Disneyland IV RP

Disneyland IV RP

Muzeum Powstania Warszawskiego kojarzy się z fajną zabawą, eventem, którego nie wolno przegapić

Na pierwszym planie kolorowego obrazka schludnie ubrana i uczesana uśmiechnięta kobieta trzyma w ręku przewiązaną wstążeczką paczkę. Obok niej stoi wyprostowana jak struna najwyżej 12-letnia dziewczynka (pewnie córka) w nienagannym harcerskim mundurku, z przewieszoną przez ramię torbą poczty polowej. Za nimi ze studzienki kanalizacyjnej wystaje głowa chłopca. On także ma pogodną minę. W tle nisko lecący angielski samolot zrzuca pomoc dla walczących. Dalekie eksplozje i języki ognia nie budzą grozy. Nikt się nie kryje przed pociskami, poczucie bezpieczeństwa wzmacnia czarny kot.
Ten przeznaczony dla najmłodszych obrazek – do złożenia z 60 puzzli – oferuje sklep Muzeum Powstania Warszawskiego za jedyne 8 zł. Można go kupić, nie wychodząc z domu – poprzez stronę internetową. Puzzle znajdują się w zbiorze „gadżety” obejmującym 71 towarów. Są wśród nich: metalowa wpinka z kotwicą Polski Walczącej (numer jeden na sklepowej liście bestsellerów), smycze, magnesy na lodówkę, jedwabna apaszka stylizowana na powstańczą chustę oraz torby z motywami zaczerpniętymi z muralu wykonanego przez Wilhelma Sasnala. Ten ostatni towar został opatrzony komentarzem: „Praca Wilhelma Sasnala jest tak interesująca, że Muzeum zdecydowało się wypuścić na rynek serię damskich i męskich toreb”.

Zbuduj sobie barykadę

Choć posty internautów pod puzzlami nie zachęcają do kupna („To niemoralne”, „Makabryczne”, „Upiorne”, „Masakra”), asortyment – jak głosi informacja – jest na wyczerpaniu. Podobne obrazki dzieci mogą składać w Sali Małego Powstańca, która – komunikuje na swojej stronie muzeum – „powstała z myślą o najmłodszych gościach. Prowadzimy w niej zajęcia i lekcje dla przedszkolaków i młodszych uczniów”. Dzieci budują barykady, a kiedy się zmęczą, czytają książki, „wygodnie siedząc na poduszkach za barykadą” (to także ze strony). Gry i zabawy w powstanie finansuje, podobnie jak całe Muzeum Powstania Warszawskiego, miasto stołeczne Warszawa.
Wykorzystywanie elementów zabawy, popkultury (koncertów rockowych, wspólnego śpiewania powstańczych piosenek na pl. Piłsudskiego, murali, komiksów, gier miejskich) i rekreacji (Biegu Powstania Warszawskiego, Masy Powstańczej – każdy uczestnik tegorocznej otrzyma koszulkę i bidon) sprawia, że powstanie nie kojarzy się z hekatombą, rzezią, zagładą stolicy, lecz z epokowym zwycięstwem, Himalajami heroizmu i patriotyzmu, a samo muzeum – z Disneylandem, fajną zabawą, eventem, którego nie wolno przegapić. Choć według uczestnika i badacza powstania, prof. Jana M. Ciechanowskiego, „takiej katastrofy nie przeżyła żadna europejska stolica od najazdu Hunów na Rzym”, w ostatnich latach 1 sierpnia Warszawa promieniuje szczęściem, a jej centrum zamienia się w radosny piknik.
Zabawowa, popkulturowa forma Muzeum Powstania Warszawskiego łączy się z jego antylewicową, konserwatywną treścią. Placówka powstawała w okresie tworzenia przez Prawo i Sprawiedliwość projektu IV RP, obejmującego m.in. dekomunizację (delegalizację PRL) i upaństwowienie historii (tzw. politykę historyczną). Muzeum było częścią tego projektu i do dziś pozostaje mu wierne.

Muzeum polityczne

Budowa Muzeum Powstania Warszawskiego znalazła się w programie wyborczym Lecha Kaczyńskiego, który w 2002 r. walczył o prezydenturę w Warszawie. W drugiej turze pokonał on kandydata Sojuszu Lewicy Demokratycznej – Marka Balickiego. Jednym z głównych dział, jakie Prawo i Sprawiedliwość wytoczyło przeciwko lewicy, była historia. Lech Kaczyński przeciwstawiał Polskę Armii Krajowej i powstania warszawskiego Polsce lubelskiej (mającej rodowód w Manifeście PKWN). Ta pierwsza w jego przekazie uosabiała niepodległość, wolność i patriotyzm, ta druga – uzależnienie, zniewolenie i zdradę.
Muzeum było projektem polityczno-ideologicznym, dlatego Lech Kaczyński powierzył stworzenie go osobom związanym z PiS. Pełnomocnikiem ds. budowy placówki został 30-letni wówczas polonista Jan Ołdakowski, radny z Mokotowa, a w czasie rządów AWS dyrektor jednego z departamentów Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Ołdakowskiemu w tworzeniu koncepcji muzeum pomagali inni współpracownicy Ujazdowskiego – Paweł Kowal, Robert Kostro (obecnie dyrektor Muzeum Historii Polski) i Lena Cichocka, a także konserwatywni publicyści, którzy przenieśli na grunt polski pojęcie polityki historycznej Carla Schmitta: Marek Cichocki (tłumacz Schmitta), Dariusz Gawin (obecnie wicedyrektor muzeum), Tomasz Merta (współautor programu „IV Rzeczypospolita”, zginął w katastrofie smoleńskiej) i Dariusz Karłowicz (zasiadał w istniejącej do 2010 r. Radzie Powierniczej Muzeum Powstania Warszawskiego).
Placówka została skonstruowana zgodnie z wykładnią Carla Schmitta: polityka historyczna niemożliwa jest bez wroga. W ekspozycji wrogiem wolnej Polski (na obszarze kontrolowanym przez powstańców) uczyniono Polskę lubelską. Muzeum nie oszczędza nawet reformy rolnej, z której skorzystały setki tysięcy rodzin chłopskich (wydany 6 września, a więc jeszcze w czasie powstania dekret PKWN, to wciąż obowiązujący akt prawny): „Reforma jest pogwałceniem gwarantowanego w konstytucji prawa własności. Niszczy polskie ziemiaństwo”.
Otwierając placówkę Lech Kaczyński, już jako prezydent Polski, mówił, że powstanie warszawskie „było zwieńczeniem polskiego czynu niepodległościowego pierwszej połowy XX w., ale było także początkiem walki, która poprzez drugą połowę lat 40., rok 1956, 1966, 1968, 1970, 1976 doprowadziła do »Solidarności«”. W jego przekazie okres powstania był ostatnimi miesiącami „wolnej Polski na polskim terytorium przed 1989 r.”, a wszystkie protesty w powojennej Polsce miały podłoże niepodległościowe.

Przepisują życiorysy

Ta wykładnia nie zmieniła się po utracie przez PiS władzy w 2007 r. Dwa lata później Sejm, przy jednym głosie sprzeciwu, przyjął wniesiony przez Lecha Kaczyńskiego projekt ustawy o ustanowieniu – „w hołdzie tym, którzy w obronie bytu państwowego, z bronią w ręku walczyli o wyzwolenie Stolicy, dążyli do odtworzenia instytucji niepodległego Państwa Polskiego, sprzeciwili się okupacji niemieckiej i widmu sowieckiej niewoli zagrażającej następnym pokoleniom Polaków” – 1 sierpnia Narodowego Dnia Pamięci Powstania Warszawskiego.
W 2011 r. następca Lecha Kaczyńskiego, Bronisław Komorowski, zawiesił na piersi Jana Ołdakowskiego Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski za dokonanie „rzeczy wielkiej, za którą zawsze będę wdzięczny do końca mojego życia”. W ten sposób prezydent potwierdził obowiązywanie antagonistycznego podziału na Polskę wolną i Polskę lubelską, na dwa obozy: niepodległościowy i służący „sowieckiej niewoli”. Podobnie jak w II RP (faworyzowanie legionistów) i PRL (uprzywilejowanie partyzantów Armii Ludowej) władza podpowiada obywatelom, kim powinni być w przeszłości: żołnierzami Armii Krajowej, powstańcami warszawskimi, a następnie żołnierzami wyklętymi, opozycjonistami, zbuntowanymi robotnikami, członkami „Solidarności”. Rządzący zachęcają obywateli do opowiedzenia się za konkretną tradycją – nawet jeśli nic ich z nią nie łączy. W ubiegłym roku przyglądałem się uroczystościom rocznicy powstania w Żyrardowie. Zdominowali ją kibole wznoszący ręce z płonącymi racami i skandujący: „Cześć i chwała bohaterom!”. Bohaterowie – nieliczna grupka kombatantów – obserwowali ich z przerażeniem w oczach.
W Polsce zdarzają się sytuacje przypominające powieść Joanny Bator „Piaskowa Góra” – starsza kobieta, która dawno weszła w posiadanie albumu ze zdjęciami rodziny szlacheckiej, pokazuje go wnuczce, opowiadając w sposób zdradzający brak wykształcenia o jej rzekomych przodkach. W latach 90. potomkowie  chłopów budowali domy stylizowane na dworki, by w ten sposób podrasować swoje korzenie.
Katastrofa powstania, zagłada miasta, a także działania powojennych władz zmieniły tożsamość stolicy. Zdecydowana większość warszawiaków nie ma albumów, w których są zdjęcia przodków z powstania. Ich dziadkowie najczęściej byli chłopami, którzy skorzystali z przemian w PRL: polityki pełnego zatrudnienia, bezpłatnego kształcenia, industrializacji, awansu społecznego i cywilizacyjnego. Do nich jednak wstyd się przyznawać, znacznie przyjemniej uchodzić za warszawiaka z dziada pradziada, nakleić na samochodzie znak Polski Walczącej, założyć dziecku powstańczy T-shirt, przejechać się rowerem w peletonie Masy Powstańczej. Bardziej zdeterminowani mogą utrwalić swoją miłość do powstania tzw. patriotycznym tatuażem. Wszystko po to, by wylegitymować się powstańczym rodowodem, przynależnością do wyróżnionej przez władzę wspólnoty powstańczych tradycji.
Przeciwstawianie Polski powstania warszawskiego Polsce Ludowej jest fałszywe. Ojciec braci Kaczyńskich był powstańcem, co nie przeszkodziło mu afirmować powojennego ustroju. Wśród wybitnych architektów i urbanistów odbudowujących z ruin Warszawę byli uczestnicy powstania. Oficer Armii Krajowej Stanisław Ryszard Dobrowolski, który ułożył słowa jednej z najbardziej znanych powstańczych pieśni („Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój”), po wojnie należał do gorliwych zwolenników PRL. Szczególnie drogi Muzeum Powstania Warszawskiego Pomnik Małego Powstańca z fragmentem „Warszawskich dzieci” odsłonięto w 1983 r., kilka miesięcy po uchyleniu stanu wojennego. W tym samym roku komisarz stolicy, gen. Mieczysław Dębicki, powołał Muzeum Powstania Warszawskiego (miało ono powstać w dawnej siedzibie Banku Polskiego przy ul. Bielańskiej). W powstaniu wzięło udział przeszło tysiąc partyzantów Armii Ludowej, wśród nich por. Zenon Kliszko, późniejszy sekretarz KC PZPR, jeden z najbliższych współpracowników Władysława Gomułki. Jego oparta na własnych przeżyciach książka „Powstanie warszawskie” pozostaje nadal ciekawą lekturą. Nie znalazłem w Muzeum Powstania Warszawskiego informacji, że w uzgodnionym przez gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego i zbrodniarza wojennego gen. Ericha von dem Bacha-Zelewskiego tekście aktu kapitulacji nie zapewniono uznania alowców za jeńców wojennych, narażając ich na śmiertelne niebezpieczeństwo (dlatego większość z nich opuściła Warszawę wraz z ludnością cywilną).
Dyrektor Ołdakowski jest dumny, że powstanie warszawskie „stało się najważniejszym mitem wspólnotowym” – ważniejszym nawet niż „Solidarność”, a powstańcy są bohaterami popkultury. W ramach świętowania 10. rocznicy muzeum wydano dwie książki: „Jedyne takie muzeum. Odzyskana pamięć o Powstaniu Warszawskim” Piotra Legutki oraz wywiad rzekę z Janem Ołdakowskim „Muzeum. Miejsce, które zwróciło Warszawie duszę”. Obie potwierdzają, że polityka historyczna IV RP zapoczątkowana przez PiS na początku stulecia, a potem pielęgnowana przez Platformę Obywatelską, trzyma się doskonale.

Wydanie: 2014, 31/2014

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. czytelnik
    czytelnik 30 lipca, 2014, 18:22

    Pomyslec, ze smieja sie z „4 pancernych i psie”!

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. V.C.
    V.C. 5 sierpnia, 2014, 20:33

    Dlaczego teksty z poprzednich numerów, jak np. ten powyższy, nie są udostępniane w całości na stronie?

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy