Pożegnanie z mediami, czyli łabędzi śpiew felietonisty

Media i okolice

Gdyby zapytać starszą wiekiem Polkę, co jest wszechobecne, wszechwiedzące, wszechpotężne, duchowe, a nie materialne, jest poza nami, ale i w nas – nie miałby trudności z odpowiedzią: to Bóg.
Jednak gdyby o to samo zapytać młodego człowieka, to, być może, pół żartem, pół serio odpowiedziałby: media. Im bowiem przypisuje się tradycyjne boskie atrybuty. Jawią się współczesnym ludziom jako wszechobecne, wszechwiedzące i wszechmocne. Jako czwarta władza ferująca w imieniu opinii publicznej bezapelacyjne wyroki.
Media są inicjatorem nowych rytuałów i kultów. Mają swoich kapłanów – dziennikarzy, a nade wszystko masy wiernych. Ramówka telewizyjna w wielu domach wyznacza, jak w klasztorach, rytm dnia, tyle że wezwanie na jutrznię zastępuje „Kawa czy herbata”, a nabożeństwo poobiednie – oglądanie telenoweli. Dzieci rytualnie oglądają dobranocki, a wierni płci męskiej – „Fakty” i „Wiadomości”. Słuchanie radia wypiera modlitwę poranną i wieczorną. A niektóre gazety oraz ich dziennikarze głęboko wierzą w swą kaznodziejską misję i moc gromienia grzechów tego świata.
Media są przedmiotem coraz intensywniejszych studiów naukowych. Pojawił się nawet termin „mediologia” – nauka o mediach. Na razie nie ma ona imponujących wyników teoretycznych, bowiem media – mówiąc żartobliwie – podobnie jak Bóg w teologii, są dla rozumu ludzkiego niepojęte.
Odkładając żarty na bok, oczywiście media nie są następnym bogiem, a jeśli trzymać się religijnej paraleli, są raczej bogami, a właściwie bożkami. W świecie mediów, jak na greckim Olimpie, panuje pluralizm. Są tam media dominujące, są i media podrzędne. Są media dobrotliwe, są i złośliwe. Więc należy zabiegać o ich życzliwość i wsparcie. Najwięksi politycy korzą się przed potęgą mediów i ich kapłanami – dziennikarzami, zwłaszcza gdy pokornie odpowiadają publicznie na ich niejednokrotnie wścibskie, ignoranckie, ale i aroganckie pytania. Starają się mieć media jako swych patronów.
W istocie media są wszechobecne, wszechwiedzące, wszechpotężne, nieomylne tylko w oczach wiernych wyznawców. Media konkurują ze sobą i przeszkadzają sobie wzajemnie. Zatem świat mediów nie jest monoteistyczny. Jest przedmiotem nie mediologii, lecz medioznawstwa. Celem jego jest opisanie różnorodnych mediów, ich genezy, rytuałów, organizacji i działania, doktryny oraz kręgów wiernych odbiorców. Taka wiedza jest konieczna w życiu codziennym – media penetrują wszystkie sfery życia publicznego. Mają swoją wiedzę, mają swoją moc, więc mają swoje ogromne znaczenie społeczne. Ale daleko im do boskości, bardziej przypominają biblijnego złotego cielca.
Te moje kostyczne refleksje wywołało zauroczenie polityków i elit możliwościami i wpływem mediów. Ujawniło się ostatnio w projekcie ustawy sejmowej o zakazie promowania przemocy. Przewiduje on, iż za pokazywanie scen przemocy można będzie trafić do więzienia. Tak surowej kary nie ma w obowiązującej ustawie o Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji ani w kodeksie karnym czy prawie prasowym.
Jakkolwiek można zasadnie dopatrywać się w prezentacji scen przemocy negatywnego wpływu wychowawczego na dzieci i młodzież, to przecież przemoc ekranowa nie jest przemocą realną ani jej wprost nie implikuje. Szczekanie (psa) nie jest gryzieniem, choć może być jego zapowiedzią. Żadne zakazy i kary nie wyeliminują obrazów przemocy z mediów, a nawet poważnie ich nie ograniczą. Trzeba bowiem najpierw określić, co jest karalnym obrazem przemocy, a będzie to trudniejsze niż zdefiniowanie pornografii. Zatem zamiast ostro dyscyplinować media, skuteczniej jest wychowywać ich odbiorców, a szczególnie młodzież i dzieci. Nie są one tak naiwne, jak zakłada projekt. Naiwnością jest sądzić, że dzieci (z wyjątkiem zupełnie najmłodszych) wierzą bezgranicznie w to, co widzą i co słyszą. Przykładowo, lubią udawać, że prezent daje św. Mikołaj, ale wiedzą, że to prezent od rodziców. Zabijanie na ekranie również traktują jako filmową konwencję, choć mogą się przestraszyć lub niekiedy zagalopować w naśladownictwie. Jednak to nie sceny przemocy są najbardziej sugestywne, ale reklamy – reklamowany produkt jak magiczna pałeczka zapewnia siłę, urodę, powodzenie u płci przeciwnej. Więc co zrobić, gdy tata i mama są na bezrobociu i brak pieniędzy na zakup reklamowanej zabawki czy cukierków? „Gdy nie możesz tego kupić, ukradnij to”, ironizowało francuskie pismo „Harakiri”. Czy zatem reklamy nie popychają do kradzieży i trzeba je zakazać? Oto jest pytanie!
Media stwarzają wiele problemów, także wychowawczych. Ich prewencja może polegać na rodzicielskim i szkolnym wyjaśnianiu zasad medialnego świata. Więc autor felietonów „Media i okolice” na pewien czas porzuca pisanie w „Przeglądzie” i przechodzi do otoczenia medialnego, a dokładnie do resortu nauczania i wychowania. Może uda się reaktywować zapoznaną ideę edukacji medialnej – uczenia mądrego korzystania z mediów.

Dziękuję P.T. Czytelnikom za sygnały życzliwego odbioru mojej dotychczasowej felietonistyki, a media proszę – mimo moich przytyków – o życzliwe wsparcie na edukacyjnej niwie.

 

 

Wydanie: 13/2002, 2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy