miała zaś wahać się od 256 do – zaledwie – 220, co z punktu widzenia sprawowania władzy stanowiło różnicę fundamentalną.
Specjaliści z OFBOR (Organizacja Firm Badania Opinii i Rynku) uważają jednak, że takie rozpiętości nie są niczym niezwykłym. Standardem jest bowiem, iż sondaże przeprowadzane zgodnie z wszelkimi regułami sztuki mogą dawać wyniki poparcia społecznego różniące się o sześć punktów procentowych – co na przykład w przypadku koalicji SLD-UP oznaczałoby rezultat w granicach 42-48%, a w przypadku UW, której ostatnie badania dawały zaledwie 3% – nawet i 6%.
Oczywiście, w wypadku partii małych również i prawdopodobieństwo wystąpienia tak szerokich widełek jest mniejsze.

Nie zawsze mówimy prawdę

Podstawową regułą sztuki sondażowej jest zaś przeprowadzanie badania na próbie reprezentatywnej. Socjologowie z całego świata dość zgodnie uznają, że, niezależnie od kraju, najmniejsza wiarygodna próba reprezentatywna liczy około tysiąca osób. Dlatego „około”, że z reguły od 20-30% potencjalnych ankietowanych nie udaje się uzyskać odpowiedzi, więc ankieterzy muszą zwracać się do większej liczby osób. A dlaczego akurat tysiąc osób? Otóż liczbę tę wyznaczono metodą prób i błędów. Okazało się bowiem, że badania przeprowadzone na próbie mniejszej, np. pięciusetosobowej, bardzo różniły się od rzeczywistości, natomiast badania na próbie np. dwutysięcznej, dawały już tylko nieznacznie mniejszy margines błędu. Ta tysiącosobowa grupa musi być jak najwierniejszym odzwierciedleniem przekroju społeczeństwa pod kątem wszelkich możliwych wskaźników statystycznych – płci, wieku, miejsca zamieszkania, wykształcenia, wyznania, zatrudnienia itd. Wiadomo też, że nie wolno przed każdymi wyborami zwracać się do tych samych osób, a pytania nie mogą zawierać żadnej sugestii. Nie da się jednak zapewnić tego, by wszyscy ankietowani odpowiadali w takich samych warunkach.
Rezultaty mogą więc być odmienne, np. w zależności od tego, jaki dzień mają za sobą ankietowani, czy są w dobrym, czy w złym humorze, czy w próbie reprezentatywnej trafiło się wielu metereopatów, a badanie przypadło na dzień niskiego ciśnienia, czy podczas wyborów pogoda była taka sama jak w dniu sondażu, czy pytanie o preferencje wyborcze zadano na samym początku sondażu, czy też było końcowym elementem szerszego badania, czy tekst pytania brzmiał: Na kogo by pan głosował, gdyby wybory odbyły się dziś? – czy też może: Na kogo będzie pan głosował 23 września? Niekiedy też ludzie uważają, że „nie wypada” im przyznawać się do sympatii wobec partii, uchodzących za ekstremalne.
– Jesteśmy tylko ludźmi, mamy swoje emocje, a liczba czynników wpływających na wyniki sondaży jest bardzo duża – mówi Sławomir Nowotny z Demoskopu.
Nie oznacza to, że polskie sondaże są mało wiarygodne, bo różnice sięgające trzech punktów procentowych występują we wszystkich krajach europejskich (w USA z reguły są mniejsze, ale tam wybiera się tylko między dwiema osobami). Ważne jest to, że – zdaniem OFBOR-u – polskie sondaże są przeprowadzane rzetelnie i nie zdarzają się sytuacje jak z filmu Barei, gdy ankieter, siedzący w kotłowni, pracowicie wypełniał pliki ankiet. Owszem, zdarzają się przypadki niesolidności – ale łatwo to wykryć, bo ankiety wypełnione przez jedną i tę samą osobę, niezależnie od jej chęci, różnią się pewnymi ciągami odpowiedzi od dokumentów wypełnionych uczciwie. Jeżeli późniejsza kontrola u osób ankietowanych potwierdzi zaś nieprawidłowości, to delikwent dostaje wilczy bilet u wszystkich instytutów należących do OFBOR-u.

Wicemarszałek Lepper

Przed poprzednimi wyborami, w 1997 r., sondażom także zarzucono małą wiarygodność. Ostatnie badania, przeprowadzone na tydzień przed wyborami przez OBOP i CBOS, dawały bowiem 22% poparcia SLD i 21% AWS, tymczasem w rzeczywistości AWS uzyskała 33%, a SLD – 26%.
Specjaliści twierdzą jednak, że stało się to dlatego, że sondaż ten był robiony aż na tydzień przed wyborami. Tymczasem zaś 15-20% polskich wyborców podejmuje decyzję w ostatniej chwili i co gorsza – z punktu widzenia sondaży – w grupie niezdecydowanych sympatie wcale nie muszą się rozkładać tak jak wśród reszty społeczeństwa.
W tym roku liczba osób, które decydowały się w ostatniej chwili, była jeszcze większa niż zwykle, bo kampania wyborcza tak naprawdę nabrała rumieńców dopiero w ostatnim tygodniu. Wcześniej została przytłumiona przez załamanie budżetowe oraz – przede wszystkim – przez tragedię amerykańską.
Zdaniem Jerzego Głuszyńskiego, szefa Pentoru, na tydzień przed tegorocznymi wyborami, w sondażach niedoszacowany był wynik Ligi Polskich Rodzin oraz Samoobrony. LPR – dlatego, że właśnie niektórzy ankietowani uważali, iż „nie wypada” przyznawać się do głosowania na to ugrupowanie. Charakterystyczne jednak, iż nie dotyczyło to Samoobrony, która zyskała prawo obywatelstwa i uważana jest za partię radykalną, ale nie za ekstremistyczną. – Lepper to już nie jest watażka w stylu Janosika – mówi Jerzy Głuszyński. – Szef Samoobrony w ostatnich dniach objawił się jako polityk bardzo przekonywujący, wiedzący czego chce, pełen zapału i wiary w to, co mówi, budzący zaufanie, że nie da się go kupić. Andrzej Lepper zagospodarował elektorat, którym nikt się serio nie zajmował. Poza tym zaś pokazał, że jest znacznie lepszym uczniem Piotra Tymochowicza, pomagającego mu w kształtowaniu wizerunku medialnego niż Marian Krzaklewski, któremu Tymochowicz doradzał przed wyborami prezydenckimi. Wszystko to spowodowało ogromny wzrost poparcia dla Samoobrony – przecież jeszcze w sierpniu Samoobrona nie przekraczała bariery pięciu procent. Dziś zaś stało się coś, co dla sporej części polskiej inteligencji było niewiarygodne – Andrzej Lepper ma wszelkie szanse, by zostać wicemarszałkiem Sejmu.

Syndrom wielbłąda

We wszystkich sondażach przedwyborczych zarysował się pewien garb poparcia dla zwycięzców – koalicji SLD-UP. Przykładowo, w lipcu PBS dawał im aż 53%, CBOS – 52%, a Demoskop – 52%. Ostatni sondaż OBOP, przeprowadzony 20 września, dawał zaś SLD-UP 46% – i można było oczekiwać dalszego zjazdu. Zwłaszcza że sondaż ten nie uwzględniał jeszcze ewentualnych skutków wypowiedzi prof. Merka Belki, który dopuścił możliwość radykalnych cięć w dochodach ludności, co mogło spowodować pewien odpływ zaniepokojonego elektoratu.
Należało się też spodziewać, że wypowiedzi polityków AWS, umiejętnie wystrzegających się przed wyborami tonów agresji i napastliwości, przyciągną tę część elektoratu, która z założenia nie przepada za zmianami. Mógł również przyczynić się do tego dramat na Manhattanie – w chwilach zagrożenia elektorat konsoliduje się bowiem wokół rządzących. Efekt odbicia, korzystny dla AWS, jednak nie nastąpił, co oznacza, że elektorat stracił już wiarę w to, iż dotychczasowa ekipa zdoła naprawić swe błędy. Wahnięcie poparcia dla SLD było zaś, zdaniem specjalistów, nawet nieco mniejsze od oczekiwanego.
Jedną z zasad, jaka generalnie sprawdza się przy wykonywaniu sondaży, jest to, że im bliżej wyborów, tym dokładniejszy wynik. Wspomniane badanie OBOP z 20 września mówiło, że do Sejmu wejdzie sześć ugrupowań – SLD-UP 46% (239 mandatów), Platforma – 14% (69), PSL – 11% (60), Samoobrona – 9% (43), Prawo i Sprawiedliwość – 7% (36), Liga Polskich Rodzin – 5% (11). Jak ten sondaż miał się do rzeczywistości – widzi każdy z nas.
– Z ankiet, przeprowadzonych już po głosowaniu, wyraźnie widać, że niedoszacowany był elektorat LPR, Samoobrony oraz PiS, przeszacowany zaś – SLD-UP. Można się było tego spodziewać – uważa Sławomir Nowotny z Demoskopu.
– Końcówka była mniej korzystna dla SLD-UP niż poprzednie dni. Sądzę, że zapowiedziane przez prof. Belkę sposoby łatania dziury budżetowej trochę jednak zaniepokoiły wyborców – powiedział w niedzielę wieczorem dr Jerzy Głuszyński z Pentoru.


Co wyniki wyborów mówią o Polakach?

Włodzimierz Cimoszewicz,
SLD, kandydat na ministra spraw zagranicznych
Jakie społeczeństwo pokazał nam wyborczy wynik? Jako zniechęcone do polityki, zradykalizowane, chyba ciągle nie do końca przystosowane do systemu demokracji parlamentarnej. Fakt tak dużego poparcia dla ugrupowań radykalnych, przy dość niskiej frekwencji – jest sygnałem niepokojącym. Oczywiście, bardzo pozytywne jest silne poparcie dla ugrupowania najlepiej przygotowanego, w moim przekonaniu – mającego najsensowniejszy program. Ale wszyscy politycy, wszystkich orientacji, powinni wyciągnąć też lekcję z tych mniej korzystnych sygnałów, wysyłanych przez społeczeństwo.
Fakt, że tak dużej skali rozczarowania obywateli jest również bardzo konkretnym sygnałem w perspektywie przyszłego referendum i stosunku Polaków do członkostwa w UE. To jest bardzo ważna lekcja, z której powinniśmy wyciągnąć wnioski.

Prof. Andrzej Zoll,
rzecznik praw obywatelskich
Funkcja, którą sprawuję, nie pozwala mi na zajmowanie stanowiska w sprawach politycznych. Sądzę jednak, że niska frekwencja wyborcza jest bardzo złym i niepokojącym zjawiskiem. Jako niepokojący postrzegam również wzrost poparcia dla ugrupowań bardzo radykalnych.

Prof. Witold Kieżun,
teoria organizacji
Wyniki wyborów, a zwłaszcza niska frekwencja, mówią nam o tym, iż wszyscy jeszcze uczymy się demokracji. Na niską frekwencję nie ma innej metody, jak wprowadzenie obowiązku głosowania, podobnie jak jest z obowiązkiem szkolnym. W takich krajach jak Belgia, Grecja czy Australia wprowadzono obowiązkowy udziału w wyborach. Kary za odstępstwo od tej zasady sięgają wysokości przeciętnej pensji. Co do wysokich notowań Samoobrony, a niskich AWSP i UW – jest to wynik frustracji po czteroletnich rządach koalicji. To była kompletna kompromitacja i skandal. Cztery reformy wprowadzono bez jakiegokolwiek udziału ekspertów z dziedziny naukowej teorii organizacji. Wynik wyborczy SLD, który przewidywałem, świadczy o dojrzałości elektoratu, pozwala też stworzyć stabilny i silny rząd.

Jarosław Kalinowski,
prezes PSL
Niska frekwencja to efekt kryzysu, jaki przeżywamy. Mamy bardzo trudną sytuację gospodarczą, społeczną, zwiększające się bezrobocie. Oprócz kryzysu finansów państwa mamy jeszcze coś innego: kryzys zaufania do instytucji państwa. Jeżeli mamy tak olbrzymie bezrobocie, ludzie są zdesperowani, nie chcą nawet chodzić do urn wyborczych. Nie wierzą nikomu. Jeżeli na taki grunt odczuć społecznych pada wyuczona, dobrze przygotowana retoryka, która jest co prawda oparta na prawdzie, ale i na pomówieniach, okazuje się, że zyskuje to poklask i poparcie.

Henryk Wujec,
poseł UW
W wynikach widzę Polskę rozczarowaną stylem uprawianej polityki. Ludzie głosują na ugrupowania, które nie mają żadnego programu, tak jak Samoobrona czy LRP, ale posiadają jedną zaletę – jeszcze nie rządziły, jeszcze dają nadzieję. Poza tym, jak sądzę, ujawnił się elektorat Tymińskiego, to ludzie, którzy zawsze wybiorą skrajności nie rozsądek.

Prof. Maria Jarosz,
socjolog
Niska frekwencja powstała w sytuacji ogromnego i wyraźnego rozczarowania Polaków do tego, co było i czego oczekiwali po sprawowaniu rządu przez koalicję AWS-UW. To rozczarowanie znalazło wyraz, z jednej strony, w głosowaniu na koalicję SLD-UP, w którą uwierzono, że sprosta oczekiwaniom. Jednocześnie znaczna cześć elektoratu przestała w ogóle ufać politykom, bo uznała, że albo wszyscy są nieuczciwi, albo że do polityki biorą się sami nieudacznicy. Piszę o tym m.in. w swojej ostatniej książce „Manowce polskiej prywatyzacji”. Część wiernego elektoratu AWS i UW odwróciła się od swoich ugrupowań, ale jednocześnie nie głosowała na partie przeciwnej strony, bo to uznano by za zdradę. Część natomiast przerzuciła swe głosy na Ligę Polskich Rodzin, ale tu, zważywszy na poparcie Kościoła, efekt nie był szczególnie duży. Bardzo dużą niespodzianką jest wynik Samoobrony, co również świadczy o zniechęceniu do dotychczasowych rządów i o silnej radykalizacji nastrojów społecznych.

Dr Tomasz Żukowski,
socjolog, Uniwersytet Warszawski
Wyniki świadczą o tym, że istnieją w Polsce nadal dwa różne kryteria podziału: na biednych i bogatych oraz drugi podział o charakterze historycznym, kulturowym, religijnym i ustrojowym. Pierwszy podział nieustannie zwiększa swoje znaczenie, biedni oczekują pomocy od państwa, jego interwencji, drugi podział powoli zmniejsza swój wpływ, ale nadal jest istotny.

Wydanie: 2001, 39/2001

Kategorie: Wydarzenia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy