Prawda czy rocznicowe pustosłowie?

Słuchałem 1 sierpnia w „Poranku Radia TOK FM” rozmowy z Wiesławem Chrzanowskim o powstaniu warszawskim. Słyszałem mądry głos uczestnika. I słyszałem głos uczestniczki, która tonem piknikowym, jakby chodziło o udaną majówkę, mówiła, „jakie to były wspaniałe dni” i tak dalej. Tym, co stanęli do walki, należy się szczególny szacunek. Ale szacunek nie może zamykać ust, a ja nie rozumiem piknikowego zachwytu kombatantki. Miała szczęście, przeżyła, ale jak można robić z powstania wspaniałe dni, wiedząc, że kiedy po 63 dniach ludność opuszczała zburzoną stolicę, została w niej wielotysięczna góra trupów, także trupów dzieci, którym nie dano przeżyć życia. Czy ta góra trupów to atrybut wspaniałości? Czy można ją pominąć w szukaniu określeń dla powstańczych dni?
Jestem bardzo za tym, by pamięć o powstaniu trwała, ale nie tylko pamięć z 1 sierpnia, lecz nie słabsza pamięć z października. Dzień dzisiejszy, pamięć o tych, co walczyli, o cywilach, co ginęli tuż przed końcem strasznej wojny, i o dzieciach, co dopiero zaczęły oglądać świat, to właściwy moment w roku, by mówić nie tylko o bohaterstwie czynu, ale i o szaleństwie decyzji. Inaczej dwieście tysięcy śmierci będzie oprawą dla rocznicowego pustosłowia i bezmyślności. 1 sierpnia fałszuje prawdę o powstaniu, jeśli zapomina się o pamięci z jego końca. I tak się dzieje od dwóch lat. Niech będą wielkie uroczystości, ale niech będzie w nich prawda, a nie sztampa, w jaką zmieniono tę rocznicę. Niech będzie, musi być, pamięć o entuzjazmie ulicy warszawskiej w godzinie „W”, ale niech będzie też pamięć o niewyobrażalnym cierpieniu, jakie sprowokowała decyzja czterech generałów, kierujących się patriotyzmem, lecz nie mądrością. Rok temu zrobiłem wpis tego właśnie co dziś dnia. Powtarzam go:
„62 lata później

1 sierpnia, 62 lata od początku niewyobrażalnego heroizmu i cierpienia warszawiaków i jednocześnie 62 lata od wprowadzenia w czyn zbrodniczej decyzji kilku generałów, których ostrzegano, w kraju i z Londynu, by powstania nie wywoływać, bo skończy się tragedią. Określenie „zbrodnicza” to nie moje określenie, lecz generała Władysława Andersa, dowódcy II Korpusu, który w depeszy do ministra obrony narodowej Rządu Londyńskiego (z 23.08.1944 r., cytuję za Janem M. Ciechanowskim, „Powstanie Warszawskie” s. 428) tak pisał: „Wywołanie powstania uważamy za ciężką zbrodnię i pytamy, kto ponosi za to odpowiedzialność?”. 1680 zabitych Niemców i około 200 tysięcy warszawiaków. Śmierć jednego okupanta to prawie 150 śmierci warszawiaków, od niemowląt poczynając. Średnio codziennie ginęło 27 Niemców i ponad 3 tysiące warszawiaków. I zniknęło miasto z niemałą częścią dorobku narodu.
Na powstanie trzeba patrzeć przez pryzmat ostatnich jego dni, a nie pierwszych. Przez pryzmat ropy lejącej się z ran i much, dla których Warszawa na 63 dni stała się rajem. To też nie ja. To uczestniczka powstania, która wypytywana wzniośle przez smarkulę telewizyjną – w roku ubiegłym – z czym jej się powstanie kojarzy, powiedziała, że z tym właśnie. Wyraźnie młoda dziennikarka nie tego oczekiwała.
Chwała, łzy i żal tym, za tych i po tych, co poginęli (o rannych i wypędzonych nie wspominam), i hańba za tę decyzję, prawdopodobnie najgorszą polską decyzję XX wieku.
A nauka jedna, nigdy więcej w ten sposób”.
I jeszcze jedna moja refleksja z ówczesnej dyskusji pod wpisem: „Gdyby ci generałowie wtedy decyzji o powstaniu nie podjęli, co było tysiąc razy trudniejsze, właśnie niepodjęcie, to byliby bohaterami, niestety zapewne do dziś przeklinanymi i nazywanymi tchórzami za to, że przepuścili ostatnią okazję wywalczenia niepodległości. Taki paradoks. I nie wykluczam, że świadomość, iż tak by zostali potraktowani, pchnęła ich ku temu szaleńczemu dziełu. Nie wykluczam i tego motywu. Ale dzięki temu mają pomniki, zamiast złorzeczeń, choć tuż po powstaniu mieli ich niemało ze strony ocalałych warszawiaków”.
A o pułkownikach Kazimierzu Iranku-Osmeckim, Kazimierzu Plucie-Czachowskim czy Januszu Bokszczaninie, którzy próbowali zapobiec decyzji o godzinie „W”, niewielu dziś wie, a to im się należy gloria.

Wydanie: 2007, 32/2007

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy