Powtórka z Buzka

Powtórka z Buzka

Pod szyldami PO i PiS wracają ministrowie z rządu AWS-UW

Zwycięskie dla prawicy wybory w 1997 r. Jarosław Kaczyński kwitował krótko, acz dosadnie: „Teraz K… My”. Po 25 września bracia Kaczyńscy mogą spokojnie powrócić do swojego powiedzenia.
Jak przebiegać będą sfery wpływu, jeszcze nie wiadomo, ale generalnie za „chleb” odpowiadać ma PO, a za „igrzyska” – PiS. Od kilku miesięcy PiS twardo obstaje przy obsadzie połowy stanowisk ministerialnych (m.in. sprawiedliwości, administracji, kultury, edukacji, skarbu). Rosnąca dysproporcja pomiędzy PO a PiS na niekorzyść tej ostatniej partii nie zahamowała apetytu Kaczyńskich. Wręcz przeciwnie. „Im Platformie mniej brakuje do utworzenia samodzielnego rządu, tym bardziej Kaczyńscy się radykalizują. Zawsze słabszy partner staje się głośniejszy i stawia sprawy na ostrzu noża, by więcej wyszarpać”, tłumaczy jeden z polityków PO.
Chociaż ostatnie notowania przedwyborcze dają PO na tyle silną pozycję, że mogłaby się pokusić o samodzielne rządy, liderzy Platformy zapewniają, że koalicję utworzą z PiS. Politycy PO zdają sobie sprawę z dwoistości problemu. Bracia Kaczyńscy bowiem mogą być uciążliwi zarówno jako koalicjanci, jak i jako opozycja. Ale też mogą być wygodnym listkiem figowym, bo jak się coś w gospodarce nie uda, to zawsze można winą za to obarczyć koalicyjnego hamulcowego z PiS.
Dzielenie skóry na niedźwiedziu, czyli obsada jeszcze niezdobytych rządowych gabinetów, trwa od kilku miesięcy. „Co drugi poseł PO i PiS chodzi już z ministerialną teczką”, śmieje się polityk Platformy.
Co i komu więc oferują liderzy PO i PiS?

Kto ma kasę, ten ma władzę

Motywem przewodnim kampanii i główną osią wojny PO-PiS stały się stawki podatkowe. PO upiera się przy obniżeniu podatków do 15% (PIT, CIT i VAT) i jednocześnie przekonuje, że przyjęcie propozycji gospodarczych PiS oznacza utratę pracy przez pół miliona Polaków. PiS odpowiada, że na „liniowcu” finansowo straci 10 mln Polaków. Tyle wyborcza retoryka. Jak będzie, zdecyduje tak naprawdę ten, kto obejmie resort finansów. Rosnące notowania PO przechylają szalę na jej stronę. Z jej strony wśród kandydatów na ministra finansów najczęściej padają nazwiska Stefana Kawalca (byłego współpracownika Balcerowicza, wiceprezesa zarządu Commercial Union Polska, byłego głównego doradcy Banku Handlowego) i Rafała Antczaka. Do gry powrócić ma nawet prof. Zyta Gilowska, o której się mówi, że ma dostać jakieś wysokie stanowisko w ministerstwie. Na pozostanie przy nowej ekipie z PO mają szansę była wieloletnia wiceminister finansów Hanna Wasilewska-Trenkner oraz wiceminister Andrzej Jacaszek.
Na ministra gospodarki PiS lansuje Andrzeja Diakonowa, autora programu gospodarczego PiS, którym jednak interesuje się Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Oskarża ona posła PiS, że w 2001 r., gdy był członkiem zarządu Ciechu, zarząd podjął decyzję o sprzedaży swoich akcji firmie Cresco Financial Advisors sp. z o.o. Transakcja nie mogła dojść do skutku, bo sprzeciwiało się jej Ministerstwo Skarbu (państwo utraciłoby kontrolę nad Ciechem). Umowa jednak i tak została podpisana, i to z klauzulą, że jeśli do sprzedaży akcji nie dojdzie, Ciech zapłaci 9 mln zł odszkodowania. Tak się też stało. Diakonow zapewnia, że o sprzeciwie resortu skarbu nic nie wiedział.
Kandydat PiS na początku lat 90. był wiceministrem gospodarki. Pracował też w Najwyższej Izbie Kontroli, gdzie był doradcą prezesa.

Kto weźmie skarb?

Tu chrapkę ma skarbnik PO – poseł Mirosław Drzewiecki (fabrykant odzieżowy, o którym krążą w Łodzi legendy). Drzewiecki ewentualnie mógłby się zadowolić resortem sportu.
Platforma ma też wariant historyczny i wysuwa kandydaturę Rafała Zagórnego, który miał już okazję rządzić za czasów Jerzego Buzka (był wiceministrem finansów). Do resortu gospodarki lub skarbu wybiera się ponoć także poseł Adam Szejnfeld.
Do skarbu chciałby też się dobrać Kazimierz Marcinkiewicz. Jest jednym z głównych orędowników sprawdzenia wszystkich i wszystkiego, co się zdarzyło w III RP.
„Rozliczyć trzeba absolutnie wszystko, do skarpetek – zapowiada obrazowo. – Stąd pomysł lustracji gospodarczej. Trzeba rozliczyć różne afery prywatyzacyjne. Trzeba zajrzeć do majątków osób z życia publicznego, aby każdy musiał wykazać, skąd ma majątek”.
Zresztą poseł PiS ze względu na swe liczne talenty uważa, że może pasować do kilku resortów – edukacji (patrz niżej) lub skarbu (bo kierował sejmową Komisją Skarbu). Odnalazłby się też jako szef Kancelarii Premiera (bo opracował dokument „Tanie Państwo” z listą urzędów państwowych przeznaczonych do likwidacji). Warto przypomnieć, że Marcinkiewicz jako szef gabinetu politycznego premiera Buzka wsławił się przygotowaniem kodeksu, m.in. zakazującego publicznych sporów między ministrami i publicznej krytyki rządowych decyzji.

PiS zadba o sprawiedliwość
Od dawna wiadomo, że ten resort weźmie PiS. Tu bracia Kaczyńscy czują się świetnie, jak w każdych innych obszarach, których powodzenie zależy od działań widowiskowych, zapewniających szybką i łatwą popularność. Retoryka bezwzględnej walki z przestępczością wywindowała już Lecha Kaczyńskiego na prezydenta Warszawy, choć w praktyce bezpieczeństwo na stołecznych ulicach pozostało na równie niskim poziomie jak przed przyjściem lidera PiS. W zależności od wyników wyborów wariantów personalnych jest kilka. Kiedy PiS miał szansę na premiera (Jarosława Kaczyńskiego), na ministra sprawiedliwości szykował się śledczy Zbigniew Ziobro. Mniejsze szanse miał rywalizujący z nim Zbigniew Wassermann. Trzecim kandydatem był wierny i zawsze skłonny do skrytykowania lewicy Janusz Kochanowski. Podobno gotowy do objęcia stanowiska wiceministra jest lekko zapomniany już były poseł AWS, Krzysztof Śmieja.
Zwycięstwo PO sprawi jednak, że panowie muszą ustąpić miejsca Jarosławowi Kaczyńskiemu, który chciałby połączyć funkcje wicepremiera i szefa resortu sprawiedliwości. Jest też wariant, że Kaczyński utarguje marszałka Sejmu i wtedy do gry wróci Ziobro. Wprawdzie fotel marszałka tradycyjnie przypada partii, która zwycięży w wyborach, ale PiS może tu nie popuścić, w przeciwnym razie najważniejsze funkcje w państwie (prezydent, premier i marszałek Sejmu) przypadną PO.
Przejęcie przez PiS stanowisk ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego zdaje się przesądzone, ale w szeregach PO pada pytanie, czy oddając tak ważne stanowiska PiS, Platforma nie kręci na siebie bicza. Tu bowiem się rozstrzyga, które sprawy będą szybciej lub wolniej podejmowane, czyja sprawa zostanie wywleczona na światło dzienne, a która umorzona.
Nie przypadkiem Lech Kaczyński w ostatnich godzinach urzędowania w rządzie Buzka mianował prokuratorów Prokuratury Krajowej. PAP twierdziła nawet, że robił to już po skierowaniu przez premiera wniosku o dymisję Kaczyńskiego.

Kto się dobierze do dokumentów MSWiA?

Strategicznym miejscem jest także gabinet ministra spraw wewnętrznych i administracji. Nic więc dziwnego, że bracia Kaczyńscy chcieliby tam wysłać swojego najbardziej zaufanego człowieka – Ludwika Dorna. Ale opanować ten siłowy resort chcieliby też liderzy Platformy. Ponoć największym marzeniem Grzegorza Schetyny, sekretarza generalnego PO, jest właśnie przeprowadzka do gmachu MSWiA. Pozycja Schetyny jest bardzo silna (w PO mówi się, że jego kredo to: kto nie ze mną, ten do zabicia), ale zaszkodził mu artykuł w „Newsweeku” opisujący jego rozliczne biznesy i to, że chciał, by firma żony prowadziła kampanię wyborczą partii. Koledzy z PO podobno radzą mu spokojniejszy resort, przekonują nawet, że zbyt eksponowane stanowisko może ściągnąć niepotrzebną uwagę mediów. Dlaczego miałoby to być niewygodne – nie wyjaśniają. Zastępczo Schetyna pojawia się też jako kandydat na ministra sportu lub szefa PZPN.
Być może, wkrótce przypomną się nam czasy AWS, bo na giełdzie pojawia się też kandydatura Marka Biernackiego. W 2000 r. prasa uznała go za najbardziej kontrowersyjnego ministra w rządzie Buzka. Zasłynął beznadziejnym projektem reorganizacji resortu. Wykazał się jednak zaangażowaniem w prace nad ustawami o dostępie do teczek SB (lustracja i IPN). Bulwersowały jego decyzje o dymisji szefa GROM-u oraz skandaliczne wydarzenia w podległych mu służbach: strzelanina w jeleniogórskim sądzie czy polowanie na tygrysa zakończone zastrzeleniem weterynarza.

Komu kultura?

Bracia Kaczyńscy upatrują tu swej szansy. Uważają, że niezależnie od tego, jaki osiągną wynik wyborczy, to ministerstwo powinno przypaść PiS, bo w obszarach ideologicznych sprawdzają się znakomicie. Z działań priorytetowych wymieniają… zmianę nazwy resortu poprzez dodanie członu „dziedzictwo narodowe”. Ma to podkreślać zamierzenia przyszłych urzędników.
W ramach wspierania kultury PiS chce utworzyć Muzeum Wolności, które przedstawiałoby najważniejsze wydarzenia w Polsce, głównie z XX w. Możemy też oczekiwać świętowania słusznych ideologicznie rocznic, obchodów patriotyczno-religijnych itp. PiS szumnie zapowiada podniesienie o 20% wydatków na kulturę. Nie widzi wprawdzie nowych źródeł dochodów, ale – jak twierdzi – wystarczy, że do tych inicjatyw włączą się finansowo inne resorty.
Ministrem miałby zostać Kazimierz M. Ujazdowski. Ku zaskoczeniu wszystkich dostał już raz nominację na ministra kultury w rządzie Jerzego Buzka. Nie przeszkadzało wówczas, że był kompletnie nieznany w środowisku artystycznym. Do swojego najważniejszego dorobku Ujazdowski zaliczył współpracę nad ustawą lustracyjną oraz przygotowanie ustawy o odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów za naruszenie niezawisłości sędziowskiej w latach 1944-1989. „Nie mogę zatem obecnie przypisać sobie odpowiedzialności za to, co niedobre i słabe w ustroju politycznym państwa”, mówił skromnie w 2001 r. Jako minister kultury zadbał przede wszystkim o wydanie rozporządzenia o ujawnieniu dokumentów archiwalnych dotyczących działalności PZPR w latach 1971-1989 i o przyznanie działaczom związanym z drugim obiegiem odznaki Zasłużony dla Kultury Polskiej.
Ujazdowski liczy ponoć na stanowisko ministra spraw zagranicznych. Taki wariant niestety jest możliwy, gdyby murowany kandydat na szefa MSZ, Jacek Saryusz-Wolski, nie chciał zrezygnować z posady wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego.
Na ławce rezerwowych przed Ministerstwem Kultury czeka Marek Jurek. Wprawdzie autor słynnej tezy, że „dzieci, które nie dostają w skórę, są mniej współczujące i bardziej histeryczne”, bardziej pasowałby w gabinecie szefa edukacji, ale w szerzeniu kultury też da sobie radę. Jako członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w 2001 r. domagał się wprowadzenia ustawowego obowiązku współpracy kierownictwa radia i telewizji ze „stowarzyszeniami telewidzów i radiosłuchaczy zabiegających o przywrócenie porządku moralnego w mediach” (chodziło o niepokazywanie seksu i przemocy). Apelował też o powołanie „rady prasowej i wydawniczej” do strzeżenia porządku moralnego.
Platforma nie ukrywa, że jej koncepcja finansowania kultury różni się od wizji kolegów z PiS. Zdaniem PO, kultura powinna być przede wszystkim prężną gałęzią gospodarki. Uważa też, że wystarczy odpowiednio zmobilizować samorządy, by władze lokalne zaczęły przeznaczać większe środki na kulturę.
Z polityków PO na ministerialną tekę ma ochotę Iwona Śledzińska-Katarasińska. Już raz, w 1997 r., gdy tworzył się rząd Jerzego Buzka, była kandydatką UW na szefa tego resortu. Wtedy nominacja przeszła jej koło nosa, gdyż „Życie” ujawniło jej antysemickie teksty z 1968 r. Donald Tusk nie krył wówczas swojego oburzenia. „Spójrzmy na tę sprawę jeszcze od innej strony. Jeszcze niedawno politykowi nic właściwie nie mogło zaszkodzić. Przykład pani Śledzińskiej-Katarasińskiej świadczy, że wreszcie robi się normalnie, że nawet teksty sprzed 30 lat mogą złamać karierę”, mówił „Dziennikowi Bałtyckiemu” (07.11.1997 r.).
Ale najwyraźniej już o tym zapomniał. Partyjna pozycja Śledzińskiej-Katarasińskiej jest zadziwiająco mocna. Gdy w czerwcu spowodowała kraksę, Tusk grzmiał: „Jeśli okaże się, że Iwona Śledzińska-Katarasińska spowodowała kolizję pod wpływem alkoholu, to będzie to koniec jej kariery w Platformie”. I chociaż policja upierała się, że posłanka wsiadła do samochodu „po spożyciu”, to i tak Tusk wpisał ją na pierwsze miejsce na liście wyborczej.
Być może jednak kłótnię o fotel ministra kultury wygra trzeci kandydat – Ferdynand Ruszczyc, dyrektor Muzeum Narodowego.

Edukacji kurs na wartości

Jeśli chodzi o edukację, to debata toczy się przede wszystkim wokół tego, kto zostanie szefem resortu, a nie z jakim przyjdzie programem. Ale nazwiska kandydatów na ministrów wyjaśniają na tyle dużo, że o program właściwe nie trzeba się dopytywać. Tu także szykują się wielkie powroty. Niemal pewnym kandydatem jest Kazimierz Marcinkiewicz (jeśli nie dostanie resortu skarbu). Autor powiedzenia, że „województwo gorzowskie jako czerwone przeorze”, już raz (w 1992 r.) został wysłany przez ZChN do resortu oświaty. Wówczas ponoć nosił się z zamiarem wprowadzenia „syntezy katechezy z innymi przedmiotami szkolnymi”. ZNP domagał się jego odwołania.
W 2000 r. wywołał burzę wśród naukowców projektem „Rewolucji w edukacji”. W jej ramach domagał się m.in. amerykanizacji polskiego szkolnictwa wyższego (przemilczał jednak kwestię odpłatności studiów), zniesienia stopni i tytułów naukowych czy sprowadzenia matematyków i informatyków z Białorusi i Ukrainy.
W 2000 r. Marcinkiewicz złożył cenną deklarację: „W III RP nie mieliśmy jeszcze tak dobrego premiera jak Jerzy Buzek”. Czy Jan Rokita sprosta tak podniesionej poprzeczce?

Szlachetne zdrowie

W resorcie zdrowia trudno się odwoływać na dłuższą metę do bogoojczyźnianych haseł, więc tu PiS nie czuje się najlepiej i nie będzie długo walczyć z PO o obsadzenie tego resortu.
Wokół zdrowia ścierają się dwie koncepcje i przynajmniej trzech kandydatów. PO domaga się komercyjnego charakteru ubezpieczeń zdrowotnych, a PiS żąda czegoś dokładnie odwrotnego – finansowania służby zdrowia z budżetu. W poufnych rozmowach politycy PO i PiS przyznają jednak, że nie mają zbyt wielu pomysłów na uzdrowienie sytuacji w służbie zdrowia.
O fotel ministra rywalizują posłowie: Elżbieta Radziszewska, Ewa Kopacz oraz Bolesław Piecha z PiS. Z tej trójki szanse ma przede wszystkim Radziszewska, ze względu na najdłuższy staż parlamentarny (dwie kadencje) oraz zajadłą walkę z Mariuszem Łapińskim. Ale w Platformie coraz częściej powtarza się, że resortem kierować powinien sprawny menedżer, a nie prosta, acz wyszczekana lekarka.
Nie wiadomo, co stanie się z dysponującym miliardami złotych Narodowym Funduszem Zdrowia. Nie wiedzą tego nawet szykujący się do przejęcia władzy politycy. Z jednej strony bowiem, PO twierdzi, że NFZ powinien zostać, z drugiej, PiS wykrzykuje, że musi być zlikwidowany.
Jednak Platforma ma już swojego kandydata na szefa NFZ – Andrzeja Sośnierza. Kandydat kontrowersyjny, ale PO widać nie przeszkadza, że do jego wcześniejszej działalności NIK miała spore zastrzeżenia (m.in. o przekraczanie planów budżetowych). Sośnierz pojawia się również na giełdzie jako wiceminister zdrowia.

***

Jan Rokita, szykujący się na premiera, zapowiada, że chce utworzyć rząd autorski. Nie wiadomo do końca, czy sięgnie po nazwiska zaprawionych w politycznych bojach, czy po ekspertów, którzy do tej pory pozostają w cieniu. Jedno jest pewne – wśród najgłośniejszych kandydatur Platformy na ministerialne urzędy nie ma wielu osób należących do grona zaufanych Rokity. Pytaniem jest, na ile przy układaniu składu gabinetu będzie musiał się liczyć ze zdaniem Donalda Tuska i koalicyjnych braci Kaczyńskich. Kształt rządu pokaże więc, czy Rokicie udało się wybić na niepodległość.


 

KANDYDACI PO-PiS NA MINISTRÓW
Ministerstwo Edukacji: PiS – Kazimierz Marcinkiewicz
Ministerstwo Finansów: PO – Stefan Kawalec, Rafał Antczak, Cezary Mech, PiS – Andrzej Diakonow
Ministerstwo Gospodarki: PO – Adam Szejnfeld, Cezary Grabarczyk, PiS – Andrzej Diakonow
Ministerstwo Infrastruktury: PO – Tadeusz Jarmuziewicz, Waldy Dzikowski, PiS – Jerzy Polaczek
Ministerstwo Kultury: PO – Iwona Śledzińska-Katarasińska, PiS – Kazimierz Ujazdowski, Marek Jurek
MSWiA: PO – Grzegorz Schetyna, Marek Biernacki, PiS – Ludwik Dorn, Zbigniew Wasserman
Ministerstwo Obrony Narodowej: PO – Bronisław Komorowski, PiS – Przemysław Gosiewski
Ministerstwo Polityki Regionalnej: PiS – Marek Kuchciński
Ministerstwo Polityki Społecznej: PiS – Tadeusz Cymański
Ministerstwo Rolnictwa: PiS – senator Krzysztof Jurgiel, wiceminister – Wojciech Mojzesowicz
Ministerstwo Skarbu: PO – Rafał Zagórny, Zbigniew Chlebowski, Mirosław Drzewiecki, PiS – Kazimierz Marcinkiewicz, Andrzej Diakonow
Ministerstwo Spraw Zagranicznych: PO – Jacek Saryusz-Wolski, Bronisław Komorowski, PiS – Kazimierz Ujazdowski
Ministerstwo Sprawiedliwości: PiS – Zbigniew Ziobro, Janusz Kochanowski, Zbigniew Wasserman
Ministerstwo Sportu: PO – Grzegorz Schetyna
Ministerstwo Środowiska: PO – Jan Rzymełko, PiS – Jan Szyszko (w rządzie AWS)
Ministerstwo Zdrowia: PO – Elżbieta Radziszewska, Ewa Kopacz, PiS – Bolesław Piecha

 

Wydanie: 2005, 38/2005

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy