Powiedzmy to głośno

Powiedzmy to głośno

Każdy trup dziś odgrzebywany ma szansę zostać bohaterem narodowym, byleby mu przypisać walkę z komunizmem

Są takie chwile, kiedy widzę świat w innych barwach niż zazwyczaj. Widzę świat pełen kalekich psów, złych ludzi, głupich polityków. Świat, który się rozrasta, pożerając te elementy, które w moich oczach stanowią o jego wartości. Chciałabym, żeby pozytywne elementy unicestwiały otaczające nas coraz gęstsze opary unoszące się znad rozgrzebywanych pobojowisk wojennych, znad naszych grzechów głównych i cuchnących małych grzeszków.

Kiedy słyszę o poszukiwaniach naszych „prawdziwych” korzeni, o konieczności ustalenia raz na zawsze, jaki fakt historyczny jest naszym mitem założycielskim, to myślę, że jest nim martyrologia. Każdy trup dziś odgrzebywany ma szansę zostać bohaterem narodowym, byleby można mu przypisać chwałę walki z komunizmem; komunizmem, którego właściwie nie było, walki, będącej często zwykłym rabunkiem czy mordem lub po prostu śmiercią, którą teraz można odpowiednio zaszeregować. Każda opcja polityczna poszukuje swojego mitu założycielskiego, który potem oczywiście narzuca wszystkim. Wszyscy jednoczą się dopiero w odgrzebywaniu trupów – każda opcja innych. Ale wszystkim brakuje odwagi, żeby zażądać zaprzestania tego procederu pożerającego strumienie pieniędzy płynące do kies grobożerców.

Jestem bardzo mocno związana z dramatem wołyńskiego ludobójstwa, ale uważam, że nasze trudne stosunki z Ukrainą zbytnio opierają się na problemach ekshumacji, a zbyt mało uwagi poświęcamy temu, co dziś się dzieje na Ukrainie. Wysiłek polityczny i finansowy poświęcony wydobywaniu kości ofiar ludobójstwa przy nieustannym zapewnianiu o przyjaźni z narodem ukraińskim zalatuje hipokryzją i do niczego nie prowadzi. Bliscy, na których nieutulony żal powołują się ekshumatorzy, już dawno zajęli się problemami wymagających uwagi żyjących i w większości zapewne uważają, że kościom ich przodków należy się spokój. Obojętnie gdzie leżą, można kultywować ich pamięć. Ale jakież by to były straty dla IPN, dla dziennikarzy parających się tą tematyką! A te patriotyczne wycieczki na Ukrainę w poszukiwaniu grobów dokumentujących polskość tych ziem! To już nie jest nasza ziemia. Trzeba z tym się pogodzić, choć to niełatwe, ale żywy, europejski kraj nie może wciąż się grzebać w przeszłości, musi żyć dniem dzisiejszym i zamiast liczyć czaszki i piszczele, winien liczyć środki, które wydaje na – enigmatyczną zresztą – obronę Ukrainy przed Rosją. Zamiast podsycać nienawiść, dokładając do świadomości obywateli często już niezainteresowanych – ba, nawet znużonych – coraz to nowe liczby dawno już rozłożonych trupów, czas budować nowe porozumienia. Walczyć trzeba z tym banderyzmem, który teraz się ujawnia na przyjaznej nam podobno Ukrainie. A my przede wszystkim odkopujemy i liczymy trupy. A my staramy się, by w działaniach naszego państwa nie pojawił się ani cień postawy, która mogłaby być zaakceptowana przez Rosję.

Jak więc może wyglądać kraj rozwijający się w oparach trupiego odoru? Kłótnie, spory polityczne, donosicielstwo, judzenie. Nieustanne poszukiwania, kogo jeszcze można odkopać, z kogo jeszcze można zrobić bohatera.

A wśród tych „bohaterów” i ich pomników będzie umierał naród. Powoli. Najpierw umrze litość, potem współczucie, poczucie sprawiedliwości, równość, braterstwo, wolność. Coraz bujniej rozrosną się konkurencja, zawiść, zakłamanie, poddaństwo; wszystkie te cechy, które prowadzą do pogodzenia się z tym, że jest się jednostką całkowicie bezwartościową, a więc, że należy się poddać każdemu, kto po naszą osobowość sięgnie, kto nas prawdziwie zniewoli. Bo zniewolenie ma różne oblicza. Współczesna droga do faszyzmu nie musi być taka sama jak droga Hitlera czy Mussoliniego. Dzisiaj droga do faszyzmu czy totalitaryzmu, a może jeszcze innej groźnej dla nas formacji, która dopiero się rodzi, może być inna, ale uwaga – już na nią wkraczamy!

Zapity menel wiózł kalekiego psa na zdezelowanym dziecinnym wózku. Zatrzymywał się co chwilę, gładził psa po łbie i pchał dalej tę nędzną psią dolę. Zatrzymałam się. Wyjęłam z koszyka dwa plasterki wędliny i podałam je psu. W momencie, kiedy poczułam radość, widząc, z jakim smakiem je zjada, zrozumiałam, że to, co robię, jest tylko marnym objawem bezsilności. Nie było mnie stać na to, żeby zabrać psa do schroniska, otoczyć opieką, zadbać o leczenie. Nie wspominając o pomocy dla menela, który przecież okazał więcej człowieczeństwa niż ja.

Czyżbyśmy zaczynali być bezsilni wobec siebie? Czyżby było nas stać tylko na łaskawy gest? Nauczmy się mówić to, co myślimy. Nasz strach, żeby się nie narazić władzy, nasza obojętność na to, co się dzieje wokół nas, prowadzą do pogłębiania się poczucia bezkarności ludzi pazernych na władzę i podtrzymują ich przekonanie, że mają rację, pozwalają im posługiwać się argumentem, że naród tego chce.

Naród tego nie chce! Naród chwilowo dał się zastraszyć! Ale się obudzi! Nie jest do tego potrzebna krwawa rewolucja, trzeba tylko rozsądnego myślenia.

– Pani, ten naród jest głupi! – mówi zaprzyjaźniona kwiaciarka. – Nie cały, my przecież też jesteśmy tym narodem – odpowiadam. Ale powoli przestaję się utożsamiać z tym narodem. Szczególnie kiedy patrzę na wnuka pani Walentynowicz, brata pana Melaka czy te wszystkie panie roniące publicznie łzy i robiące kariery polityczne i finansowe, uprawnione nie siłą intelektu, ale śmiercią mężów i ojców. Czy jestem takim samym narodem jak oni? Przez wielu to, co piszę, zostanie uznane za herezję, ale czas już, żeby ktoś powiedział to głośno. Czas też powiedzieć, że katastrofa smoleńska jest pokłosiem religii katyńskiej. Ale to także będzie uznane za herezję.

Coraz częściej otaczający mnie świat jest pełen smutku, żalu, niepełnosprawności w każdej postaci. Coraz częściej pod hasłami politycznych zwycięstw można się dogrzebać, i to bez trudu, klęsk i kompromitacji. Jest nas przecież, obywateli rozsądnie myślących, więcej niż „prawdziwych Polaków”. Przestańmy być ostrożni, mówmy głośno! Nie szukajmy śladów zniewolenia wśród ekshumowanych trupów. Zauważmy wreszcie, że ten proces rozkwita dziś i poważnie nam zagraża.

Wydanie: 2018, 33/2018

Kategorie: Opinie

Komentarze

  1. fly
    fly 21 września, 2018, 17:32

    Celne ! Szczególnie podkreślenie roli takich … jak brat Melak , czy wnuk Walentynowicz . To są „przypadki” !

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy