Powrót Gwiezdnych Wojen

Powrót Gwiezdnych Wojen

Amerykanie poszukują partnerów do programu obrony przeciwrakietowej

Radary morskie i naziemne, antyrakiety, lasery na orbicie i na pokładach samolotów. Stany Zjednoczone z rozmachem przystąpiły do tworzenia kompleksowego systemu obrony przed wrogimi rakietami, także balistycznymi.
Ta sięgająca również w kosmos przeciwrakietowa tarcza będzie niezwykle kosztowna. Specjaliści oceniają, że do 2025 r. budowa systemu będącego dzieckiem gwiezdnych wojen Ronalda Reagana pochłonie 238 mld dolarów!
Puklerz okaże się skuteczny tylko wtedy, kiedy będzie miał charakter globalny. Dlatego już w ub.r. sekretarz obrony Donald Rumsfeld

usunął z nazwy programu

określenie „narodowy” (National Missile Defense System – tak nazywał się program za prezydentury Billa Clintona). Obecnie mowa tylko o Defense System. Politycy z Waszyngtonu podkreślają, że antyrakietowy puklerz może zapewnić bezpieczeństwo także innym krajom. Amerykańscy dyplomaci odwiedzają zaprzyjaźnione stolice, usiłując pozyskać je do współpracy. Rozmowy odbyły się lub zostaną przeprowadzone wkrótce w Kopenhadze, Berlinie, Pradze, Oslo, Warszawie, Budapeszcie, Paryżu i Ankarze. Stany Zjednoczone zamierzają zbudować stacje radarowe wczesnego ostrzegania na terytorium Turcji i należącej do Danii Grenlandii. Waszyngton pragnie też umieścić pociski antyrakietowe na pokładach okrętów brytyjskich.
Niemcy, Holandia i Hiszpania – wspólnie konstruujące nowy typ fregaty – rozważają zainstalowanie na niej amerykańskich antyrakiet. Jak informuje „Washington Post”, antyrakiety te mogą także stacjonować „na terytorium jednego lub kilku krajów Europy Środkowej” (niemal na pewno chodzi także o Polskę). Według wstępnych doniesień, Warszawa wyraziła już zgodę na udział w tym bezprecedensowym programie.
Sama idea wydaje się genialnie prosta. Satelity na orbicie okołoziemskiej wykrywają wrogie pociski balistyczne. Pomagają im potężne radary naziemne. Satelity oraz urządzenia radarowe „wskazują” cel umieszczonym na ziemi i morzu rakietom przechwytującym (Ground-Based Interceptor). Kiedy rakiety przechwytujące opuszczą atmosferę ziemską, steruje nimi komputer pokładowy, orientujący się m.in. za pomocą elektronicznej mapy gwiazdozbiorów.
Interceptory niszczą rakiety samą siłą swego uderzenia, a nie mocą eksplozji ładunku wybuchowego. Jak obrazowo mówią wojskowi, chodzi więc o to, aby „wystrzeloną kulą trafić w inną wystrzeloną kulę”. Rakiety nieprzyjaciela mają też przechwytywać lasery umieszczone na orbicie czy na pokładach specjalnie przystosowanych samolotów Boeing 747.

Pierwszy próbny lot

zmodyfikowanego boeinga (na razie bez lasera) odbył się 19 lipca nad stanem Kansas. Prototypowy laser tlenowo-jodowy typu A-1 umieszczony w dziobie samolotu ma wysyłać wiązkę promieni, która wypali dziurę wielkości piłki do koszykówki w powłoce wrogiej rakiety z odległości ponad 300 km.
Promienie lasera o mocy równej 10 tys. stuwatowych żarówek spowodują eksplozję materiałów pędnych nieprzyjacielskiego pocisku. Laser ma niszczyć rakiety we wstępnej fazie, kiedy się wznoszą, a ich zbiorniki paliwa są pełne.
Krytycy twierdzą, że system jest zbyt kosztowny i nie będzie funkcjonował. Trafienie rakiety międzykontynentalnej, mknącej w przestrzeni kosmicznej z prędkością 24 tys. km/h, wcale nie jest łatwe. Z trzech testów przeprowadzonych za rządów Clintona dwa okazały się fiaskiem. Obecnie jednak Pentagon twierdzi, że pięć kolejnych prób zakończyło się powodzeniem. Ostatni test odbył się w połowie czerwca na Pacyfiku, gdy rakieta wystrzelona z pokładu okrętu wojennego „Erie” zestrzeliła na wysokości 160 km „nieprzyjacielski pocisk międzykontynentalny” odpalony z Hawajów. Test przeprowadzono kilka godzin po wygaśnięciu układu ABM zawartego przez Waszyngton i Moskwę w 1972 r., zakazującego m.in. budowy systemów obrony przeciw rakietom balistycznym. Pół roku wcześniej Stany Zjednoczone jednostronnie wypowiedziały ten traktat. Protesty Rosji – wbrew zapowiedziom – okazały się słabe. Prezydent Putin stawia na współpracę z amerykańskim supermocarstwem.
Prezydent Bush stwierdził, że traktat ABM spełniał swe zadanie w czasach zimnej wojny, obecnie jednak sytuacja jest inna. Stanom Zjednoczonym zagraża nie inne wrogie supermocarstwo, lecz rakietowy arsenał „państw łotrowskich” – takich jak Korea Północna, Libia, Iran czy Irak. Bush stwierdził, że zwłaszcza po 11 września administracja musi uczynić wszystko, aby zapewnić obywatelom USA bezpieczeństwo. W połowie czerwca w Fort Greely na Alasce pełną parą ruszyła budowa

sześciu podziemnych silosów,

w których znajdą się rakiety przechwytujące. System z pewnością powstanie, przynajmniej częściowo. Europejscy sojusznicy Stanów przyjmują koncepcję gwiezdnych wojen bez entuzjazmu, ale w końcu nie odmówią współpracy. Pozostaje pytanie, czy antyrakietowy puklerz będzie skuteczny. Jak twierdzą na łamach dziennika „Boston Globe” David Wright i Theodore Postol ze słynnego Massachusetts Institute of Technology, potencjalny agresor może np. umieścić w głowicy bojowej rakiety balistycznej 100 lub więcej małych bomb wypełnionych zabójczymi bakteriami. Interceptory nie będą w stanie unicestwić tylu celów. Można też otoczyć rakietę balistyczną cienką powłoką wypełnioną ciekłym (a więc bardzo zimnym) azotem. Pociski przechwytujące, kierujące się na źródło ciepła, okażą się wtedy „ślepe”. Dziennik „USA Today” zwraca uwagę, że to Pentagon informuje, czy testy skończyły się powodzeniem, a dziennikarze nie mogą zweryfikować tej „propagandy sukcesu”. Nie ma więc pewności, czy globalny system obrony przeciwrakietowej nie jest tak naprawdę marnotrawieniem pieniędzy podatników. W końcu także podczas wojny o Kuwejt propaganda Pentagonu głosiła, że antyrakiety Patriot precyzyjnie niszczyły irackie pociski. Dopiero później okazało się, że prawie wszystkie patrioty chybiły.

 

Wydanie: 2002, 30/2002

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy