Pozwólcie nam pracować

Pozwólcie nam pracować

Polscy pracodawcy, mimo licznych zachęt, boją się zatrudniać niepełnosprawnych

Pół roku szukania pracy wszelkimi metodami, przez internet, znajomości, urzędy pracy, biura pośrednictwa. I nic – tak Emil Stawowski spod Głowna (Łódzkie) podsumowuje ostatnie miesiące.
Jeszcze młody (30 lat), ma dyplom magisterski z polityki społecznej, ukończył studium informatyczne i kurs obróbki zdjęć cyfrowych. W 2002 r. został porażony prądem i stracił prawą rękę. – To w niczym mnie nie ogranicza, mogę normalnie pracować, prowadzę samochód. Jednak przeszkadza moim potencjalnym pracodawcom. Boją się kłopotów – mówi.
Ostatnio pracował w firmie ochroniarskiej, obsługiwał urządzenia alarmowe, kontrolował monitoring. Po pół roku jego umowa się skończyła i nie została przedłużona, bo firmom bardziej kalkuluje się zatrudniać pracowników na umowy terminowe niż na czas nieokreślony. Od tej pory rozsyła, gdzie tylko może, maile i płyty CD prezentujące próbki jego możliwości w retuszowaniu zdjęć. – Wszędzie, w każdym zakładzie fotograficznym mówią, że robię to bardzo dobrze, ale zatrudnić mnie nie chcą.
Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, fundacje i stowarzyszenia zajmujące się inwalidami są zasypywane prośbami o pomoc od ludzi, którzy choć niepełnosprawni, mogą pracować (większość ma lekki stopień niepełnosprawności) i rozpaczliwie szukają jakiegoś zajęcia. Szczególnie dramatyczna jest sytuacja prawie 200 tys. osób, które z różnych przyczyn nie otrzymują rent (na przykład miały renty okresowe, a gdy zaostrzono kryteria przyznawania, nie zdołały uzyskać ich ponownie), więc pozbawione są środków do życia. Można powiedzieć, że w podobnej sytuacji znajduje się większość polskich bezrobotnych niedostających zasiłków. Ludzie zdrowi mają jednak nieporównanie większe szanse znalezienia choćby dorywczej pracy.

Tylko dla zdrowych

Praca jest najlepszym sposobem, by przywrócić niepełnosprawnych do w miarę normalnego życia – to podstawowa zasada współczesnej rehabilitacji. Teoretycznie wiadomo, że lepiej i taniej dawać zatrudnienie niż rentę czy zasiłek. W praktyce zwycięża polityka uznawania, że ci, którym przysługują renty, nie powinni pozbawiać zdrowych tak deficytowego dobra jak praca. W Polsce brakuje jej dla jednych i drugich. Pracuje więc niespełna 14% niepełnosprawnych, a stopa bezrobocia wśród nich systematycznie rośnie (choć generalnie w kraju zaczęła powoli spadać). W państwach starej Unii, gdzie bezrobocie jest średnio dwukrotnie mniejsze niż u nas, zatrudnionych jest ponad 40% niepełnosprawnych. I jakoś nie ma tam problemu, że odbierają oni pracę zdrowym.
W Polsce niepełnosprawny najłatwiej może znaleźć pracę w zakładach pracy chronionej. Układ jest taki – pracodawca zatrudnia co najmniej 40% niepełnosprawnych, zapewnia im odpowiednie warunki pracy i opiekę medyczną. Dostaje za to ulgi i zwolnienia podatkowe oraz dotacje ze środków PFRON, co powinno rekompensować mu zwiększone koszty, jakie pociąga za sobą zatrudnianie niepełnosprawnych.
Raport resortu pracy i spraw socjalnych wśród przyczyn niskiego zapotrzebowania na pracę niepełnosprawnych na pierwszym miejscu wymienia jednak niechęć pracodawców, którzy uważają, że to się nie opłaca. – Zatrudnianie niepełnosprawnych nie przysparza nam dodatkowych korzyści – podkreśla Jan Zając, prezes Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych, który w swej firmie handlowej zatrudnia jednak ponad stu niepełnosprawnych (połowa załogi) i wysoko ocenia ich pracę.

Strach przed kontrolą

Do 2003 r. zakłady pracy chronionej mogły uzyskiwać zwrot kosztów poniesionych na tworzenie nowych stanowisk pracy lub przystosowanie do potrzeb niepełnosprawnych stanowisk już istniejących, a do 2004 r. urzędy skarbowe zwracały zakładom wpłacony VAT.
Dla przedsiębiorców bywało to okazją do nadużyć, ale zakładów pracy chronionej stale przybywało, takie zaś firmy jak Curtis, Telefonika czy Impel przeżywały prosperity. Okazało się jednak, że koszt utworzenia jednego stanowiska pracy dla niepełnosprawnego jest bardzo wysoki – średnio 24-27 tys. zł. Przepisy więc zmieniono, pozwalając tylko na zwrot kosztów dostosowania stanowisk zamiast ich tworzenia, zaostrzono też kontrole. Przedsiębiorcy źle odebrali tę zmianę, bo ich zdaniem, z przystosowaniem miejsca pracy jest teraz więcej zachodu niż z utworzeniem nowego, trzeba przestrzegać opinii lekarzy medycyny pracy, z kolei niepełnosprawni często z dnia na dzień rezygnują z pracy, bo pogorszyło się ich zdrowie, a wtedy poniesione nakłady tracą sens. Co gorsza, jeśli nie uda się znaleźć na ich miejsce innych, o takim samym rodzaju schorzenia, otrzymane środki trzeba zwracać.
Skutek zmiany tych przepisów był natychmiastowy – koszt jednego miejsca dla niepełnosprawnego pozostał niemal niezmieniony – 24,5 tys. zł, ale liczba nowych i dostosowanych stanowisk spadła z prawie 15 tys. w 1999 r. do ok. 400 w roku ubiegłym.
Generalnie zaś wszystkich miejsc w zakładach pracy chronionej, dostosowanych lub nie, stale ubywa – z ponad 200 tys. przed czterema laty do 170 tys. obecnie. I tylko część zatrudnionych znalazła miejsce na otwartym rynku pracy. Przyczyniło się do tego także uniemożliwienie przedsiębiorcom odzyskiwania VAT.
Pracodawca, oprócz zwolnienia ze składek płaconych na ZUS, otrzymuje teraz zwrot podwyższonych kosztów wynikających z zatrudniania niepełnosprawnych – i musi je bardzo dokładnie udowodnić. Chcąc uniknąć skomplikowanych rozliczeń, może wybrać ryczałt (od 382 do 1103 zł miesięcznie na jednego pracownika, zależnie od stopnia jego niepełnosprawności). Państwo zwraca zaś gminom połowę dochodów utraconych z powodu zwolnień w podatkach lokalnych na rzecz zakładów pracy chronionej.
Z tych rozwiązań nie są zadowolone ani gminy, które wolałyby dostawać pełny zwrot utraconych dochodów, ani przedsiębiorcy, uważający, że ryczałt nie pokrywa wszystkich poniesionych nakładów. Precyzyjne rozliczanie kosztów jest bardzo zawiłe, może zostać zakwestionowane przez liczne kontrole urzędów skarbowych, ZUS, inspekcji pracy czy PFRON (czego pracodawcy bardzo się obawiają) – i otrzymane pieniądze trzeba będzie zwracać nawet po 10 latach.

Zły przykład

– Wydajność niepełnosprawnych jest mniejsza niż ludzi zdrowych, mają prawo do siedmiogodzinnego dnia pracy, co zmusza do przyjmowania dodatkowych osób, gdy na przykład przy taśmie produkcyjnej zatrudnieni są również ludzie zdrowi, pracujący osiem godzin. Niepełnosprawnym przysługują dodatkowe urlopy zdrowotne i turnusy rehabilitacyjne (do trzech tygodni), wyższa jest wśród nich absencja, więc na ich miejsce trzeba przesuwać wtedy innych pracowników. Niektóre rodzaje schorzeń – na przykład epilepsja – wywołują obawę pracodawców przed ewentualnym nieszczęśliwym wypadkiem. To jednak lojalni i rzetelni pracownicy – mówi prezes Jan Zając.
Przedsiębiorcy wolą więc zatrudniać ludzi zdrowych, zdolnych do dłuższej pracy, o przewidywalnych zachowaniach. Gdyby było inaczej, przestałby istnieć PFRON, finansowany z wpłat od przedsiębiorstw, w których pracuje mniej niż nakazane przepisami 6% niepełnosprawnych (średnio 900 zł od osoby). Tymczasem tegoroczne wpłaty na fundusz wyniosą ok. 2,3 biliona złotych. Dodajmy, że instytucje publiczne, które powinny dawać najlepszy przykład (w dodatku mają normy czasowo obniżone do 3%), wypadają bardzo słabo, zatrudniając tylko 2% niepełnosprawnych.
– Na przykład ZUS musiał w 2005 r. zapłacić na PFRON ponad 24 mln zł, bo zatrudniał za mało niepełnosprawnych – dodaje prezes Zając.
Niechęci do zatrudniania niepełnosprawnych w urzędach doświadczył 38-letni informatyk Dariusz Bazan z Łambinowic (porusza się o kulach, prowadzi przystosowany samochód). – Dopóki PFRON finansował moje stanowisko w urzędzie wojewódzkim w Opolu, miałem pracę. Jak umowa ostatecznie wygasła, najpierw przenieśli mnie z parteru na pierwsze piętro, a potem zwolnili, zarzucając, że mam za dużo delegacji. A zajmując się serwisem i wdrażaniem programów komputerowych w urzędach terenowych, musiałem jeździć po województwie
– mówi. Pan Bazan wytoczył opolskiemu urzędowi proces, ale do pracy go nie przywrócili. Potem bezskutecznie szukał zajęcia aż przez sześć lat. Pracę przy komputerze, niewymagającą wychodzenia z domu, znalazł dopiero dwa miesiące temu.

Nie ma co szukać

Czy państwo może wydawać więcej na wspieranie zatrudnienia niepełnosprawnych? – Na ten cel przeznacza się ponad 1,3 mld zł rocznie. Nie sądzę, by ewentualne zwiększenie tych środków mogło poprawić sytuację, bo główną barierę utrudniającą znalezienie pracy stanowi niskie wykształcenie osób niepełnosprawnych i ich słaba aktywność zawodowa – podkreśla dyr. Ludwik Mizera z PFRON. Dlatego też bardzo pożądane są takie programy jak „Student”, które pomagają niepełnosprawnym w ukończeniu studiów wyższych i pomaturalnych.
Sami niepełnosprawni, zdając sobie sprawę, jak trudno dziś o pracę, coraz częściej wybierają bierność i godzą się na 500-800-złotowe renty czy zasiłki z pomocy społecznej. Aktywność w szukaniu zajęcia wykazuje dziś zaledwie 75 tys. osób. I nie pomogą tu żadne programy. Dopóki nasza gospodarka nie zacznie tworzyć nowych miejsc pracy, to im więcej niepełnosprawnych znajdzie pracę, tym mniej zostanie jej dla zdrowych. n

Na łamach „Przeglądu” zamierzamy prezentować problemy osób niepełnosprawnych, które poszukują pracy. Prosimy o kontakt listowny lub e-mailowy z naszą redakcją: a.dryszel@przeglad-tygodnik.pl

 

Wydanie: 11/2006, 2006

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy