Praktyka czyni mistrza

Helena Chodkowska, kanclerz Wyższej Szkoły Zarządzania i Prawa w Warszawie

– Dlaczego po kilkunastu latach funkcjonowania zdecydowaliście się na zmianę nazwy szkoły?
– Wyższa Szkoła Zarządzania i Marketingu w dotychczasowej postaci funkcjonowała przez 12 lat. W tym czasie uczelnia zmieniała się i rozszerzyła profil. Kiedy powstał Wydział Prawa, gremium profesorskie i studenckie zaczęło się upominać, by w nazwie obok zarządzania znalazło się prawo. Uznaliśmy, że istnieje taka potrzeba. Nazwa uczelni jest pewną informacją. Teraz będzie potwierdzała fakt, że Wydział Prawa istnieje. Natomiast marketing nadal będzie istotną częścią zarządzania.
– Zmiany nazwy nie zawsze wychodzą na dobre.
– Obawialiśmy się, jak zareagują absolwenci i obecni studenci. Okazało się, że pomysł zyskał jednogłośną aprobatę.
– Czy prawo stanie się teraz wizytówką uczelni?
– Na pewno. Jako jedna z niewielu szkół wyższych w Polsce mamy w programie prawo unijne i w ogóle prawo innych krajów. Chcemy, by student swobodnie poruszał się po obszarach legislacyjnych wybranego państwa. Rynek zagraniczny jest zainteresowany tego typu specjalistami. Ponieważ nasi wykładowcy współpracują z zagranicznymi firmami prowadzącymi interesy w Polsce, studenci mogą poznać nie tylko zagadnienia teoretyczne, lecz także praktyczną specyfikę tej pracy.
– Na jakich kierunkach kształci szkoła?
– Na dwóch kierunkach magisterskich: zarządzanie i marketing oraz prawo. Natomiast na poziomie licencjackim oferujemy stosunki międzynarodowe oraz finanse i bankowość. Do tego dochodzi cała gama studiów podyplomowych. Staramy się, by były one kompatybilne z potrzebami rynku. W tym roku np. wprowadziliśmy zarządzanie jakością.
– Od lat wasza uczelnia zajmuje wysokie miejsca we wszystkich rankingach szkół wyższych. To na pewno powód do dumy?
– Jeszcze kilka lat temu z drżeniem serca zaglądaliśmy do każdego rankingu, mimo że zawsze byliśmy wysoko sklasyfikowani. Teraz się nie denerwujemy.
Największym pozytywnym zaskoczeniem był dla nas ranking „Newsweeka”. Obok pewnych standardowych kryteriów uwzględniono w nim opinie ponad 300 pracodawców, a nasza szkoła została uznana za najlepszą uczelnię ekonomiczną w Warszawie i szóstą w Polsce. Jest to dla nas nobilitujące, ale i zobowiązujące. Wypracowaliśmy pewną filozofię, dzięki której udało się połączyć wysokie wymagania z przyjazną atmosferą. Rzadko udaje się to pogodzić. Może dlatego mówi się, że nasza uczelnia ma charakter.
– Czy szkoła poczyniła jakieś specjalnie przygotowania w związku z akcesją Polski do UE?
– Już przed kilkoma laty, w ramach projektów unijnych, rozpoczęliśmy współpracę z uczelniami zachodnimi. Wyjeżdżają nasi studenci, ale my również zapraszamy gości. W związku z wejściem Polski do UE uczelnie będą musiały się zmienić. Ustawa o szkolnictwie wyższym wprowadza nowe obowiązki związane z kształceniem w zjednoczonej Europie. Musimy być kompatybilni z uczelniami na Zachodzie. WSZiP jest do tego przygotowana. Zawsze myśleliśmy o poważnej akademickości. Uważaliśmy, że uczelnia jest instytucją, w której jest dużo powagi, wiedzy teoretycznej i umiejętności przygotowania młodego człowieka do poziomu ponadprzeciętnego.
– Jak ten cel osiągnąć?
– Stany Zjednoczone wyprzedziły wszystkie państwa europejskie, ponieważ związały uczelnie – szczególnie ekonomiczne – z rynkiem. My również zmierzamy tą drogą. I udaje nam się to dzięki różnym formom kształcenia. Są to praktyki, staże, warsztaty, wykonywanie przez studentów prac na rzecz firm. Dziś to jednak za mało. Od przyszłego roku akademickiego wprowadzamy nowe elementy, które będą się wiązały z rynkiem pracy. Nie możemy być uczelnią kształcącą tylko werbalnie. Musimy uczyć aktywnie i dla konkretnych potrzeb. Dzięki bliskiemu kontaktowi z pracodawcą, student może się przekonać, czy jego dotychczasowe przygotowanie jest wystarczające. Jeśli pierwsze zderzenie z rynkiem ma być bolesne, niech to się stanie jeszcze w czasie studiów. Wówczas można nadrobić zaległości. A dla nas jest to wskazówka, jakich zmian należy dokonywać, by student wyszedł ze szkoły z narzędziami ułatwiającymi mu znalezienie pracy.
– Kolejne wyzwanie to niż demograficzny.
– Recepta dla szkoły niepaństwowej może być jedna – wysoka jakość kształcenia połączona z niewysokim czesnym. Musimy brać pod uwagę warunki ekonomiczne kandydatów. Już od tego roku akademickiego obniżyliśmy czesne. Pomagamy również tym, którzy znaleźli się w złej sytuacji finansowej. Zwalniamy ich z czesnego bądź pracują dla uczelni. Dziś ponad 20 osób otrzymuje stypendia socjalne. Natomiast nagrodą dla najlepszych jest stypendium akademickie. Poza tym umożliwiamy kontakt ze światem. Kładziemy nacisk na naukę języków obcych. Nie chcemy, by język był barierą uniemożliwiającą wyjazd. Rozszerzamy i tak niemałą bazę informatyczną. Jesteśmy otwarci na zainteresowania studentów. Jeśli nawet niewielka grupa wyraża zainteresowanie konkretnym przedmiotem, staramy się spełniać jej oczekiwania. A dodatkowe rozrywki? Dysponujemy siłownią i zapewniamy teren do rekreacji. Reszta należy do studentów. Nasi uczniowie nie lubią, kiedy im coś narzucamy. To oni składają nam propozycje. My natomiast umożliwiamy ich realizację.
– A wasi absolwenci? W jaki sposób pomagacie im odnaleźć się na rynku pracy?
– Mamy młode, ale prężnie działające biuro karier. Dzięki zaangażowaniu osób tworzących je udało się nawiązać współpracę z firmami, a w rezultacie dysponujemy ofertami pracy. Ponieważ biuro karier działa w ścisłym kontakcie z uczelnią, słyszymy sygnały dochodzące z rynku i wiemy, na co położyć nacisk, przygotowując ofertę dla studentów przyszłych specjalizacji.
 

Wydanie: 2004, 21/2004

Kategorie: Przegląd poleca
Tagi: Tomasz Sygut

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy