Krzaklewski przegra z pewnością z Kwaśniewskim, ale czy również z Wałęsą, Olechowskim, Lepperem et consortes?
W połowię kwietnia w Salonie Politycznym Trójki, prowadzonym, jak wiadomo, przez red. Monikę Olejnik, pojawił się znowu Lech Wałęsa. I kolejny raz powtórzył swą pokrętną argumentację o konieczności przeciwstawienia się Aleksandrowi Kwaśniewskiemu przez… PRAWDĘ!!! Red. Olejnik, jak zwykle przytomnie, zauważyła, że przecież to nie PRAWDA kandyduje w wyborach, ale konkretne osoby.
Mimo to Wałęsa wręcz sugerował, a w istocie insynuował, że wobec dojścia w Rosji do władzy byłego agenta KGB (o którym zresztą pozytywnie się wyrażał), niebezpieczne byłoby dla kraju (“Ojczyzna w niebezpieczeństwie! ”), aby osobnik o niepewnych kontaktach mógł być wybrany prezydentem Polski. Toczy się przecież – dawał bez osłonek do zrozumienia – proces wytoczony przez “Życie”, więc sprawa agentury nie jest zamknięta.
Prawdziwy prezydent, wedle Wałęsy, jak żona Cezara musi być poza najdrobniejszymi podejrzeniami. Nawet cień niejasności wystarcza, aby unicestwić pretendenta. Tę strategię Wałęsa już ćwiczył w grudniu 1995 roku, gdy napuścił na premiera Oleksego tropicieli z UOP-u. A to, że nic oni nie wytropili, Wałęsy nie stropiło. Ostatecznie przecież premier odszedł. Lech udowodnił, że dzisiaj nie trzeba dokonywać zamachu na życie polityka, wystarczy jego zabójstwo symboliczne. Zapewne dlatego Wałęsa zaleca powtórkę polowania z nagonką medialną. Ogary już poszły w las. Na czele pędzi ‘‘Życie”, pojem z kwitami “Gazeta Polska”. Ciekawe, kto jeszcze ma dołączyć? Skruszeni agenci rosyjskiego wywiadu? Kochanki i nieślubne dzieci? Kelner, który po latach przypomni sobie balangę z nie zapłaconym rachunkiem?
Pozornie sprawa prezydentury dla prawicy jest beznadziejna. Przecież sondaże dają tak wielką przewagę obecnemu prezydentowi, że – jak zauważył Sawka w rysunku we “Wprost” – najlepszym pomysłem jest “Przedłużenie kadencji Kwaśniewskiemu”. Konkurenci bowiem są w sytuacji patowej, a słowami Sawki: “Marian? Jak wystartuje, przegra. Jak nie wystartuje, też przegra”. Dziś wiemy, że wystartuje, ergo przegra – tylko z kim? Oto jest pytanie! Z pewnością z Kwaśniewskim, ale czy również z Wałęsą, Olechowskim, Lepperem et consortes?
W beznadziejnej sytuacji liczy się fortel, jakiś zmyłkowy manewr, przechylający szalę zwycięstwa na właściwą stronę. Jego podstawą może być tzw. character issue, czyli znalezienie pięty Achillesa w osobowości pretendenta. Tak próbowano “załatwić” obecnego prezydenta USA, Billa Clintona, wywlekając na światło dzienne i do Internetu szczegóły erotycznych zabaw z praktykantką w Oval Office. Nic bowiem lepiej nie unicestwia osobistości publicznej jak skandal. Drobne kłamstewko Clintona (oparte na własnej, prawniczej definicji stosunku seksualnego) stało się podstawą oskarżenia o krzywoprzysięstwo, czyli przestępstwo dla większości Amerykanów, z lewa i prawa, niewybaczalne.
Paradoksalnie, im bardziej permisywne, luzackie staje się społeczeństwo, tym większe wymagania stawia się politykom. W słynnej już kwestii wykształcenia wyższego warto zauważyć, że wielka wyborcza awantura w tej sprawie toczyła się w kraju, gdzie wówczas niespełna siedem procent obywateli ma ukończone studia na poziomie magisterskim. A żeby było śmieszniej, konkurent legitymował się ukończeniem szkoły podstawowej i dwuletniej szkoły zasadniczej zawodowej.
Nie należy jednak mieć złudzeń. Ludzie, a zwłaszcza Polacy, personalizują politykę. Problemy są abstrakcyjne, ludzie żywi. Piłsudski kontra Dmowski kontra Witos. I sam Wałęsa – jadący na koniu swej robociarskiej przynależności, korzystający z archetypu komunistycznego przodownika pracy, stachanowca, obrazował – zwłaszcza dla mediów zachodnich – starcie mas pracujących miast i wsi z biurokratycznym aparatem władzy. Polacy zakochali się w Lechu, a Andrzej Wajda był nawet gotów zostać jego szoferem. Na szczęście dla obu do tego nie doszło. Teraz Jędrek Lepper dla wielu jest pełnokrwistym obrońcą ludu.
Wiemy już, jaka będzie ta kampania – totalnie negatywna, wyciąganie najmniejszego drobiazgu, aby z igły zrobić Widły. Cokolwiek powie pretendent-kandydat, będzie interpretowane na jego niekorzyść. Przeprosi za nieswoje winy – to za mało, nie przeprosi – to arogant.
Zapowiada się więc wyborczy medialny show. Prawda, lecz tylko taka, jak ją zdefiniuje Wałęsa i jego obóz, ma być orężem, który symbolicznie unicestwi Aleksandra Kwaśniewskiego. Lech jednak zapomniał, że powtórki zdarzają się, ale tylko w Trójce i tylko z rozrywki. Przegrał pierwsze wybory prezydenckie o przysłowiowy włos głównie dlatego, że w studiu telewizyjnym i poza nim nie miał nic do powiedzenia, a zachowywał się arogancko. Jednak, podobnie jak Burbonowie w porewolucyjnej Francji, niczego nie zapomniał, ale też niczego się nie nauczył. Zapewne jednak ktoś także przypomni, jak niegdyś Kazik: “Lechu, gdzie jest moje 100 milionów?”. A może i wyciągnie niejasne rozliczenia z fiskusem (słynny milion dolarów honorariów?). Na pewno nie będzie to Aleksander Kwaśniewski, prezydent-gentleman. Ale Lepper chyba nie wytrzyma i przyłoży na lewo i prawo. Werbalną kłonicą.
Autor jest profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, znawcą socjologii masowego komunikowania
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy