Pozycja smaku

Pozycja smaku

Kant jadał raz dziennie. Uważał, że obiad jest kluczowym posiłkiem filozofa. Do każdego posiłku wypijał pół butelki wina. Wkrótce zasłynął jako znakomity wydawca kultowych obiadów, które ciurkiem organizował od 1787 r. Jean-Paule Sartre, król egzystencjalistów, również miał ściśle określone zwyczaje kulinarne: mianowicie brzydził się skorupiakami. Szczególny opór budziło w nim wyciąganie z muszli białych, śliskich ciałek, które akurat muszli nie chciały opuścić. Kojarzyły mu się z insektami. Natomiast francuski kompozytor Erik Satie z lubością wciągnąłby ostrygi, gdyby były białe. Kolorystyczne kryterium całkowicie determinowało jego dietę. „Spożywam wyłącznie białe pokarmy: jajka, cukier, mielone kości, tłuszcz martwych zwierząt, cielęcinę, sól, kokosy, kurczęta gotowane w białej wodzie, pleśń owocową, ryż, rzepę, kiełbaski kamforowane, makaron, twaróg, sałatkę bawełnianą i niektóre gatunki ryb (bez skóry)”.

Podobne ekstremizmy, o których czyta się z etnograficznym dreszczykiem, zgromadziła w swojej najnowszej książce „Pozycja smaku. Jedzenie w granicach sztuki” Dorota Koczanowicz. Rzadko się zdarza książka naukowa napisana z taką lekkością i dowcipem, a jednocześnie solidnie określająca metodologię i zarys pola badawczego. Budząca szacunek bibliografia i rozważania nad granicami sztuki, tytułową pozycją smaku wśród wartości, wreszcie funkcjami posiłku w życiu społecznym – sprawiają, że rzecz, która się ukazała w wydawanej przez Instytut Badań Literackich PAN serii Nowa Humanistyka, to łakomy kąsek dla każdego wymagającego czytelnika. Dorota Koczanowicz jawi się tu nie tylko jako znakomita teoretyczka, zaprzęgająca do swoich idei aparat kulturoznawczy. Nawiązuje także do antropologicznej tradycji obserwacji uczestniczącej i bierze udział w ekscentrycznych posiłkach z artystami, podróżuje po Europie, żeby poprzez kuchnię badać zwyczaje lokalnych społeczności. Ogląda wystawy artystów, dla których stół, potrawy, kuchnia – stanowią przedmiot refleksji i źródło informacji na temat naszej codzienności, sfery publicznej i prywatnej.

Food in art, gastrozofia, somaestetyka, doświadczenie kulinarne w perspektywie pragmatycznej – początki nauki, którą możemy opisać jako food studies, nie były łatwe. Koczanowicz pokazuje opór, jaki budziło wciągnięcie do „poważnych” dyskursów zagadnień związanych z kuchnią: „Kant, Hume, a także Henry Home, zapytani o to, czy jedzenie jest sztuką, zgodnie odpowiedzieliby: nie. Zachodnia tradycja intelektualna chętnie dopuszcza smak do dyskursów filozoficznych, ale jedynie jako metaforę wrażliwości estetycznej”. Feminizm z pewnością dowartościował te zagadnienia. Kluczową i przełomową lekturą są tu oczywiście „Szczeliny istnienia” Jolanty Brach-Czainy, która z egzystencjalnego konkretu (kurz, niepościelone łóżko, brud, bałagan) uczyniła przedmiot rozważań filozoficznych. Z jednej strony mamy Plutarcha, który uważał, że dobry lekarz to ten, który leczy dietą, z drugiej Kanta, który uważał, że kuchnia to miejsce dla kobiet. I ważniejsze, żeby niewiasta dobrze gotowała, niż przygrywała na lutni. Co bowiem z muzyki głodnemu mężczyźnie?

Dorota Koczanowicz przytacza postulat Margaret Mead, która sądziła, że badanie praktyk kulinarnych powinno się znaleźć w centrum analiz społecznych, ale pokazuje także (książka jest ilustrowana fotografiami) prace Elżbiety Jabłońskiej. Artystka ta przypomina, że kuchnia bywa źródłem opresji. Obierająca ziemniaki w Zachęcie Julita Wójcik, lewitująca w kuchni Marina Abramović, performująca z przedmiotami kuchennymi w latach 70. Martha Rosler – wszystkie te artystki chciały przesunąć porządek znaczeń w kulturze.
Autorka obserwuje cechy dystynktywne kuchni, czyli to, co o naszej pozycji społecznej mówią posiłki. Przytacza tutaj dwa świetne filmy: przewrotną „Ucztę Babette” i przepiękne „Życie Adeli”. W „Życiu Adeli” oglądamy posiłki dwóch młodych dziewczyn, które są kochankami. U Adeli, która pochodzi z robotniczej rodziny, posiłek jest „tani i sycący”, a rodzice traktują Emmę nie jak kochankę, ale koleżankę córki. U Emmy natomiast majętni, liberalni rodzice podają ostrygi. A seksualna orientacja córki jest dla nich równie naturalna jak dobre wino. Podziały klasowe i determinację ich strażników ilustruje także przywołana przez Koczanowicz krytyka nouveau riche. Z perspektywy czasu wciąż się wydaje postkolonialna (dotyczy młodych Turków w XIX wiecznym Paryżu), ale raczej śmieszna niż straszna: „Pozwólmy człowiekowi z nagła obdarzonemu fortuną pomyśleć o zastawieniu stołu, a wnet ujrzymy w jego przyjęciach owe zuchwałe i wykoślawione niedorzeczności, którymi obarczona jest cała figura majętnego prostaka”.

Książka Doroty Koczanowicz przypomina czytelnikowi, że kultura to także nasza codzienność – jako przedmiot badawczy nie tylko zajmująca, ale też to właśnie ona mówi najwięcej o naszych aspiracjach i zwyczajach. Kulturoznawstwo znów pokazuje, że jest dziedziną nowoczesną i otwartą, w ramach której warto poszerzać pola badawcze i zaglądać w przysłowiowe „szczeliny istnienia”.

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy