Prawdę kochają czy kastet?

Powołana w środę komisja śledcza ma dwie nazwy obiegowe: hazardowa, od tego, czym ma się zająć formalnie, i anty-Tuskowa, od tego, czym powinna się zająć wedle PiS, a także wtórującego mu SLD. Ta komisja jest jedyną zdobyczą Kaczyńskich i Kamińskiego, wyniesioną z ataku na rząd i PO, przyczółkiem do dalszego siania zamętu i awantury w nadziei, że w końcu Polacy zgłupieją i mimo doświadczenia dwóch lat państwa prokuratorskiego uznają PiS za godne władzy. Prawda nie ma z powołaniem komisji hazardowej nic wspólnego, chodzi o zniszczenie wizerunku Donalda Tuska jako potencjalnego pogromcy Lecha Kaczyńskiego i o osłabienie wyborczych pozycji Platformy. A SLD chce przy okazji uszczknąć sondażowy kęsek dla siebie. Ten pożądany efekt można osiągnąć, niekoniecznie odkrywając kolejne grzechy polityków Platformy. Ich istnienie lub nieistnienie nie jest najważniejsze.
Komisje śledcze, jak pokazały dotąd te wcześniejsze, to najlepsze narzędzia do publicznego siania podejrzeń, oskarżeń bez dowodu oraz szkalujących wroga fantazji na jego temat. To perły, ale nie demokracji, jak to napisał kiedyś jeden z PiS-owskich wielbicieli, tylko insynuacji. A perłą spośród pereł była komisja orlenowska, jeden z największych trucicieli ludzkich głów 20-lecia. I do dziś śladu afery orlenowskiej nie znaleziono, a wątpię, czy jest ktoś, kto potrafi zdefiniować, czym ta afera była. Ale jad sączył się na cały kraj miesiącami, zatruwając klimat publiczny i przygotowując glebę dla IV RP, PiS-owskiego Chwasta. Wiadomo, że insynuacja niszczy ludzi nie gorzej niż zła prawda o nich, a o ile łatwiejsza jest do wytworzenia. Więc w krzyku obu partii, by komisję powołać, nie chodzi o dojście do prawdy, lecz o utworzenie instrumentu łatwego dyskredytowania przeciwnika.
Zarzuca się Platformie, że nie zgadza się, by szefem komisji był ktoś z opozycji, że ustala termin zakończenia jej prac, że rozciąga temat objęty dociekaniami na rządy PiS i SLD. Powiada się, i mówią to nie tylko polityczni wrogowie PO, lecz także część dziennikarzy nie zawsze jej przeciwnych, że w ten sposób partia Tuska chce ukryć prawdę o swoich grzechach. Te zarzuty byłyby uzasadnione tylko wtedy, gdyby obu partiom opozycyjnym chodziło rzeczywiście o prawdę, samą prawdę i nic innego jak prawdę. Wtedy można by mieć do Platformy pretensję, że chce do niej utrudnić dostęp. Tyle że takie założenie świadczyłoby o niezwykłej naiwności, o ślepocie i głuchocie na słowa i fakty tego, kto by je robił i w nie wierzył. Nie wiem, czy Platforma chce ukryć prawdę o kulisach prac nad ustawą hazardową, a nawet czy tę prawdę zna. Wiem natomiast jedno – robiąc to, co robi, chroni się przede wszystkim przed napastnikami, a nie przed tropicielami prawdy. Posłowie Wassermann i Arłukowicz oraz posłanka Kempa jako zakochani w cnocie prawdy i tylko jej pragnący?! To dopiero żart! Platforma broni się przed napastnikami, bo komisja hazardowa jest dla opozycji narzędziem napaści, pokoikiem, w którym będzie można ją dowolnie walić politycznymi kastetami. Jak ktoś wchodzi do pokoiku z taką intencją, łatwą do odczytania z góry, to strona ustawiana w roli ofiary napaści ma prawo przed tym się zabezpieczyć tak, jak może. Postępowanie PO to „obrona konieczna”, racjonalna z punktu widzenia samej Platformy, ale także słuszna z punktu widzenia interesu publicznego. Przewodnictwo w rękach PO i określenie czasu pracy stwarzają pewną przeciwwagę dla wolnej amerykanki PiS i SLD, ziejących wręcz – wnosząc po tym, co i jak głoszą – pragnieniem zagryzienia partii Tuska i jego samego. To jest filtr, przeszkoda, niedoskonała, ale jakaś, że jadu z tej komisji wpłynie do życia publicznego trochę mniej.
5 listopada 2009 r.

Licznik PREZYDENCKI
Do końca kadencji „Prezydenta Swojego Brata” zostało już tylko 354 dni.

Wydanie: 2009, 45/2009

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy