Pożegnanie ministra od konfetti

Pożegnanie ministra od konfetti

Jarosław Zieliński, wszechwładny, wydawałoby się, sekretarz stanu w MSWiA, na swoje odejście pracował cztery lata

„Kończę pracę w MSWiA z poczuciem dobrze wykonanych zadań, których efekty ocenili Wyborcy, a obraz medialny skoryguje czas. W Polsce żyje się bezpiecznie, służby, które nadzorowałem, działają sprawnie. Dziękuję wszystkim za współpracę przez ostatnie cztery lata. Dalej służymy Polsce”, napisał z charakterystyczną dla siebie nieomylnością Zieliński 25 listopada na Twitterze.

Niedługo po nim w tym samym medium odezwał się Maciej Wąsik, zastępca koordynatora ds. specjalnych Mariusza Kamińskiego, który pochwalił się, że otrzymał propozycję pracy w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, któremu od sierpnia szefuje tenże Kamiński od tajnych służb. I już wiadomo, że Wąsik zajmie tam miejsce równe baronowi PiS z Suwałk.

Jak to się stało, że pozycja Zielińskiego po wyborach zaczęła słabnąć? On sam przecież nie zakładał, że po zdobyciu ponad 40 tys. głosów wyborców coś lub ktoś może mu realnie zagrozić. Choć powód do niepokoju był oczywisty. Jeszcze przed wyborami bowiem Mariusz Kamiński pozbawił go nadzoru nad policją, Strażą Graniczną i Służbą Ochrony Państwa, zostawiając mu na otarcie łez m.in. Państwową Straż Pożarną i pogotowie wodne. Zieliński chodził potem po zaprzyjaźnionych mediach, twierdząc, że właściwie nic się nie stało, bo pozostaje pierwszym zastępcą „Maria”. Dla uważnych obserwatorów było jednak jasne, że koniec ministerialnej kariery Zielińskiego jest bliski.

Kilka powodów końca kariery

Zwykle zauważa się ten najbardziej widoczny i najzabawniejszy aspekt końca rządowej kariery Zielińskiego. Jego zamiłowanie do celebry, permanentnego świętowania z udziałem setek mundurowych z każdej okazji, chociażby najmniejszej – otwarcia posterunku policji, przekazania nowego radiowozu czy poświęcenia sztandaru komendy powiatowej.

Ale są też inne, o wiele poważniejsze kwestie, za które Zieliński przez wiele lat odpowiadał i nic z nimi nie robił. Za jego rządów nasilił się trend masowego odchodzenia funkcjonariuszy z resortu, jednocześnie błyskawicznie spadała liczba ochotników do mundurówki, co najbardziej dotknęło formację policyjną.

Powodem były nie tylko pieniądze, mało konkurencyjne na rynku, na którym zresztą notuje się bardzo niskie bezrobocie. Zaważyła atmosfera w pracy: niespotykane dotąd kolesiostwo, nepotyzm, premiowanie biernych, ale miernych, mobbing, a nawet molestowanie seksualne funkcjonariuszek. Od 2018 r. mówiła o tym regularnie była już posłanka Platformy Obywatelskiej Bożena Kamińska, ale mało kto jej słuchał. Teraz, po dymisji Zielińskiego, musi mieć gorzką satysfakcję, bo jej w parlamencie już nie ma, a Zieliński jest i pewnie coś dostanie na otarcie łez. Mówi się, że będzie to jakaś spółka skarbu państwa.

Większość się cieszy

– Większość, która nie jest powiązana z ludźmi Zielińskiego, cieszy się z tej dymisji. Ludzie mają nadzieję, że nie będzie już więcej patroli przy biurze poselskim Zielińskiego na ulicy Warszawskiej w Białymstoku, gdzie patrol „spacerował” po osiem-dziesięć godzin dziennie 50 m w tę i z powrotem. Że nie będą musieli koczować na dworcu PKP i czekać na jego przyjazd. Że nie będzie akcji typu konfetti, „błysk” na skrzyżowaniach itd. – mówi Norbert Kościesza, były policjant Komendy Miejskiej w Białymstoku, autor „Psów prewencji” i „Folwarku komendanta”. – Po cichu mówią też, że szef podlaskiego garnizonu, nadinsp. Daniel Kołnierowicz, również zbiera swoje zabawki. Jeśli odejdzie sam lub zostanie przesunięty na inne stanowisko, wraz z nim pójdą w odstawkę jego ludzie. Zwłaszcza „specjalista od konfetti”, prawa ręka komendanta, awansowany przez Zielińskiego na stopień podinspektora. Wielu ma taką nadzieję, a jak będzie, zobaczymy, bo nie od dziś wiadomo, że oficerowie policji, zwłaszcza ci ze znajomościami, spadają na cztery łapy jak koty.

Zwykle dobrze poinformowany były funkcjonariusz CBŚ „Stumbras” napisał na Twitterze: „W jednostkach i wydziałach od poniedziałku trwa dyskusja pod hasłem »honorowo odejść czy czekać i zostać wyrzuconym«. Raporty popisane, kartony spakowane. Niesamowite jest jednak to, że ci, co pierwsi Zielińskiemu klaskali, teraz mówią, że im przełożeni kazali. Żenada”.

Pisze się też, że zaufani komendanci Zielińskiego czym prędzej zdejmują ze ścian swoich gabinetów zdjęcia byłego ministra. Gdyby to była prawda, czego nie można wykluczyć, byłaby to kompletna degrengolada.

Prawomocna nagana

Daniel Kołnierowicz, szef Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku, awans na to stanowisko zawdzięcza bezpośrednio Jarosławowi Zielińskiemu. Bardzo też szybko otrzymał stopień nadinspektora, czyli „generała policji”, co niewątpliwie również zawdzięczał wpływom pryncypała.

Jeśli jego kariera, jak twierdzi asp. Kościesza, także dobiega końca, decydujące znaczenie w tym kontekście będzie miała nagana, jaką dostał od komendanta głównego policji, nadinsp. Jarosława Szymczyka, za zachęcanie słuchaczy jednej z rozgłośni radiowych do pisania anonimów na posłankę Kamińską. Żeby było śmieszniej, to jedyny generał w historii polskiej policji z tak poważną karą dyscyplinarną.

Sprawę nagany opisaliśmy w jednym z wrześniowych numerów, ale dziś znamy już więcej szczegółów. Okazuje się, że Kołnierowicz w czerwcu br. wniósł skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie na karę dyscyplinarną od Szymczyka, lecz – uwaga – z błędami formalnymi. Okazało się, że w skardze zapomniał podać własny numer PESEL. Niby nic, ale sąd nakazał mu uzupełnić te braki. I teraz najciekawsze: jak nas poinformowały służby prasowe sądu, mimo skutecznego doręczenia wezwania do uzupełnienia braków formalnych szef podlaskiego garnizonu tego nie zrobił. Wobec tego WSA oddalił skargę, a 15 października br. kara nagany uprawomocniła się i nadal obowiązuje.

Ci, którzy generałowi podlaskiej policji zarzucaliby ignorancję połączoną z arogancją, mogą być w błędzie. Mógł to bowiem być świadomy ruch, żeby w ostatniej chwili wycofać się z otwartego konfliktu z Szymczykiem i przyjąć karę w fałszywej pokorze. Kołnierowicz już na początku sierpnia wiedział, że Mariusz Kamiński obejmuje MSWiA, co formalnie nastąpiło w połowie sierpnia. Świetnie też wiedział, że „Mario” nie lubi Zielińskiego, co będzie miało – i rzeczywiście zaczyna mieć – wpływ na dalsze kariery jego protegowanych. Wystarczy przywołać przykład komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej Leszka Suskiego, który według portalu Onet.pl już jest na walizkach.

– Błędem Zielińskiego było to, że nie interesował się policjantami, którzy zgłaszali mu swoje problemy. Był ministrem od spraw pięknych, że tak powiem, a nie skomplikowanych – twierdzi jeden z funkcjonariuszy CBŚP. – Ale polska policja to nie tylko Podlasie. Trzeba pamiętać o innej ważnej kwestii. To sama policja pozwoliła mu na robienie tego cyrku. To szefostwo naginało dane na temat sytuacji w policji, by nie stracić stanowisk, i on na tym bazował.

Jakkolwiek by było, to jednak Podlasie, na pewno nie do końca zasłużenie, stało się symbolem upadku policji za rządów Zjednoczonej Prawicy.

Fot. Marcin Onufryjuk/Agencja Gazeta

Wydanie: 2019, 49/2019

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy