Pożegnania w czasach zarazy

Pożegnania w czasach zarazy

Teraz wszyscy jesteśmy w żałobie

Katarzyna Czajkowska-Łukasiewicz – psycholog

Trwa pandemia. W jaki sposób wpływa ona na pani pracę z pacjentami w żałobie?
– Zwykle myślimy o żałobie w kontekście utraty bliskiej osoby – ktoś był i już go nie ma, trzeba to opłakać. Jednak żałoba ma wiele wymiarów, również ekonomiczny, społeczny czy kulturowy. I te wymiary żałoby, których przeżywanie jest związane z innymi ludźmi, zostają teraz zachwiane. Spójrzmy choćby na kwestię pogrzebu. Wiosną był taki moment – teraz do tego wróciliśmy – że w uroczystości nie mogło uczestniczyć wiele osób. Tymczasem dla komfortu psychicznego osoby, która kogoś straciła, zaproszenie wszystkich bliskich i wspólne pożegnanie zmarłego jest niezwykle ważne. Gdy ceremonia pewnego rodzaju „domknięcia” staje się utrudniona lub niemożliwa, mamy do czynienia z kolejną stratą. To wpływa na cały proces przeżywania żałoby.

Czyli rzutuje na to, co się dzieje dalej.
– Tak. W dodatku pandemia utrudnia to, co dzieje się w żałobie później, a co jest niezwykle dla niej istotne – uzyskanie wsparcia innych. Spotkania są mocno ograniczone, co również wpływa na poziom izolacji osób przeżywających żałobę. A pamiętajmy, że on i tak zwykle jest wysoki, bo trudno się rozmawia z kimś, kto cierpi. Nie do końca wiadomo, co wypada powiedzieć, bo przecież wiemy, że każdemu może pomóc coś zupełnie innego, coś innego może też zranić. Nie wszyscy mają zaś otwartość, by o to dopytywać.
W dodatku czasem trudno nawet określić, czy dana osoba nie widuje się z innymi dlatego, że coś się z nią dzieje – przeżywa stany depresyjne, nie jest zdolna wyjść z domu – czy po prostu izoluje się ze względu na COVID. Pandemia utrudnia więc także rozpoznanie problemów psychologicznych danej osoby. Nasza praca w fundacji jest teraz bardziej nastawiona na interwencję kryzysową. I kolejna sprawa – osoba w żałobie nie może odbudować różnych form życia społecznego, już bez zmarłego.

Co to oznacza?
– Funkcjonujemy w różnych układach społecznych. Gdy np. umiera partner, nasze znajomości się przeformułowują. Na towarzyskie czy rodzinne spotkania przychodzi się już nie z partnerem, lecz samemu. To też jest ważny etap żałoby – móc zyskać na nowo swoją tożsamość jako członka grupy, społeczeństwa. I teraz stało się jeszcze trudniejsze. W dodatku przeżywanie przez cały świat innego rodzaju żałoby – rozumianej jako poczucie utraty i tęsknoty za tym wszystkim, czego już nie można robić – może intensyfikować różne bolesne procesy u osób, które utraciły kogoś bliskiego.

Z drugiej strony pandemia daje rodzaj poczucia wspólnoty w tej żałobie, bo teraz już wszyscy coś tracimy. Niektóre osoby mówiły mi, że daje im to doświadczenie poczucia zrozumienia. Bo „wreszcie inni rozumieją, przez co ja przechodzę”. Żałoba nie musi przecież następować tylko po śmierci bliskiej osoby, możemy ją przeżywać po stracie pracy czy zakończonym związku. Pandemia sprawiła, że w pewnym sensie stała się doświadczeniem kolektywnym.

Ogólny nastrój żałoby może ułatwić żałobę indywidualną.
– Tak, dać poczucie zrozumienia. Na tym opiera się funkcjonowanie naszych grup wsparcia w fundacji – osoby, które przeszły przez to samo, mogą się skutecznie wspierać, nawet jeśli sytuacja każdej z nich jest nieco inna.

Jak możemy pomóc innym w przeżywaniu żałoby? Czasem po prostu nie wiemy, jak się zachować.
– Uniwersalną radą jest to, by być w kontakcie z osobami, które doznały straty, i mówić im właśnie, że nie wiemy, jak się zachować, co powiedzieć. Można zadzwonić i zakomunikować: „Zupełnie nie wiem, co ci powiedzieć w tej sytuacji, ale jestem przy tobie, chcę zrobić coś, by było ci lepiej”. Takie zwrócenie się do tej osoby, zapewnienie, że również doświadcza się bezradności, ale chce się towarzyszyć, jest czymś ważnym. Osoby w żałobie mówią, że to pomaga.

Istotne jest też to, by dać temu komuś przestrzeń na przeżywanie różnych emocji. Często myślimy o żałobie wyłącznie jako o smutku. Tymczasem żałoba jest stanem kompleksowym, w którym zawierają się różne uczucia: smutek, złość, poczucie winy czy rozpacz. Podarowanie tej osobie przestrzeni na nie, by mogła przeżywać nawet emocje dla nas niekomfortowe, jest bardzo ważne. Warto więc powiedzieć: „Możesz mi mówić, co przeżywasz, ja wytrzymam różne twoje uczucia”.

Pandemia utrudnia nam jednak te realne kontakty. Jak sobie z tym radzić?
– Rzeczywiście, teraz mniej dostępne jest zrobienie wraz z tą osobą czegoś konkretnego, np. pójście do kina czy przygotowanie dla niej kolacji. Jednak jako społeczeństwo już nauczyliśmy się radzić sobie z przenoszeniem dużej części życia w świat wirtualny czy telefoniczny. Żałobę także musimy przenieść w te kategorie. To nie będzie to samo co realny kontakt, ale w każdej relacji i w każdej grupie można próbować znaleźć rozwiązania. Ważne jednak, by pytać tę osobę o jej potrzeby, nie bać się, że ją zranimy. Bo milczenie i nieobecność ranią najbardziej.

Czy w pracy spotkała pani osoby, które straciły bliskich przez koronawirusa?
– Nie, ale zdarzyły się osoby, które mówiły, jak trudno teraz się pożegnać z bliskimi. Chodzi o chorych onkologicznie, przewlekle, przebywających w szpitalach czy hospicjach, jeśli nie ma możliwości odwiedzenia ich lub jest to utrudnione. To bardzo zaburza proces żałoby.

Dlaczego pożegnanie z odchodzącymi bliskimi jest tak ważne?
– Zawsze gdy tracimy kogoś bliskiego, w jakimś sensie zostajemy sami „ze swoim końcem liny”. W urwanej relacji niczego już nie można zmienić, naprawić, niczego nie można powiedzieć. I to jest bardzo trudne doświadczenie, bo konfrontuje nas z rodzajem bezsilności. Opłakanie tej skończoności, niemożności dodania jeszcze czegoś do tej relacji, jest ważnym etapem pracy psychologicznej z żałobą. Żadne pożegnanie nie uchroni nas przed koniecznością jej przeżycia, ale na pewno duże znaczenie ma w jej procesie możliwość późniejszego sięgnięcia do pożegnania jako doświadczenia domykającego relację.

Jeśli chodzi o pacjentów zmarłych na COVID-19, utrudnione jest też obecnie pożegnanie ciała – nie wolno np. wystawiać otwartej trumny. Czy to może mieć znaczenie dla procesu domknięcia relacji?

– Kiedy umiera ktoś bliski, tracimy w pewnym sensie poczucie bezpieczeństwa i kontroli – zdajemy sobie sprawę, że nie możemy zrobić nic, by uniknąć śmierci. Pogrzeb jest natomiast momentem, kiedy możemy zdecydować, jak chcemy się pożegnać. Te decyzje mogą być obciążeniem organizacyjnym, ale jednocześnie dać nam możliwość bycia „przy sobie”, przyjrzenia się swoim potrzebom. W związku z ograniczeniami covidowymi ta możliwość również zostaje nam w pewnym sensie odebrana, a wraz z nią poczucie kontroli i bezpieczeństwa. To może utrudnić dopuszczenie do siebie pewnych emocji, pogłębić wewnętrzne konflikty.

Dużo osób neguje istnienie pandemii. Bo ucierpiały z powodu obostrzeń, np. utraciły pracę albo są przedsiębiorcami w branży dotkniętej ograniczeniami. Czy spotkała się pani z sytuacją, gdy ktoś stracił bliskiego – np. na skutek załamania się systemu ochrony zdrowia – i też przez to jest skłonny negować pandemię?

– Myślenie spiskowe pomaga niektórym zrozumieć to, co się dzieje, ograniczyć nasze poczucie bezradności, w którym nie jesteśmy przecież w stanie zbyt długo trwać. Ale w przypadku osób w żałobie pandemia wpisuje się raczej w inny mechanizm. Zwykle po śmierci bliskiej osoby nurtują nas pytania i wątpliwości typu: „Co mogłam zrobić?”, „Gdybym wtedy nie wróciła później, może by żył”. Takie odgrywanie scenariuszy w głowie to nic innego jak próby zaprzeczenia naszej śmiertelności czy podległości procesom, nad którymi nie mamy kontroli. To zwyczajne elementy procesu żałoby. Pandemia daje nam nowe paliwo do tego mechanizmu – staje się nową rzeczywistością społeczną, z której czerpiemy uzasadnienia. Czyli możemy teraz myśleć: „Gdyby nie pandemia, mój mąż miałby miejsce w szpitalu i może udałoby się go wyleczyć” albo „Gdyby rządzący inaczej radzili sobie z sytuacją, mój bliski by żył”.

O czym jeszcze powinniśmy pamiętać, wspierając osoby w żałobie?

– O tym, by nie zapominać o nich również w późniejszym jej etapie. Gdy dowiadujemy się o czyjejś śmierci, zwykle pytamy bliskich, jak możemy im pomóc. Ale wiele osób skarży się potem, że to zainteresowanie z czasem się wycisza. Zakładamy, że skoro zasygnalizowaliśmy, że „w razie czego jesteśmy”, nie musimy robić nic więcej. Tymczasem ważne jest, by jednak się przypominać i nie zostawiać nikogo tylko z komunikatem, że może się do nas odezwać. Raczej weźmy ten kontakt na siebie jako towarzysze żałoby.

Osoby w żałobie mogą się obawiać, że będą kogoś obciążać swoim bólem.

– Tak, to bardzo częste. Śmierć i żałoba nie są atrakcyjnym tematem i mamy zwykle przekonanie, że wolno nam popłakać w domu, ale potem sami musimy sobie poradzić, iść w świat i działać. Ważne jest też to, by uszanować, że osoba w żałobie może nie chcieć o niej mówić – woli rozmawiać o zwykłych sprawach.

Warto wtedy dopytać, o czym chce rozmawiać?

– Tak. To nie nasze pytania czy niewiedza bolą najbardziej, ale brak kontaktu.

W jaki sposób radzą sobie państwo ze wspieraniem pacjentów, gdy trudno spotkać się stacjonarnie?

– W fundacji prowadzę psychoterapię indywidualną oraz grupy wsparcia. Ze względu na pandemię grupa będzie się spotykała online, na platformie do wideokonferencji. Są to osoby na różnym etapie żałoby, z różnymi doświadczeniami, ale ponieważ wzajemne wspieranie się jest ważnym elementem tego procesu, chcemy, by grupy nadal działały. Zależy mi, by nowa grupa ruszyła w listopadzie, bo to szczególnie trudny czas.

Zimą trudniej sobie radzić z żałobą?

– Chodzi raczej o nadchodzące święta Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny. Osoby w żałobie przeżywają w tym czasie większy smutek, nasilają się ich refleksje dotyczące utraty bliskich, wraca więcej wspomnień. W tym okresie widzimy większy napływ osób potrzebujących wsparcia psychologicznego. Dzieje się tak co roku.

Może lepiej nie obchodzić tego święta? Czy ono w ogóle jest potrzebne?

– W pani pytaniu widać nadzieję czy pragnienie świata, w którym nie byłoby smutku ani żałoby. Śmierć i umieranie oraz wszystkie uczucia, które pojawiają się w nas po utracie bliskich, to nie są tematy medialne, przyjemne, ekscytujące i na co dzień raczej ich unikamy. Listopadowe święto daje nam zaś przestrzeń również na takie uczucia. Dzięki niemu możemy zatrzymać się i dopuścić do siebie emocje, które odkładamy na bok w pędzie codziennego życia. Możemy się skupić na refleksji, na którą zwykle nie mamy przestrzeni, nie zaś na działaniu.

Czy dla osób – być może świeżo po stracie bliskiego – dla których to święto jest dodatkową trudnością, dobrym pomysłem byłby wyjazd, ucieczka, by nie musiały widzieć tych wszystkich zniczy i cmentarzy?

– Nasuwa mi się ulubiona odpowiedź, za którą chowają się psycholodzy, czyli: to zależy. Z jednej strony, unikanie emocji jest strategią, która rzadko sprawdza się na dłuższą metę. Te emocje i tak prędzej czy później nas dopadną – i dlatego m.in. na tym polega praca psychologiczna z żałobą, że dajemy sobie przestrzeń, by przeżyć również te najtrudniejsze. Dopiero wtedy możemy iść dalej, choć to długotrwały, wymagający proces. Ważne jest też, by zapewnić sobie warunki do przeżywania emocji – być może będzie to wsparcie psychologiczne czy rozmowy z bliskimi osobami. Lepiej nie łudzić się jednak, że można ten smutek odciąć i schować głęboko, wyjechać gdzieś i uciec od niego.

Z drugiej strony, w czasie żałoby jesteśmy bardziej podatni na zranienie. I wtedy warto być „przy sobie” i swoich potrzebach. Jeśli zatem ktoś czuje, że wyjazd będzie w danym momencie czymś najlepszym, żeby w ogóle przetrwać, szczególnie w tym pierwszym, kryzysowym czasie żałoby – to dlaczego nie? Ale nie wydaje mi się, by to mogła być strategia na dłużej.

W Polsce przeżywamy Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny refleksyjnie. Na Zachodzie Halloween to zabawa, przebieranki i żarty. Jaki jest pani, jako psychologa, stosunek do tego święta? Może na Zachodzie robią to lepiej?

– W takim sposobie przeżywania tego święta, jaki funkcjonuje w naszym kręgu kulturowym, jest więcej przestrzeni na to, by uznać, że życie nie składa się tylko z zabawy i radości. Mam więc dużo sympatii do tego naszego święta, bo jest bardzo urealniające. To taki moment w kalendarzu, kiedy akceptujemy to, że lato nie trwa cały rok, że przychodzi moment „zwinięcia się w sobie” i przeżywania tego, co mamy w środku. Przemijanie jest wpisane w cykl natury i to święto daje nam na to przeżywanie miejsce – także w przestrzeni społecznej. Co więcej, utrzymuje nas ono w rzeczywistości, w której jest również przemijanie i śmierć. Bycie w prawdzie jest zaś częścią psychoterapii, która stanowi też pożegnanie z iluzjami na temat naszego życia. Jedną z nich jest właśnie to, że jesteśmy nieśmiertelni.


Katarzyna Czajkowska-Łukasiewicz – absolwentka Wydziału Psychologii UW. Doświadczenie kliniczne zdobywała na Oddziale Psychiatrii, Psychotraumatologii i Stresu Bojowego Wojskowego Instytutu Medycznego, w Akademickim Ośrodku Psychoterapii oraz na Oddziale Dziennym Wolskiego Centrum Zdrowia Psychicznego. Z Fundacją Nagle Sami współpracuje od 2015 r. Prowadzi terapię indywidualną oraz grupę wsparcia.


Fundację Nagle Sami założyła w 2011 r. Olga Puncewicz po tragicznej śmierci męża, himalaisty Piotra Morawskiego. Fundacja świadczy indywidualną pomoc psychologiczną i prowadzi grupy wsparcia, a także szkolenia oraz warsztaty dla specjalistów. Osoby w kryzysie psychicznym, zwłaszcza w żałobie, mogą również szukać wsparcia pod bezpłatnym numerem 800 108 108, pod którym dyżurują przeszkoleni psycholodzy. Linia działa od poniedziałku do piątku w godz. 14.00-20.00. Więcej informacji: naglesami.org.pl.
Działania fundacji można wesprzeć, przekazując darowiznę na numer konta: 07 1030 0019 0109 8533 0003 9912.


Fot. Krzysztof Żuczkowski

Wydanie: 2020, 44/2020

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy